Szwed Dan Park wspiera Andersa Breivika, Holocaust nazywa „żydowskim kłamstwem”, a Hitlera przedstawia jako bohatera i ukrzyżowanego Chrystusa. Od piątku zagości w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, którego dyrektor dystansuje się od „spojrzenia marksistowskiego i neomarksistowskiego”
Działalność stołecznego Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski pod kierownictwem Piotra Bernatowicza od kilkunastu miesięcy wywołuje kontrowersje. Instytucja, której nowy program zakłada rewizję sztuki najnowszej – poprzez „rozwijanie rozumnego, niezideologizowanego sposobu myślenia o sztuce tworzonej dzisiaj” oraz „włączenie artystów i nurtów marginalizowanych z przyczyn ideologicznych” CSW ma dystansować się od „spojrzenia marksistowskiego i neomarksistowskiego”.
Jak według nowych władz instytucji ma wyglądać realizacja tej misji? O tym będziemy mogli przekonać się już 27 sierpnia 2021, wraz z otwarciem zbiorowej wystawy „Sztuka Polityczna”, do której zaproszono m.in. Dana Parka – Szweda wielokrotnie skazanego za podżeganie do nienawiści wobec mniejszości etnicznych, sympatyka skrajnie prawicowych organizacji ze Skandynawii i Węgier, znanego również ze współorganizacji „gry w piłkę Koranem” i instalowania puszek z naklejką „Cyklon B” w pobliżu synagogi w Malmö.
Według kuratorów „Sztuki Politycznej” – Piotra Bernatowicza i Duńczyka Jona Eirika Lundberga – wystawa ma na celu ukazanie artystów i artystek „testujących granice tolerancji i konfrontujących [się] z politycznymi dogmatami” oraz „opowiadających się za nieskrępowaną ekspresją i antymainstreamowymi ideami”, którzy za swoją działalność doświadczają różnorako rozumianych represji. Jak twierdzi sam Bernatowicz, pisząc na prywatnym facebookowym profilu, „[organizując »Sztukę Polityczną« - przyp. A.W.] myślę o wolności sztuki, ale nie o wolności jednokierunkowej, z lewej do prawej, kiedy artyści głównie o lewicowym nastawieniu korzystają z niej, demontując i przekraczając granice ważne dla konserwatywnej części społeczeństwa. […] Nie o to chodzi jednak, żeby wolności była przypisana do tej lub inne strony społecznej sceny. Ale żeby po prostu była”.
To prawda, że cenzura i granice wolności słowa to tematy niezwykle istotne, zwłaszcza w obecnej sytuacji politycznej w Polsce, która przyniosła efekt w postaci wzmożenia aktów cenzury prewencyjnej i pozwów o obrazę uczuć religijnych na skalę niespotykaną od 1989 roku. Nic zatem dziwnego, że o swobodę ekspresji artystycznej i aktywistycznej pyta również CSW.
Przypomnijmy jednak, że dzięki staraniom Bernatowicza, instytucja gościła m.in. Jana Pietrzaka, węgierski zespół z neofaszystowskim liderem, konferencję o zagrożeniach związanych z „ideologią gender”, a ostatnio także Rafała Ziemkiewicza. Natomiast komercyjny wynajem Zamku Ujazdowskiego, w którym mieści się instytucja, pozwolił na zorganizowanie tam konwentów partyjnych Prawa i Sprawiedliwości, a w maju 2021 roku media donosiły o współpracy prawnej pomiędzy Jerzym Kwaśniewskim, prezesem Ordo Iuris, a nowymi władzami CSW. Wieloletnia współpracownica Bernatowicza, obecnie kuratorka w CSW, Krystyna Różańska-Gorgolewska pojawia się również wśród kadry nowo powołanego Collegium Intermarium, uczelni współorganizowanej przez Ordo Iuris.
Zatem jeżeli o wolność słowa i pluralizację debaty w CSW Zamek Ujazdowski chodzi, to jest ona zbieżna z rozumieniem ich przez ministra Czarnka i innych konserwatystów kulturowych – zagrożeniami, jakie widzą kuratorzy „Sztuki Politycznej”, są „poprawność polityczna”, „prądy, metody i pasje, które w ostatecznym rozrachunku wydają się działać wbrew podstawowym ideom demokracji i wartościom cywilizacji zachodniej”. W tym także fundamentalizm religijny, jednak – jak pokazuje przykład osób zaproszonych na wystawę – pochodzący wyłącznie ze środowisk ekstremistów muzułmańskich.
Wątek krytyki islamu oraz utożsamiania imigrantów i imigrantek z Bliskiego Wschodu z ekstremizmem (czy mówiąc wprost, z terroryzmem) jest niewątpliwie głównym kryterium doboru artystek i artystów biorących udział w wystawie.
Część z zaproszonych realnie doświadcza lub doświadczało zagrożeń związanych z fundamentalizmem – tak jest w przypadku Larsa Vilksa czy Agnieszki Kołek, którzy byli celami ataków terrorystycznych. Pisał o tym m.in. Niklas Orrenius w reportażu „Strzały w Kopenhadze” oraz dziennik „The Guardian”. Obok nich oraz twórczyń bezpośrednio doświadczających skutków Islamskiej Rewolucji Irańskiej (takich jak Firoozeh Bazrafkan i Farnoush Amini), migrantek z Jemenu (Tasleem Mulhall) czy Syrii (MIMSY) czy Öncü Hranta Gültekina – fotografa mówiącego o zbrodniach tureckich na Ormianach – pojawiają się skandynawscy sympatycy radykalnych partii „etno-nacjonalistycznych”, takich jak szwedzka PEGIDA czy duński Stram Kurs.
I jest to, moim zdaniem, dobitna deklaracja ideologiczna obu kuratorów, którzy o wolności słowa zdecydowali się mówić w Polsce poprzez pryzmat twórców wpisujących się w kampanię nienawiści, która, wraz z sytuacją w Afganistanie i kryzysem na granicy białorusko-polskiej, bardzo silnie wraca do mainstreamu.
Wśród nich znajdziemy właśnie Uwe Maxa Jensena (członka Stram Kursu) i Dana Parka, którzy w swojej twórczości uwiecznili m.in. „grę w piłkę Koranem”. Park, zwany „alt-rightowym Banksym” był współodpowiedzialny za demonstrację, w ramach której odbył się niesławny „mecz” połączony z aktem palenia egzemplarzy Koranu w pobliżu meczetu w Malmö. Wraz z Rasmusem Paludanem, liderem Stram Kursu, tłumaczyli, że miało to „pokazać, że islam w Szwecji nadal można krytykować i wyśmiewać”.
Jednak to antymuzułmańskie wystąpienie nie jest jedynym „performansem”, z którego znany jest Park.
Szwedzka opinia publiczna Parka poznała już w 1995 roku, gdy nosił kurtkę ze swastyką w miejscu publicznym. Trzy lata później został skazany jako pierwsza osoba w Szwecji za eksponowanie zakazanych symboli. Jak mówi sam Park w jednym z wywiadów dla portalu Nordfront (strony tworzonej przez osoby związane z neonazistowskim Nordyckim Ruchem Oporu), nie widzi powodu, dla którego noszenie swastyki powinno być karane. W innym wywiadzie dla Nordfrontu cieszy się ze wsparcia, jakiego udzielają mu neonazistowskie ruchy (nazywa je wówczas „swoimi fanami”) – a jeszcze w 2017 roku w internetowym sklepie Nordfrontu można kupić koszulki „Je suis Dan Park”. Nie żałuje żadnej ze swoich „akcji”, nazywa się bojownikiem o wolność słowa, a konsekwencje prawne utwierdzają go w słuszności przedsięwziętej drogi.
Historia procesów Parka jest długa. Dla przykładu, w 2018 zostaje skazany na karę więzienia za podżeganie przeciwko mniejszościom etnicznym, jednak nie stawia się na odbycie kary – wówczas jest w Budapeszcie, skąd wysyła do sądu pocztówkę do zakładu karnego. Na karcie umieszcza symbole 14 i 88 – odwołujące się wprost do neonazistowskiej symboliki – opisuje sprawę portal Expo.se. Do Budapesztu, jak otwarcie mówi, jeździ często – jest fanem neonazistowskiej sceny muzycznej, zna się z węgierskimi organizacjami neofaszystowskimi, bywa także na tzw. Dniu Honoru (Becsület Napja), organizowanym w rocznicę poddania się wojsk Waffen SS Armii Czerwonej. W Szwecji często bierze udział w demonstracjach antymuzułmańskich, organizowanych przez skandynawskie grupy nacjonalistyczne.
W social mediach, jak zwraca uwagę Orrenius, Park jest konsekwentny. Wspiera Andersa Breivika, a Holocaust nazywa „żydowskim kłamstwem”. Przede wszystkim Park jednak zajmuje się „uliczną partyzantką”, czyli tworzeniem plakatów i vlep, które rozwiesza i rozkleja w szwedzkich miastach. Niemal każdą akcję dokumentuje i publikuje na licznych blogach, które prowadzi – wśród rasistowskich, wymierzonych w osoby czarnoskóre i pochodzenia azjatyckiego, pojawiają się swastyki, napis „płoń” na pomniku Koranu, wizerunki Hitlera jako „bohatera” i Chrystusa.
Są też plakaty nawołujące do uwolnienia Breivika czy przypomnienie akcji z umieszczeniem puszki z napisem „Cyklon B” na terenie gminy żydowskiej w Malmö.
Jak pisze Bernatowicz w poście na swoim Facebooku, „Dan Park jest osobą przekorną, prowokującą rozmówcę, co udowadniają jego wypowiedzi […]. Ale nie identyfikuje się on jako nazista, choć wielu […] chciałoby go takim widzieć”. Tym samym, Bernatowicz przyłącza się do tej części krytyków działalności Parka, która uważa, że jego wystąpienia są „ironiczne”. Zarówno Park, jak i Jensen nazywają swoją twórczość „prowokacją artystyczną”.
Właśnie z powodu rzekomej „przekory” Parka i Uwe-Maxa Jensena, z udziału w wystawie „The Political Art”, zorganizowanej w 2019 roku w duńskiej Læsø Kunsthal, wycofał się jeden z najważniejszych współczesnych artystów Ai Weiwei, a kilku innych artystów zaprotestowało. Jej kurator, Lundberg, protesty zignorował, a wystawa w sieci wciąż reklamuje się udziałem Weiweia.
To istotny kontekst dla wystawy w CSW Zamek Ujazdowski, bowiem jest ona w dużej mierze oparta na koncepcji Lundberga (bądź jest jej bezpośrednią kontynuacją). Nie dość przypomnieć, że „Sztuka Polityczna” to wystawa, która ma się odbyć w polskiej instytucji kultury, która stanowi obecnie emblematyczny przykład próby przeprowadzenia „dobrej zmiany” w polu sztuki. Dlatego też kuratorzy, którym – jak deklarują – zależy na dyskusji na temat cenzury i wolności w sztuce, zapraszają do współpracy także rodzimych artystów.
Znajdziemy wśród nich Jacka Adamasa, Ignacego Czwartosa i Wojciecha Korkucia, czyli osoby stanowiące trzon koncepcji „nowej sztuki narodowej” – konserwatywnej w treści i relatywnie awangardowej w formie. W ich twórczości pojawiają się wątki smoleńskie, antyfeministyczne, gloryfikujące tzw. Żołnierzy Wyklętych, a także wymierzone w społeczność LGBTQIA. W 2020 roku Adamas zasiadł w Radzie Programowej CSW i otrzymał Nagrodę Ministra Kultury. Podobnie Czwartos, został także uhonorowany zakupami prac do kolekcji CSW. Korkuć natomiast – znany głównie ze słynnego „ZOZO”, plakatu wykonanego dla zeszłorocznego Marszu Niepodległości – był autorem cyklu grafik, wpisujących się w oficjalne obchody Stulecia Niepodległości, współorganizowanych przez Narodowe Centrum Kultury (oficjalna dokumentacja cyklu została usunięta ze strony NCK). Kilka lat wcześniej tworzył plakaty wspierające Andrzeja Dudę w wyborach prezydenckich, a z polecenia Ministerstwa został w zeszłym roku mianowany do Rady Programowej stołecznego Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Tak według Bernatowicza i Lundberga wyglądają polscy artyści, którzy współcześnie konfrontują się z politycznymi dogmatami i tworzą antymainstreamową sztukę w naszym kraju.
Natomiast osób, które aktualnie mierzą się z szykanami, procesami sądowymi za „obrazę uczuć religijnych”, aktami cenzury politycznej czy ideologicznej w Polsce - kuratorzy nie zaprosili.
Nic jednak dziwnego, bowiem za taki gest – pokazujący szczerość ich intencji i realną walkę o wolność słowa – otrzymaliby zapewne reprymendę od ministra Glińskiego. O ile nie pozew sądowy za eksponowanie treści, za które w Polsce grożą prawne konsekwencje. To dobitnie pokazuje stronniczość – jeżeli nie wręcz hipokryzję kuratorów „Sztuki politycznej”.
Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie włącza się wystawą „Sztuka polityczna” w dyskusję o wolności słowa w sztuce, niestety jednak, jak przystało na konserwatystów kulturowych, odpowiedź na pytanie o zagrożenia ze strony kuratorów brzmi: „muzułmański ekstremizm i poprawność polityczna”.
Obok kilkunastu artystów i artystek (oprócz tych z Bliskiego Wschodu, obecne także prace osób m.in. z Wenezueli, Korei, Hongkongu, Ukrainy i Białorusi) wystawiono „ironicznie” palących Koran, malujących swastyki i działających ramię w ramię z nacjonalistycznymi organizacjami, nierzadko – jawnie neonazistowskimi.
Zaproszono również polskich artystów, którzy tworzą trzon „nowej sztuki narodowej”, których wartości są zbieżne z politycznym mainstreamem w Polsce. Jak pisze Bernatowicz w oświadczeniu, które przytacza „Gazeta Wyborcza”, „żaden z artystów zaproszonych na wystawę nie deklaruje związku z ideologią neonazistowską, ani też nie deklaruje chęci propagowania nienawiści wobec mniejszości religijnych".
Dziwnym trafem na wystawie pojawiają się jednak Jensen i Park. Zwłaszcza Park – wielokrotnie skazany za podżeganie do nienawiści i eksponowanie zakazanych symboli, wysyłający z Węgier pocztówkę z nazistowskimi symbolami.
Na koniec oddajmy głos samemu Parkowi w sprawie „poprawności politycznej”.
„[…] Jakimi chłopcami do bicia są naziści w nacjonalistycznym państwie, w którym antysemicka partia Jobbik (Ruch na rzecz Lepszych Węgier) jest drugą co do wielkości?
Dan Park kiwa głową.
- To prawda. Tam jest trochę inaczej.
Czy gdyby neonaziści przejęli władzę, nadal by ich lubił? Gdyby Węgrami rządził Jobbik i uczynił z kraju państwo faszystowskie - czy wtedy równie fajnie byłoby chodzić na neonazistowskie koncerty? Dan Park odpowiada na moje pytanie uśmiechem i zaciąga się papierosem. Wygląda na to, że się zastanawia. W końcu mówi, że nie jest pewien. […]”. Niklas Orrenius, Strzały w Kopenhadze, tł. Katarzyna Tubylewicz, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018, s. 226.
W Polsce, podobnie jak na Węgrzech, też jest „trochę inaczej”. Narracja antyislamska i antyuchodźcza jest oficjalnym stanowiskiem partii rządzącej i koalicjantów, a akty cenzury dotyczą wyłącznie wystąpień krytykujących elity rządzące lub Kościół katolicki. Jednak z pewnych względów Piotr Bernatowicz i Jon Eirik Lundberg zdają się tego nie zauważać. Jak deklarują, walczą o wolność słowa. „Żeby po prostu była”.
Na zdjęciu ilustrującym artykuł Dan Park podczas koncertu zorganizowanego przez neonazistowską organizację Blood & Honor, Węgry, 2015
Krytyk i historyk sztuki. Redaktor magazynu „SZUM”.
Krytyk i historyk sztuki. Redaktor magazynu „SZUM”.
Komentarze