Jak to możliwe, że miało być 54 proc., a czasem jest kilkaset? Niestety, ceny regulowane przez URE nie chronią wszystkich. Cześć wspólnot mieszkaniowych i instytucji samorządowych ma teraz problem. Wyjaśniamy, skąd dokładnie się wziął i czy da się z nim coś zrobić
Ceny gazu ostro rosną – to wiemy wszyscy. Ale czy rządzący nas oszukują i rosną mocniej, niż ogłosił to Urząd Regulacji Energetyki? To zdają się sugerować rządzący Warszawą politycy Platformy Obywatelskiej.
„Podwyżka cen gazu na 2022 rok ma wynieść ok. 54 proc.? A co powiecie na podwyżkę o 815 proc.? Nasza miejska przychodnia zdrowia w 2021 roku płaciła 112 tys. zł rocznie. W 2022 ma płacić 880 tys. Czy w Warszawie PGNiG postanowiło ustanowić nowy rekord drożyzny?” – zapytała 28 grudnia na Twitterze zastępczyni prezydenta Warszawy na Twitterze.
Tego samego dnia dodała:
„Mój poranny tweet o rekordowym wzroście ceny gazu dla przychodni o 815 proc. już rekordem nie jest. ZGN Warszawa Włochy otrzymał ofertę przetargową ze wzrostem cen o 980 proc”.
Jak to możliwe, że chociaż rządzący chwalą się, że podwyżka wynosi zaledwie 54 proc., to wiele podmiotów otrzymuje podwyżki kilkukrotne?
Najpierw przyjrzyjmy się uważniej liczbom podane przez wiceprezydentkę Kaznowską. Szczególnie że liczbę 980 proc. (zaokrągloną już do 1000) podał na swoim profilu na Facebooku 29 grudnia prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Konkretne kwoty opłat, które przytacza Kaznowska, nie całkiem korespondują z podawaną przez nią procentową wielkością podwyżek — w pierwszym przypadku rzeczywista wielkość podwyżki to 785 proc. (nie 815), w drugim średnia podwyżka dla mieszkań to 638 proc. (nie 980 proc.). Faktyczne liczby są więc niższe, dalej jednak są to ogromne podwyżki. Do drugiego przykładu – mieszkań komunalnych na warszawskich Włochach – za chwilę wrócimy. Najpierw wytłumaczmy jednak podstawową kwestię.
Na tweet Renaty Kaznowskiej odpowiedział profil PGNiG:
„W przypadku klientów biznesowych PGNiG Obrót Detaliczny obowiązują cenniki kształtowane w oparciu o bieżącą sytuację rynkową, w tym o notowania gazu na Towarowej Giełdzie Energii (TGE), które w ostatnim czasie osiągają historycznie wysokie poziomy”.
PGNiG to dominująca siła na rynku sprzedaży gazu. W 2020 roku firma kontrolowała ponad 85 proc. rynku.
I w tym oświadczeniu gazowy gigant kontrolowany przez skarb państwa ma rację. Bo różne segmenty rynku podlegają różnym regulacjom. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, od 1 października 2017 roku Prezes URE zatwierdza jedynie taryfy na gaz sprzedawany wyłącznie odbiorcom w gospodarstwach domowych. Tak określone ceny dotyczą mniej więcej połowy rynku. Reszta – klienci biznesowi, instytucjonalni – płacą ceny rynkowe. Instytucje publiczne rozpisują przetargi i wybierają najkorzystniejszą ofertę.
Ale w tym roku żadna z proponowanych ofert nie będzie szczególnie atrakcyjna. Giełdowe ceny gazu poszybowały do góry i na wolnym rynku będzie po prostu horrendalnie drogo.
W grudniu 2020 na Towarowej Giełdzie Energii średnia cena za megawatogodzinę w kontraktach na kolejny miesiąc wynosiła 72 złote. W tym roku to 360 złotych. Czyli wzrost o dokładnie 400 proc. Między lipcem 2020 a lipcem 2021 to również prawie 400 proc. W październiku – 435 proc. Wzrosty są więc ogromne.
Problem pojawia się, gdy chodzi np. o instytucje publiczne. Z całej Polski dochodzą doniesienia o ogromnych, kilkukrotnych podwyżkach. Np. szpital w Bochni otrzymał od PGNiG ofertę, z której wynika prawie czterokrotna podwyżka ceny gazu – z 620 tys. zł rocznie do 2,3 mln zł rocznie.
Wróćmy teraz do drugiego przykładu podanego przez wiceprezydentkę Kaznowską. Podała ona kwoty podwyżki dla jednego z 19 budynków z mieszkaniami komunalnymi na warszawskich Włochach. To wszystkie komunalne budynki ogrzewane gazem, którymi zarządza tamtejszy Zakład Gospodarowania Nieruchomościami. Spójrzmy na liczby:
Gdy zsumujemy wszystkie podwyżki opłat za ogrzewanie mieszkań w tym budynku, wychodzi wzrost o 638 proc. Ale nie będzie to całkiem ścisłe. W lewej kolumnie mamy kwotę średnią z całego roku. W prawej – ceny na styczeń, czyli sezon grzewczy. Rachunki w styczniu są powyżej średniej, więc rzeczywisty wzrost będzie mniejszy – być może nawet dwukrotnie. Nawet gdyby tak było – wzrost o ponad 300 proc. w skali roku wciąż jest olbrzymi.
W tym konkretnym przypadku – mieszkań komunalnych na warszawskich Włochach – sprawa jest dodatkowo skomplikowana. ZGN zgodnie z procedurami ogłosił przetarg, jednak wpłynęła tylko jedna oferta z firmy Fortum – dotychczasowego dostawcy energii. Chociaż chodzi tylko i wyłącznie o mieszkania, rzecznik prasowy Fortum poinformował nas, że umowa zawierana jest z ZGN, w związku z czym nie ma innej możliwości, jak tylko cennik instytucjonalny.
ZGN postanowiło sprawę zaskarżyć do UOKiK i URE.
Wczoraj URE przypomniało swój komunikat z 2018 roku. Jest on jednoznaczny: „W przypadkach, gdy paliwo gazowe kupowane przez odbiorcę będącego właścicielem lub zarządcą budynku wielolokalowego jest wykorzystywane w celu wytwarzania ciepła, wyłącznie na potrzeby gospodarstw domowych w budynku, rozliczenia winny być dokonywane zgodnie z cenami zatwierdzonymi przez Prezesa URE w taryfie”.
Jak wskazuje URE, jeżeli w lokalu wchodzącym w skład budynku wielolokalowego jest zarejestrowana działalności gospodarcza, wyklucza to możliwość rozliczenia zużycia gazu w takim lokalu z zastosowaniem taryfy zatwierdzonej przez organ regulacyjny. Co wtedy? "W takich przypadkach należy porozumieć się ze sprzedawcą, co do ewentualnego określenia sposobu weryfikacji ilości gazu nabywanego na cele zużycia w gospodarstwach domowych w takim budynku i na inne cele" - pisze URE.
Z tego wynika, że jeśli wszystkie lokale w tych 19 budynkach są mieszkalne, dostawca ma obowiązek rozliczenia w cenie dla gospodarstw domowych, czyli z podwyżką o 54 proc. Wykładnia przepisów jest tu zupełnie jasna.
Na razie ZGN i Fortum podpisali umowę jedynie na styczeń 2022 - stąd pewność, że podane ceny dotyczą tylko tego jednego miesiąca.
Niestety, giełdowe przewidywania mówią, że luty będzie jeszcze droższy. Według prezesa PGNiG Pawła Majewskiego magazyny w Polsce i tak są w dobrej sytuacji i są zapełnione w 95 proc. – to informacja z 21 grudnia. Według jego słów jesteśmy w dużo lepszej sytuacji niż reszta Europy, gdzie średnie zmagazynowanie ma wynosić 60 proc. Po mroźnej zimie w zeszłym roku nie udało się w pełni uzupełnić zapasów. Sytuacja na europejskim rynku mocno wpływa na sytuację także w Polsce. Dużo do powiedzenia ma też Gazprom, który ogranicza dostawy, część gazu kierując do państw azjatyckich — to właśnie w Chinach zaczął się obecny kryzys energetyczny.
Nie będzie przesadą mówienie o kryzysie gazowym w Europie. Marne to jednak pocieszenie, że w ciężko jest nie tylko nam.
Wyższe niż spodziewane podwyżki są też czasem wynikiem konstrukcji umowy. Szczególnie jeśli wspólnota mieszkaniowa ma zawartą umowę na zasadach biznesowych. Bo przecież zwykle w bloku czy kamienicy mieszkańcy nie wybierają dostawcy gazu indywidualnie, decyduje się wspólnie w ramach wspólnoty lub spółdzielni mieszkaniowych.
Zdarza się, że wspólnoty podpisują umowy wolnorynkowe. Może się to opłacać, szczególnie gdy wspólnota jest duża i jest w stanie wynegocjować korzystną i stałą stawkę na dłuższy czas, np. na dwa lata. Do zakwalifikowania się do takiej umowy wystarczy deklaracja, że na terenie wspólnoty prowadzona jest działalność gospodarcza. To może być sklep, a może być jednoosobowa firma w jednym z mieszkań.
Są wspólnoty, które podpisały umowy dwa-trzy lata temu, które kończą się teraz. Jeżeli dalej będą rozliczały się według cennika wolnorynkowego, czeka je szok i stąd mogą wynikać niektóre kilkusetprocentowe podwyżki – bo dwa-trzy lata temu ceny były znacznie niższe.
W rozmowie z OKO.press rzecznik PGNiG potwierdza możliwość rozdzielenia liczników dla takich wspólnot – tak by klienci biznesowi rozliczali się zgodnie z prawem, ale by dalej chronić odbiorców gazu w gospodarstwach domowych. PGNiG Obrót Detaliczny ma ponad 7 mln klientów, a mały i średni biznes to około 200 tys. Duże przedsiębiorstwa, jak np. Grupa Azoty, rozliczają się w ramach innej spółki.
Podwyżki w podmiotach, które mają umowy wolnorynkowe, mogą być więc bardzo nierówne, bo zależą od bardzo wielu czynników: poprzedniej umowy; tego, na jak długo była zawarta; wielkości podmiotu; tego, czy korzysta z innych usług dostawcy. Problem w tym, że umowy zwykle kończą się z końcem roku, a wiadomości o wysokości podwyżek spadają nagle. Dlatego czasu na negocjacje i znalezienie najlepszego rozwiązania zwykle jest zbyt mało.
Stabilne przez lata ceny gazu sprawiały, że dwutorowy system opłat za gaz – z taryfą URE dla gospodarstw domowych i wolnym rynkiem dla reszty – był dla wielu osób praktycznie niewidoczny. Zmienił to dopiero kryzys gazowy. Szczęśliwie długofalowe prognozy mówią, że ceny nie powinny w dłuższym okresie rosnąć. Nie wrócą do poziomów sprzed roku czy dwóch, ale bardzo możliwe, że właśnie przeżywamy najgorszy moment.
Niestety, żadne to pocieszenie dla szpitala, który i tak ledwo wiązał koniec z końcem, a teraz musi znaleźć ponad milion złotych na ogrzewanie. Ani dla lokatorów mieszkania socjalnego, którzy w styczniu będą musieli zapłacić 1500 złotych za ogrzanie swojego mieszkania. To przykład mieszkania numer 7 z grafiki powyżej. Nawet jeśli ostatecznie podwyżka jest niższa (na grafice mamy porównanie do średniej rocznej, nie do stycznia, gdy ceny są wyższe), to i tak ogromna kwota. Powtórzmy jednak za URE: w tym przypadku powinny obowiązywać ceny według taryfy. Kto zawinił - czy ZGN dzielnicy Włochy przy rozpisywaniu przetargu, czy dostawca? - nie sposób teraz stwierdzić.
Wygląda na to, że niemal wszyscy – rząd, rynek, konsumenci, wspólnoty mieszkaniowe – zostały obecną sytuacją zaskoczone. Odsuwanie przetargów do ostatniej chwili (bo może gaz stanieje) okazało się fatalnym pomysłem. Dotychczas też dwutorowa forma rozliczenia za gaz nie była problemem, bo przy odpowiednio wynegocjowanych warunkach umowa mogła być lepsza na wolnym rynku. Dziś droga wolnorynkowa jest skrajnie niekorzystna, a korzystało z niej — najczęściej bez świadomości tego faktu — wielu odbiorców wrażliwych. Jeśli faktycznie w styczniu dostaną tak horrendalne podwyżki, antyinflacyjny dodatek osłonowy — zawarty w ustawie, którą podpisał właśnie prezydent — będzie dla nich dalece niewystarczający. Korzystniejszym rozwiązaniem, byłby np. bon energetyczny proponowany przez Instytut Badań Strukturalnych.
Nie jest to problem, który w równym stopniu dotyczy wszystkich. Według danych GUS z 2018 roku, 14 proc. gospodarstw domowych było ogrzewanych gazem, dziś ten odsetek może być nieco większy. Największy kłopot mają właśnie ci, którzy gazem grzeją całe mieszkania i domy, bo tutaj miesięczny koszt jest spory, a po podwyżce ogromny.
Nie wiemy, ile dokładnie osób mieszka w domach ogrzewanych gazem, w których obowiązywały stawki rynkowe. To jednak z pewnością tysiące (dziesiątki tysięcy?) osób, których rachunki mogą wzrosnąć jeszcze bardziej - samo przejście na taryfę będzie w ich przypadku skutkować względnie wyższymi podwyżkami (bo wcześniej płacili poniżej taryfy - tylko wtedy wolnorynkowe umowy miały ekonomiczny sens).
W dwuminutowym filmiku opublikowanym 30 grudnia na Twitterze Donald Tusk mówi o problemie, i wspomina o „koszmarnej ustawie”, którą przygotował PiS. Nie precyzuje, o jaką ustawę chodzi, z jego wypowiedzi jasno ma wynikać, że horrendalne podwyżki są wynikiem tej ustawy. To nieprawda. Tusk mówi też, że PO przygotowała ustawę gazową, która ma zmienić „te idiotyzmy”. Mówi, że rząd tę ustawę dostanie na początku roku. Nie mówi jednak ani słowa o tym, jakie rozwiązania proponuje.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze