0:000:00

0:00

“Nasza dotacja jest w gruncie rzeczy bardzo, bardzo skromna” - przekonywała posłów w lipcu 2021 roku ówczesna wiceminister kultury Magdalena Gawin, mówiąc o rządowym wsparciu dla Instytutu Pileckiego.

“Instytut dostał jednorazowo 76 mln zł. I to było tak: na siedzibę, na etaty, na komputery, na oprzyrządowanie, na digitalizację, na wszystko. To był jednorazowy rzut pieniędzy” - zapewniała.

Ale od tego czasu były kolejne "rzuty".

Jak ustaliliśmy, w 2021 roku ministerstwo kultury przyznało Instytutowi Pileckiego na inwestycje dodatkowo co najmniej 155 826 835 zł.

Taką sumę zapisano w rozporządzeniu rządu o wydatkach zaplanowanych na 2021 rok, przechodzących na rok 2022. Mówimy zatem tylko o pieniądzach przyznanych Instytutowi Pileckiego w 2021 roku, których Instytut nie zdążył w tym roku wydać. Całkowita dotacja mogła być nawet wyższa. Niestety, zarówno resort Glińskiego, jak i Instytut od ponad miesiąca unikają odpowiedzi na nasze pytania w tej sprawie.

Nie odpowiedziały nam też, ile Instytut wydaje na bieżącą działalność w kraju i za granicą.

W 2020 roku było to około 30 mln złotych, z tego prawie 8 mln na filię w Niemczech.

Wkrótce jednak wydatki znacznie wzrosną, bo Instytut planuje dalszą krajową i zagraniczną ekspansję. Prowadzenie planowanych placówek w Izraelu i USA ma kosztować co najmniej 25 mln rocznie. Nie wiadomo zupełnie, jakie będą koszty utrzymania przyczółka w Szwajcarii - o którym piszemy niżej.

Przypomnijmy, że Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego - bo taka jest pełna nazwa tej instytucji - ma być narzędziem polityki historycznej PiS. Od stycznia 2022 roku kieruje nim była wiceminister kultury Magdalena Gawin.

Instytut działa trochę jak IPN (prowadzi badania historyczne, archiwizuje źródła), a trochę jak odpowiednik izraelskiego Yad Vashem (przypomina o polskich ofiarach totalitaryzmów, przyznaje medale zasłużonym dla “Narodu Polskiego”).

W OKO.press pisaliśmy, że działalność tej osobliwej hybrydy budzi poważne zastrzeżenia historyków-badaczy Zagłady. Teraz do zastrzeżeń naukowych i metodologicznych dochodzą pytania o rosnące koszty Instytutu.

Szwajcarska tajemnica

Najwięcej pieniędzy - 120 mln złotych - ministerstwo przyznało Instytutowi na zakup zabytkowego kompleksu “Schwanen” w niewielkiej miejscowości Rapperswil w Szwajcarii.

Chodzi najpewniej o Hotel Schwanen (niem. Pod Łabędziem), położony nad samym brzegiem malowniczego jeziora Zuryskiego, trzy minuty spacerem od rapperswilskiego zamku. Budynek był kilkakrotnie przebudowywany, ale jego najstarsza część pochodzi z XIII wieku. To obiekt pokaźnych rozmiarów - poza 25 pokojami noclegowymi znajdują się w nim sale konferencyjne o łącznej powierzchni 850 metrów kwadratowych, dwie restauracje i bar. Od 2016 roku hotel pozostaje zamknięty.

Kompleks Schwanen, który zamierza kupić Instytut Pileckiego
Kompleks Schwanen w Rapperswilu. Po lewej część z XIII wieku. Fot. screen Google Earth.

Jeśli kupi go Instytut Pileckiego, na przebudowę z publicznej kasy prawdopodobnie będzie musiał wydać kolejne dziesiątki milionów złotych. Zwłaszcza że Szwajcaria to jeden z najdroższych krajów na świecie.

Po co Instytutowi taki budynek? Wciąż czekamy na odpowiedzi na nasze pytania.

Prawdopodobnie Instytut Pileckiego otworzy tu swoją zagraniczną filię, połączoną z nową siedzibą dla Muzeum Polskiego, które od 1870 roku działa właśnie w Rapperswilu.

Muzeum założyli polscy działacze niepodległościowi. Zgromadziło ono około 8 tys. eksponatów związanych z polską kulturą i historią. Przez lata mieściło się w górującym nad Rapperswilem XIII-wiecznym zamku. Ale po decyzji lokalnych władz, popartej w referendum przez mieszkańców, musi wynieść się z zamku do połowy 2022 roku.

Na nic zdały się dyplomatyczne wysiłki rządów PO-PSL, a następnie PiS. Polska otrzymała jedynie zapewnienie, że po remoncie zamku w jednej z sal przedstawiona zostanie historia Polaków w Szwajcarii. Muzeum Polskie będzie też mogło organizować tam wystawy czasowe i korzystać z sali konferencyjnej.

Co z pozostałą kolekcją? W listopadzie 2021 roku “Rzeczpospolita” pisała, że rząd szuka dla Muzeum nowej placówki w Szwajcarii. Ministerstwo kultury zapewniało, że decyzje zostały już podjęte, zabezpieczone miały być także pieniądze w budżecie. Wciąż trwały jednak “rozmowy”.

Teraz okazuje się, że nową siedzibą Muzeum będzie prawdopodobnie zakupiony przez Instytut Pileckiego kompleks hotelu Schwanen.

Można się zastanawiać, czy rząd powinien za wszelką cenę utrzymać Muzeum w Rapperswilu (zamiast np. przenieść kolekcję do Polski). Ale nawet gdyby uznać tę decyzję za słuszną, wciąż aktualne jest pytanie, co będzie tam robić kolejna placówka Instytutu Pileckiego - o której dotąd rząd publicznie nawet nie wspominał.

Lifting na Siennej

Następną imponującą dotację - ponad 29,5 mln złotych - Instytut otrzymał na “przebudowę i rozbudowę” siedziby przy ul. Siennej 82 w Warszawie, na granicy Woli i Śródmieścia.

To pięciopiętrowy budynek z lat 60., później przekształcony w biurowiec. Przestrzeni na działalność jest tu sporo, bo aż 2400 metrów kwadratowych. Nieruchomość jest własnością Instytutu, ale nie jego chlubą.

“Jest to najbrzydszy budynek w mieście, żeby była jasność. Jest po prostu paskudny, ale nie mieliśmy innego wyjścia, bo kupienie czegokolwiek w Warszawie jest niezmiernie trudne. Tak więc postawiliśmy na to, że budynek jest pojemny” - tłumaczyła podczas posiedzenia sejmowej komisji kultury w styczniu 2020 Magdalena Gawin.

Siedziba Instytutu Pileckiego przy ul. Siennej 82 w Warszawie
Siedziba Instytutu Pileckiego przy ul. Siennej 82 w Warszawie. Fot. Maria Pankowska, OKO.press

Gwoli ścisłości: siedziba przy Siennej perłą architektury nie jest, ale w Warszawie nietrudno znaleźć przykłady mniej udanych realizacji. Jednak ministerstwo i Instytut uznały, że konieczne są zmiany.

“Musimy go wyremontować” - stwierdziła w Sejmie Gawin.

Jeszcze w 2020 roku resort Glińskiego przekazał Instytutowi na ten cel co najmniej 6,8 mln złotych. A w 2021 roku dołożył wspomniane wyżej 29,5 mln złotych.

Konkurs architektoniczny na “przebudowę i rozbudowę” ogłoszono w marcu 2020. Zwycięski projekt przygotował architekt Bogumił Kidziak. Ale choć pozostali laureaci konkursu chwalili się swoimi koncepcjami na stronach internetowych, na stronie Kidziaka nie ma żadnych informacji o projekcie dla Instytutu Pileckiego.

Pracy nie udostępnił też sam Instytut. “Projekt się zmieni, dlatego mylące byłoby pokazywanie wizualizacji konkursowych” - tłumaczył stołecznej “Gazecie Wyborczej” rzecznik Grzegorz Mazurowski. Wiadomo jedynie, że elewacja ma być powściągliwa, nawiązywać do “dziedzictwa przedwojennej architektury” i oddawać “państwowy” charakter budynku.

Oprócz biurowca przy Siennej, Instytut Pileckiego ma także biuro w przedwojennej kamienicy Henryka Lewenfisza przy ul. Foksal 17 w Warszawie. Lokal pierwotnie był siedzibą Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami, który został wcielony do Instytutu Pileckiego w 2018 roku. To tutaj, a nie przy Siennej, Instytut jest oficjalnie zarejestrowany.

Formalna siedziba Instytutu Pileckiego przy Foksal 17
Elewacja kamienicy przy ul. Foksal 17 w Warszawie. Instytut Pileckiego ma tu formalną siedzibę. Fot. Google Earth, zrzut ekranu.

Po sąsiedzku z Prezydentem

Mimo że Instytut Pileckiego ma w stolicy dwie siedziby i obecnie rozbudowuje jedną z nich, wciąż mu ciasno. Ministerstwo podarowało mu 463 800 złotych na przebudowę lokalu na parterze tzw. Domu bez Kantów przy Trakcie Królewskim, w okolicach Pałacu Prezydenckiego, Hotelu Bristol i Placu Piłsudskiego. Trudno o bardziej prestiżową lokalizację w Warszawie, a nawet w całej Polsce.

Dom Bez Kantów, gdzie Instytut Pileckiego organizuje wystawy
Fasada Domu Bez Kantów na rogu ulic Królewskiej i Krakowskie Przedmieście. Fot. Google Earth, zrzut ekranu.

Lokalami użytkowymi w zabytkowym Domu Bez Kantów zarządza Agencja Mienia Wojskowego.

Lokal o powierzchni 447 metrów kwadratowych został oddany w użytkowanie Instytutowi Pileckiego w 2019 roku - po tym, jak AMW przekazała go, w ramach użyczenia, ministerstwu kultury. Agencja zrezygnowała tym samym z próby wynajęcia pomieszczeń na rynku prywatnym i z ew. pobierania za nie czynszu, którego wyjściową wysokość określiła na 24 tys. złotych miesięcznie netto.

Instytut Pileckiego czynszu płacić nie będzie. Musi jedynie pokryć opłaty za media i utrzymanie lokalu.

Oraz wyremontować lokal, którego stan techniczny AMW określiła jako “średni”, wymagający “poniesienia nakładów”. Na to właśnie pójdzie wspomniana wyżej ministerialna dotacja. Instytut Pileckiego zamierza urządzać tu wystawy i prowadzić działalność edukacyjną.

Na tym jednak nie koniec.

Jeszcze w sierpniu 2017 roku AMW przekazała ministerstwu kultury w ramach użyczenia mniejszy lokal (216 metrów kwadratowych) na parterze tego samego budynku, również rezygnując z potencjalnych wpływów z czynszu - ponad 23 tys. złotych miesięcznie.

Od października 2020 roku Instytut Pileckiego eksponuje tutaj wystawę pt. “Zawołani po imieniu”. To element szerszej - i kontrowersyjnej - kampanii, w ramach której upamiętnia Polaków pomagających Żydom podczas hitlerowskiej okupacji, często z narażeniem życia. Tytuł nawiązuje do wiersza Zbigniewa Herberta “Pan Cogito o potrzebie ścisłości”.

Lokale wystawiennicze Instytutu Pileckiego na Krakowskim Przedmieściu
Lokale wystawiennicze Instytutu Pileckiego na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Fot. Maria Pankowska, OKO.press

Aby wystawa mogła się odbyć, lokal trzeba było zaaranżować i wyposażyć. W planach przetargowych Instytutu na 2020 rok znajdujemy informację, że poszło na to 150 tys. złotych.

Perełka na Podlasiu

Niemal 5 mln złotych ministerstwo przyznało Instytutowi na “modernizację i przebudowę” kolejnego budynku, tym razem w podlaskim Augustowie.

Na początku lipca 2021 roku Instytut Pileckiego kupił tu zabytkową nieruchomość - tzw. Dom Turka. Ministrowi Glińskiemu i wiceministrze Gawin zakupu gratulował na Twitterze premier Mateusz Morawiecki.

To kamienica z końcówki XIX wieku, o powierzchni ponad 400 metrów kwadratowych, wraz z działką 2090 metrów. Przed wojną należała żydowskiej rodziny Rechtmanów. W latach 1928-1936 mieściła się tu cukiernia prowadzona przez bośniackiego imigranta, nazywanego przez mieszkańców Turkiem - stąd zwyczajowe określenie budynku.

Podczas II wojny światowej budynek był siedzibą NKWD. Po wojnie ulokowano w nim oddział Urzędu Bezpieczeństwa, a następnie Milicji Obywatelskiej i Wojsk Ochrony Pogranicza. Później trafił w prywatne ręce. I niszczał. Miasto bez powodzenia próbowało go odkupić - proponowało 800 tys. złotych, ale właściciel żądał dużo więcej - ponad 6 mln.

Dom Turka w Augustowie kupiony przez Instytut Pileckiego
Dom Turka w Augustowie kupiony przez Instytut Pileckiego. Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.pl

Teraz, ku uciesze lokalnych władz, Instytut Pileckiego zamierza otworzyć tutaj muzeum obławy augustowskiej. To operacja sił komunistycznych z 1945 roku, w której zginęły co najmniej 592 osoby, w tym liczni tzw. żołnierze wyklęci.

„To będzie piękne miejsce, jedno z najpiękniejszych muzeów” – przekonywała w październiku 2021 roku Magdalena Gawin podczas otwarcia plenerowej wystawy w ogrodzie kamienicy. Poza muzeum w budynku będzie mieścił się także lokalny oddział Instytutu Pileckiego.

Stworzenie nowoczesnej placówki w wiekowym i zaniedbanym budynku to nie lada koszt, ale Instytut mógł liczyć na hojne wsparcie od Ministerstwa Kultury.

Poza wspomnianymi 5 mln złotych w 2021 roku resort przekazał mu też 159 tys. złotych na zakup 8-osobowego samochodu do obsługi nowej filii.

W Polsce Instytut utrzymuje już zatem placówki przy ul. Foksal, Siennej, dwa lokale na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie oraz nowy oddział w Augustowie. Na “zakupy inwestycyjne” dla nich resort Glińskiego w 2021 roku przyznał Instytutowi jeszcze jedną dotację celową - 832 242 zł.

Niech nas zobaczą

Część z pieniędzy na “zakupy inwestycyjne” ma dostać placówka w Berlinie.

To właśnie od tego miasta zaczął swoją międzynarodową ekspansję Instytut Pileckiego. Tutejsza filia zainaugurowała działalność 16 września 2019 roku. I to nie byle gdzie, bo w samym centrum stolicy Niemiec - przy placu Paryskim (niem. Pariser Platz), tuż obok Bramy Brandenburskiej oraz ambasad USA, Wielkiej Brytanii i Francji.

Instytut Pileckiego na mapie Berlina
Położenie placówki Instytutu Pileckiego na mapie Berlina. Fot. Google Maps, zrzut ekranu.

Trudno o lepszą lokalizację i o bardziej wymowny politycznie gest: Instytut ma za zadanie przypominać o męczeństwie Polaków doświadczonych m.in. przez totalitaryzm niemiecki. Właśnie “niemiecki”, nie “nazistowski”. Takie sformułowanie występuje w materiałach Instytutu, tak też mówi Magdalena Gawin, jednocześnie jednak przywołując totalitaryzm “sowiecki”, a nie “rosyjski”.

Ofensywa historyczna w sercu Berlina kosztuje niemało. W 2020 roku budżet placówki wyniósł około 8 mln złotych.

Jak ustaliliśmy, Instytut płaci za wynajem biura przy Pariser Platz 172 335 zł miesięcznie. Rzecznik niemieckiego oddziału Instytutu zapewnił nas, że ceny analogicznych powierzchni “w dobrych lokalizacjach” są bardzo podobne, czy “wręcz identyczne”. Do tego dochodzą koszty wynajmu mieszkań pracowniczych. Na siedzibę i lokale w 2020 roku Instytut wydał łącznie 2,4 mln zł.

Budynek Instytutu Pileckiego w Berlinie
Budynek, w którym mieści się placówka Instytutu Pileckiego w Berlinie. Fot. Google Earth, zrzut ekranu.

Ale Berlin to dopiero początek międzynarodowych planów Magdaleny Gawin. W lipcu 2021 roku Sejm niemal jednogłośnie przyjął nowelizację ustawy o Instytucie Pileckiego. Cel noweli? Umożliwienie Instytutowi ekspansji także poza kraje Unii Europejskiej. Już wkrótce podwoje mają otworzyć placówki w Nowym Jorku i Tel Awiwie.

Ich przewidywane koszty to:

  • 13 mln zł rocznie na placówkę w Nowym Jorku (w tym 4,6 mln zł na wynagrodzenia oraz 2,4 mln na czynsz i wynajem mieszkań dla “pracowników oddelegowanych z Polski”);
  • 12 mln zł rocznie na placówkę w Tel Awiwie (w tym 4,1 mln zł na wynagrodzenia oraz 2,1 mln złotych na czynsz i mieszkania).

Jak łatwo policzyć, koszty wynagrodzeń i najmu pochłoną w obu przypadkach ponad połowę ich rocznego budżetu. Mówimy tu o kwotach orientacyjnych, prognozowanych na początku 2021 roku. Mogą okazać się wyższe, bo Nowy Jork i Tel Awiw to jedne z najdroższych miast świata.

Na właściwą działalność obu placówek - wystawy, konferencje, pracę naukową - przewidziano odpowiednio 4,9 i 4,6 mln zł rocznie.

Magdalena Gawin w lipcu argumentowała, że Polska powinna była już dawno otworzyć placówki historyczne za granicą i porównywała Instytut Pileckiego do Niemieckiego Instytutu Historycznego (ten ma sześć zagranicznych siedzib, w tym jedną w Warszawie). NIH są instytucjami czysto badawczymi, podlegają niemieckiemu ministerstwu nauki i skupiają się na wymianie naukowej.

Warto przypomnieć, że w Berlinie, Nowym Jorku i Tel Awiwie działają już zarządzane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Instytuty Polskie, które zajmują się m.in. upowszechnianiem wiedzy o polskiej historii. Działalność zagraniczną powinien prowadzić także IPN.

Po co zatem kolejne miliony na kolejne Instytuty Pileckiego?

Fabryka państwowych mitów

Dzisiejszy Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego powstał z połączenia dwóch instytucji:

  • Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, utworzonego w 2016 roku z inicjatywy Magdaleny Gawin
  • oraz Instytutu Solidarności i Męstwa powołanego pod koniec 2017 roku ze rzeczonym hojnym budżetem na rozruch - 76 mln złotych.

Po fuzji Instytut Pileckiego ma za zadanie dbać o pamięć o osobach zasłużonych dla Polski. Prowadzi badania historyczne, gromadzi, archiwizuje i digitalizuje relacje świadków, edukuje i propaguje wiedzę o bohaterstwie Polaków, wypłaca stypendia. Przyznaje także Medale Virtus et Fraternitas (łac. Męstwa i Braterstwa) osobom, które pomagały Polakom cierpiącym przez totalitaryzmy.

Niemal wszystkie te zadania - zgodnie z ustawą - powinien wykonywać IPN, na który rząd - po kolejnych podwyżkach - rocznie wydaje ponad 420 mln zł. Zdaniem Magdaleny Gawin i polityków PiS obie instytucje będą się jednak “uzupełniać”.

Jak na razie Instytut Pileckiego próbuje zaistnieć w zbiorowej świadomości. Zgodnie z planem przetargowym w 2020 roku zamierzał wydać ponad milion złotych na reklamę w Polsce i Niemczech - w metrze, autobusach, tramwajach, internecie, prasie, telewizji, radiu.

O ile Instytutowi nie sposób odmówić aktywności, to jego statutowa działalność miejscami budzi kontrowersje.

W listopadzie 2021 roku sponsorowanej przez niego nagrody naukowej nie przyjęła prof. Eliyana Adler. Zarzuciła Instytutowi, że uczestniczy w cenzurowaniu prac historyków, którzy piszą o udziale Polaków w Zagładzie Żydów i pod rękę z PiS “tworzy państwowe mity”.

Instytut stawia też pomniki Polakom, którzy ratowali Żydów. To wspomniany już projekt “Zawołani po imieniu”.

Jak pisaliśmy w OKO.press, w listopadzie 2021 roku w Treblince Instytut uhonorował w ten sposób kolejarza Jana Maletkę, na którego bohaterstwo brak jest jednak wystarczających dowodów. A oddawanie hołdu zamordowanemu Polakowi w sąsiedztwie obozu, w którym zginęło ponad 900 tys. Żydów część badaczy uznaje za głęboko niemoralne. Prof. Jan Grabowski, historyk z Uniwersytetu w Ottawie, nazwał “Zawołanych po imieniu” kampanią propagandową.

Przeczytaj także:

W 2017 roku w Ostrowi Mazowieckiej w ramach tej samej akcji pomnik postawiono ciotecznej babce minister Magdaleny Gawin, Jadwidze Długoborskiej. Jak wskazywała liście do “Gazety Wyborczej” prof. Mikhal Dekel, w mieście boleśnie brakuje za to upamiętnienia licznych mieszkających tam przed wojną Żydów, w tym przodków prof. Dekel.

Mimo że Instytut Pileckiego dubluje zadania IPN i mimo krytyki historyków utworzenie filii Instytutu Pileckiego w Nowym Jorku i Tel Awiwie poparła w lipcu 2021 roku znakomita większość opozycji. Wyjątkiem była Lewica i pojedynczy posłowie KO.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze