Zawody dla dzieci i pieniądze dla szkół, a w tle demonstracja, która według wójta nie ma prawa się odbyć. Jak CPK i rząd kupują przychylność gmin, których mieszkańcom grozi wysiedlenie pod Centralny Port Komunikacyjny
To wszystko zdarzyło się w pewną słoneczną sobotę w Teresinie w powiecie sochaczewskim. Wójt gminy Teresin próbował „z rażącym naruszeniem prawa” zakazać demonstracji przeciwników CPK obok imprezy promującej lotnisko. Sąd to uchylił. Dyrektor ośrodka sportu chciał pikietę schować za trybunami i wysokim płotem, a potem nielegalnie rozwiązać. Policja legitymowała uczestników i straszyła ich wywiezieniem. Zakuli w kajdanki i zatrzymali współorganizatora.
17 czerwca w Teresinie odbyła się impreza dla dzieci z gmin, których mieszkańcy mają być wysiedlani pod megalotnisko „Mistrzowski Start z CPK”. Centralny Port Komunikacyjny zapowiadał ją wielką pompą. „Sport i ruch są ważne dla naszego zdrowia” – tłumaczyła Katarzyna Dobrońska, dyrektorka pionu relacji i rozwoju otoczenia CPK. Spółka przewidziała też darowizny po 115 tys. zł dla każdej z 12 szkół – na przykład na wyposażenie sal gimnastycznych.
„To (…) uczenie dzieci, że można sprzedawać jeden drugiego za marne pieniądze”, czytamy w apelu „Stowarzyszenia „Ochrona i Rozwój”, które wzywało do bojkotu tej imprezy. 11 czerwca aktywiści zgłosili zgromadzenie na terenie Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji, gdzie 17 czerwca miały się odbyć zawody CPK.
Dwa dni później, 13 czerwca, wójt gminy Marek Olechowski zakazał tego zgromadzenia. W uzasadnieniu tłumaczył, że od godziny 14. będzie tam „cykliczne” wydarzenie „Teresińska Noc Czerwcowa”, a wcześniej zawody. Demonstracja miała się odbyć o 8. rano. „Nie jest możliwe pogodzenie ww. imprez z planowanym zgromadzeniem” uzasadniał. Organizatorzy odwołali się do sądu. Sąd Okręgowy w Płocku wydał miażdżącą dla wójta opinię, wskazując, że:
Jaki był faktyczny powód zakazania zgromadzenia przeciwników CPK? Wójt Olechowski nie chce powiedzieć. „Nie znam pana, proszę przyjść do urzędu”, rzuca przez telefon.
Od wiosny 2023 roku do gminy Teresin z CPK płyną szerokim strumieniem pieniądze.
Strażacy z OSP dostali nowe wozy, mają być nowe autobusy, a ostatnio wrażenie zrobiło 7,5 mln zł na drogi – to znacznie więcej niż gmina miała pierwotnie dostać.
W 2020 roku, gdy PiS planował wybory korespondencyjne, wójt Olechowski jako pierwszy samorządowiec z regionu sochaczewskiego odmówił wydania spisu wyborców Poczcie Polskiej. Jeszcze w 2021 roku apelował do mieszkańców „Nie sprzedawajcie gruntów pod budowę CPK!”
Skąd więc ta nagła wolta? Czy to nie miliony złotych z państwowej spółki są powodem zakazywania demonstracji przeciwników CPK? – pytamy. „Nie mam ochoty na tę rozmowę”, ucina wójt.
17 czerwca od 8. rano między płytą głównego boiska Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Teresinie a parkingiem ustawiali się demonstrujący z banerami. „Uważać na tego z żółtą czapeczką i nie wpuszczać go nigdzie” – słychać było w walkie talkie ochroniarzy imprezy. Chodziło o Tadeusza Szymańczaka – przewodniczącego zgromadzenia, w PRL opozycjonistę, potem posła na Sejm, obecnie rolnika z dużymi areałami ziemi w okolicy, które ma stracić pod CPK. Aktywnie protestuje przeciwko mega-lotnisku.
Na trybuny stadionu ochrona ich nie wpuściła. „Bo pan jest oznaczony” – tłumaczył Szymańczakowi ochroniarz. Jak wielu pikietujących Szymańczak nosił kamizelkę z napisem „Nie dla CPK”.
O 08:30 rozpoczęli protest. Były delegacje z Zamościa, gminy Izbica, Jaktorowa, gminy Brzeziny, Wiskitek. Wśród trzydziestu kilku pikietujących znaleźli się też okoliczni radni (m.in. radny sejmiku wojewódzkiego Piotr Kandyba, radny powiatowy Błażej Zawadzki, radny miasta Żyrardów Arek Rzepecki), którzy zabierali głos.
Po decyzji sądu Szymańczak wysłał do Komendanta Powiatowego Policji insp. Michała Safjańskiego wniosek o objęcie ich zgromadzenia ochroną. Policja na proteście była obecna i to bardzo licznie, ale nie po to, by ochraniać demonstrację przeciwników CPK – od początku utrudniali im pikietowanie. Zespół antykonfliktowy i funkcjonariusze w pełnym rynsztunku przekazali pikietującym, że dyrektor GOSiR rozwiązał ich zgromadzenie i będą ich spisywać. „Mieliśmy decyzję sądu legalizującą marsz, pokazywaliśmy im to. Mówili, że ich nie obchodzi wyrok sądu i zostaniemy wywiezieni, jeśli nie damy się spisać. A potem możemy sobie dochodzić w sądzie” – opisuje Marek Przybysz, współorganizator. Faktycznie na nagraniach widzimy sceny, w których protestujący wielokrotnie powołują się na wyrok sądu legalizujący ich protest.
„Wyznaczyłem wam miejsce do protestu” – rzucił przechodząc i wskazał na schowane za trybunami boisko otoczone wysokim płotem. Ostatniej nocy powieszono na nim czarny materiał – tam nie byłoby demonstrujących ani widać, ani słychać. Olechowski: „To jest płyta boiska, zgodnie z decyzją sądu”. Jeden z protestujących: „I my mamy tam protestować?”.
Wójt: „Możecie odwołać się do sądu”.
W dniu wydania wyroku Olechowski poinformował organizatorów, że zamiast płyty „stadionu” mogą demonstrować, ale na płycie „boiska” obok.
Tłum skandował: ”Sprzedawczyk! Sprzedawczyk!”. Kozłowska przed kamerą pytała Olechowskiego, ile jest w stanie przyjąć jeszcze od CPK. „Ile się da. Robię to dla dobra gminy” – deklarował wójt. W innym nagraniu słychać jego słowa: „Ja myślę, że dostaniemy nawet więcej niż te 7,5 mln”.
Według organizatorów demonstracji w gminie Teresin ma być wysiedlonych 1067 osób. CPK do tej pory wykupiła na tym terenie z zaledwie 150 ha.
Po godzinie 10:00 dyrektor GOSiR Krzysztof Walencik podszedł szybko do Szymańczaka i rzucił:„zgromadzenie rozwiązuję”. Odszedł jeszcze szybciej. Na tyle, że zaskoczeni demonstrujący nagrali tylko, jak znika, a pikietujący krzyczeli za nim; „Jaka jest podstawa? Jaki jest powód?”.
Walencik nie wrócił, nie wyjaśnił. Szymańczak oświadczył policjantom, że zgromadzenie nie zostało skutecznie rozwiązane, bo przedstawiciel gminy zrobił to niezgodnie z prawem. „Gdzie jest zagrożenie zdrowia, życia czy mienia w wysokiej wartości? Jakie są powody?” – pytał funkcjonariuszy. Pikietujący przez głośniki odczytali paragrafy ustawy, na mocy których może zostać rozwiązane zgromadzenie. „Prosiłbym, by państwo nie zakłócali tutaj imprezy dla dzieci” – zmiękczał stanowisko policji funkcjonariusz P. Błaszczak.
Oprócz podania powodu rozwiązania określonego w ustawie przedstawiciel gminy powinien wcześniej dwukrotnie ostrzec demonstrujących, że może je rozwiązać.
Nie zrobił tego – twierdzą wszyscy pikietujący, z którymi rozmawiamy.
Policjanci zaczęli spisywać wszystkich uczestników. Na kilku filmach widać, jak pikietujący proszą ich o podstawę prawną i faktyczną, mówią o niezgodnym z ustawą działaniu dyrektora GOSiR. Policjantów to nie interesuje. „Grozili, że nas wywiozą na komendę powiatową, jeśli nie damy się spisać, więc poszliśmy za radą Obywateli RP – daliśmy się spisać, ale nie przyjmowaliśmy żadnych mandatów” opisuje Szymańczak. „To było kuriozalne – 7 policjantów stało wokół i mnie spisywało” – mówi Karina Kozłowska z Agrounii – ugrupowania, które też protestuje przeciwko CPK.
Krzysztof Walencik w rozmowie z OKO.press twierdzi, że „był zmuszony” rozwiązać demonstrację, bo „nie była pokojowa, zakłócali zawody”.
Na czym polegała ta „niepokojowość” pikiety”? Rzucali kamieniami, butelkami, grozili, niszczyli mienie? – pytamy. „Nie zastosowali się do mojej prośby o przejście do wyznaczonego miejsca protestu” – mówi dyrektor GOSiR. Przekonuje, że to gmina wyznacza miejsce protestu, a nie jego organizator. Twierdzi, że zgromadzenie stwarzało zagrożenie (sic!) dla zdrowia, życia lub mienia dużej wartości (warunki do rozwiązania z ustawy o zgromadzeniach publicznych).
„Były ataki na dzieci. „Zdrajcy, judasze” – to są słowa przerażające” – tłumaczy Walencik.
Czy jego dom zostanie wyburzony pod CPK? „Nie, ale mam mnóstwo znajomych, którzy sprzedali ziemię i są zadowoleni” podkreśla. Na koniec twierdzi, że to CPK kazało powiesić czarny materiał na płocie boiska, za którym chcieli schować protestujących. „Spółka CPK nie jest zarządcą tego terenu, więc nie podejmuje takich decyzji” – odpisuje rzecznik prasowy CPK, Konrad Majszyk, zapytany, dlaczego to kazali zrobić.
Dwa dni po tych wydarzeniach wójt w uzasadnieniu rozwiązania pikiety napisał, że demonstrujący „stworzyli zagrożenie dla ruchu wewnętrznego”, „obraźliwymi krzykami” zakłócali zawody, a ich hasła „były sprzeczne z celem zgromadzenia wskazanym w zawiadomieniu”. „W stosunku do wójta padały hasła »sprzedawczyk«, »zdrajca«. Oskarżono go, że wykorzystuje stanowisko służbowe do załatwiania prywatnych spraw” – argumentował Olechowski. Powodem rozwiązania zgromadzenia miał być też fakt, że „większość” pikietujących była spoza gminy Teresin (sic!). W uzasadnieniu wójt wymienia również całą listę haseł i banerów, które mu się nie spodobały – na przykład baner z posłem Horałą obok Lenina, czy „Centralny Przekręt Kasy”, a nawet „Nie dla CPK”. Twierdzi, że zachowanie pikietujących „wpływało na bezpieczeństwo dzieci i ich zdrowie”. Dodaje też, że dwukrotnie ostrzegano uczestników o możliwości rozwiązania pikiety, jeśli nie przejdą na zasłonięte boisko za trybunami.
Czy gmina może narzucić zgromadzeniu miejsce pikiety? „Mogą próbować tylko to uzgodnić. Sytuacja, którą pan opisuje, to nadużycie uprawnień do rozwiązania zgromadzenia przez przedstawiciela gminy. Może to też być uniemożliwienie odbycia legalnego zgromadzenia, czyli przestępstwo – funkcjonariusz zna procedury, a rozwiązuje zgromadzenie podając fałszywe podstawy. Bo przesłanki do rozwiązania są w ustawie jasne. To, że komuś się nie podoba kontrmanifestacja, nie może być powodem – mówi adwokat Jerzy Jurek, który często broni aktywistów biorących udział w demonstracjach.
Przeciwnicy CPK chcieli jeszcze wręczyć nagrody przedstawicielom tej firmy – mieli medale z buraków oraz tysiące euro wydrukowane na papierze toaletowym. Zgłaszali to wcześniej mailowo dyrektorowi GOSiRu. Nie odpowiedział, a w trakcie imprezy nie zostali wpuszczeni na płytę boiska.
Około 11:20, czyli jakieś dwie godziny wcześniej niż planowali, rozwiązali zgromadzenie. „Tu ludzie strasznie boją się sądu i policji” – wyjaśnia Przybysz. „Część protestujących udało się zastraszyć tą policją, spisywaniem. Chcieli już kończyć” – relacjonuje Szymańczak. Osoby, które przyjechały z głębi Polski, nie chciały potem się tłuc na rozprawy sądowe do Płocka.
O 14:00 pikietujący wrócili na GOSiR ze spontanicznym zgromadzeniem. Tym razem ochroniarze wpuścili ich na trybuny. Pikietujący skandowali bez nagłośnienia: „Panie wójcie – chodź pan do nas”. Ochroniarze: zagłuszacie imprezę. „Włączyłem aplikację do mierzenia dźwięku. Do nas dolatywało 70-80 decybeli z głośników organizatora, a do tych młodych ludzi, którzy byli ich bliżej – znacznie więcej. To poziom zagrażający już zdrowiu” – zauważa Szymańczak.
Pikietujący zgłaszali też, że dron lata zbyt nisko nad dziećmi – na wysokości kilku metrów – co może być niebezpieczne i nie został oficjalnie zgłoszony. Organizatorzy nic z tym nie robili, ale za to wezwali policjantów. Ci ponownie chcieli spisywać pikietujących „Ile razy dziennie będziecie nas legitymować? To zakrawa na nękanie” – mówił do nich pan Tadeusz.
Nie chcieli odpuścić tylko współorganizatorowi Markowi Przybyszowi, który aktywnie koordynował ten obywatelski opór. Odmawiał powtórnego wylegitymowania się. „Choruję na zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa ZZSK, co powoduje u mnie marynarski chód – bujam się. Policjanci na mnie wpadli. Pytam ich: »co wy odwalacie?«. I wtedy jeden krzyknął: »ten człowiek naruszył nietykalność«” – opowiada Przybysz. „Krzyczał też, że Marek popchnął jednego z nich. Pytałam się go, kogo niby – nie chciał pokazać” – opisuje Agnieszka Bożentowicz, żona Przybysza. Kilkoro uczestników pikiety podkreśla, że policja nie była w stanie wskazać rzekomo popchniętego funkcjonariusza.
Mimo tego policjanci skuli aktywistę. Mówił im, że choruje na ZZSK. Krzyczał: „pomocy, pomocy!". „Wpadłem w panikę. Jeden złośliwie mocno mnie skuł. Chcieli mnie ukarać za to, że podsycałem ten obywatelski bunt” – uważa.
W Komendzie Powiatowej Policji w Sochaczewie powiedzieli mu, że na prokuratora poczeka na dołku do poniedziałku. On: „Choruję na ZZSK, leki specjalne muszę brać, jak nie wezmę, to choroba błyskawicznie powraca". „Jak se poleżysz na deskach, to wyzdrowiejesz” – miał mu powiedzieć mundurowy przyjmujący go w komendzie.
Wymusili na nim zeznania przed przyjazdem obrońcy. „Twierdzili, że inaczej będę czekał do poniedziałku, na prokuratora”. Pod komendą inni protestujący zrobili demonstrację solidarnościową. Po dwóch godzinach Przybysza wypuszczono. Postawiono mu zarzuty z art. 222 KK.
Zapytaliśmy KPP w Sochaczewie o ich działania wymierzone w legalny protest. Oficer prasowa asp. Agnieszka Dzik odpowiedziała: ”Funkcjonariusze Zespołu Antykonfliktowego nie namawiali uczestników do rozwiązania zgromadzenia, tylko do zachowania zgodnego z prawem po wydanych ostrzeżeniach przez przedstawiciela gminy o możliwości rozwiązania zgromadzenia”.
„Czemu KPP w Sochaczewie nie ochraniała legalnego zgromadzenia? „Policjanci dbali o bezpieczeństwo wszystkich osób przebywających w rejonie zgromadzenia. Po jego rozwiązaniu przez przedstawiciela gminy ustalili tożsamość osób poprzez legitymowanie i pouczyli o konsekwencjach prawnych wynikających z kontynuowania rozwiązanego zgromadzenia.”
„Na czym miało polegać rzekome naruszenie nietykalności funkcjonariusza policji przez Marka Przybysza i jakie szkody odniósł? Asp. Dzik odpowiada wymijająco na to pytanie. Pisze jedynie, że „poszkodowany nie zgłaszał odniesienia obrażeń”.
„Czy zgromadzenie przeciwników CPK stwarzało zagrożenie dla zdrowia, życia czy mienia?". Oficer prasowa na to pytanie też nie chce odpowiedzieć.
„Czemu policjanci tam na miejscu nie potrafili wskazać rzekomo poszkodowanego funkcjonariusza?". „W czynnościach brało udział wielu policjantów i w różnych rejonach, więc nie każdy był świadkiem przestępstwa” – tłumaczy asp. Dzik.
W zawodach „Mistrzowskiego Startu z CPK” wzięło udział 150 zawodników z 8 szkół z terenu CPK. Dzień przed imprezą gmina Wiskitki wycofała swoje szkoły z zawodów. „My uważamy, że tego dnia w każdej konkurencji wygrali. Bo kompromitacją jest, by dołączać do manipulacji małymi dziećmi – by za nagrody i pieniądze dla nich kupować przychylność do wysiedlania innych dzieci" – uważa Szymańczak. Konrad Majszyk, rzecznik CPK zapowiada, że te 4 szkoły nie dostaną po 115 tys. zł od CPK, tak jak pozostałe 8, które wzięły udział w zawodach. „W mojej opinii to bardzo krótkowzroczne podejście i nierozsądne” – dodaje Majszyk.
Karina Kozłowska twierdzi, że jechała za autobusem, który na tę imprezę przywiózł dzieci z Warszawy. „Ale nie zrobiłam zdjęć” – żałuje. Protestuje już od lat, w „geście desperacji” ostatnio napisała o tej inwestycji książkę. „Centralny Przekręt Kasy”. „Oni budują betonowy, monstrualny pomnik głupoty – kaprys Kaczyńskiego. PiS to dla mnie skrót od „Pieniądze i Synekury” – dla pieniędzy to robią. Płacą za to tutejsi ludzie morzem wylanych łez – to w 99 proc. emocje, w 1 proc. woda. Są pokancerowani, skrzywdzeni przez rządzących. Wielu się już poddało. Dla tych, co jeszcze protestują, ziemia jest świętością”.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze