Wynajmowanie mieszkań widziane z drugiej strony polskich drzwi. ON: A ty to w ogóle jesteś z Ukrainy, czy z Białorusi może?. JA: Czy to ma znaczenie? Jesteśmy dwie osoby dorosłe, po studiach, pracujemy, płatność będzie pan mieć na czas". ON: Bo tak zaciągasz. A gdzie pracujesz?".
Te trzy warunki usłyszał znajomy Ukrainiec, Jurij, kiedy przyszedł obejrzeć mieszkanie do wynajęcia. Właściciel nie ostrzegał przed telefonicznie przed takimi wymaganiami.
Jurij jest po studiach ekonomicznych, od 10 lat w Polsce. Jest zainteresowany normalnym, komercyjnym wynajmem. O tym jest mój tekst. Nie opisuję odruchów serca, ugoszczenia setek tysięcy Ukrainek z dziećmi, bo to głównie one przyjechały jak wybuchła wojna. Nie piszę o odruchu serca wobec uchodźców. (Polacy i Polki dostawali tu od państwa wsparcie po 40 zł dziennie za osobę do końca czerwca). Piszę o trudnym rynku wynajmu mieszkań. Szczególnie trudnym dla Ukraińców i Ukrainek, którzy decydują się na zamieszkanie w Polsce, szukają czy nawet znaleźli już pracę.
Piszę o naszych ukraińskich doświadczeniach z drugiej strony "waszych polskich drzwi". Mieszkam w Polsce od 2015 roku. Skończyłam w 2021 roku studia, mój ukraiński partner pracuje od wielu lat w kolejnych korporacjach. Piszę w imieniu tych, które i którzy chcą być traktowani na tych samych zasadach co wszyscy.
Jak mówi znajoma projektantka mody spod Kijowa, z rejonu Buczy, która 25 lutego 2022 przyjechała do Polski: "Chcę być traktowana normalnie, a nie jak biała wrona".
Pamiętam, jak szukałam mieszkania w 2020 roku. W pierwszym telefonie zaraz po “dzień dobry” usłyszałam: "Pani z Ukrainy?".
Kiedy pytanie powtarzali kolejni właściciele, zaczęł0 mnie to irytować. Zdobyłam się na odwagę i odpowiadałam: "A jakie to ma znaczenie?".
Rozmowa z właścicielem mieszkania przy Wielickiej w Krakowie wyglądała tak:
"Ja: Dzień dobry, dzwonię w sprawie mieszkania. Czy oferta jest aktualna?
Czy istnieje możliwość zobaczyć dziś mieszkanie?
To może pan zaczeka parę minut, podjedziemy, jesteśmy w okolicy.
(Zaczynam się denerwować, ale staram się mówić spokojnie)
Czy to ma znaczenie? Jesteśmy dwie osoby dorosłe, po studiach, pracujemy, płatność będzie pan otrzymywać na czas, mieszkanie będziemy utrzymywać w porządku.
Nie narzekam na mój polski. Skończyłam jedną z najlepszych polskich uczelni i żaden profesor nie powiedział mi nic o moim „zaciąganiu", wręcz przeciwnie chwalili mój akcent.
Przepraszam?
Proszę się nie martwić w tej kwestii.
Takie przesłuchanie jest niedopuszczalne.
Jeśli zaraz po „dzień dobry” osobę pytają o narodowość, jest to naruszenie Art. 9. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego I Rady (UE) 2016/679 w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych.
Wracając do warunków, to oczywiście decydują właściciele. Mogę przyjąć zakaz palenia (OK, smród nikotyny zostaje w meblach czy ścianach), gorzej z zakazem zwierząt, ale kiedy ktoś pisze o dwupokojowym mieszkaniu dużymi literami: BEZ DZIECI lub DLA OSOBY, NIE PARY, to zastanawiam się, kim jest ten tajemniczy właściciel. Za duże pieniądze wynajmujesz mieszkanie, które nie stanie się twoim domem, bo nie możesz w nim robić tego czy tamtego, być w nim sobą.
Jako Ukraińcy mamy wrażenie, że wynajmującym tak naprawdę nie zależy. Dzwonisz w godzinach pracy ー proszą o telefon wieczorem, dzwonisz po 19:00 ー pytają, czy widzę, która jest godzina, a w weekend abonent w ogóle chwilowo niedostępny.
Właścicielka mieszkania, w którym kiedyś mieszkałam, martwiła się, że wynajmuje je nam, Ukrainkom, bo do tej pory mieszkali u niej tylko Polacy. Ale pandemia… chętnych trudno znaleźć, postanowiła zaryzykować. Gdy podpisywałyśmy umowę, robiła nawet zdjęcia numerów wizy.
Spotykamy się ze stereotypem Ukraińców imprezujących i niszczących wszystko. Już po kilku dniach gospodyni przyszła z zaskoczenia sprawdzić, czy nie spaliliśmy jej mieszkanie. Była mile zaskoczona. "Dziewczyny, to mieszkanie nigdy nie było w takim porządku!" ー wykrzyknęła radośnie. Uśmiechnęłam się z dumą.
Jeszcze w styczniu 2022 zdarzały się na OLX oferty krótkoterminowego wynajmu dla osób, które musiały odbyć 7-dniową kwarantannę.
Pod hasłem MEDYKA choć odnoszę wrażenie, że nikt już nie potrzebuje samoizolacji. MEDYKA ー to prowincja, republika autonomiczna, państwo? Co to w ogóle jest?
Na swoim profilu na Instagramie kilka dni temu przeprowadziłam proste badanie, pytając znajomych Ukraińców i Ukrainki, czy odmawiano im wynajęcia mieszkania ze względu tego, że nie są z Polski. Prawie połowa z nich kliknęła w odpowiedzi “Tak, często” lub “Zdarzało się kilka razy”. “Nie” wybrało tylko minimalnie więcej niż połowa. Czyli, jak się mówi, szklanka do połowy pusta, a nawet więcej.
Pytam dlaczego odmawiano. “Najczęściej bez wyjaśnień”, “Mi kilka razy odwołano spotkanie, po tym, jak zorientowali się, że jestem Ukrainką”.
Lilia, ukraińska studentka z Gdańska opowiada, że po 24 lutym pomagała szukać ukraińskim rodzinom mieszkania w Trójmieście. “Dla 10 rodzin udało się znaleźć dwa mieszkania. I to przez agenta nieruchomości i prawnika”.
Tłumaczy: “Odmawiali przez to, że szukałam dla uchodźców, którzy mieli dzieci. Pytali, kto za nich będzie płacić, chcieli potwierdzenia, że osoba jest zatrudniona”.
Po 24 lutym Hania została koordynatorką projektu z pomocy paliatywnej “Pallium for Ukraine”, to znaczy pomaga rodzinom z ciężko chorymi dziećmi, stara się ich zakwaterować w Krakowie czy okolicach.
“To, że dziecko jest na wózku inwalidzkim, oznacza, że mieszkanie w kamienicy na 4 piętrze nie wchodzi w grę. Rodziny z ciężko chorymi dziećmi nie mogą mieszkać w miejscach zbiorowego zakwaterowania, typu hala sportowa, gdzie przebywa 80 osób. Dzieci natychmiast złapią infekcję, dla nich to niebezpieczne” ー wyjaśnia Hania.
Ukraińcy, którzy musieli nagle ratować się przed wojną, nie znają polskiego, dlatego to wolontariuszka szuka dla nich mieszkania.
“Często słyszałam od razu, że nie, chociaż nie powiedziałabym, że mam wyraźny akcent. Ale jak tylko mówiłam coś o rodzinach z Ukrainy, koniec rozmowy. Kilka razy grubo:
Ukraińcom dziękujemy, my, proszę pani, nie wchodzimy w takie biznesy.
I oczywiście wszyscy pytali o możliwości finansowe" ー opowiada Hania.
“Martwili się, że jak z jakiegoś powodu rodzina czy fundacja, która bierze na siebie zobowiązanie, przestanie płacić, to właściciel nie będzie w stanie ich wykwaterować ze względu na chore dzieci".
Jeden z właścicieli wyjaśnił to Hani szczerze: "Po co mam wybierać trudny wariant, jeśli mam kolejkę na wynajem. Wolę wybrać polską rodzinę, z którą się porozumiem i która może podpisać umowę natychmiast”.
Sama Hania w Krakowie mieszka z rodziną już od 6 lat, w tym od roku już we własnym mieszkaniu.
Wspomina, że nie mieli problemów ze znalezieniem pierwszego mieszkania do wynajęcia, chociaż na tamten moment mieli dwa psy i dwoje dzieci.
“Wyprowadziliśmy się po pół roku z powodu sąsiadki piętro niżej. Ona nie tolerowała psów, dzieci i emigrantów. Jednak traktujemy ten przypadek jako patologiczny. Znaleźliśmy inne mieszkanie, gdzie z właścicielem mieliśmy dobre relacje. Tam mieszkaliśmy kilka lat” ー mówi Hania. Dodaje, że porównując z Ukrainą, w Polsce rodzinie ze zwierzętami łatwiej jest znaleźć mieszkanie.
Według Hani obecny problem z wynajmem mieszkań istnieje przez to, że Ukraińców stało się w Polsce za dużo.
Z powodu małego dziecka i braku pracy nie mogła znaleźć mieszkania w Warszawie też ukraińska projektantka, ta która przyjechała z okręgu buczańskiego. Dziewczyna nie zna polskiego, do właścicieli dzwonili jej znajomi, którzy od dawna mieszkają w Polsce. Wreszcie się udało. “Wszyscy mówią mi, że jestem szczęściarką” ー mówi Ukrainka, która zdecydowała się nie korzystać z żadnych ulg dla uchodźców.
“Chcę być na równi z innymi, z Polakami ー wyjaśnia - Oczywiście rozumiem Polaków, zupełnie ich nie obwiniam, bo bardzo pomagają, ale co my, Ukraińcy, mamy robić, jak możemy udowodnić, że jesteśmy OK i będziemy płacić?”.
Kolejnym problemem, który powstał przed wieloma osobami z Ukrainy, które zmuszone były zostawić dom w związku z inwazją Rosji, jest to, że wiele ofert wymaga zawierania szczególnej umowy, np. na tzw. najem okazjonalny, który zabezpiecza przez lokatorem, który nie chce się wynieść.
“Zdarzały się w ogłoszeniach takie markery: wymagana kaucja za cały okres wynajmu lub kaucja za 6 miesięcy. Nie dzwoniłam nawet”ー mówi Hania.
Przypominam sobie, że wynajmując z koleżankami kilka lat temu mieszkanie wpłaciłyśmy kaucję w dwa razy większą niż zwykle. Tylko dlatego, że jesteśmy cudzoziemkami.
Nie można mówić tylko o negatywnych przypadkach. Koordynatorka pomocy paliatywnej wspomina, że trafiała też na właścicieli, którzy w wynajmowaniu pierwszeństwo oddawali Ukraińcom, bo chcieli pomóc. Dzięki znajomym znajomych udało się jej także znaleźć mieszkania w Niepołomicach dla trzech rodzin z ciężko chorymi dziećmi.
"Ale popyt jest tak duży, że oferty płynące z serca znikają szybko. Pozostaje czysty biznes. I okazuje się, że ukraiński klient jest dla Polaków potencjalnie problematyczny” ー mówi Hania.
Postanawiam sprawdzić na własnej skórze, jak wygląda sytuacja po trzech miesiącach wojny w Ukrainie. Przejrzałam oferty na OLX, są nawet ogłoszenia w języku ukraińskim ー tam chętnie przyjmą Ukraińców. Zdarzają się propozycje "tylko dla polskich obywateli", "tylko umowa okazjonalna".
Z 15 telefonów, które wykonałam, żeby umówić się na spotkanie, tylko 5 osób zgodziło się na pokazanie mieszkania. Interesowały mnie największe polskie miasta, gdzie uchodźców jest najwięcej.
Z tych pięciu jedna pani właścicielka sama chyba jest cudzoziemką, bo miała delikatny akcent, dwóch panów okazało się agentami nieruchomości (chociaż szukałam oferty prywatnej) i bardzo miłe ze mną rozmawiali.
Chłopak z Warszawy zapytał, czy jestem na pewno zainteresowana mieszkaniem, podkreślając “na pewno”, bo kwota za wynajem jest większa 3 tys. Mężczyzna z Poznania powiedział od razu, że nie ma możliwości zamieszkania z dziećmi. Gdy chciałam już się rozłączyć, to zapytał:
Czy pani jest Polką, dawno tu mieszka? Ma kartę pobytu i gdzieś pracuje?
Wychodzi na to, że teraz Ukraińcy są dobrzy i źli: czyli jeśli mieszkasz w Polsce kilka lat i masz stabilność ー to już inaczej na ciebie patrzą, niż na tych, co przyjechali po 24 lutym. Powiedziałam, że szukam dla znajomej, ona ma dziecko, a to chyba panu nie odpowiada. Usłyszałam:
"No to nic nie poradzę".
Najtrudniej rozmawiało się z kolejnym panem z Warszawy. Czułam się jak na rozmowie rekrutacyjnej. Była to oferta trzypokojowego mieszkania w dobrej dzielnicy stolicy, co kosztowało więcej niż 4 tysiące. Pan każdą moją odpowiedź dublował żonie. Pytał, kim jest ta Ukrainka, dla której szukam, czym się zajmowała w Ukrainie, czy ma czym zapłacić, w jakim wieku są dzieci, bo chyba im potrzebna jest szkoła. Długo się targowałam, nim wyprosiłam możliwość obejrzenia.
Na te 15 telefonach były dwa, kiedy po pytaniu, czy oferta aktualna od razu słyszałam eeeech, pauzę i "nie, nie jest aktualna". Na jeden z tych numerów zadzwoniłam z innego numeru po kilku minutach i dałam słuchawkę znajomemu: oferta była oczywiście aktualna.
Oczywiście, tego eksperymentu nie można nazwać badaniem, nie można go uogólniać.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze