Te wybory są wyjątkowe nie tylko ze względu na to, jaką mają stawkę polityczną. Po zmianie kodeksu wyborczego jest więcej obwodów głosowania, przeciążone komisje zagranicą. Doszło jeszcze referendum i zamieszanie z procedurą wydawania – lub odmawiania przyjęcia kart
Nowelizacja kodeksu wyborczego nie tylko zwiększyła liczbę obwodowych komisji wyborczych w mniejszych miejscowościach. W ramach przeprowadzonych przez rząd Zjednoczonej Prawicy odebrano też możliwość głosowania korespondencyjnego osobom głosującym zagranicą. Od rana, a właściwie od soboty (tak głosowano na zachodniej półkuli) możemy oglądać w mediach społecznościowych zdjęcia długich kolejek przed lokalami wyborczymi m.in. w Królestwie Niderlandów czy w Stanach Zjednoczonych. Przy rekordowej liczbie osób, które zapisały się na wybory zagranicą – ponad 608 tys. w porównaniu do 314 tys. cztery lata temu – istnieje niebezpieczeństwo, że ich głosy nie zostaną na czas policzone.
Przyznał to zresztą w wywiadzie rzecznik MSZ Łukasz Jasina – i natychmiast został zdymisjonowany.
Na razie jednak głosowanie przebiega dość spokojnie, a incydenty, które zgłaszają wyborczynie i wyborcy, w zasadzie nie wychodzą ponad to, co statystycznie zwykle dzieje się w przypadku wyborów – na przykład z powodu nieuwagi czy zmęczenia członków komisji wyborczych zdarzają się niepodstemplowane karty do głosowania (w tej sytuacji należy zwrócić uwagę komisji i poprosić o kartę podstemplowaną).
Podczas pierwszej konferencji prasowej o godz. 10. przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak stwierdził: „na przeszło 30 tysięcy OKW zdarzeń nietypowych nie ma.
Można powiedzieć, że wybory przebiegają bardzo spokojnie i mam nadzieję, że tak będzie do końca".
Członek PKW Sędzia Wojciech Sych poinformował, że „według informacji Komendanta Głównego Policji na godzinę 6 rano odnotowano trzy przestępstwa określone w Kodeksie karnym. To zakłócenie przebiegu wyborów i podłączenie do sieci teleinformatycznej. Nie odnotowano żadnych przestępstw z kodeksu wyborczego ani ustawy o referendum ogólnokrajowym.
Jeżeli chodzi o wykroczenia, stwierdzono 13 przypadków usuwania i uszkadzania ogłoszeń oraz jeden przypadek nieobyczajnego rysunku. Jeżeli chodzi o wykroczenia określone w Kodeksie wyborczym, odnotowano cztery przypadki umieszczania plakatów i haseł wyborczych i 29 przypadków prowadzenia agitacji wyborczej w czasie ciszy wyborczej. Łącznie odnotowano 144 przypadki wykroczeń.
Zapytany, ilu policjantów pilnuje bezpieczeństwa wyborów. Marciniak udzielił zaskakującej odpowiedzi: „Dostateczna ilość. Mamy dokładne dane, ale pozwolicie państwo, że nie będziemy ujawniać konkretnych liczb”.
Nie podał uzasadnienia, dlaczego nie podał tej informacji.
OKO.press uruchomiło na wybory specjalną skrzynkę mailową, przez którą można zgłaszać nieprawidłowości podczas głosowania. Analizujemy wszystkie głosy przekazane nam tą drogą.
Czytelnik z Wrocławia (proszący o zachowanie anonimowości), zgłosił, ze do komisji wyborczych w tym mieście trafiły zniszczone nakładki do głosowania w języku Braille'a dla osób niewidzących lub niedowidzących.
„Po kontakcie z miejskim biurem wyborczym w celu dostarczenia nowych dostaliśmy informację, że dodatkowych nie będzie. Biuro poleciło pożyczyć od innych komisjach mieszczących się w budynku. Jednakże ich nakładki nie były lepsze. Z tego co podpytałem znajomych w innych komisjach, problem nie dotyczy tylko mojej komisji".
Jak słusznie pisze nasz czytelnik, „nawet jeżeli taka rzecz wystąpiła przez nieodpowiednie pakowanie lub składowanie, odbiera to samodzielność możliwości głosowania dla osób niewidomych i niedowidzących".
Jest to więc złamania praw wyborczych tych osób.
Dostaliśmy też informację o tym, że kłopoty mają osoby, które dopisywały się online do listy wyborców w innej niż dotychczas komisji. Czytelniczka z Warszawy pisze, że jej komisja nie miała listy dopisanych osób i żądała od wyborców zalogowania się na miejscu do Centralnego Rejestru Wyborców w celu weryfikacji. Z kolei czytelnik z Grudziądza miał ten sam problem i dopiero po kilku godzinach wyjaśniło się, że komisja ma osobną listę osób dopisanych.
Z innych informacji: TVN24 podało, że podlaska policja zatrzymała 59-letniego mężczyznę, który w niedzielę w jednym z lokali wyborczych w Sokółce (Podlaskie) pobrał kary do głosowania i wyniósł je z lokalu. Zdarzenie miało miejsce tuż po godzinie 7 rano. Policja podała, że mężczyzna trafił do policyjnego aresztu.
Zamieszanie budzi wciąż połączenie wyborów do Sejmu i Senatu z referendum, w którym wiele osób głosujących na opozycję nie chce brać udziału. OKO.press pisało, jak to zrobić, żeby nie złamać prawa i żeby być pewnym, że nasza odmowa zostanie odnotowana:
Na naszą skrzynkę spłynęła informacja od czytelnika z Wrocławia (prosi o zachowanie anonimowości):
„Kobieta stojąca obok mnie zakomunikowała pani w komisji wyborczej, że nie chce brać udziału w referendum, na co pani z komisji wyborczej odparła: »której karty pani nie chce, ponieważ są trzy?« Starsza kobieta powtórzyła zdenerwowana: »karty referendalnej«, na co pani z komisji odparła znowu, ale są trzy karty – której z tych kart«.
Ostatecznie sprawa skończyła się tak, że wyborczyni wzięła tylko te karty, które chciała.
Być może członkini komisji wyborczej zareagowała zbyt biurokratycznie, nie mając zamiaru – jak sugeruje czytelnik – zniechęcić wyborczyni. Nie zmienia to jednak faktu, że na udziale w referendum zależy przede wszystkim politykom Zjednoczonej Prawicy, a prodemokratycznej opozycji – wręcz przeciwnie. Dlatego w dniu wyborów politycy ubiegali się o taką interpretację prawa, która dawałaby przewagę ich opcji. Według wytycznych PKW bowiem można wrócić po uprzednio odrzuconą kartę do referendum, ale kiedy wzięło się już wszystkie trzy, to nie można tej referendalnej oddać.
Obóz rządowy z premierem Mateuszem Morawieckim na czele od rana rozgłasza w mediach społecznościowych, że członkowie komisji nie mają prawa pytać, czy wyborca chce wziąć wszystkie trzy karty. To osoba głosująca musi zadeklarować, że nie bierze karty referendalnej i nie chce brać udziału w referendum, a komisja potwierdzić adnotacją w dokumentach.
Potwierdził to na konferencji przewodniczący PKW, zapytany przez przedstawiciela TVP Info: „członkowie niektórych komisji wyborczych mają dylemat, czy wydawać karty referendalne mimo tego, że ktoś z wyborców takiej karty nie chce przyjąć”.
Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak odpowiedział, że „niewłaściwe jest zadawanie pytania, czy chce pan kartę do referendum czy do Sejmu czy do Senatu”.
„Jeżeli wyborca zjawił się w lokalu wyborczym, to chce głosować. Dopiero jeżeli wyraźnie odmówi odbioru którejkolwiek z kart, to wówczas komisja w uwagach zaznaczy taką informację” – powiedział Marciniak.
Wytyczne PKW stwierdzają, że „Wyborcy wydaje się po jednej karcie do głosowania w: 1) wyborach do Sejmu; 2) wyborach do Senatu; 3) w referendum” – co sugeruje (choć nie stwierdza tego wprost), że wydawanie kart następuje w pakiecie.
I dalej: „Jeśli wyborca odmówi przyjęcia jednej albo dwóch z nich, członek komisji w rubryce spisu wyborców „Uwagi” czyni właściwą adnotację”.
Kolejna wytyczna stwierdza, że jeśli wyborca, który nie chciał wziąć udziału w referendum zmieni zdanie, to „komisja wydaje wyborcy kartę, której przyjęcia wcześniej odmówił, a przewodniczący komisji w rubryce spisu wyborców „Uwagi” skreśla [poprzednią] adnotację i skreślenie to opatruje swoją parafą”.
Krytycy tego ostatniego zapisu zwracali uwagę, że tę czynność przewodniczący komisji wykonuje samodzielnie, bez kontroli innych członków komisji.
Według polityków Zjednoczonej Prawicy doszło do wielu takich niezgodnych z prawem przypadków. Ta kwestia nie została jednak jednoznacznie wyjaśniona w nowelizacji ustawy referendalnej.
Jeszcze inną sytuację zgłosiła nasza czytelniczka: jej starsi rodzice zgłosili, że nie chcą karty referendalnej, ale przewodniczący komisji wydał im wszystkie trzy i stwierdził, że skoro już się podpisali na liście wyborców, to pokwitowali odbiór wszystkich trzech nie mogą jej zwrócić. Tymczasem wytyczne PKW mówią wyraźnie, że taka sytuacja ma miejsce „w przypadku gdy wyborca potwierdził odbiór kart do głosowania, odebrał karty i oddalił się od komisji, a następnie wrócił do komisji w celu zwrócenia jednej lub więcej kart".
Mamy też doniesienia z jednej z komisji z Mokotowa, że wyborczyni chciała tam głosować tylko w wyborach do Sejmu – a komisja upierała się – również niezgodnie z wytycznymi – że musi również wziąć kartę do Senatu.
Rząd w 2018 roku zmienił również przepisy dotyczące tego, w jaki sposób są powoływani członkowie Państwowej Komisji Wyborczej oraz kto może nimi zostać. Osłabiono pozycję sędziów, bo wcześniej PKW tworzyli sędziowie – w sumie dziewięć osób (po trzech sędziów z NSA, Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego).
Na skutek tej zmiany obecnie w skład PKW na pewno wchodzi tylko dwóch sędziów – jeden sędzia TK, wskazany przez Prezesa TK, oraz jeden sędzia NSA, wskazany przez prezesa NSA. Poza tym siedem osób „mających kwalifikacje do zajmowania stanowiska sędziego” wskazywanych jest przez Sejm. Są to więc niekoniecznie czynni sędziowie, czy sędziowie w stanie spoczynku. Teraz więc większość kandydatów na członków PKW wskazują prezydentowi de facto politycy.
Czy Państwowa Komisja Wyborcza w tej nowej formule zda egzamin?
Ta wiedza jest jeszcze przed nami. Oceną ważności wyborów zajmie się zaś nowa Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, w całości obsadzona przez neo-sędziów, czyli sędziów nominowanych przez upolitycznioną KRS. I tutaj nie wiemy jeszcze, jaki może to mieć wpływ na przebieg wyborów.
Wybory można uznać za nieważne tylko wtedy, kiedy liczba incydentów miałaby wpływ na ich wynik – a według ostatnich sondaży może dojść do sytuacji, że liczba mandatów obozu prodemokratycznego i Zjednoczoną Prawicę wraz z Konfederacją będzie dzieliła niewielka liczba głosów.
Na zdjęciu: Warszawa, Plac Defilad, PKiN, Okręgowa Komisja Wyborcza nr 20. Głosowanie w wyborach parlamentarnych, 15.10.2023 r.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze