Sukces obrońców przyrody z całego świata. 200 państw zobowiązało się do objęcia ochroną 30 proc. lądów i 30 proc. obszarów przybrzeżnych i morskich do 2030 roku. Na ochronę przyrody świat ma przeznaczyć co najmniej 200 mld dolarów rocznie.
Zakończony w poniedziałek 19 grudnia 15. szczyt ONZ-owskiej konwencji ds. bioróżnorodności w Montrealu cieszył się niewielkim zainteresowaniem mediów. W przeciwieństwie do kryzysu klimatycznego kryzys przyrody, wywołany między innymi przez rosnącą temperaturę globu, zdaje się nie zaprzątać powszechnej uwagi. Tymczasem jest on równie trudnym wyzwaniem cywilizacyjnym, a ryzyko załamania się ekosystemów jest realne i śmiertelnie groźne dla ludzi.
„Chociaż istnieje wiele przyczyn utraty różnorodności biologicznej, za każdą z nich stoi człowiek. Na lądzie największą jest rolnictwo. Na morzu to przełowienie. Inne czynniki to polowania, górnictwo, pozyskiwanie drewna, zmiany klimatu, zanieczyszczenia i gatunki inwazyjne. Zawarte porozumienie ma na celu rozwiązanie tych problemów” – mówi OKO.press Agata Szafraniec z Client Earth, która przez dwa tygodnie obserwowała negocjacje w Montrealu.
Montrealska konferencja „dowiozła” założone cele, o których pisaliśmy w 2021 roku. To sukces obrońców przyrody z całego świata, że rządy blisko 200 państw zobowiązały się do ochrony 30 proc. lądów i 30 proc. obszarów przybrzeżnych i morskich do 2030 roku, spełniając flagowy cel porozumienia, znany jako „30 na 30”.
Jest i trzecia „trzydziestka” – zobowiązanie do odbudowy 30 proc. zdegradowanych gruntów i wód do końca tej dekady.
Wszystko to ma powstrzymać wymieranie gatunków do roku 2050.
Na ocenę realnych skutków porozumienia przyjdzie poczekać co najmniej kilka lat, ale na papierze porozumienie z Montrealu to znaczący postęp. Poprzednie porozumienie, zawarte w japońskim Aichi, zakładało ochronę 17 proc. powierzchni lądów i 10 proc. obszarów morskich i przybrzeżnych. Według raportu Programu Środowiskowego ONZ (UNEP) cele te zostały osiągnięte zaledwie w – odpowiednio – 15 i 7 proc.
Tym razem do ambitniejszych celów ochrony dołożono mechanizm monitorowania.
„Wszystkie uzgodnione cele będą wsparte procesami monitorowania postępów w ich realizacji, aby zapobiec losowi porozumienia z Aichi”
– mówi Szafraniec.
By nie powtórzyło się Aichi, w Montrealu uzgodniono także, że na ochronę przyrody świat przeznaczy 200 mld dolarów rocznie. Pieniądze mają pochodzić ze wszelkich możliwych źródeł, nie tylko rządowych. Do tego kraje rozwinięte mają przekazywać co najmniej 20 mld dolarów rocznie na rzecz ochrony przyrody w krajach rozwijających się. Od roku 2026 kwota ta ma wzrosnąć do 30 mld dolarów rocznie.
Porozumienie z Montrealu (tak naprawdę jego oficjalna nazwa to porozumienie z Montrealu-Kunming, ponieważ szczyt miał odbyć się w Chinach pod koniec 2021 roku, ale został przełożony ze względu na pandemię) ma także ambicje, by zachęcić biznes do rozpoznania negatywnego wpływu na różnorodność biologiczną. Według zapisów porozumienia, firmy powinny analizować i raportować w przejrzysty sposób, jak ich działalność wpływa na kwestie różnorodności biologicznej.
„Zakres tego raportowania był jednym z bardziej kontrowersyjnych tematów i niestety w trakcie negocjacji został on znacznie osłabiony. Pierwotna wersja zawierała obowiązek ujawniania tych informacji, a nie tylko zachętę. Zawiera także zapis o »zmniejszeniu o połowę wpływu biznesu na różnorodność biologiczną«. Niestety oba ta elementy zostały usunięte” – mówi Szafraniec.
Kolejnym ważnym punktem porozumienia jest zobowiązanie do ograniczenia dotowania branż gospodarki o szkodliwym wpływie na bioróżnorodność. Przez najbliższe trzy lata – do końca 2025 roku - kraje zobowiązały się zidentyfikować i wyeliminować dotacje np. do rolnictwa czy rybołówstwa o łącznej wartości co najmniej 500 mld dolarów.
Po co to wszystko? W świecie zdominowanym przez starania na rzecz klimatu ochrona przyrody może wydawać się celem ważnym, ale mimo wszystko drugorzędnym. To nieprawda, pisze David Wallace-Wells, autor – traktującej skądinąd o klimacie – głośnej książki „Ziemia nie do życia”.
„Problem polega na tym, że ocieplenie klimatu to tylko jeden z wielu sposobów, w jaki ludzka cywilizacja pozbawia planetę jej biologicznej złożoności. W grudniu zeszłego roku - w komentarzu opublikowanym w Conservation Letters - grupa biologów nazwała postrzeganie biologicznego upadku planety przez pryzmat zmian klimatycznych »ograniczonym«. Obecne przekonanie, że zmiana klimatu jest głównym zagrożeniem dla różnorodności biologicznej, jest w najlepszym razie przedwczesne. Odwraca uwagę i wysiłek od głównych zagrożeń: niszczenia siedlisk i nadmiernej ich eksploatacji” – napisał Wallace-Wells w komentarzu na łamach The New York Times.
O ile horyzont zmian potrzebnych do spowolnienia wzrostu temperatury Ziemi to wciąż od 30 do 70 lat (do roku 2050 emisje CO2 mają wynieść zero netto, dzięki czemu wzrost temperatury ma zostać ograniczony do ok. 2°C do roku 2100), to destrukcja przyrody trwa w najlepsze już od kilkudziesięciu lat.
Zeszłoroczny raport Intergovernmental Science-Policy Platform on Biodiversity and Ecosystem Services (Ipbes) – można by ją uznać za odpowiednik IPCC w świecie nauk przyrodniczych – oszacował, że ok. 1 miliona (sic!) gatunków zwierząt i roślin jest zagrożonych wyginięciem, niektóre w czasie liczonym zaledwie w dekadach.
Ok. 75 proc. środowiska lądowego i ok. 66 proc. środowiska morskiego zostało w znacznym stopniu zmienione w wyniku działań człowieka.
Ponad jedna trzecia powierzchni lądów na świecie i prawie 75 proc. zasobów słodkiej wody jest obecnie przeznaczona na produkcję roślinną lub zwierzęcą. Zanieczyszczenie tworzywami sztucznymi wzrosło dziesięciokrotnie od 1980 roku. Od 300 do 400 mln ton metali ciężkich, rozpuszczalników, toksycznych szlamów i innych odpadów z zakładów przemysłowych jest zrzucanych corocznie do wód.
Wallace-Wells wyraża nadzieję, że porozumienie z Montrealu-Kunming okaże się dla bioróżnorodności tym, czy dla klimatu okazało się porozumienie paryskie z 2015 roku. Nie tylko wyznaczeniem celu, ale zarzewiem zmiany myślenia. Od czasu Paryża bowiem problematyka kryzysu klimatycznego praktycznie nie schodzi z czołówek mediów. Czy podobnie będzie z ochroną przyrody?
Wszystko będzie zależeć od tego, jak rządy poradzą sobie z realizacją postanowień porozumienia, mówi Szafraniec. „Kluczowym mechanizmem implementacji będą krajowe plany działania, które zostaną ustalone i poddane przeglądowi, zgodnie z podobnym formatem stosowanym w przypadku emisji gazów cieplarnianych w ramach wysiłków ONZ na rzecz ograniczenia zmian klimatu. Takie plany kraje będą musiały przygotować do następnego szczytu, który odbędzie się w 2024 roku w Turcji” – mówi ekspertka.
Oznacza to, że również Polska ma niecałe dwa lata, by określić, jakie działania podejmie w celu wypełnienia porozumienia.
„Jako społeczeństwo mamy teraz ogromną rolę do odegrania, aby domagać się ambitnych działań”
– mówi Szafraniec.
Podstawowe cele porozumienia – czyli „30 na 30” i konieczność odtworzenia zdegradowanych terenów - pokrywają się z unijnymi instrumentami prawnymi. A te już są albo będą niedługo wdrożone. Realizacja tych postanowień będzie obligatoryjna, niemniej do sukcesu konieczne będą reformy prawne „zaszywające” ochronę bioróżnorodności w innych przepisach: o zagospodarowaniu przestrzennym, stosowaniu środków ochrony roślin, ochronie przyrody, zarządzaniu lasami i wodami, gospodarce odpadami, sprawozdawczości biznesu, dopłat dla rolnictwa i wielu innych. Wszystko w roku wyborczym i w pierwszym roku działania nowego (bądź tego samego) rządu w kraju, który doprowadził do zatrucia drugiej co do wielkości rzeki i gdzie wycinka drzew stała się czynnością rutynową.
Cele i sposoby ich realizacji to wciąż sprawa decyzji do podjęcia w (niedalekiej) przyszłości. Tymczasem porozumienie z Montrealu-Kunming doczekało się już krytyki.
„Historię ochrony przyrody definiuje stały wzrost liczby obszarów chronionych, od obejmujących ok. 2 proc. globu w latach 60. do ok. 17 proc. obecnie. Postęp ten był niezwykle trudny. Wiele obszarów ochrony istnieje tylko na papierze, a przy tworzeniu innych dochodziło do łamania praw człowieka i przemocy” – piszą w serwisie The Conversation naukowcy Bram Buscher z Uniwersytetu w Johannesburgu i Rosaleen Duffy z Uniwersytetu w Sheffield.
„Jeśli osiągnięcie tych 17 proc. zajęło 60 lat, na ile prawdopodobne jest niemal podwojenie obszarów chronionych na Ziemi w ciągu następnych ośmiu lat? Pomimo retoryki porozumienia o umieszczeniu ludności rdzennej w centrum starań ochronnych, jak zagwarantować, że przemoc z przeszłości się nie powtórzy?” – pytają naukowcy. Wytykają szczytowi w Montrealu to, co często zarzuca się szczytom klimatycznym: powolność reakcji na szybko pogarszającą się sytuację klimatyczną i biologiczną naszej planety.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze