0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jedrzej Nowicki / Agencja GazetaJedrzej Nowicki / Ag...

Jacek Jaśkowiak - od 2013 roku członek Platformy Obywatelskiej, od 2014 prezydent Poznania. W 2018 roku w pierwszej turze wygrał reelekcję, zdobywając 56 proc. głosów. Wcześniej był biznesmenem i działaczem ruchu miejskiego My Poznaniacy. W listopadzie 2019 zgłosił swoją kandydaturę w prawyborach prezydenckich organizowanych przez PO, ale na konwencji PO 14 grudnia 2019 przegrał z Małgorzatą Kidawą-Błońską.

Michał Danielewski, OKO.press: Niedziela, 12 lipca, o godz. 21:00 Jacek Jaśkowiak widzi wstępny wynik wyborów. Czuje rozczarowanie?

Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania: Już wtedy dotarło do mnie, że Rafał Trzaskowski przegrał, bo historycznie różnica między badaniem exit poll a ostatecznym wynikiem pogłębiała się z reguły na korzyść PiS. Wcześniej zdawałem sobie oczywiście sprawę, jak trudnego zadania podjął się Trzaskowski, ale wspierałem go w tym, podobnie jak inni prezydenci miast. Uczestniczyłem w debatach samorządowych m.in. w Świętokrzyskiem czy w Małopolsce.

Miałem świadomość tego, jak trudno będzie mu nadgonić w tak krótkim czasie dystans do Dudy. Uważam, że i tak zrobił dużo. Uratował Koalicję Obywatelską przed kompromitacją.

To była pierwsza kampania w historii wyborów prezydenckich tak bardzo oparta na samorządach z dużych i średnich miast. Trzaskowski znokautował przeciwnika w Poznaniu, ale spójrzmy na powiatową Wielkopolskę: Duda wygrał w powiatach gostyńskim, grodzińskim, jarocińskim, kaliskim... Długo by wymieniać. To w ogóle realne, by tę Polskę powiatową od PiS odciągnąć?

Wraz z innymi samorządowcami z dużych miast zachęcałem do wsparcia Trzaskowskiego samorządowców z mniejszych miejscowości, również tych niezależnych. Mówiłem im, że Platforma się zmienia. Trudno jednak w dwa tygodnie nadrobić błędy popełnione przez regionalnych działaczy PO w przeszłości, również w wyborach parlamentarnych 2019 czy samorządowych 2018 roku.

Niejednokrotnie wystawialiśmy przecież, zupełnie bez sensu, naszego kandydata do walki z niezależnym, popularnym i lubianym samorządowcem. Nasz kandydat oczywiście przegrywał i przy okazji następowało załamanie zaufania.

To efekt zacietrzewienia ważnych ludzi w Platformie, osób, które są w partii od 18 lat i po prostu nie potrafią się porozumieć z niezależnymi politykami. Nie tylko w Wielkopolsce, podobne głosy słyszałem również w innych regionach. Należy rozmawiać po partnersku, a to nie polega na przejmowaniu wpływów i narzucaniu decyzji personalnych. Zatem,

albo szanuje się autonomię samorządowca, albo wygrywa partyjniactwo,

które jest głównym powodem negatywnego stosunku do polityków i partii politycznych.

Jak pan wie, wywodzę się z biznesu. Tam działa się według reguł, nie kantuje się, nie próbuje się intrygami, gierkami rozbijać drugiej strony. Czasami negocjacje bywają brutalne, tak jak w polityce, ale standardy są wyższe. A w Platformie, niestety, nadal króluje zacietrzewienie.

Przeczytaj także:

Proszę spojrzeć chociażby na wsparcie, które przed pierwszą turą dostał od wielu samorządowców Szymon Hołownia. To był czytelny sygnał i wyraz ich stosunku do Koalicji Obywatelskiej. I z tego też trzeba wyciągać wnioski. Tak jak z wcześniejszych kardynalnych błędów.

Pamiętajmy, że nas jako KO uratowała pandemia i fakt, że wybory 10 maja się nie odbyły. Bo gdyby się odbyły, nasza kandydatka mogłaby wylądować nawet za Krzysztofem Bosakiem.

Mieliśmy przecież sondaże, z których jasno wynikało, że nasza kandydatka może nie wejść do drugiej tury. A mimo to wystawiliśmy ją do walki o tak wielką stawkę.

Jeżeli chcemy coś w polityce zrobić, to nie może to tak wyglądać. Albo będziemy potrafili podejmować dobre decyzje, ciężko pracować, albo przepadniemy. Trzeba postawić na nowych ludzi, którym chce się działać. Łatwo sprawdzić, jaka w Wielkopolsce była aktywność przy kampanii Trzaskowskiego szefa Nowoczesnej Adama Szłapki, a jaka była aktywność byłego szefa PO w Poznaniu Waldiego Dzikowskiego. A jak się sprawdzi, trzeba wyciągnąć wnioski.

Bo jeżeli wystawimy w 2023 roku tę ekipę, która jest w Platformie od jej założenia i żyje wspomnieniami, to trudno oczekiwać, że dostaniemy jakikolwiek sejmik wojewódzki, nie mówiąc już o władzy w całej Polsce.

Spodziewam się, że w najbliższej przyszłości wielu niezależnych samorządowców będzie przechodziło na stronę PiS, również ze strachu przed wszechmocną władzą. Dlatego, jeżeli chcemy znów przekonywać do siebie ludzi, to musimy pokazać nową jakość w działaniu, w tworzeniu list, w przygotowywaniu kandydatów do walki o głosy wyborców. Od tego, czy wyciągniemy wnioski z przeszłości i z ostatnich wyborów parlamentarnych, czy zastanowimy się, kto ile dostał głosów i dlaczego, uzależniam też własną decyzję o dalszej aktywności w polityce.

Mocna diagnoza, ale jaka jest recepta? Rafał Trzaskowski najwyraźniej próbuje budować nową Platformę poza Platformą, ale to oczywiste, że aparatu partyjnego nie odsunie się ot tak, na pstryknięcie palców - aparat będzie chciał działać tak, jak działał do tej pory, bo to jego immanentna cecha. Jest w ogóle przestrzeń do gruntownej reformy Platformy Obywatelskiej?

W Poznaniu starałem się zrobić, tyle, ile mogłem. Zachęcałem mieszkańców do głosowania, była wysoka frekwencja – 75,4 proc., a Andrzej Duda zdobył zaledwie 28 proc. głosów. Stanisław Lem ma napisane na grobie „Zrobiłem co mogłem, niech inni zrobią więcej” – ja swoich synów poproszę o taką samą inskrypcję.

Natomiast wnioski muszą zostać dziś wyciągnięte przede wszystkim przez tzw. „piąte piętro”, czyli kierownictwo Platformy. Bo nie wierzę, że w wyborach parlamentarnych w 2023 r. PO z twarzami Waldiego Dzikowskiego, Rafała Grupińskiego, czy Filipa Kaczmarka osiągnie dobry wynik. Ostatnio to moja była żona

Joanna Jaśkowiak ciągnęła listę i zdobyła ponad 67 tys. głosów, Szłapka ponad 50 tys., a Franek Sterczewski z ostatniego miejsca na liście dostał większy wynik niż Grupiński i Dzikowski.

Więc powtarzam: albo wyciągamy wnioski, albo znów będziemy robić dobrą minę do złej gry i udawać, że nic się stało.

No dobrze, wnioski, wnioski. Ale jakie?

Trzeba zasuwać! To jedyna recepta. Partia to nie ZBoWiD - nie możemy żyć wspomnieniami kombatanckimi o starych dobrych czasach. Niedawno na spotkaniu u jednego z polityków-założycieli Platformy, w kółko słyszałem opowieści o tym, jaki to kiedyś był entuzjazm... Dla nas to jest ostatni moment na zmianę. Przed nami trzy lata ciężkiej pracy, którą trzeba zacząć już dzisiaj.

Wielki potencjał widzę we współpracy samorządowców - nie tylko na poziomie dużych miast, ale też rzeczywistej solidarności z gminami mniejszymi, otaczającymi większe ośrodki. W tych niewątpliwie trudnych czasach musimy się wspierać.

Zadeklarowałem już gotowość wymiany doświadczeń, zrobili to też inni samorządowcy. Ja chętnie skorzystam z rozwiązań Bydgoszczy w zakresie retencji, ze swojej strony dzieląc się doświadczeniem w zarządzaniu miejskimi spółkami. Myślę, że takich, jak w Poznaniu, z zyskami na poziomie 60 mln zł, wielu w Polsce nie ma. Mam już także uzgodnione spotkania i udział w wydarzeniach w Lublinie, wybieram się do Krakowa.

Przy tej okazji jesteśmy gotowi dzielić się kompetencjami z wójtami gmin oraz burmistrzami miejscowości, przeżywającymi obecnie - w wyniku takiej, a nie innej polityki PiS - potężne problemy finansowe.

Istotnym elementem jest także jakość realizowanej w danym województwie polityki partyjnej. Bo jeżeli będzie się ona sprowadzała do tego, że tamtejszy baron z Kowalskiego będzie robił zastępcę prezydenta, a Pipsztyckiego ulokuje w zarządzie tej czy innej spółki, to lokalni samorządowcy nie będą gotowi do wsparcia partii.

Dzisiaj Platforma może pokazać jakość, ale musi się pozbyć złogów ze starych czasów. Jeżeli nie będzie umiała oczyścić szeregów z osób skompromitowanych, albo tych, którzy nie rozumieją rzeczywistości, żyją wspomnieniami i jeżdżą na ryby, to nigdy nie przekonamy do siebie Polaków.

Wie pan, niedawno rozmawiałem z jednym politykiem - akurat z Lewicy - i opowiadał mi, jak zachęcano go do udziału w wyborach parlamentarnych. Działacz, który go przekonywał, mówił mu: „Wiesz, jaka to jest świetna robota, być posłem? Rano idę listę podpisać, potem do hotelu, siatkóweczkę sobie obejrzę, takie życie!”. Jeśli my też będziemy mieli takich kandydatów do parlamentu, to mogę jasno powiedzieć, że firmować tego swoją facjatą nie chcę i nie mam zamiaru.

Może rozwiązaniem jest propozycja Szymona Hołowni? Budujemy od dołu, staramy się wzbudzić entuzjazm młodych ludzi i tych wszystkich, którzy do tej pory w politykę się nie angażowali.

Moim zdaniem to, co robi Hołownia nie ma sensu, nie widzę w tym przyszłości. Jego dobry wynik to dla mnie wyłącznie kwestia zniechęcenia wyborców do partii politycznych i chęć pokazania im żółtej kartki. Nie wierzę, że Hołownia jest w stanie utrzymać zainteresowanie przez trzy lata.

Jedyną receptą jest jakościowa zmiana w Platformie.

Moja propozycja - właściwie jest to pomysł mojego współpracownika Marcina Gołka - polega na wciągnięciu samorządowców w życie partii i budowanie tzw. kół prezydenckich, wójtowskich, burmistrzowskich.

Bo dziś koła są regionalne, dzielnicowe i nie mają żadnego sensu, bo często tworzą je działacze, którzy nawet nie mieszkają w tych konkretnych dzielnicach.

Jestem gotów się angażować i sądzę, że takich prezydentów i prezydentek, wójtów, burmistrzów jest więcej. Rzecz w tym, by ci samorządowcy mogli budować swoją pozycję w ramach struktury partyjnej i nie rywalizowali z członkami partii na wpływy - kto ma dla kogo jaką posadę - tylko w oparciu o autorytet i jakość pracy, bo to jest na końcu najważniejsze. Rozmawiałem wiele razy z samorządowcami z mniejszych ośrodków o tym, kiedy ostatni raz był u nich jakiś poseł, ile razy w ciągu kadencji wykazał aktywność. Nie są to miłe opowieści dla Platformy.

A pan byłby gotów pociągnąć wózek zmiany w Platformie i startować do Sejmu w następnych wyborach?

To zależy od zmian jakościowych w Koalicji Obywatelskiej. Od tego, czy nastąpi próba reformy PO, czy zdołamy wykorzystać zaangażowanie wielu ludzi z samorządów, choćby Sutryka z Wrocławia, Truskolaskiego z Białegostoku...

Nie chcę dzisiaj mówić, że coś wykluczam, natomiast jeżeli to ma wyglądać tak jak wcześniej, jeśli będę widział bylejakość pracy, jakieś boje, darcie szat, intrygi, knucia i prymitywne kombinacje, to moje zaangażowanie nie będzie miało sensu i zgodnie z wcześniej złożonymi deklaracjami po 9 latach pracy publicznej, czyli za 3 lata, wrócę do biznesu.

Bo co się stało tak naprawdę 12 lipca? Nie wygraliśmy de facto najłatwiejszych dla nas wyborów. Ale to nie wszystko.

Tak jak już mówiłem, tylko i wyłącznie dzięki temu, że głosowanie nie odbyło się 10 maja, wyszliśmy z tego z dobrym wynikiem. Gdyby nie było pandemii, dostalibyśmy straszny łomot.

Ja jestem członkiem Platformy, mam do niej pozytywny stosunek, ale widzę, że nawet w Poznaniu, gdzie Trzaskowski wygrał bardzo mocno, nie wszyscy taki mają. I prawdę mówiąc, trudno mi się dziwić takim osobom.

Czyli co, idealna droga dla Platformy to partia Jaśkowiaków? Do tej pory bezpartyjnych, wywodzących się z ruchów społecznych?

Przede wszystkim nie można blokować dostępu do partii ciekawym ludziom. Trzeba umieć zejść ze sceny czy z ringu, kiedy nadchodzi odpowiedni moment. Bo można sobie w Sejmie siatkóweczkę pooglądać, można też jechać na rybki… No można. Natomiast takim działaniem, to my nic nie zrobimy.

Już ostatnie wybory parlamentarne pokazały, że trzeba było ratować nasze listy osobami z zewnątrz, to kandydaci spoza Platformy uratowali nam wynik: Jaśkowiak, Szłapka, Sterczewski. Nie można czekać do wyborów, żeby takich ludzi szukać w popłochu, tylko trzeba ciężko pracować już teraz. Ja mogę przekonywać do Platformy swoją ciężką pracą, jakością zarządzania miastem.

Ale musimy mieć świadomość, że wielu ludzi ma swoje obserwacje i opinie o PO, czyli te wszystkie rzeczy, które udało się nam przykleić - że jesteśmy oszustami i złodziejami. I to będzie naprawdę trudno zmienić.

Potrzeba głębokiej restrukturyzacji wewnątrz Platformy. A mamy wielu ciekawych działaczy, sam ich poznałem w Świętokrzyskim, Małopolsce, w innych regionach.

Mamy możliwości działania. Co więcej, te możliwości są podparte tym, że jesteśmy w stanie pokazywać różnice między samorządowym sposobem zarządzania i tym, co robi PiS - od deformy oświaty, po Centralny Port Komunikacyjny, który oczywiście nigdy nie powstanie.

Oni poza programami socjalnymi polegającymi na rozdawaniu pieniędzy w zasadzie nic nie potrafią zrobić.

To będzie niezwykle trudne, ale możemy przez trzy lata naprawdę dać z siebie dużo. Jednak musimy widzieć cel. Koniec z cepeliadą, którą robiliśmy do tej pory, musimy się sprofesjonalizować, aby ludzie uwierzyli, że warto się angażować, warto się poświęcić i zaryzykować starcie z władzą PiS.

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze