Jacek Jaśkowiak próbował przemówieniem na konwencji Platformy zmienić poglądy delegatów, ale poniósł porażkę: tak jak przewidywano przed prawyborami, kandydatką na prezydenta PO została Małgorzata Kidawa-Błońska
Platforma Obywatelska wybrała: wiemy już, kto będzie reprezentował największą partię opozycyjną w wyborach prezydenckich. Kandydatką została wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. Otrzymała 345 głosów, a prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak – 125.
Konwencja krajowa PO 14 grudnia 2019 była dobrze zorganizowana: na sali tłum, w tle podniosła muzyka, lektor uroczystym tonem zapowiadał wystąpienia kandydatów w prawyborach. Również entuzjazm publiczności brzmiał nieco naturalniej niż podczas poprzednich konwencji ugrupowania Grzegorza Schetyny.
Jak wynikało z badania OKO.press z października, to kandydatka bądź kandydat PO ma największe szanse na wejście do drugiej tury i bezpośrednie starcie z Andrzejem Dudą.
O tym, kto będzie reprezentował Platformę w wyborach prezydenckich, zdecydowało kilkuset delegatów na kongres. Głosowanie było tajne. Zanim do niego doszło, przemawiali kandydaci.
Małgorzata Kidawa-Błońska przemawiała przed Jackiem Jaśkowiakiem. I zebrała większe brawa, choć jej mowa była nieco słabsza (ale dłuższa) niż prezydenta Poznania.
"Ludzie zauważyli, że w Polsce nie ma prezydenta, który upominałby się o ich prawa. Nie ma prezydenta. Czasami pojawia się, siedząc na brzegu stołu w rozmowach dyplomatycznych. Wolałabym, żeby polski prezydent siedział przy głównym stole i te rozmowy prowadził"
- mówiła wicemarszałek Sejmu.
I dodawała: "Przejechałam ponad 7 tys. kilometrów, odwiedziłam wszystkie regiony. Rozmawiałam nie tylko z członkami i sympatykami Platformy. To były setki rozmów i tysiące podanych rąk. Niezależnie, czy była to mała miejscowość, czy duże miasto, czy rozmawialiśmy z kobietami czy z mężczyznami - wszędzie problemy są takie same".
Podkreślała wagę edukacji, naprawy systemu opieki zdrowotnej, silnie akcentowała rolę samorządów. Akcentowała wagę dialogu i spokoju. Wszystko w kontekście bezpieczeństwa, które było kluczową kategorią.
"Tylko wtedy będziemy bezpieczni, gdy dziewczynka z małej miejscowości będzie miała takie same szanse nauki jak uczniowie z dużych miast" - mówiła wicemarszałek Sejmu. Nawiązała też do szczytu klimatycznego UE i polskie weta wobec planów europejskiej neutralności klimatycznej:
"Pierwszy raz w historii młodzi ludzie tak mocno mówią o tym, że sprawy klimatu są dla nich bardzo ważne, że nie mają czasu czekać. Rozumiem, że dla pana premiera 30 lat to okres, w którym nie będziemy się martwili, co jest na tym świecie, ale młodzi zostają".
Minusy przemówienia Kidawy-Błońskiej? Mała wyrazistość, brak dobrze napisanych fraz, które z jednej strony mogłyby podchwytywać media, a z drugiej - działałyby na wyobraźnię odbiorców.
Później przemawiał Jaśkowiak i najwyraźniej zmienił strategię w porównaniu z debatą kandydatów z 7 grudnia: był ofensywny, mocniej akcentował bardziej liberalny profil w porównaniu z Kidawą, odwoływał się do przyjaźni z zamordowanym prezydentem Gdańska Pawła Adamowicza ("Namówiłem go, żeby poszedł w Marszu Równości"), chwalił się, że ma doświadczenie wygrywaniu.
"Wygrywałem w sporcie, biznesie, polityce. Za zwycięstwa polityczne uważam nie tylko dwie mocne wygrane w wyborach w Poznaniu, również powstrzymanie szaleństwa Antoniego Macierewicza i apeli smoleńskich podczas ważnych uroczystości"
- przypominał Jaśkowiak, przypominając wydarzenia z uroczystości rocznicowych poznańskiego Czerwca 1956. Przedstawiał się jako mocny człowiek na trudne czasy: odciął się od filozofii "letniej wody w kranie", przekonywał, że kandydat Platformy może przez wyrazistość pozyskać grupy elektoratu dotychczas dla PO niedostępne.
Przemówienie Jaśkowiaka było lepsze niż Kidawy, ale sprawiało również wrażenie straceńczej szarży ostatniej szansy.
Kilka dni przed debatą Kidawy-Błońskiej i Jaśkowiaka „Gazeta Wyborcza” sprawdziła poparcie dla nich wśród 59 proc. delegatów (spośród 747). Aż 60 proc. z nich zadeklarowało głos na Małgorzatę Kidawę-Błońską, a zaledwie 9 proc. na Jacka Jaśkowiaka. Jednak jednocześnie aż 25 proc. powiedziało: „wiem, ale nie powiem”, a 6 proc. „nie wiem”.
Według informacji PAP tuż przed prawyborami poparcie rozkładało się 70 do 30 proc. na korzyść Kidawy-Błońskiej.
Prawybory miały ratować wizerunek Platformy jako partii „obywatelskiej”. Miały też pokazać, że jest to partia zdolna do wewnętrznej debaty. Ale przede wszystkim miały umocnić przywództwo Grzegorza Schetyny - przeciąć dyskusje o kolejnej przegranej w wyborach i udowodnić, że pozostaje on najsprawniejszym graczem w wewnątrzpartyjnych szachach.
Bo w tle prawyborów toczy się walka wewnętrzna o władzę w Platformie Obywatelskiej.
Kidawa-Błońska, bardziej zachowawcza w poglądach, ma za sobą „frakcję młodych”, stawiali na nią ci, którzy chcą zmiany przywództwa w Platformie Obywatelskiej. To m.in. marszałek Senatu Tomasz Grodzki, szef klubu KO Borys Budka, Kamila Gasiuk-Pihowicz i Joanna Mucha. Budka i Mucha będą walczyć o przewodniczenie PO w zbliżających się wyborach w partii. Kidawę poparli również popularni prezydenci Łodzi i Warszawy - Hanna Zdanowska i Rafał Trzaskowski.
Jaśkowiak, choć poglądy sytuują go bliżej Lewicy niż konserwatywnego centrum, jest kandydatem frakcji Schetyny. Popierali go szefowie lokalnych struktur Platformy, m.in. Tomasz Lenz i Sławomir Neumann.
Sondaże nie dają dziś jednoznacznej odpowiedzi. Andrzej Duda wygrywa według większości badań opinii. Jednak ze wszystkich kandydatów opozycji to właśnie Kidawa-Błońska ma wynik najbardziej zbliżony do obecnego prezydenta.
Kampania jednak się jeszcze nie zaczęła, a wciąż pojawiają się nowi kandydaci. Szymon Hołownia może skusić niektórych wyborców Platformy, a wciąż nie wiemy, kogo wystawi Lewica. Jeśli zdecyduje się na wyrazistą kandydatkę, może ona odebrać część głosów Kidawie-Błońskiej.
Kampania nie byłaby agresywna, opierałaby się na poszukiwaniu zgody i apelowaniu do elektoratu niekoniecznie oczywistego dla Platformy Obywatelskiej. Taka strategia miałaby szansę na sukces.
Jak pokazywało badanie OKO.press, atutem Kidawy-Błońskiej jest relatywnie mały elektorat negatywny.
Ma mocną pozycję na wsi, gdzie jej wynik sondażowy jest aż o cztery punkty procentowe lepszy niż Koalicja Obywatelska uzyskała w wyborach parlamentarnych.
Umiarkowanie konserwatywny profil ideowy kandydatki KO najwyraźniej podoba się sporej części wyborców wiejskich i może w drugiej turze bardzo ułatwić ewentualny transfer poparcia od zwolenników lidera PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Argumentem przeciwko są słabe notowania Kidawy wśród najmłodszych wyborców: jej wynik jest aż o osiem punktów procentowych gorszy niż wynik KO w tej samej grupie w wyborach parlamentarnych.
Mimo poparcia Barbary Nowackiej dyskusyjna jest również zdolność Kidawy do mobilizacji w drugiej turze elektoratu lewicowego. Zadanie stało się dodatkowo trudniejsze po wypowiedzi w „Kropce nad i” o „nic nie wartej lewicy”.
Faworytką od początku była Małgorzata Kidawa-Błońska. Zanim została kandydatką na kandydatkę na prezydenta była kandydatką Koalicji Obywatelskiej na premiera. Grzegorz Schetyna mówił wtedy: „Nie wiem, jak mogliśmy na to wcześniej nie wpaść”. Pisaliśmy w OKO.press: „My też nie wiemy”. Obiecywała „uśmiechniętą Polskę”, a kampania wyborcza KO była w ostatniej fazie skupiona wokół niej.
Pożyczając język od Roberta Biedronia, Kidawa-Błońska obiecywała, że zatrzyma wojnę polsko-polską. Mówiła o wspólnocie, stawiała na bezpośrednią rozmowę i uciekała od jednoznacznych deklaracji np. w sprawie aborcji.
Przez całą prawyborczą kampanię podkreślała znaczenie tego, że jest kobietą. W wywiadzie dla OKO.press mówiła też: „Najbliższe lata nie tylko w Polsce, ale i na świecie będą należały do kobiet (…) Polityka się zmienia. Był czas mocnych, silnych mężczyzn. Teraz w polityce na pierwszy plan wychodzą kobiety”.
„Marzy mi się Polska otwarta, bezpieczna, z szacunkiem dla innych, z podkreśleniem różnorodności. Moja opowieść o Polsce to opowieść o Polsce różnorodnej. Chcę zatrzymać tę tendencję, którą obserwujemy od kilku lat, że rządzą nami ludzie z ambicjami na urządzanie nam wszystkim życia. Trzeba zagwarantować wolność i szansę rozwoju każdemu”.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze