0:00
0:00

0:00

"To właściwie nie jest gaz, tylko strumień żrącej cieczy. Ona dosłownie pali. Dopiero potem zobaczyłam na zdjęciach, że moja twarz była cała poparzona, bardziej czerwona niż kurtka. Ta ciecz nie rozpuszcza się w wodzie, więc za każdym razem, kiedy człowiek choć trochę się spocił, zaczynało piec znowu" - opowiada OKO.press poszkodowana po ataku policji 16 maja 2020 na Pl. Zamkowym w Warszawie łodzianka, która prowadzi usługi finansowe.

"Policjantów było przynajmniej dwa razy więcej niż ludzi zamkniętych w kordonie" - relacjonował dziennikarz OKO.press Robert Kowalski. Mówił o absurdalnych, sprzecznych poleceniach policji, widział z bliska atak gazem: "Ten żel oblepia, wciska się w pory skóry i atakuje drogi oddechowe. Źle to wyglądało. Ludzie padali na ziemię, siedzieli w drgawkach za kordonem".

Zobacz protest i akcja policji w kamerze OKO.press. Ten film miał na FB OKO.press 5,7 miliona odsłon i 46 tys. udostępnień (stan na 20:00, 19 maja):

Przeczytaj także:

A jak to wyglądało z perspektywy uczestników? Rozmawiamy z protestującą parą przedsiębiorców z Łodzi. Woleli być cytowani pod inicjałami.

Marta K. Nowak, OKO.press: Co się wydarzyło po przemowie Pawła Tanajny pod kolumną Zygmunta? Nasi dziennikarze widzieli, że uczestnicy zostali zamknięci w dwóch kordonach. Byliście w tym większym, gdzie użyto gazu.

A.B.: Za podwójnym kordonem stał policjant i czytał nam z kartki przez tubę, że mamy się stosować do poleceń policji.

A policja kazała się rozejść, chociaż nie wypuszczała nas z kordonu. Cały czas informowano o obowiązku zachowania odległości, ale jednocześnie coraz bardziej nas ściskano.

Zapytaliśmy więc jednego z policjantów - do jakich w końcu poleceń mamy się stosować. Dostaliśmy odpowiedź: a gówno was to obchodzi.

P.R.: W tym samym czasie policjanci zaczepiali ludzi i siłą wyciągali poszczególne osoby, pakowali je do radiowozu i spisywali. Trzymali nas tam, żeby spisać wszystkich. Sam sposób, w jaki to robiono, bez żadnego szacunku, budzi oburzenie.

Ile to trwało, zanim spróbowaliście się wyrwać albo, jak chce policja - czynnie napadliście na funkcjonariuszy?

P.R.: Ponad godzinę. Po 16 ktoś rzucił hasło: przebijamy się. I zaczęliśmy napierać na policjantów, ale nie próbowaliśmy ich przewracać, nie było pięści. Kawałek ich przepchnęliśmy, może metr. Od razu sięgnęli po gaz pieprzowy.

A.B.: Psikali z dwóch stron, przez 2 - 5 minut. Jeden policjant jednocześnie psikał gazem i kręcił film kamerą. Pryskali zza pleców policjantów z kordonu, więc trafili też przypadkowo kilku funkcjonariuszy.

Na filmie Roberta Kowalskiego widać, jak leży pani na ziemi i próbuje dojść do siebie. Jak działa ten gaz?

A.B.: To właściwie nie jest gaz, tylko strumień żrącej cieczy. Ona dosłownie pali. Dopiero potem zobaczyłam na zdjęciach, że moja twarz była cała poparzona, bardziej czerwona niż kurtka. Ta ciecz nie rozpuszcza się w wodzie, więc za każdym razem, kiedy człowiek choć trochę się spocił, zaczynało piec znowu.

P.R.: Jak wróciliśmy do domu, kąpaliśmy się kilka razy, ale nie da się tego zmyć, nadal piecze przy odrobinie wilgoci.

A.B: Pieczeni to jedno, ale najgorzej jest z oddychaniem. Mam astmę. Na początku nie zrozumiałam, co się dzieje, Paweł coś krzyknął i opuścił głowę. Ja właśnie pytałam: co? I wciągnęłam te opary. Czułam się coraz gorzej, łapałam oddech. Nawet zdrowym osobom ciężko było oddychać.

Była tam jedna dziewczyna z arytmią serca, która straciła przytomność, inna też bardzo mocno dostała. Kogoś reanimowano, jeden pan miał zawał. Na miejscu była całe szczęście ratowniczka, jedna z protestujących. Kiedy użyto gazu, założyła kamizelkę i zaczęła pomagać.

P.R.: Potem ją spotkaliśmy i dziękowaliśmy za pomoc. Okazało się, że sprzęt na wszelki wypadek kupiła wcześniej z własnych pieniędzy. Policja podobno od piątku zapowiadała, że użyje gazu.

Ale o tym, żeby na miejscu była karetka nie pomyślano?

P.R.: Nie, gdyby nie ona, nie byłoby żadnej pomocy. Do pana, który dostał zawał serca, karetka przyjechała dopiero po pół godzinie.

Spisano was?

P.R.: Nam się upiekło, ale rozmawiałem z osobami, którym nie udało się wydostać z kordonu. Zastosowano wobec nich ten sam schemat. Byli wywożeni pojedynczo, w samochodzie z trójką policjantów.

Rozwożono ich po całym powiecie. Jedni wylądowali na komisariacie w Wołominie, inni w Piasecznie czy Legionowie. Tam ich wypuszczano i musieli jakoś wrócić do domu. Podczas protestów 7 i 8 maja policja robiła dokładnie tak samo.

Braliście udział we wcześniejszych protestach?

P.R: Tak, to moja trzecia manifestacja. Mieszkamy w Łodzi. Ja zajmuję się gastronomią, głównie sprzedażą alkoholu. Teraz ograniczono mi możliwość sprzedaży, a koszty utrzymania, pracowników - zostały. Sytuacja jest dramatyczna, mnóstwo towaru się zmarnowało.

Tarcza nie pomogła?

Wystąpiłem o pożyczkę z urzędu pracy, ale nie dostałem odpowiedzi. Udało mi się dostać zwolnienie z opłaty ZUS za marzec i postojowe w ramach tarczy antykryzysowej – dość szybko, choć dużo mniej, niż wnioskowałem. Nie starczyło nawet na 1/3 zobowiązań.

Ale nam w tym proteście nie chodzi o pieniądze, tylko o całokształt funkcjonowania państwa. Te układy, układziki, kumoterstwo. Ile naszych pieniędzy ucieka gdzieś na boki w tych partyjnych układach? Krew człowieka zalewa, jak na to patrzy.

A. B.: We mnie restrykcje jeszcze nie uderzyły, pracuję w usługach finansowych. Ale jak firmy zaczną się niedługo hurtowo zamykać, to kryzys poczuję też ja. Pojechałam na protest po raz pierwszy, z pobudek czysto obywatelskich.

Nie zgadzam się na to, co się dzieje. Mamy powrót tego, co było w Polsce 30 lat temu. Nie wiem, jak ludzie mogą nie widzieć, że ich dzieci będą żyły w kraju bez praw, gdzie wszystko jest odgórnie narzucone.

Apele przedsiębiorców o odszkodowania i pomoc państwa to jedno, ale to już nie są marsze wyłącznie przedsiębiorców, tylko walka o normalność. Coraz mniej rzeczy nam wolno. Niewiele brakuje, a bez specjalnej zgody z Nowogrodzkiej, nie będzie można wyjść na ulicę. To, jak potraktowano nas w sobotę, wyraźnie to pokazuje. PiS wykorzystuje pandemię dla celów politycznych.

Ten sprzeciw narodził się w was teraz, w związku z pandemią i polityką rządu?

A.R.: Te obostrzenia, zamykanie działalności to kropla, która przelała czarę goryczy. Zaczęło się od rozdawnictwa. Dawano na prawo i lewo, a nas - którzy uczciwie pracujemy, płacimy wszystkie składki, pozostawiano bez żadnego wsparcia. Za chwilę nie będzie naszych podatków, nie będzie z czego rozdawać i wtedy ludzie zrozumieją. Ale będzie za późno.

P.R.: Odpowiedni poziom wściekłości osiągnąłem już dawno, jeszcze przed pandemią. Czekałem tylko na impuls, kogoś, kto zacznie ruch obywatelski. Pojawił się strajk przedsiębiorców.

To ruch najbliższy mi ideowo, bo jest apolityczny. Uważam, że dopóki nie wymienimy całej elity na ludzi nowych, to nic się nie zmieni. PiS i PO niewiele się różnią, może formą i stylem, ale to takie samo zaciskanie pasa i ograniczanie swobód obywatelskich.

Apolityczne? Paweł Tanajno jest przecież kandydatem, próbował swoich sił w PO, Ruchu Palikota, w 2015 startował do Sejmu a w 2019 do PE z listy Kukiz'15...

P.R.: Wydaje nam się, że on kandydaturę na prezydenta wykorzystuje do rozpropagowania strajków. Paweł ma charyzmę, cechy przywódcze. To człowiek, którego takie inicjatywy potrzebują, ten, który powie: idziemy.

Ale ja nie biorę go pod uwagę, jeśli chodzi o głosowanie. Zwłaszcza, że jestem przekonany, że wybory nie będą uczciwe.

Czyli nie weźmiecie w nich udziału?

A.R.: Na wybory pójdziemy na pewno, bo inaczej to jak oddanie głosu na Dudę. Ale to, że Paweł przy okazji strajku jest też kandydatem, to kwestia poboczna. Traktujemy go bardziej jako kogoś, kto ma charyzmę, wiedzę i możliwości dotarcia do ludzi, do których my nie dotrzemy.

Co czujecie po sobotnim proteście? Rezygnację czy zapał do walki?

P.R.: To wszystko bardzo nas zmotywowało. I nie tylko nas. Rozmawialiśmy wczoraj z wieloma osobami, wszyscy mówili, że trzeba działać dalej.

A.R.: Widać, że inicjatywa rośnie w siłę, z tygodnia na tydzień przybywa członków protestów. Zaczęło się od kilkudziesięciu osób na ulicy w kwietniu, a wczoraj było już kilka tysięcy. Ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę, że to nie jakaś grupka przedsiębiorców, którzy zamiast oszczędzać roztrwonili pieniądze na luksusowe samochody, tylko ludzie, którzy walczą o miejsca pracy, ale przede wszystkim nie zgadzają się z tym, co dzieje się w kraju.

Będą następne manifestacje?

Na pewno. Coraz więcej ludzi ma odwagę wychodzić. Ludzie już zaczynają się grupować, obmyślają strategie, jak protestować i nie dać się zamknąć. Jeśli damy za wygraną, to nasza pseudowładza uzna, że może robić wszystko. Nie możemy na to pozwolić.

Plac Zamkowy, 16 maja. Popis brutalnego absurdu

16 maja na Placu Zamkowym w Warszawie odbyły się przynajmniej dwa protesty:

  • "Ogólnopolski Strajk Generalny" Marka Jarockiego, przedsiębiorcy z Tych, który organizował wcześniej m.in. manifestacje samochodowe w Katowicach;
  • "Strajk Polaków" organizowany przez kandydującego na prezydenta Pawła Tanajnę - jego grupa na facebooku - "Strajk Przedsiębiorców" była pierwsza i pozostaje najliczniejsza

Jarocki zgłosił protest do Urzędu Miasta Warszawy, ale zgody nie dostał. Formalnie nie dostał też odmowy - co zauważył Sąd Apelacyjny, który wskazał, że rozporządzenie nie może znosić konstytucyjnego prawa.

Więcej o prawnych losach zgromadzenia przeczytacie tutaj:

Tanajno nawet nie próbował zgłaszać swojego protestu. W sobotę na Placu Zawiszy protestowali również członkowie Agrounii, którym nie udało się dołączyć do protestujących na Placu Zamkowym.

W tym chaosie prawno-formalnym pytanie o legalność zgromadzenia pozostało bez jasnej odpowiedzi. Policja uznała je za nielegalne i dała popis brutalnego absurdu.

W ciągu całego dnia zatrzymała 380 osób, ponad 150 dostało mandaty, 220 wniosków ma zostać skierowanych do sądu.

Policja zarzeka się, że cały czas nawoływała zgromadzonych do zachowania dystansu. Problem w tym, że w tym samym czasie trzymała ich przez ponad godzinę w ciasnym kordonie.

Potem na placu Zamkowym, słowami rzecznika Komendy Stołecznej Policji: "w związku z czynną napaścią na funkcjonariuszy, użyto środka przymusu bezpośredniego w postaci gazu i siły fizycznej".

Minister MSWiA, Mariusz Kamiński wsparł policjantów i uznał, że zastosowane środki były adekwatne. Przypomniał, że podstawowym zadaniem policji jest egzekwowanie prawa, a zakaz zgromadzeń publicznych "wynika z zagrożeń epidemicznych, a nie z chęci ograniczania praw obywatelskich.

Tego samego dnia Andrzej Duda na Twitterze chwalił się spotkaniem z leśnikami w Bieszczadach.

View post on Twitter

Mówienie o proteście przedsiębiorców, to spore uproszczenie. Jak już pisaliśmy w OKO.press wokół pandemicznej frustracji wyrosło kilka grup i inicjatyw, które równolegle wzywają do sprzeciwu. Mnogość organizatorów, to jedno, ale zrozumienia całego ruchu nie ułatwia też wewnętrzne zróżnicowanie.

Wśród strajkujących są zwolennicy Tanajny, osoby szukające apolitycznego sprzeciwu, sfrustrowani przedsiębiorcy, antyszczepionkowcy, antymaskowcy. Do protestów nie przyłączyły się żadne grupy znane wcześniej z ogólnopolskich akcji protestacyjnych.

Akcja policji wywołała oburzenie w mediach społecznościowych, internauci pisali o "pisowskim ZOMO". Interweniował też RPO Adam Bodnar.

;
Na zdjęciu Marta K. Nowak
Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze