0:00
0:00

0:00

Jeśli polskie państwo uważa, że Brygada Świętokrzyska miała rację, to jaki jest sens obchodzić 1 września, czyli rocznicę tragicznej pomyłki? Czy nie należałoby raczej 23 sierpnia obchodzić, w zadumie i żalu, rocznicę zmarnowanej okazji? Ten pakt mógł wszak być zawarty z nami przeciw Sowietom, a nie na odwrót - Konstanty Gebert * w brawurowym eseju odsłania kolejne paradoksy w uhonorowaniu przez Prezydenta RP kolaborującej z Niemcami Brygady.

Bezpodstawne powtarzanie za Moczarem

Sprawa Brygady Świętokrzyskiej, uhonorowanej właśnie przez państwo polskie uroczystością przy Grobie Nieznanego Żołnierza, wywołuje kolejne interesujące komentarze. Głos zabrał historyk IPN Wojciech Muszyński, który w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl uznał, że zarzuty wobec Brygady o kolaborację oraz mordowanie Żydów i komunistów „pochodzą z dawnej epoki". I dalej:

"Przedstawił je gen. Mieczysław Moczar w »Barwach walki« [wpływowy w latach 60. przywódca tzw. frakcji partyzantów w PZPR, z retoryką patriotyczną, antysemicką i komunistyczną, minister spraw wewnętrznych 1964-1968]. Powtarzanie tych zarzutów jest

powielaniem moczarowskiej propagandy, która została przejęta przez narrację PRL.

Nie jest to nic nowego. Najciekawsze jest to, że kłamliwe zarzuty powtarzają osoby z tytułami naukowymi. Jednak nie mogą przytoczyć żadnych dowodów na piśmie potwierdzających ich dywagacje”.

O ile rozumiem, Muszyńskiemu chodzi o to, że brak dokumentu na piśmie, w którym dowódcy Brygady zobowiązaliby się do kolaboracji; fakt, że ogłosili „bezterminowe wstrzymanie walk” z Niemcami, przyjęli ich oficerów do swego sztabu, brali od nich zaopatrzenie, broń i amunicję, wycofywali się razem, czy szkolili swoich ludzi na kursach Abwehry, jest wobec tego braku bez znaczenia.

To tak, jakby twierdzić, że brak rozkazu Hitlera nakazującego wymordowanie wszystkich Żydów jest dowodem, że Zagłady nie było.

Wyzwolenie Holiszowa to słabe alibi

W Zagładzie Brygada jednak uczestniczyła: dokumentują to m.in. artykułu prof. Dariusza Libionki czy Aleksandry Bańkowskiej; mordami komunistów szczycili się sami żołnierze Brygady. Gdyby trzeba było czekać dopiero publikacji szefa PRL-owskiego MSZ, by te czyny zostały potępione, bardzo by to źle świadczyło o kondycji moralnej polskiej emigracji. Na szczęście tak nie jest: akcje Brygady potępił m.in. płk Kazimierz Iranek-Osmęcki i inni emigracyjni weterani, publicyści i historycy.

Dowódcy Brygady podkreślali, że ich celem nie była tyle współpraca wojskowa z Niemcami, co przebicie się do anglosaskich armii sojuszniczych na Zachodzie. Wspólnie z nimi, i u boku teraz już pełnoprawnych niemieckich sojuszników, mieli nadzieję wyzwolić Polskę od sowieckiej okupacji, w ramach ofensywy rozpoczynającej III wojnę światową.

Odrzućmy od razu jako alibi wyzwolenie obozu w Holiszowie 5 maja 1945 roku. Jeżeli miałby być dowodem antyniemieckiej postawy Brygady, to dużo bardziej antyniemieckie były Węgry, które zmieniły front w grudniu 1944 roku, a więc ponad cztery miesiące wcześniej.

Nie jest też przekonujący argument, że Amerykanie oczyścili Brygadę od zarzutu kolaboracji. Dokonać tego miał kontrwywiad III Armii USA, dowodzonej przez generała George’a Pattona. Dowódca ten szykował się do III wojny z Sowietami, odmawiał przeprowadzenia denazyfikacji, bowiem uważał nazistów za „nie różniących się od demokratów czy republikanów”, zaś wyzwolonych z obozów Żydów miał za „szarańczę”, i to „gorszą niż zwierzęta”. Słowem, trudno się spodziewać, by miał do Brygady, podzielającej te poglądy, jakieś zastrzeżenia. Został zresztą wkrótce potem odwołany ze stanowiska przez generała Eisenhowera.

Muszyński o Burym i Marcu '68

Wspomniany Iranek-Osmęcki był wykładowcą w Wyższej Szkole Wojennej II RP, więc być może jego miał na myśli Muszyński, gdy mówił o „osobach z tytułami naukowymi” powtarzających „kłamliwe zarzuty”. Nie jest to zresztą aż tak ważne: Muszyński w tekście z 2016 roku uznał, że „nie jest prawdą, że partyzanci kpt. »Burego« mordowali kobiety i dzieci – były to tragiczne, ale przypadkowe ofiary walk w terenie zabudowanym – które poniosły śmierć w wyniku zaczadzenia i pożaru”2.

Twierdził też, że w 1968 roku „wyjazd nobilitował wielu marcowych emigrantów, otoczył ich nimbem męczenników, a przy okazji umożliwił ucieczkę od odpowiedzialności za zbrodnie”.

Zaś w internecie rozpowszechniał rysunek z powieszonym Obamą, podpisany „The American Dream lives on”. Osoba o takich poglądach musiała odrzucić oskarżenia pod adresem Brygady jako bezpodstawne kłamstwa.

Tylko właściwie dlaczego? Jeżeli się usprawiedliwia mordowanie cywili, potępia marcowych emigrantów jako zbrodniarzy, a czarnoskórego prezydenta widzi się z nadzieją na szubienicy, to co takiego złego miałoby być w czynach, które się Brygadzie zarzuca, i które zresztą są dość niepodważalnie udowodnione?

Jeśli to nie była kolaboracja, to...

Urząd ds. Kombatantów uznał, że "wraz ze zbliżaniem się armii sowieckiej, którą podziemie niepodległościowe słusznie oceniało jako kolejnego po Niemcach okupanta” Brygada podjęła słuszną decyzję o ewakuacji. Po prostu między dwoma okupantami wybrała, należy rozumieć, tego mniej złego – inaczej decyzja ta nie ma sensu. Urząd się wzdraga nazwaniem tego kolaboracją, podobnie jak dr Muszyński nazwaniem masowego mordu cywili zbrodnią, ale przynajmniej co do faktów nie ma sporu.

Tym bardziej, że zarzutem kolaboracji z tym drugim, sowieckim okupantem, szafuje się hojnie i pod adresem GL i AL, i 1. oraz 2. Armii Wojska Polskiego. Jeżeli współpraca z ZSRR była kolaboracją, to jak nią mogła nie być współpraca z III Rzeszą? Co więcej, na zarzut kolaboracji narażają się także ci, którzy współpracowali z sojusznikami sowieckiego okupanta, czyli i rząd londyński, i Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. W końcu, gdyby jakaś polska formacja współpracowała z sojusznikami Hitlera, na przykład z faszystowskimi Włochami czy Węgrami, to także byłaby kolaboracja.

Innymi słowy, albo Brygada miała rację, albo nie.

Jeśli Brygada miała rację, to istotnie współpraca z Niemcami nie była kolaboracją, lecz co najwyżej zręczną taktyką, służącą interesom Polski. Winne kolaboracji byłyby natomiast wszystkie inne polskie siły militarne i polityczne: i te sprzymierzone z Sowietami, i te sprzymierzone z Zachodem – bo toczyły walkę nie z tym okupantem, co trzeba.

Co więcej, Sowieci i demokracje zachodnie uzgodnili w Teheranie oderwanie od Polski jej kresów wschodnich – a więc zdradzili sojusznika. Brygada nie tylko więc powinna była podjąć z Niemcami współpracę, ale i wezwać wszystkie polskie siły, by postąpiły podobnie. Chyba, żeby – mimo wiarołomstwa Anglosasów i ciemiężycielstwa Sowietów – uznała, że Niemcy i tak pozostają najgorszym wrogiem. Wówczas jednak, miast z nimi współpracować, powinna była walczyć. Od tej alternatywy nie ma ucieczki.

Nie unikną go zwłaszcza obrońcy Brygady, w tym – od 11 sierpnia już oficjalnie – państwo polskie.

Trzeba było iść z Hitlerem na Rosję

Jeśli Niemcy byli mniejszym złem niż Sowieci, to całe dotychczasowe polskie myślenie o II wojnie trzeba będzie zrewidować. Okazuje się bowiem, że walczyliśmy nie z tym wrogiem, co trzeba.

To nie Brygada winna tłumaczyć się z kolaboracji – lecz wojsko polskie walczące u boku Sowietów, i polskie wojsko walczące u boku zachodnich aliantów.

Rzecz jasna, opowiedzenie się za Niemcami w 1944 roku miało charakter jedynie moralnego gestu, typowo polskiej romantycznej szarży w obronie przegranej sprawy. Ale jeśli było zasadne wówczas, gdy o naturze niemieckiej okupacji Polacy wiedzieli już wszystko, to o ileż bardziej byłoby zasadne wówczas, gdy polski udział w wojnie po stronie III Rzeszy mógł wpłynąć na losy wojny, a więc i na kształt pokoju. Brygada Świętokrzyska, ani w ogóle NSZ nie istniały wprawdzie w 1941 roku, kiedy to mniej zły okupant zaatakował gorszego, ale

i podziemna AK, i rząd londyński wraz z siłami zbrojnymi na Zachodzie winny były zgłosić gotowość udziału w wojnie przeciwko sowieckiej Rosji po niemieckiej stronie.

Wprawdzie praktyczny skutek miałoby jedynie to pierwsze, ale nieuchronne wówczas internowanie rządu i polskich sił zbrojnych osłabiłoby przynajmniej morale aliantów. Zaś kto wie – losy operacji Barbarossa były tak niepewne, że polski udział mógłby przechylić szalę zwycięstwa po niemieckiej stronie.

Skoro tak, to zasadniczy błąd został popełniony w 1939 roku, nie w 1941 czy zwłaszcza 1944 roku. Jeżeli sowiecki okupant był gorszy od niemieckiego, to należało w 1939 roku przyjąć niemiecką ofertę i iść z Niemcami na ZSRS.

Zgoda, ówczesne polskie elity nie mogły wiedzieć tego, co my dziś wiemy, i nie można ich za ten błąd winić – ale też studiowanie historii winno prowadzić do wyciągania z niej wniosków. Jeżeli Brygada miała rację, to tym bardziej – jak twierdzi np. Piotr Zychowicz – należało w 1939 roku iść razem z Hitlerem.

Gdybyśmy z Niemcami wygrali wojnę z Sowietami

Wojna, przynajmniej w pierwszym etapie, rozgrywałaby się tylko na wschodzie. Armia Czerwona, jeszcze całkowicie rozbita czystkami, nie zdołałaby stawić czoła ofensywie niemiecko-polskiej, do której zresztą zapewne dołączyliby węgierscy i rumuńscy sojusznicy. Zwycięska Polska musiałaby, rzecz jasna, oddać Niemcom Śląsk, Wielkopolskę i Pomorze, ale dostałaby znaczą kompensatę w postaci Ziem Odzyskanych na wschodzie.

Zamiast Gdyni dostalibyśmy Litwę, obok Wołynia – Ukrainę po Dniepr. I perspektywę stałej wojny z okupowanymi – to jednak tylko mocniej wiązałoby nas z Berlinem.

No i pozostaje kwestia udziału w Zagładzie. Nie udało się tego uniknąć żadnym rzeczywistym sojusznikom Hitlera, nie jest wyobrażalne, że udałoby się akurat, w tym scenariuszu, Polsce. Nie ma zresztą powodu sądzić, że taka Polska, która poszłaby razem z Hitlerem, miałaby tu większe skrupuły. Bylibyśmy nie podwykonawcą, jak powiedzmy Rumunia, ale partnerem: na ziemiach II RP, a zwłaszcza hipotetycznej Wielkiej Polski, było po prostu najwięcej Żydów do zabicia.

To zaś oznacza, że dla demokracji pozostalibyśmy, jak w rzeczywistej historii niemieccy sojusznicy, poza obszarem dyplomatycznego manewru. Rojenia, że w momencie otwarcia frontu na Zachodzie moglibyśmy zrobić woltę, wbić Hitlerowi nóż w plecy, i z jednego obozu zwycięzców przeskoczylibyśmy do drugiego, i to pewnie jeszcze nie tracąc łupów, to nawet nie są twórcze reinterpretacje dr. Muszyńskiego.

To historiograficzny odpowiednik żaglowej łodzi podwodnej.

Scenariusz Brygady - Polska z Holocaustem na sumieniu

To wszystko przy założeniu, że byłyby jeszcze jakieś demokracje gotowe podjąć z Hitlerem wojnę na kontynencie. Ale po pokonaniu ZSRS (z polskim udziałem) Francja zapewne zgodziłaby się wejść do paktu Antykominternowskiego, a Wielka Brytania nie toczyłaby przecież wojny sama, Japonia zainteresowałaby się Syberią bardziej niż Pearl Harbor.

My zaś pozostalibyśmy satelitą Wielkich Niemiec, a więc bylibyśmy w sytuacji takiej samej, jak po zwycięstwie ZSRS. Tyle, że bez kresów zachodnich za to z wschodnimi, ze stałą tam wojną z okupowanymi narodami, i ze zbrodnią ludobójstwa na sumieniu.

Taki byłby scenariusz zwycięstwa – jeśli Brygada miała rację. Scenariusz niemieckiej Europy, z Polską jako wasalem. Osobliwy cel, zwłaszcza dla tych, którzy dziś głoszą antyniemiecką nienawiść.

A scenariusz klęski? Jeśli zamiast zwycięstwa nasze sojusznicze Niemcy przegrałyby ostatecznie wojnę, pozostalibyśmy bez kresów wschodnich a być może i zachodnich, z przepaścią wrogości na wschodzie – i nadal z udziałem w ludobójstwie. Tyle że wbrew pozorom ten scenariusz byłby jednak lepszy dla Polski, bo oznaczałby, że demokracje zwyciężyły, a więc i dla nas będzie szansa.

Dla Polski małej jak dzisiejsze Węgry, z poczuciem klęski i utraconej wielkości jak dzisiejsze Węgry, i z nieporównanie większym udziałem w zbrodni.

W scenariuszu gorszym III Rzesza zwycięża, z nami jako wspólnikami, i okazuje się zapewne trwalsza niż mniej bezwzględny i gorzej zorganizowany ZSRS. Chciałoby się wierzyć, że nie chcielibyśmy służyć ludobójcom wszyscy i do końca, że jakaś Brygada Wołyńska wycofywałaby się z pokonaną Armią Czerwoną, że w końcu wybuchłoby antyniemieckie powstanie. Ale cena krwi okazałaby się zapewne dużo większa, niż po zwycięstwie Sowietów.

Jeśli Brygada miała rację, to 1 września był tragiczną pomyłką

Takie, i tylko takie możliwe są scenariusze, gdyby uznać, że Brygada miała rację, a rząd polski powinien był się tą racją kierować. Jeśli przyjąć, że racji nie miała, to niedzielna uroczystość w Warszawie była jedynie aktem solidarności państwa ze zdradą.

Ale jeśli państwo uważa, że miała, to jaki jest sens obchodzić 1 września, czyli rocznicę tragicznej pomyłki? Czy nie należałoby raczej 23 sierpnia obchodzić, w zadumie i żalu, rocznicę zmarnowanej okazji? Ten pakt mógł wszak być zawarty z nami przeciw Sowietom, a nie na odwrót.

I jaki jest sens, jeżeli już się decydujemy obchodzić 1 września, w niezaproszeniu na te obchody przedstawicieli Rosji? Wszak ZSRS, którego Rosja jest sukcesorem, zrozumiał, z kim należy zawierać sojusze, na pięć lat przed uhonorowaną właśnie za to Brygadą Świętokrzyską.

*Konstanty Gebert, w latach 70. współpracownik KOR, w latach 80. publicysta (ps. Dawid Warszawski) podziemnej „Solidarności” i redaktor dwutygodnika „KOS”, sprawozdawca rozmów Okrągłego Stołu 1989 roku (książka „Mebel”), wspierał Tadeusza Mazowieckiego jako specjalnego wysłannika ONZ do Bośni (1992-1993; książka „Obrona poczty sarajewskiej”), założyciel i pierwszy dyrektor warszawskiego biura think tanku ECFR (European Council on Foreign Relations), jeden z animatorów odrodzenia życia żydowskiego w Polsce (założyciel pisma „Midrasz”, 1997).

Tego samego autora m.in.

Przeczytaj także:

I wiele więcej tutaj i tutaj, jako Dawid Warszawski.

;
Na zdjęciu Konstanty Gebert
Konstanty Gebert

(ur. 1953), psycholog, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, obecnie stały współpracownik „Kultury Liberalnej”. Założyciel i pierwszy redaktor naczelny żydowskiego miesięcznika „Midrasz”. W stanie wojennym, pod pseudonimem Dawid Warszawski, redaktor i dziennikarz podziemnego dwutygodnika KOS, i innych tytułów 2. obiegu. Autor ponad dwóch tysięcy artykułów w prasie polskiej i ponad dwustu w międzynarodowej, oraz kilkunastu książek. Książka „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło” (Agora 2022) otrzymała nagrody im. Beaty Pawlak, Klio oraz im. Marcina Króla. Jego najnowsze książki to „Spodnie i tałes” (Austeria 2022) oraz „Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela” (Agora 2023). Twórca pierwszego polskiego podcastu o Izraelu: „Ziemia zbyt obiecana”.

Komentarze