0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Wojciech Habdas / Agencja GazetaWojciech Habdas / Ag...

Na zdjęciu: Dzięki mroźnej zimie lodospad na kieleckiej Kadzielni oficjalnie otwarty. W piątkowe (12 lutego 2021) przedpołudnie z atrakcji skorzystali już miłośnicy ekstremalnej wspinaczki ze Świętokrzyskiego Klubu Alpinistycznego.

Co prawda w weekend mamy mieć lekkie ocieplenie, ale zimno ma uderzyć znów w przyszłym tygodniu. Takiej zimy nie było od lat. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę zimę 2019/2020, która była niemal bezśnieżna.

Zawsze w takich sytuacjach odzywają się kpiarze, którzy dworują sobie z globalnego ocieplenia i katastrofy klimatycznej. Niedawno był to Tomasz Rzymkowski z PiS, wiceminister edukacji i nauki, który napisał na Twitterze pod koniec stycznia 2021: "Piękna zima, jak zapowiadali zwolennicy ocieplenia klimatu. A my poszliśmy na sanki".

View post on Twitter

Rzymkowski nie jest jedyny. W 2013 roku Andrzej Duda, wtedy jeszcze przyszły prezydent, napisał przy okazji zimnego i śnieżnego początku wiosny: "Jak sobie pomyślę, że płacimy za »globalne ocieplenie« i popatrzę za okno to mnie trafia szlag".

View post on Twitter

Podobnych przykładów można podać wiele. A jak jest naprawdę?

Czy to prawda?

Jest zimno i śnieg, więc globalne ocieplenie to bzdura!

Sprawdziliśmy

Nawet globalne ocieplenie nie wyklucza pojawiania się chłodnych dni w roku. Szczególnie zimą, choć rzadziej.

Uważasz inaczej?

O wytłumaczenie, dlaczego to błędna teza, OKO.press poprosiła fizyka atmosfery, prof. Szymona Malinowskiego - dyrektora Instytutu Geofizyki UW, bohatera filmu dokumentalnego o globalnym ociepleniu "Można panikować", współtwórcę i członka zespołu redakcyjnego portalu naukaoklimacie.pl.

Na stronie portalu znajdujemy wykres, który jasno wskazuje, że w Polsce robi się coraz cieplej.

Źródło: Nauka o Klimacie., źródło

Przeczytaj także:

Robert Jurszo, OKO.press: Gdy ktoś mówi, że globalne ocieplenie to bujda, bo przecież właśnie spadł śnieg, a za oknem jest minusowa temperatura, to co pan odpowiada?

Prof. Szymon Malinowski: Że termin „globalne ocieplenie” składa się z dwóch słów: „globalne” i „ocieplenie”. Za oknem nie widać tego, co jest globalne. Natomiast każdy bardzo łatwo może sobie znaleźć w Internecie wykresy z aktualnym odchyleniem temperatury od średniej wieloletniej. I bez trudu da się zauważyć, że w wielu regionach świata te odchylenia są dużo bardziej na plus niż na minus.

To, że temperatury u nas są chwilowo ujemne podczas tej zimy, nie sprawia, że teza o globalnym ociepleniu nadaje się do kosza.

Drugie słowo, "ocieplenie", z kolei oznacza wzrostowy trend temperatury powietrza przy powierzchni naszej planety. I ten dodatni trend pokazują pomiary prowadzone na całym świecie.

Osoby używające argumentu „nie ma globalnego ocieplenia bo śnieg” mylą też pogodę z klimatem.

Klimat, mówiąc ogólnie, to statystyczne ujęcie stanów pogody. Dlatego, jak mówiłem, błędem jest próba wskazywania na rzekomą nieprawdziwość tezy o globalnym ociepleniu tylko dlatego, że gdzieś zimą zrobiło się zimniej albo spadł śnieg.

Nawet globalne ocieplenie nie wyklucza pojawiania się chłodnych dni w roku. Szczególnie zimą, choć zdarza się to i będzie zdarzało rzadziej niż kiedyś.

Statystycznie rzecz biorąc, zimne zimy będą coraz rzadsze, ale mogą się zdarzyć również takie, które będą ekstremalnie zimne i śnieżne. Jednak zdecydowanie częściej są bite rekordy dodatnich, a nie ujemnych temperatur zimą.

Polską zimę charakteryzuje też „huśtawka” temperatur: są dni bardzo zimne, potem się ociepla i śnieg topnieje, następnie znów robi się bardzo zimno itd. Dlaczego tak się dzieje?

To jest w ogóle cecha naszego położenia na globie, że zimą mamy sporą zmienność temperatur, ponieważ może napływać do nas powietrze z różnych obszarów, gdzie nagrzało się lub wychłodziło.

Natomiast ewidentnym skutkiem globalnego ocieplenia jest to, że względnie większe prawdopodobieństwo wystąpienia chłodnych dni jest w drugiej połowie zimy niż w pierwszej.

Wynika to z tego, że choć w Arktyce jest mniejsza niż kiedyś powierzchnia lodu, to przyrasta ona podczas trwającej od listopada do lutego nocy arktycznej. Zalegające nad nią masy powietrza ochładzają się i mogą napływać również nad Polskę.

Kiedyś na morzu Karskim i Barentsa lodu było więcej, więc zimne powietrze mogło do nas napływać częściej również w pierwszej połowie zimy. Ale, jak mówiłem, dziś jest to dużo, dużo rzadsze.

Ponadto, w wyniku globalnego ocieplenia sama Arktyka wychładza się dziś wolniej, co również ma wpływ na opisywane przeze mnie procesy.

Dlaczego tak jest, że w dobie globalnego ocieplenia w jednym roku zima jest ciepła, ale już w kolejnym może być bardzo zimna?

Kluczowe dla zrozumienia tego procesu jest zjawisko adwekcji, czyli napływu mas powietrza, które kształtowały się w różnych miejscach globu. W jednych z nich występowały warunki odpowiednie do tego, by powietrze się wychładzało, w innych – by się ogrzewało.

O charakterze zim w Polsce decyduje głównie tzw. cyrkulacja zachodnia, czyli napływ mas powietrza znad Atlantyku. Temperatura powietrza nad tym oceanem jest stosunkowo wysoka i gdy dominuje cyrkulacja zachodnia, to możemy się spodziewać, że zima w Polsce będzie łagodna.

Zdarza się jednak, że napływ tego powietrza nad nasz kraj zostaje, jak mówi się w żargonie meteorologicznym, "zablokowany" przez stacjonarny wyż. Wtedy w zależności od położenia tej blokady, może do nas trafić albo ciepłe powietrze znad Afryki, albo zimne z mórz arktycznych, północnej Rosji czy Syberii. I to, jak często i długo występują takie sytuacje, decyduje o tym, jaka jest zima. Jak już mówiłem wcześniej, kiedyś tych epizodów zimna było dużo więcej niż dziś, choć cały czas się zdarzają.

Czy w takim razie pogoda w okresie zimowym jest jeszcze dla nas przewidywalna?

Ponieważ Arktyka w wyniku globalnego ocieplenia wolniej się wychładza, to zmniejsza się różnica temperatur między biegunem północnym a równikiem. W tej sytuacji cyrkulacja mas powietrza znad Atlantyku staje się mniej stabilna, bardziej podatna na inne czynniki klimatyczne, a blokady, o których mówiłem, występują częściej i trwają dłużej.

I to nam rzeczywiście, jak trafnie sugeruje pańskie pytanie, utrudnia przygotowanie do zimy. Mówiąc kolokwialnie: coraz mniej prawdopodobna jest „normalna”, czyli zimna i śnieżna zima, coraz bardziej prawdopodobna ciepła.

Coraz bardziej zaczyna nam to utrudniać życie. Bo u progu zimy nie bardzo wiemy, czego się spodziewać.

To prawda, bo np. trudno nam skalkulować, ile mamy zgromadzić opału, ile pieniędzy w budżetach miejskich przeznaczyć na odśnieżanie.

Ta większa zmienność pogody zimą może też sprawić, że stosunkowo rzadkie na przestrzeni ostatnich lat sytuacje mrozu i zasypania śniegiem będą dla nas bardziej dotkliwe niż kiedyś.

Choćby dlatego, że władze miast nie będą chciały rezerwować środków finansowych na akcje odśnieżania, skoro nie wiadomo, czy ten śnieg spadnie.

Czy malejąca przewidywalność zimowej pogody jest już z nami na stałe?

Niestety, musimy się do tego przyzwyczaić i przystosować. Co prawda, ta sytuacja jest odwracalna, choć w ogromnie długiej perspektywie, bo tysięcy lat. Ale by to się stało, musiałaby w atmosferze spaść zawartość gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla i tlenków azotu.

Tymczasem my cały czas emitujemy ich za dużo i ich koncentracja w atmosferze stale rośnie, więc jedynie pogarszamy naszą sytuację.

Moglibyśmy ją poprawić gdyby udało się opracować technologię wychwytującą dwutlenek węgła z atmosfery.

No właśnie, „teoretycznie” jest to możliwe, jednak użycie takiej technologii przypuszczalnie byłoby przeciwskuteczne. A to dlatego, że dwutlenku węgla w atmosferze jest relatywnie niewiele, czterysta kilkadziesiąt cząsteczek na milion - i są one dobrze wymieszane, więc ich „wyłapanie” jest trudne, wymaga ogromnych ilości energii.

W naszej obecnej sytuacji pozostaje nam raczej przyśpieszanie naturalnych procesów pochłaniania CO2 z atmosfery.

Mam tu np. na myśli zalesianie terenów dotąd niezalesionych, czy troskę o zachowanie bagien i torfowisk, które są wielkimi magazynami węgla. Raczej nie pokładałbym nadziei w jakiejś wielkiej technologii, która miałaby nas uratować.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze