Choć straty w ekosystemie rzeki są olbrzymie, Odra ma szanse się podnieść po katastrofie. Musimy odrobić dokładnie tę lekcję, by nie dopuścić do śmierci innych polskich rzek. Susza, ścieki, upały - oto mieszanka wybuchowa
Przypomnijmy w skrócie. Pierwsze śnięte ryby na Odrze w Oławie, niespełna 30 kilometrów od Wrocławia, zaobserwowano pod koniec lipca. Fala skażonej wody przepłynęła przez województwo dolnośląskie i lubuskie, w piątek 12 sierpnia dotarła już do Szczecina.
Z rzeki wyłowiono już ponad sto ton śniętych ryb. Widziano martwe bobry. Marnym pocieszeniem jest to, że zdjęcia martwego bociana pochodziły z Nowego Targu z 2013 roku.
Nie wszystkie martwe ryby udało się z pewnością wyłowić, część z nich stanie się pożywieniem dla ptaków.
Co się stało? Tego do końca nie wiadomo. W wodzie Odry wykryto najpierw podwyższony poziom tlenu (który mogła spowodować silnie utleniająca substancja lub sinice), potem ślady wskazujące na skażenie mezytylenem. Niemieckie służby wykryły wysokie zasolenie i wysokie pH (czyli odczyn zasadowy). Wykrycie ilości rtęci poza skalą okazało się błędem w tłumaczeniu, niemieckie służby mówiły właśnie o wysokim pH.
W odrzańskiej wodzie wykrywano ślady rtęci także wcześniej. Nie ma w tym jednak nic dziwnego. Rtęć w niewielkich ilościach znajduje się w węglu kamiennym. Gdy go spalamy (a robimy to w wielkich ilościach), trafia do atmosfery i z deszczem trafia do wód i do gleby. Osadza się na dnie rzek, a każde większe wezbranie wody takie osady porusza.
10 sierpnia w próbkach wody z Odry pobranych w Lubuskiem nie stwierdzono już żadnych toksycznych substancji, choć wykryto przekroczone normy chlorków. Tydzień później donosiła “Wyborcza” wyniki kontroli poselskiej Piotra Borysa z KO: "Ogromne ilości słonej wody z flotacji rud i kopalni trafiły między 29 lipca a 10 sierpnia do Odry w Głogowie z zakładu KGHM". Wody Polskie nie poprosiły o wstrzymanie zrzutu - podkreśla poseł.
Jednak w Polsce jest wiele kopalni, które do rzek zrzucają silnie zasolone wody kopalniane. Zrzut wody z kopalni nigdy do takiej katastrofy jeszcze nie doprowadził i - jak mówił prof. Jan Marcin Węsławski (biolog morski i dyrektor Instytutu Oceanologii PAN) - mało jest prawdopodobne, żeby mógł być przyczyną. Prof. Węsławski wskazywał, że nasza niewiedza o przyczynach tej tragedii jest porażająca.
Wiemy, że nic nie wiemy. Nie ma w Polsce sieci monitoringu jakości wody, który pozwoliłby ustalić źródło skażenia. Do tego potrzebny jest system z wieloma punktami regularnych pomiarów, najlepiej kilka razy dziennie.
Tymczasem jakość wód w Polsce monitorowana jest kilka razy do roku. Co gorsza, inspektorzy ochrony środowiska nie mogą samodzielnie badać zanieczyszczeń odprowadzanych z oczyszczalni do wód lub ziemi. Nawet, gdy w wodzie ewidentnie coś cuchnie.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
W środę, 17 sierpnia, serwis internetowy regionalnej telewizji z Brandenburgii, rbb24.de (cytowany przez portal Interia.pl), napisał, że niemieccy naukowcy podejrzewają, że do masowego śnięcia ryb w Odrze mógł przyczynić się niezidentyfikowany jeszcze gatunek glonów.
Według badaczy z berlińskiego Instytutu Ekologii Słodkowodnej i Rybactwa Śródlądowego im. Leibniza to najbardziej prawdopodobna przyczyna katastrofy. “To tłumaczyłoby wysoką zawartość tlenu w wodzie pomimo upałów” - powiedział hydrobiolog Christian Wolter.
Zakwity alg lub sinic niezwykle rzadko zdarzają się w rzekach. Nie jest jednak wykluczone, że do tego przyczynił się człowiek. Do zakwitów dochodzi w wysokich temperaturach, ale ułatwiają to znacząco nawozy sztuczne, które spływają z pól do rzek. Sinice i glony co prawda wolą wody stojące i zasolone. Ale na Odrze nie brakuje zapór, kanałów i zbiorników, gdzie ruch wody jest niemal żaden. Zasolenie zapewnił zrzut wód z kopalni.
Ta hipoteza wydaje się na razie najbardziej prawdopodobna. Niemieckie laboratoria wykryły w wodzie z Odry aż 100 tysięcy komórek glonów gatunku Prymnesium parvum na mililitr. Wydzielają one wiele szkodliwych dla organizmów zwierzęcych toksyn. Niektóre z nich należą do najsilniejszych znanych trucizn, a to oznacza, że działają nawet przy bardzo niewielkich stężeniach.
To, że glony Prymnesium parvum wytwarzają toksyny zabójcze dla ryb, odkryto już w 1937 roku, ale wyizolowano je dopiero w 1995 roku. Nazwano je prymnezynami. To złożone polietery epoksydowe zawierające m.in. atomy chloru. Zmieniają przepuszczalność błon komórkowych, co u ryb skutkuje głównie uszkodzeniem skrzeli.
Toksyny Prymnesium parvum wydzielane są do wody w formie pęcherzyków - miceli. Często działają dopiero po aktywacji. Uwolnić je z pęcherzyków może na przykład nagła zmiana zasolenia wody [Stefan Gumiński: Fizjologia glonów i sinic. Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 1990, s. 13, 61].
Dlaczego ich nie wykryto? Bo ich nie szukano. Poza tym część z nich szybko ulega w wodzie rozkładowi pod wpływem światła.
Być może katastrofę spowodowało wiele czynników naraz, sądzi biolożka i ekolożka dr Marta Jermaczek-Sitak. Katastrofa ekologiczna Odry byłaby więc przykładem czegoś, co Anglicy nazywają “prefect storm”, czyli “idealnej burzy”. To określenie pierwotnie oznaczało katastrofalne skutki burzy, które uległy nasileniu przez inne czynniki.
"Biorąc pod uwagę, że badania były wykonywane stanowczo zbyt późno, to mamy raczej nikłe szanse na ustalenie, co tak naprawdę zatruło rzekę" - mówi prof. Tomasz Kowalczyk, ekspert od ochrony środowiska z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Twierdzi tak prof. Marcin Drąg, światowej sławy chemik z Zakładu Chemii Bioorganicznej na Politechnice Wrocławskiej (laureat Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, tzw. polskiego Nobla) i zapalony wędkarz.
Po pierwszych sygnałach można było truciznę rozcieńczyć, spuszczając wodę ze zbiorników retencyjnych. To ograniczyłoby rozmiar tej ekologicznej klęski - mówił “Wyborczej”.
Czy zbadanie stanu rzeki jest faktycznie tak trudne, jak utrzymują politycy? “Nie, to proste badania toksykologiczne, które mogą być wykonane w każdym akredytowanym laboratorium" - dodawał prof. Drąg.
Jeszcze pod koniec lipca, wyłowione na dolnośląskim odcinku Odry śnięte ryby wędkarze chcieli oddać do badania. Zaczęło się jednak przerzucanie gorącego kartofla z jednej instytucji do drugiej. Wody Polskie winiły Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, ten Państwową Inspekcję Weterynaryjną. Jego laboratorium z kolei odmówiło badań, tłumacząc się brakiem odczynników. Martwe ryby, dowody tego, co zatruło rzekę, spalono.
“Wyborczej” udało się też ustalić, że - jak wynika z dokumentów dolnośląskiego WIOŚ - “już 3 sierpnia rządowe służby miały wiarygodne informacje, że na Odrze doszło do katastrofy ekologicznej na dużą skalę, a rzeką może płynąć toksyczna substancja. Premiera poinformowano tydzień później, a mieszkańców ostrzeżono dopiero po dziewięciu dniach".
Czy Odra się podniesie? Bez wątpienia. Siła natury jest olbrzymia. Jednak powrót rzeki do zdrowia może trwać latami. Jeśli nie ponad dekadę.
Po pierwsze, im dalej w dół rzeki, tym więcej w niej wody z dopływów, więc stężenie szkodliwych substancji ulega zmniejszeniu. Po drugie, cokolwiek skaziło Odrę miesiąc temu, teraz, w połowie sierpnia, wlewa się już do Bałtyku. Nawet w stojących wodach toksyny mogły ulec już rozkładowi. Woda w rzece może być już całkiem czysta.
Niestety nawet jeśli jest czysta (na co wskazują ostatnie badania), jest też pozbawiona ryb i zapewne wielu innych organizmów wodnych. Dr Alicja Pawelec z Zakładu Hydrobiologii UW na łamach “Rzeczpospolitej” oceniała, że ich powrót zajmie dziesięciolecia.
Prof. Drąg z kolei szacował, że zajmie to od półtorej do dwóch dekad. Nieco większym optymistą jest prof. Węsławski. Sądząc po rozmiarach padnięte ryby, miały kilka, kilkanaście lat. I dokładnie tyle czasu minie, zanim takie ryby znów zobaczymy w Odrze.
Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku Odra była koszmarnie zanieczyszczona. W latach dziewięćdziesiątych spuszczano do niej ścieki, także przemysłowe, przypomina prof. Drąg. W tym stuleciu jednak rzeka odżyła.
Po tej katastrofie też się podniesie. Ekosystemy ulegają naturalnej odbudowie. Czy to powalony przez wichurę las, czy to zatruta rzeka - wystarczy im nie przeszkadzać. Tyle, że trwa to latami, czasem całe ludzkie pokolenie.
Tu warto przypomnieć o nieistniejących już zakładach chemicznych “Zachem” pod Bydgoszczą, nieopodal zakola Wisły. Teren po nich jest tykającą bombą chemiczną. Z badań wynika, że zanieczyszczenia przemieszczają się w wodami gruntowymi w kierunku rzeki. Wiadomo o tym od dekad, ale nie bardzo wiadomo, kto powinien coś z tym zrobić.
Rządy wolały problemu nie widzieć, bydgoski samorząd nie ma milionów złotych na usuwanie skażenia. Poza tym, według obowiązujących przepisów skażenie gleby i wód gruntowych to problem właściciela terenu. Tyle, że nic nie zobowiązuje go do wykonania badań.
Przed katastrofą ekologiczną na Wiśle od lat ostrzega prof. Mariusz Czop z Katedry Hydrogeologii i Geologii Inżynierskiej na Wydziale Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, który tereny po “Zachemie” bada.
W niedawnej rozmowie z “Wyborczą” mówił: "Produkuje się wciąż nowe generacje związków chemicznych, a my oznaczamy w wodach metale ciężkie, jak w XIX wieku. A obecnie do środowiska nie emituje się - jak kiedyś - metali ciężkich, ale związki organiczne. To na ich oznaczanie w wodach powinniśmy się nastawić, a nie na oznaczanie metali ciężkich, które w wodnym środowisku właściwie już nie występują. Jeżeli nie ma w Polsce laboratorium, które w ciągu 48 godzin zrobiłoby pełny zakres badań wody pod kątem wszystkich chemikaliów, które teoretycznie mogą w tej wodzie występować, to niedobrze to świadczy o państwie".
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze