0:00
0:00

0:00

[restrict_content paragrafy="3"]Do tej pory wiedzieliśmy i widzieliśmy, że prezes PiS Jarosław Kaczyński w piątek 10 kwietnia 2020 najpierw wraz ze swoją świtą zignorował na placu Piłsudskiego wszelkie obostrzenia, które rząd Mateusza Morawieckiego narzucił obywatelom z powodu pandemii, a później wjechał limuzyną na zamknięty dla zwykłych śmiertelników cmentarz, by m.in. odwiedzić grób matki Jadwigi.

Jednak w poniedziałek 13 kwietnia dowiedzieliśmy się, że to wersja wydarzeń suflowana przez komunistyczną propagandę, a tak naprawdę było inaczej.

Rekonstruujemy przebieg wydarzeń za głównym wydaniem „Wiadomości” TVP z 13 kwietnia.

Otóż 10 kwietnia prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński spełnił swój patriotyczny obowiązek składając kwiaty na grobach ofiar katastrofy smoleńskiej i dlatego został bezpardonowo zaatakowany.

Specjaliści od nagonek kierowani przez agentów Wojskowych Służb Informacyjnych kłamliwie oskarżyli prezesa, że wjechał limuzyną na zamknięty cmentarz, by odwiedzić grób matki.

To kłamstwo, bo prezes grób odwiedził, ale nie tylko ten jeden. To kłamstwo podwójne, bo limuzyną wjechał, ale po pierwsze, ma chore nogi, a po drugie każdy Polak może wjechać swoją limuzyną na cmentarz, jeśli tylko dostanie pozwolenie i zapłaci.

To kłamstwo poczwórne, bo prezes nie był specjalnie traktowany, na co dowodem jest fakt, że bramę osobiście otwierał mu proboszcz cmentarza.

Przeczytaj także:

Jak widać, „Wiadomości” podjęły się misji niemożliwej: postanowiły udowodnić swoim widzom, że prezes PiS Jarosław Kaczyński odwiedzając grób matki na zamkniętym dla zwykłych śmiertelników cmentarzu, nie zrobił niczego nadzwyczajnego i zarazem zrobił coś nadzwyczajnego, bo w imieniu wszystkich zamkniętych w domach Polaków złożył hołd ofiarom katastrofy smoleńskiej.

Film propagandowy autorstwa Marcina Tulickiego i Piotra Domańskiego to nie tylko popis serwilizmu wobec władzy, ale również przykład warsztatowej nieudolności, i braku umiejętności poprowadzenia wywodu zgodnie z zasadami logiki.

Trudno powiedzieć, co razi w nim bardziej: stężenie propagandy, czy fakt, że jest to propaganda skrajnie nieudolna.

Długość dźwięku czołobitności

W trwającym nieco ponad 35 minut głównym programie informacyjnym TVP (liczymy bez dogrywki w postaci „Gościa Wiadomości”) materiał o Jarosławie Kaczyński zajął aż 6 minut i 24 sekundy, co daje prawie 18 proc. długości całego wydania. Dla porównania:

  • materiał o innym niż zwykle poniedziałku wielkanocnym trwał 2 min. i 4 sek.,
  • o rocznicy zbrodni na polskich oficerach w Katyniu - 2 min. 14 sek.,
  • o porozumieniu producentów ropy naftowej - 2 min. 18 sek.,
  • o wyjątkowych świętach na służbie walki z epidemią - 2 min. i 9 sek.

Całość sprawia wrażenie jakby pracownicy dziennika TVP sztucznie wydłużali materiał o Jarosławie Kaczyńskim z obawy, że jeśli będzie krótszy, hołd wobec prezesa Prawa i Sprawiedliwości może zostać uznany za zbyt mało czołobitny.

Pełno jest powtórzeń:

  • fraza „dziennikarze TVN zaatakowali prezesa Prawa i Sprawiedliwości” w różnych wariacjach pojawia się bez ładu i składu trzy razy,
  • zdania o kampanii nienawiści bądź nagonce - cztery razy,
  • nazwa TVN pojawia się aż 10 razy, co daje średnio jeden TVN na 38,4 sekundy dzieła Tulickiego i Domańskiego,
  • w materiale roi się od poutykanych przypadkowo nic nie znaczących wtrętów typu: „nawet w Wielki Piątek nie zrezygnowali z politycznych ataków”, „to był powód tej politycznej ofensywy nienawiści”, etc.

Powiązaniom między kolejnymi częściami materiału brakuje logiki:

  • najpierw autorzy twierdzą, że w zachowaniu prezesa PiS nie było nic nadzwyczajnego,
  • podbijają to twierdzeniem, że Kaczyński korzystał z procedur dostępnych dla każdego,
  • za chwilę jednak usprawiedliwiają prezesa, że skorzystał z limuzyny, bo ma chore kolana, a poza tym za wszystko zapłacił z własnej kieszeni. Po co jednak usprawiedliwiać normalne i standardowe zachowanie,
  • na koniec dowiadujemy się, że dowodem na przestrzeganie przepisów jest fakt, że sam proboszcz parafii na cmentarzu powązkowskim „osobiście otworzył prezesowi bramę i uczestniczył w modlitwie". Co z kolei stoi w pewnej sprzeczności z twierdzeniem, że prezes skorzystał z ogólnych zasad panujących na cmentarzu.

Gdyby wyrzucić kompulsywne powtarzanie tych samych wątków, oczyścić z pustosłowia i zmontować w profesjonalny i logiczny sposób, materiał Tulickiego i Domańskiego mógłby być przynajmniej o połowę krótszy i przystępniejszy przy tej samej ilości propagandowych komunikatów.

Jadwiga Kaczyńska ofiarą katastrofy

Trzeba jednak przyznać autorom dziennika TVP, że jeden chwyt propagandowy stosują ze znawstwem: wytrwale polemizują z tezą, której nikt nie postawił.

Jak już wspomnieliśmy, media postawiły Kaczyńskiemu dwa zarzuty. Po pierwsze, że podczas uroczystości na pl. Piłsudskiego 10 kwietnia jego świta zignorowała środki ostrożności i obostrzenia, które rząd PiS narzuca obywatelom. Po drugie, że Kaczyński wjechał limuzyną na cmentarz powązkowski, by odwiedzić grób matki, podczas gdy dla zwykłych obywateli cmentarz jest zamknięty i nawet w pogrzebach może brać tylko pięć osób z najbliższej rodziny.

Do pierwszego zarzutu „Wiadomości” w ogóle się nie odnoszą, drugi przeinaczają, obalając tezę, że prezes PiS odwiedził tylko grób Jadwigi Kaczyńskiej. Samemu faktowi, że lider obozu władzy był na grobie matki, nie zaprzeczają.

Co charakterystyczne, gdyby dziennik TVP oglądał ktoś z zagranicy mało zorientowany w polskich realiach, albo polski widz ze słabszą pamięcią, byliby po programie święcie przekonani, że matka braci Kaczyńskich zginęła w katastrofie smoleńskiej.

„Powodem politycznej ofensywy nienawiści były odwiedziny Jarosława Kaczyńskiego na grobach ofiar katastrofy smoleńskiej, ale dla potrzeb politycznego ataku TVN wykreował kłamstwo, że prezes PiS odwiedził tylko grób swojej matki” - mówi zza kadru Tulicki.

Zaraz potem pojawia się dr Tomasz Kowalczyk, prezes „Grom” Group, firmy chroniącej Kaczyńskiego. Mówi tak: „Tego dnia prezes PiS odwiedził kilka miejsc pochówku osób, które zginęły podczas katastrofy smoleńskiej".

Za chwilę znów Tulicki: „Prezes Prawa i Sprawiedliwości co roku odwiedza groby tych, którzy zginęli w katastrofie, nie tylko swoich bliskich i polityków PiS".

Obelgi pachnące naftaliną

Podbudową dla opowieści Tulickiego i Domańskiego jest mroczny obraz telewizji TVN jako spadkobierców komunizmu i ekspozytury Wojskowych Służb Informacyjnych. To o tyle nudne, że to stały zestaw zarzutów stawianych od dekad rozmaitym mediom, które Jarosław Kaczyński uważa za wrogów. Powtarza je i Tulicki: a to że szef programowy TVN Edward Miszczak należał do PZPR, a to, że matka dziennikarki Justyny Pochanke współpracowała z księgową Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.

Problem w tym, że ta narracja ma dwa końce.

Po pierwsze, jak wiemy, do PZPR albo innych komunistycznych organizacji należało wielu członków PiS, by wymienić tylko: Stanisława Piotrowicza, Wojciecha Jasińskiego, Karola Karskiego, Andrzeja Kryże, Stanisława Kostrzewskiego.

Po drugie, związek środowiska Kaczyńskiego z aferą FOZZ był z całą pewnością istotniejszy niż Justyny Pochanke (zwłaszcza że dziennikarka TVN nie miała go wcale - gdy afera trwała, była licealistką i studentką).

Przypomnijmy, że FOZZ powstał w końcówce PRL, by skupywać na czarnym rynku polskie papiery dłużne i tym samym zmniejszać (nielegalnie, z ominięciem reguł międzynarodowych) zobowiązania Polski wobec zagranicznych wierzycieli. Funkcjonowanie Funduszu zakończyło się jednak gigantyczną defraudacją pieniędzy.

Zarzuty o korzystanie z funduszy FOZZ od lat 90. były stawiane również Jarosławowi Kaczyńskiemu, ale nigdy nie zostały udowodnione. Wiemy jednak, że bliski związek z ludźmi odpowiedzialnymi za przekręt miał bliski współpracownik prezesa PiS i obecny szef NBP Adam Glapiński. Tak o jego relacjach pisała w "Gazecie Wyborczej" Dominika Wielowieyska:

„Glapiński powtarzał, że wiązanie jego partii (Porozumienia Centrum zakładanego przez Jarosława Kaczyńskiego - przy. OKO) i osoby z FOZZ to prowokacja pułkownika Urzędu Ochrony Państwa Jana Lesiaka, asa służb specjalnych, który w latach 90. miał zbierać haki na prawicę. Ale ceniony dziennikarz śledczy „Polityki” Piotr Pytlakowski dowiódł, że nie da się wszystkiego zwalić na Lesiaka.

W 2001 roku., Glapiński pytany, czy znał szefa FOZZ Grzegorza Żemka, odpowiedział: – Nie znałem nikogo związanego z FOZZ. Tymczasem Grzegorz Wójtowicz, były prezes NBP, zeznał, iż Glapiński nie tylko polecał Żemka do NBP, ale prowadził korespondencję z jego firmą Beepol-Aruba. Glapiński zaprzecza. Ale listy w sprawie budowy w Polsce 5 tys. domków jednorodzinnych za amerykańskie pieniądze, adresowane do Beepol-Aruba i izraelskiego agenta FOZZ Ariela Golsteina, się zachowały. Pisane na firmowym blankiecie ministra gospodarki i budownictwa, noszą podpis Glapińskiego".

Na koniec OKO.press pragnie przypomnieć, że prowadzący poniedziałkowe „Wiadomości” Michał Adamczyk przez dwa lata (1997-1999) pracował dla „Faktów” TVN. Czyżby obecnie był w mediach narodowych „wtyczką komunistycznych służb specjalnych” oraz „postkomunistycznego establiszmentu"? Używając poetyki Jarosława Kaczyńskiego, trzeba stwierdzić, że nie da się tego wykluczyć.

;

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze