Zgodnie z przewidywaniami ziobryści weszli w skład Prawa i Sprawiedliwości. Potwierdziły się też doniesienia o zmianach w strukturze partii. W swoich wystąpieniach Kaczyński i Morawiecki atakowali Donalda Tuska i jego rząd
Sobotni kongres Prawa i Sprawiedliwości w południowomazowieckiej Przysusze rozpoczął się z godzinnym opóźnieniem. Dla mediów dostępna była pierwsza część tego partyjnego wydarzenia – z dwoma długimi wystąpieniami Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego i znacznie krótszym wejściem Patryka Jakiego zastępującego Zbigniewa Ziobrę w roli szefa Suwerennej Polski.
To ostatnie uzasadniał fakt, że na kongresie dokonało się zjednoczenie partii ziobrystów z Prawem i Sprawiedliwością.
Wystąpienie Kaczyńskiego trwało około półtorej godziny – a szczegółowe go streszczanie nie ma większego sensu. Z politycznego punktu widzenia nie było to jednak wcale przemówienie nieudane.
Ba, można je nawet zaliczyć do lepiej skonstruowanych wystąpień Kaczyńskiego w ostatnich latach, oczywiście tylko wtedy, gdy w pełni zdajemy sobie sprawę, do kogo było skierowane – a jego adresatami byli działacze, wyborcy i potencjalni wyborcy PiS. I nikt inny.
Mowa Kaczyńskiego była skrajnie polaryzacyjna i zarazem miała jednoznaczną wymowę mobilizacyjną. Miała służyć temu, by zjednoczyć słuchaczy wokół idei walki z czystym złem – a więc Donaldem Tuskiem i rządzącą Koalicją 15 Października.
Choć prezes PiS mówił w zasadzie o wszystkim – o stanie gospodarki i finansów publicznych, o praworządności, którą ma łamać rządząca koalicja, o mediach „narodowych” i innych, o czarnoziemach polskich i ukraińskich, o oświacie, kulturze i historii o reparacjach, o „wielkich inwestycjach rozwojowych” etc., to cały jego przekaz zbudowany był wokół jednego motywu:
Donald Tusk i jego koalicja celowo i z rozmysłem niszczą polskie państwo i polskie społeczeństwo, przeprowadzają planowy „atak na elementarne polskie interesy narodowe”. „Trwa atak na demokrację” – podkreślał prezes PiS.
A po co właściwie politycy koalicji rządzącej zdaniem prezesa PiS to wszystko robią? Ano po to, by przeforsować „nowe traktaty europejskie”, które mają według Jarosława Kaczyńskiego oznaczać „koniec państw narodowych” i budowę jednego „superpaństwa europejskiego”.
W tym superpaństwie europejskim władza ma należeć do Niemiec, a Polska ma stać się „terenem zamieszkałym przez Polaków”, pozbawionym własnej suwerenności, pieniądza i armii i będącym „terenem eksploatacji”. „Głupi Polacy będą eksploatowani, będą tanią siłą roboczą” – mówił prezes PiS.
Oczywiście – według prezesa PiS – proces niszczenia polskiego społeczeństwa już się po części dokonał, czego dowodem ma być przegrana PiS w zeszłorocznych wyborach.
„Im chodzi właśnie o zduraczenie Polaków. Głupi ludzie, głupi konsumenci. Rewolucja kulturowa ma zmienić człowieka, jego tożsamość, doprowadzić do zawalenia się tego, co jest obiektywne. Doprowadzić do tego, żeby wszelkie tożsamości zostały załamane, żeby społeczeństwo stało się plasteliną łatwą do kształtowania przez elity spod ciemnej gwiazdy” – mówił Kaczyński.
Następnie prezes PiS ogłosił swą receptę na powrót jego partii do władzy. Oto ona w telegraficznym skrócie:
Po Kaczyńskim wystąpił Mateusz Morawiecki. Były premier również przedstawiał rządy Koalicji 15 Października jako ogólnonarodową katastrofę. Wymieniał firmy, które przeprowadzały w ostatnim czasie zwolnienia grupowe lub likwidowały linie produkcyjne. Wymieniał szpitale, a nawet oddziały szpitalne, które zostały zamknięte – za każdym razem nie wnikając w konkretne tego powody.
Ale główne zadanie Morawieckiego było inne. Miał przedstawić okres rządów PiS jako czas epokowego rozwoju polskiego państwa i zarysować wizję przyszłości stojącej przed partią. „Będziemy bronić tego, co jest naszą spuścizną. Będziemy tego bronić z myślą o przyszłych zwycięstwach” – wołał więc Morawiecki. I opowiadał o przyszłych wielkich inwestycjach, jakie ma rozpocząć PiS, gdy już wróci do władzy oraz o tym, jak tę władzę należy odzyskać.
Morawiecki podobnie jak Kaczyński zarzucał Donaldowi Tuskowi i rządzącej koalicji nie tyle złe sprawowanie władzy, ile wręcz zdradę narodową.
„Tusk zatrzymał marsz ku lepszej przyszłości, a PiS musi dalej kierować nawą państwową” – wołał były premier.
„Oni działają na rzecz obcych państw. Premier jest obcym premierem” – mówił Morawiecki o Donaldzie Tusku i koalicji. „Nie możemy dać się zastraszyć tym łajdakom, oszustom, kompradorom” – powtarzał.
Oprócz Kaczyńskiego i Morawieckiego na kongresie wystąpił jedynie Patryk Jaki reprezentujący Suwerenną Polskę. Jego mowa była krótka, miała charakter głównie tożsamościowy i była jakimś rodzajem uzasadnienia akcesu ziobrystów do PiS.
W przeciwieństwie do wyraźnie dopracowanych i przećwiczonych wystąpień Kaczyńskiego i Morawieckiego sprawiała wrażenie improwizacji. Być może prawdziwa jest więc rozpowszechniana wśród dziennikarzy przez część polityków PiS wersja, według której decyzja o tym, że ktokolwiek z ziobrystów będzie mógł zabrać głos, zapadła dosłownie w ostatniej chwili.
Nie wiemy nawet, czy podział pozostałych 90 procentów kongresowego czasu antenowego między prezesa PiS i byłego premiera, był wynikiem długich partyjnych targów, czy raczej realizacją wykalkulowanej strategii z zakresu politycznego marketingu. Efekt był w każdym razie z punktu widzenia politycznej pragmatyki dość spójny.
Po wystąpieniu Patryka Jakiego nastąpiło jeszcze odczytanie i wspólne podpisanie deklaracji zjednoczeniowej PiS i Suwerennej Polski.
Ostatnie słowo należało do byłej Marszałek Sejmu „Wszyscy od dziś jesteśmy PiS-iorami” – zakrzyknęła Elżbieta Witek.
Opozycja
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Zbigniew Ziobro
Prawo i Sprawiedliwość
kongres PiS
Przysucha
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze