0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Agent niejedno ma imię i o tym będzie tekst. Ale po kolei.

Tuż po wystąpieniu wybranego na premiera Donalda Tuska i odśpiewaniu narodowego hymnu po 19:00 11 października 2023, Jarosław Kaczyński ruszył ze swego krzesełka. Wydawało się, że chce jak zwykle wyjść wyjściem dla uprzywilejowanych, żeby zaakcentować ważność swojej dostojnej osoby. Niestety, skręcił do mównicy i nie dbając o pytanie marszałka Hołowni, w jakim trybie się wypowiada, zrobił minę furiata jak wtedy, gdy 18 lipca 2017 roku wymyślał opozycji od „kanalii” i „zdradzieckich mord”. I wypalił:

„Jest taki tryb, jak się kogoś obraża. Ja nie wiem, kim byli pana dziadkowie, ale wiem jedno, pan jest niemieckim agentem!”.

„Panie marszałku przepraszam, ale ja bez żadnego trybu. Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie sobie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojej świętej pamięci brata. Niszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami”.

I wtedy, w 2017 roku, i teraz Kaczyński reagował na przywoływanie przez opozycję Lecha Kaczyńskiego. W swoim osobistym podziękowaniu za wybór na premiera Tusk wspomniał o kampanii nienawiści przeciwko niemu z użyciem figury „dziadka z Wehrmachtu”. Sprostował, jak wyglądały życiorysy jego obu dziadków, a potem zwrócił się do Kaczyńskiego (na dodatek per ty):

„Jestem to winny obu dziadkom, dedykuję to panu prezesowi, słyszałem »do Berlina«, »für Deutschland«. Tę płytę nagrał Jacek Kurski. Twój brat mówił, że nie widział takiego łajdaka jak Kurski, po tym, co zrobił. Dlatego chciałem to zwycięstwo dedykować obu moim dziadkom”.

„Notatnik Pacewicza” to subiektywny przegląd tematów wyborczych i powyborczych, w formie analityczno-felietonowej. Siłą rzeczy tylko autor ponosi odpowiedzialność za głoszone tu poglądy, herezje i absurdy, które także mogą się trafić

Oceniając wystąpienie Kaczyńskiego napisałem odruchowo „niestety”, bo bluzg Kaczyńskiego w podniosłej atmosferze, po odśpiewaniu także przez posłów i posłanki PiS hymnu był takim zgrzytem, że aż bolały zęby. Ale właściwie było to raczej dobre wydarzenie.

Kaczyński obnażył i skompromitował zasadniczy przekaz formacji prawicowego populizmu,

który operuje założeniem, że my i tylko my wyrażamy interesy narodu, a myślący inaczej narodem nie są. Znamy to także w wersji Orbána, Bolsonaro, Putina, Janczy, a także Trumpa – odmawianie praw do polskości, węgierskości, słoweńskości, brazylijskości, rosyjskości i amerykańskości myślącym inaczej niż przywódca czy jego partia.

Demaskował taką polityczną narrację politolog amerykański Jan Werner Müller, gość OKO.press przed kilku lat, wiele razy pokazywaliśmy na zbieżności przekazu Orbána i Kaczyńskiego, a także na uderzające podobieństwa w exposé Dudy, Szydło i Trumpa.

Przeczytaj także:

Uparcie tworzona asocjacja Tusk-Niemiec chyba nigdy jeszcze nie zabrzmiała tak absurdalnie. „Odklejka” od rzeczywistości lidera PiS była szczególnie oczywista w chwili, gdy lider opozycji odniósł taki sukces i cieszył się w imieniu ponad 11 mln opozycyjnych wyborców.

Kaczyński obraził ich wszystkich, a właściwie próbował obrazić, bo jego wystąpienie nie budziło oburzenia, raczej zażenowanie czy politowanie. Było deklaracją bezsilności, wypowiedzią nie tylko bez trybu, ale także już bez śladu politycznej klasy.

Dla narodowego populisty budzenie politowania to polityczny wyrok.

W tym sensie dobrze, że Kaczyński to zrobił, być może zwolennicy PiS i sama partia poszuka sobie lidera, z którym można się przynajmniej rzeczowo spierać.

Słowo „agent” w prawicowej politycznej narracji robi karierę od czasów rządu Olszewskiego i „nocy teczek” Macierewicza w czerwcu 1992, ale wtedy miała sens przynajmniej na pozór ideologiczny (antykomunistyczny). Dorobkiem PiS (i osobistym Kaczyńskiego) stało się wpisanie „zdrady” w podjudzanie opinii publicznej przeciwko Niemcom (i Unii Europejskiej), czyli najbrudniejszej wody ksenonofobii.

Rzecz jednak w tym, że słowo „agent” zawłaszczone przez prawicę na potrzeby szlachtowania liberałów i lewaków, ma bazowo dwa inne znaczenia.

Wywodzi się od łacińskiego agere, czyli po prostu działać.

I tutaj Donald Tusk mógłby z dumą zawołać, że okazał się agentem o wyjątkowej pracowitości i skuteczności. Od powrotu do polskiej polityki w lipcu 2021 wykazał się wyjątkową determinacją. Co więcej, potrafił wycofać się z błędnej politycznej decyzji tworzenia jednej listy w połączeniu z marginalizowaniem opozycyjnych partnerów, a przyznanie się do błędu jest rzadką cnotą w polityce.

Krytykując Tuska i wytykając mu tamten i inne błędy, wiele razy podkreślaliśmy, że jego powrót obudził wiarę w zwycięstwo z PiS i bez tego 15 października 2023 roku mógłby wyglądać zupełnie inaczej.

Nie byłoby sukcesu wyborczego bez zaangażowania, odwagi i determinacji tysięcy aktywistek, mediów, ngo'sów, sędziów, nauczycielek, innych środowisk walczących z PiS, bez ogromnej mobilizacji kobiet po wyroku tzw. TK zakazującego aborcji w październiku 2020 r. itd. itp., ale polityczną wartość dodaną przyniósł Tusk.

Tak, także działalności agenta Donalda zawdzięczamy sukces wyborczy.

I jeszcze jedno. Używamy tego słowa także kiedy ktoś zrobi coś zaskakującego: „Ale z niego agent”. Przy całym swoim wyrachowaniu polski premier (po raz trzeci) zachował całkiem sporo, jak na polityka rzecz jasna i pana z rocznika 1957, czegoś autentycznego i spontanicznego.

Będziemy go – wszyscy mam nadzieję – twardo rozliczać i krytykować (będzie za co), ale w dniu, kiedy wygrała demokracja, z jego niekwestionowanym udziałem, pozwólmy sobie na chwilę satysfakcji, że taki agent nam się trafił.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze