W Polsce jest pełna demokracja, może najlepsza ze wszystkich w Europie.
zbity zegar. Skoro tak, to po co ją zmieniać i np. "reformować" sądy?
Tymi słowami szef Prawa i Sprawiedliwości zareagował na wypowiedź kandydata na prezydenta Francji, który po raz kolejny przywołał Polskę jako przykład kraju mającego kłopoty z demokracją. Liberał Emmanuel Macron powiedział na wiecu w Paryżu 1 maja:
„Znacie przyjaciół i sojuszników pani Le Pen. To reżimy panów Orbana, Kaczyńskiego i Putina. To nie są ustroje otwartej i wolnej demokracji. Codziennie łamane są tam liczne swobody, a wraz z nimi nasze zasady”.
Rzecz w tym, że jak dwóch mówi to samo, to nie koniecznie ma to samo na myśli. Macron mówiąc o demokracji ma zapewne na myśli (bezprzymiotnikową) demokrację po prostu, czyli liberalną, w której podstawą są: trójpodział władzy (w tym niezależne sądownictwo), wolne media, przestrzeganie wolności i praw człowieka (m.in. poprzez przeciwdziałanie dyskryminacji grup mniejszościowych), silne rozwinięte społeczeństwo obywatelskie i wolne wybory. Tak demokrację rozumie się w Unii Europejskiej.
W definicji posła Kaczyńskiego z powyższego zestawu pozostają głównie wolne wybory. Wybrana dzięki nim władza nie musi już przestrzegać zasad państwa prawa – wszelkie działania władzy legitymizują wygrane wybory (czyli decyzja suwerena).
I w takiej formie „demokracji nieliberalnej” (zwanej też „ograniczoną”, „delegowaną”, „semidemokratyzmem” i „miękkim autorytaryzmem”) Kaczyński jest podobny do Orbana i do Putina, choć od tego drugiego zasadniczo różni się sposobem uprawiania niedemokratycznej polityki.
Europa, a dokładnie Unia Europejska, ale także Rada Europy, stoi na gruncie demokracji bezprzymiotnikowej. Od roku trwa procedura ochrony praworządności w Polsce, która – razem z Węgrami – jest uważana za kraj najgorzej radzący sobie z przestrzeganiem europejskich zasad państwa prawa. Unijna komisarz ds. sprawiedliwości UE, Věra Jourová, powiedziała 10 kwietnia, że chodzi już nie tylko o spór wokół Trybunału Konstytucyjnego, ale też o reformę Krajowej Rady Sądownictwa i inne zmiany w wymiarze sprawiedliwości. 16 maja Polska znów będzie się tłumaczyć przed unijnymi ministrami ds. europejskich.
Z długiej listy przykładów, które dowodzą, że Polska demokracja jednak nie jest „najlepsza” przypomnijmy tylko trzy:
- media – Polska spadła w rankingu wolności prasy Reporterów bez Granic o 36 miejsc (sic!), zajmuje najniższe miejsce od 10 lat;
- sądy – od Trybunału Konstytucyjnego po sądy powszechne – wszędzie PiS wprowadza zmiany, które naruszają niezależność trzeciej władzy;
- organizacje pozarządowe – rząd zmienia zasady finansowania, odbiera środki „nie swoim”, ostatnio ministerstwo rodziny bezprawnie odjęło punkty organizacjom, które zajmują się szerzeniem integracji europejskiej i monitoringiem wymiaru sprawiedliwości.
W dokładnie ten sam sposób polski rząd zapewniał niedawno ONZ, że praktykuje przestrzeganie praw człowieka w różnych wymiarach – praw kobiet, mniejszości seksualnych czy monitorowania mowy nienawiści. Zapewniał, ale tego nie robi, a jego aktywiści uprawiają i rozbudzają mowę nienawiści oraz pogardy wobec innych.
Słowa Jarosława Kaczyńskiego stoją jednak w sprzeczności nie tylko z praktyką partii rządzącej, ale również z jego własnymi licznymi deklaracjami i wypowiedziami innych polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy polską demokrację nieustannie chcą naprawiać i ulepszać. Twierdzą, że muszą np. „zdemokratyzować” sądy (oddając je w ręce polityków) albo zwiększyć pluralizm mediów (zyskując kontrolę nad przekazem ideowym i politycznym). Wychodzi na to, że demokracja a la PiS jest najlepsza, ale wciąż niedoskonała.
Co będzie dalej? W retoryce Kaczyńskiego można od pewnego czasu zauważyć zwrot: z polską demokracją wszystko jest już w porządku i teraz nadszedł czas na wolność. „Wierzymy, że przyjdzie taki czas, że będzie można o Polsce powiedzieć, że jest krajem pełnej wolności” – mówił prezes PiS, odbierając w styczniu (2017) nagrodę Człowieka Wolności Tygodnika „wSieci”.