0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Lukasz Cynalews...

Najnowszy wywiad z Jarosławem Kaczyńskim w tygodniku „Sieci” pełen jest Donalda Tuska. W pytaniach i odpowiedziach nazwisko szefa PO pada 51 razy.

Prezes PiS mówi między innymi:

„Tusk rzeczywiście myśli, że Polacy zapomnieli o jego katastrofalnej w skutkach działalności w czasie, gdy był premierem. Ale Polacy pamiętają. Pamiętają choćby o tym, jak szkodził gospodarce".

Jego [Tuska] reakcja na kryzys w 2008 r. była żałosna, nie zrobił nic.
„Plan stabilności i rozwoju” z listopada 2008 roku był warty 91 mld zł. Pomoc w 2020 roku była inna, bo inny był kryzys, inne potrzeby, inny konsensus ekonomistów co do właściwej reakcji państwa
Wywiad dla tygodnika „Sieci”,07 sierpnia 2023

Prezes kontynuował: „W efekcie bezrobocie, wówczas cały czas wysokie, wzrosło do 15 proc. Oni z bezrobociem nie walczyli, oni zachęcali Polaków do emigracji! To był ich sposób na brak miejsc pracy”.

Jarosław Kaczyński i PiS w tej kampanii odmalowują Tuska jako wcielenie wszelkiego zła. Donald Tusk nie jest dziś dla PiS tylko przeciwnikiem politycznym, ale figurą diabelską, osobnikiem odpowiedzialnym za wszelkie zło. O tej demonizacji Tuska pisał w OKO.press Michał Danielewski:

Przeczytaj także:

Ten motyw widać też w opowieści kryzysie ekonomicznym z czasów rządów PO-PSL. Prezes PiS mówi swoich zwolenników: Tusk nie zrobił nic, nie walczył z bezrobociem, chciał, żeby Polacy wyjeżdżali z Polski. Kaczyński oskarża więc Tuska nie o błędną, ale o celowo szkodliwą politykę.

To brednia. Fakt, że bezrobocie wówczas wzrosło, nie oznacza, że Tusk tego chciał lub go to nie obchodziło. Z drugiej strony nie oznacza też, że reakcja Tuska na kryzys była perfekcyjna a ludziom żyło się doskonale — prawie piętnastoprocentowe bezrobocie było poważnym problemem społecznym.

Spróbujmy więc rozłożyć opowieść Jarosława Kaczyńskiego na części pierwsze i sprawdzić, jak wyglądała reakcja Tuska na kryzysy i dlaczego rząd podejmował takie, a nie inne decyzje i jak można je oceniać z perspektywy czasu.

Inne kryzysy, inne odpowiedzi

PiS lubi się chwalić, że do kryzysu gospodarczego 2020 roku podeszło inaczej niż PO do innego globalnego kryzysu 12 lat wcześniej. I to prawda. Ale będzie to prawda dla każdego innego państwa europejskiego. I w 2008 roku i w 2020 roku działały one zgodnie z konsensusem wokół tego, jak należy na kryzys odpowiadać. Po prostu w obu przypadkach ten konsensus był inny. Inne były też kryzysy.

Globalny kryzys finansowy rozpoczął się jeszcze w 2007 roku. Jego bezpośrednią przyczyną było załamanie rynku kredytów hipotecznych w USA po latach wzrostów na rynku nieruchomości. Banki udzielały ich chętnie, bez koniecznych zabezpieczeń, a z kolejnych ryzykownych kredytów budowano złożone instrumenty na rynku finansowym. Gdy bańka pękła, pociągnęła za sobą banki i instytucje finansowe, a to wpłynęło na konstrukcję systemu finansowego na całym świecie. W latach 2001-2007 w USA upadło 25 banków komercyjnych. W 2009 roku – 140.

Rząd PiS działał tak, jak inni

Zawirowania na amerykańskich rynkach finansowych doprowadziły do globalnej recesji w 2009 roku, według Banku Światowego globalne PKB skurczyło się o 1,3 proc. (Akurat Polska nie doświadczyła recesji. Nie była jedyną zieloną wyspą na kontynencie, wzrost gospodarczy w tamtym roku odnotowały też Albania oraz dwa mikropaństwa – Lichtenstein i San Marino). Wówczas pakiety pomocowe były mniejsze niż dziś, a częścią odpowiedzi na kryzys – zwłaszcza w jego drugie fazie – było też zaciskanie pasa i zacieśnianie fiskalne, czyli ograniczanie wydatków i zadłużania się. Ta polityka była krytykowana przez lewicowych polityków i ekonomistów, ale miała prymat — zwłaszcza w Europie.

Kryzys 2020 roku mamy świeżo w pamięci. Walka z pandemią COVID-19 oznaczała konieczność zamykania firm z dnia na dzień. A żeby takie firmy utrzymać i nie doprowadzić do ogromnej zapaści na rynku pracy, trzeba było dotować je ogromnymi kwotami pieniędzy. Rząd PiS w tej sytuacji zachował się tak, jak należało. Ale nie wymyślił sposobu działania sam – to samo robiły wszystkie rządy wokół nas.

Różnice w efektach obu odpowiedzi – w 2008 i w 2020 roku – podsumował w OKO.press ekonomista dr Wojciech Paczos:

„Musiało minąć 10 lat, żeby światowa gospodarka stanęła na nogi” – mówił reakcji państw na pierwszy kryzys. „Tymczasem po kryzysie wywołanym przez pandemię wirusa Covid-19 gospodarki większości państw odbudowały się właściwie od razu. Tego nie da się ukryć, przemilczeć i uciec od tego myśląc dzisiaj o gospodarce i państwie”.

Europejski problem

Wróćmy do Polski i polityki rządu PO-PSL. Kaczyński zarzuca Tuskowi doprowadzenie do wysokiego bezrobocia. Spójrzmy na liczby.

Do drugiej połowy 2008 roku bezrobocie w Polsce było w trendzie spadkowym od fatalnego początku XXI wieku, gdy przekroczyło 20 proc. W październiku 2008 było to już 8,8 proc. Ale w następnych latach zaczęło znów rosnąć, przekraczając 14 proc. na początku 2013 roku.

Unemployment_rate_in_Poland

Spójrzmy jednak na te dane w kontekście międzynarodowym. Tak wygląda Polska na tle całej wspólnoty europejskiej i wybranych państw.

Liczby są nieco inne niż na wcześniejszym polskim wykresie, bo na nim mamy odsetek rejestracji w urzędach pracy, dane Eurostatu pochodzą natomiast ze standaryzowanych dla całej Europy ankiet, by móc wyniki porównać dla całej Unii.

W czasach dwóch kryzysów na przełomie dwóch pierwszych dekad XXI wieku bezrobocie znacznie wzrosło w większości krajów wspólnoty. W Polsce mamy stały wzrost od połowy 2008 roku do 2010 roku i potem stagnację do 2014 roku na poziomie 10 proc. Na Litwie w dwa lata bezrobocie wzrosło z 4,1 proc. do 18,1 proc. W Hiszpanii z 8 do 26 proc. Trudno będzie o to oskarżyć Tuska. Z bezrobociem zmagały się wtedy państwa na całym kontynencie – na ich tle Polska nie wypadała szczególnie źle.

Co robił rząd w kryzysie 15 lat temu?

Polski rząd z pewnością nie był w tamtym kryzysie bierny. Pod koniec listopada 2008 roku premier Donald Tusk ogłosił „Plan stabilności i rozwoju”, warty 91 mld zł (choć jego częścią były też gwarancje kredytowe i dotacje unijne).

W czerwcu 2009 roku ogłosił z kolei pakiet ustaw ratujących gospodarkę. O pakiecie mówiło się podobnie, jak o pomocy w 2020 roku: był konieczny, by utrzymać miejsca pracy, ratować firmy. Zmiany w prawie umożliwiły elastyczniejsze formy zatrudnienia, dłuższe okresy rozliczeniowe. Drugi pakiet antykryzysowy dawał m.in. możliwość wprowadzenia przestoju ekonomicznego, jeśli obroty firmy spadły w ciągu pół roku o więcej niż 15 proc. Większość rozwiązań antykryzysowych miała być przewidziana na dwa lata, jednak zostały z nami na dłużej.

Jak pokazała m.in. dr Janina Petelczyc dystrybucja korzyści z tych pakietów była bardzo nierównomierna.

„Jakkolwiek wprowadzone zmiany miały służyć wszystkim, korzystali na nich głównie pracodawcy„ – pisała Petelczyc, podsumowując wyniki swoich badań („Obywatel na zielonej wyspie. Polityka społeczna i obywatelstwo społeczne w Polsce w dobie europejskiego kryzysu ekonomicznego”, 2017).

W ramach polityki oszczędności rząd Donalda Tuska na lata zamroził podwyżki płac w państwowej sferze budżetowej. Podwyżki kwot bazowych zostały zablokowane już w 2009 roku i nie drgnęły do końca rządów PO-PSL (Rząd PiS był tu niechlubnym kontynuatorem – podwyżki dla urzędników, pomimo dobrej sytuacji gospodarczej, odblokował dopiero w 2018 roku. Wyniosły zaledwie o 1,6 proc. W 2020 i 2021 roku podwyżek znów nie było, a gdy wróciły, ledwie starczały, by pokryć wzrost cen). W latach po kryzysie 2008 roku zwiększyło się też uśmieciowienie rynku pracy – plaga zleceń i umów o dzieło. Jaki był efekt?

"Wśród polskich obywatelek i obywateli odczuwalny był rozdźwięk między retoryką Polski jako »zielonej wyspy«, wolnej od kryzysu gospodarczego a postulatami »zaciskania pasa« i nierozbudzania indywidualnych i zbiorowych potrzeb.

Te sprzeczności w połączeniu z obniżającym się statusem niektórych grup pracowników przyczyniły się do rozpowszechnionego poczucia frustracji społecznej i osłabienia legitymizacji działania systemu politycznego w Polsce„ – pisały autorki cytowanego już wyżej zbioru ”Obywatel na zielonej wyspie".

To dlatego słynne „zmień pracę, weź kredyt” rzucone w kampanii przez Bronisława Komorowskiego wywołało taką wściekłość.

Bojaźliwy rząd Tuska

Rząd PO-PSL do końca swoich rządów w 2015 roku działał ostrożnie i bał się rozluźnienia polityki. Takie, a nie inne decyzje mogły wynikać z ideologicznego przywiązania do zestawu neoliberalnych zasad gospodarczych. Rząd podejmował te decyzje gospodarcze w strachu przed przekroczeniem limitu zadłużenia — według konstytucji zadłużenie publiczne większe niż 60 proc. oznacza konieczność bolesnych cięć. Stąd wzięło się przekazanie obligacji z OFE do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a następnie ich umorzenie. Dzięki temu w ciągu roku dług publiczny z 58 proc. PKB zmalał do mniej niż 50 proc. Tę rzekomą „kradzież pieniędzy z OFE” ostro krytykował PiS. Akurat tę decyzję z perspektywy czasu trudno jednak oceniać inaczej niż jako słuszną. Argumenty za tym stanowiskiem można znaleźć w opublikowanej u nas w 2021 roku analizie:

Trzeba też jednak pamiętać, że dwa ostatnie lata rządów PO-PSL to podnoszenie się gospodarki z gorszego okresu. Wzrost gospodarczy rósł, bezrobocie spadało. PiS na tym wzroście skorzystał, nie bał się też później wydawać więcej niż poprzednicy, stąd mocny początek jego rządów w postaci wprowadzenia programu 500 plus.

Ale opowieść, że Tusk kompletnie zniszczył gospodarkę i jego powrót automatycznie oznacza stagnację i bezrobocie, nie ma podstaw.

Ówczesny kryzys dużo silniej dotknął wiele innych krajów, szczególnie południe Europy – Hiszpanię, Portugalię, Włochy, Grecję. Czy to też jest winą Tuska?

Wróci bezrobocie? Wątpliwe

„Jeśli Tusk wróci, bezrobocie znów wróci” – mówi też Kaczyński. Dla części odbiorców słów Kaczyńskiego takie postawienie sprawy może być logiczne i prawdopodobne. W końcu, gdy rządził Tusk, bezrobocie było wysokie, dziś jest niskie. Ale to tylko pozór. Politycy lubią sobie przypisywać dobre wyniki gospodarcze i lekceważyć te złe. Prawda jest taka, że wiele gospodarczych trendów jest od polityków niezależnych, lub mają oni na nie minimalny wpływ. Prognozy bezrobocia na najbliższe lata są zgodne: bezrobocie najpewniej nieco wzrośnie, ale w żaden sposób nie zbliży się do poziomów ani z początku XXI wieku, ani z czasów PO-PSL. Żaden ekonomista, szykując prognozy na najbliższe lata, nie robi zastrzeżeń co do tego, kto wygra wybory.

„Bezrobocie było, jest i pozostanie niskie”.

W 2022 roku bezrobocie liczone metodologią Eurostatu wyniosło 2,9 proc. Według Komisji Europejskiej w tym roku ma wzrosnąć do 3,3 proc., w kolejnym spaść do 3,2 proc. Bezrobocie rejestrowane w urzędach pracy w czerwcu wyniosło 5 proc. Według prognozy NBP w tym roku ma średnio wynieść 5,3 proc., w kolejnym – 5,4 proc. To wzrosty, które ledwo można zauważyć.

„Pod względem wzrostu zatrudnienia 2022 rok był rekordowo udany, a w 2023 roku, choć szału nie ma, nadal średnio jesteśmy nad kreską. Dane ZUS potwierdzają dalszy wzrost zatrudnienia w porównaniu do poprzedniego roku. Bezrobocie było, jest i pozostanie niskie. Obecna sytuacja na rynku pracy nie ma nic wspólnego z recesją, a nawet ze spowolnieniem” – mówiła w czerwcu 2023 w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” prof. Joanna Tyrowicz, członkini Rady Polityki Pieniężnej.

Bezrobocie będzie niskie w dużej mierze przez demografię.

Polska w 2023 roku jest inna niż na przykład w 2011 roku, między kadencjami PO-PSL. Mamy dziś dwa miliony osób więcej w wieku poprodukcyjnym, co roku z rynku pracy odchodzi o około 100 tys. więcej osób od tych, które na niego wchodzą. Musimy raczej martwić się długofalową strategią migracyjną, by uzupełniać braki na rynku pracy, niż tym, że pracy nie będzie. Takiej strategii rządowi brakuje, woli on straszyć powrotem Tuska i czasów, które już minęły bezpowrotnie. To też pokazuje miałkość obecność kampanii PiS. PiS uruchamia na Twitterze kampanię #DonaldNIEkłam, jednocześnie kolportując w kółko te same kłamstwa na temat Tuska.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze