Polski kodeks karny nie ściga homofobicznej mowy nienawiści. Do tej pory osób LGBT nie broniły też sądy, które oddalały pozwy o ochronę dóbr osobistych. Do dziś, gdy Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpatrując sprawę przeciwko Kai Godek stanął po stronie praw człowieka
Osoby LGBT+ mogą walczyć o ochronę dóbr osobistych przed sądami, nawet jeśli nienawistna wypowiedź nie wymieniała ich z nazwiska — to najważniejszy wniosek z rozprawy, która 10 lutego 2022 roku odbyła się przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie.
Sprawa dotyczy pozwu przeciwko Kai Godek, który 11 października 2018 roku złożyło szesnaście osób – geje, lesbijki i osoba biseksualna – wśród których znaleźli się prawnicy, dziennikarze, pracownicy naukowi, artyści, aktywiści i polityk.
Chodziło im m.in. o słowa, które twarz ruchu anty-choice w Polsce wypowiedziała na antenie "Polsat News". 30 maja 2018 roku komentując wyniki irlandzkiego referendum ws. liberalizacji prawa aborcyjnego, Godek tłumaczyła: „Irlandia nie może być określana jako kraj katolicki. Tam premierem jest zadeklarowany gej, który obnosi się ze swoją dziwną orientacją. Swoje zboczenie publicznie ludziom…”.
Prowadząca program Agnieszka Gozdyra przerwała, by dopytać: „Czyli mówi pani, że jeżeli ktoś jest homoseksualny, to jest zboczeńcem?”. Godek odpowiedziała: „To jest zboczony, tak, tak”.
W większości państw Unii Europejskiej Kai Godek za podobne słowa groziłaby odpowiedzialność karna. Nawet nasi sąsiedzi, równie oporni co Polska wobec uznania w prawie związków par tej samej płci, gwarantują osobom LGBT+ ochronę przed nienawiścią. Tak jest m.in. w Rumunii czy Słowacji. Polski kodeks karny wciąż nie przewiduje ścigania podobnych czynów. Artykuł 256 § 1 kk brzmi dziś nastepująco:
„Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.
I właśnie dlatego skarżący postanowili dochodzić swoich praw w oparciu o powództwo cywilne, a dokładnie ochronę dóbr osobistych.
12 stycznia 2021 roku Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew. Powołał się przy tym na utartą linię orzeczniczą, zgodnie z którą
dobra osobiste mogą zostać naruszone, gdy nienawistna wypowiedź skierowana jest pod adresem konkretnych osób albo ściśle określonej grupy.
Osoby LGBT+ to w opinii sędziego grupa nieskończona i choć Kaja Godek przekroczyła granice wolności wypowiedzi, a jej słowa należy ocenić zdecydowanie negatywnie, to prawo cywilne ich nie chroni. Sąd polecił też skarżącym „szukać sprawiedliwości w innych systemach prawnych”.
Bardziej szokująca była argumentacja przytoczona w pisemnym uzasadnieniu. Sąd nie tylko zmienił zdanie, co do oceny wypowiedzi Kai Godek (słowa o zboczeńcach potraktował jako wyraz poglądów), ale stwierdził, że skarżący nie udowodnili, iż faktycznie są gejami, lesbijkami lub osobami biseksualnymi.
Sądowi nie wystarczyła ani deklaracja, ani dowody w postaci zaangażowania w działania na rzecz równouprawnienia osób LGBT+. Domagał się przedstawienia "opinii biegłego sądowego seksuologa lub przynajmniej (...) zaświadczenia lekarza seksuologa potwierdzających orientację seksualną każdego z powodów".
10 lutego 2022 Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok sądu pierwszej instancji i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Podczas rozprawy obrońca pozwanej przekonywał, że skoro w Polsce wiara katolicka jest traktowana jako "norma, coś powszechnego", a homoseksualizm jako "zboczenie od normy" to samo słowo zboczenie ma "neutralny charakter".
Sędzia Małgorzata Kuracka jednak była odmiennego zdania. W ustnym uzasadnieniu stwierdziła, że słowa Kai Godek są społecznie nieakceptowalną mową nienawiści. W jej ocenie mogą one obiektywnie ranić, a także wprowadzają szkodliwe rozróżnienie na "my" - "grupa, która jest zła". Celem tego rozróżnienia ma być szczucie jednej grupy na drugą.
Sąd przełamał też utrwaloną linię orzeczniczą, stwierdzając, że nie trzeba wymienić kogoś z nazwiska, by naruszyć jego dobra osobiste.
„Pozwana obrażając grupę, obraża każdego z członków tejże grupy. Każdy z powodów ma legitymację czynną procesową w tej sprawie. Kogo innego miałaby dotyczyć ta wypowiedź? Jest ona kierowana do określonych ludzi z krwi i kości"
- stwierdziła sędzia Kuracka.
Według SA problemem nie powinno być też ustalenie orientacji psychoseksualnej skarżących. Wystarczyły do tego ich oświadczenia.
Teraz sprawą ponownie zajmie się Sąd Okręgowy.
"To, co się dziś stało przerosło moje oczekiwania" - mówi OKO.press prof. Jakub Urbanik, jeden ze skarżących. - "Byłem głęboko wzruszony, że sąd tak bardzo zajął się naszą obroną. Usłyszeć wprost, że słowa wypowiedziane przez Kaję Godek nie są niewinne - jak przekonywał adwokat pozwanej - ale są mową nienawiści, szczuciem i trzeba je uznać za społecznie nieakceptowalne, jest czymś wielkim. Mimo tak silnych politycznych nacisków na sądy, sędzia bardzo wyraźnie opowiedziała się po stronie praw człowieka, po stronie eliminowania nienawiści.
To nie tylko odwrócenie linii orzeczniczej, ale też sygnał, że nie jesteśmy gorszą, mniejszościową grupką, ale równoprawnymi obywatelami kraju".
Podobnie o sprawie myśli druga z 16 skarżących, adwokatka Emilia Barabasz. "Spodziewałam się, że sąd zachowa konserwatywne podejście do ochrony dóbr osobistych. Dlatego przed rozprawą nie miałam wielkich nadziei. Za to na sali miałam ściśniętą klatkę piersiową. Czułam wręcz fizyczny ból, gdy pełnomocnik pozwanej powtarzał jej słowa i twierdził, że słowo »zboczony« ma w języku polskim neutralny charakter. Dlatego, gdy po przerwie usłyszałam wyrok, byłam bardzo szczęśliwa. Szczególnie, że sędzia nie pozostawiła suchej nitki na wypowiedzi Kai Godek" - mówi OKO.press.
I dalej: "Poczułam też wreszcie, że jestem zwykłą obywatelką, a nie drugiej kategorii. Człowiekiem, który może skutecznie dochodzić swoich praw, ma prawo oczekiwać szacunku od władzy publicznej. Ostatni raz czułam się tak, gdy brałam ślub w Berlinie.
Dzisiejszy wyrok przywrócił mi również nadzieję w wymiar sprawiedliwości. Sędziowie są ludźmi takimi jak my, są tak samo podatni na propagandę, atmosferę nienawiści, hejt i naciski. A mimo to potrafią stanąć na wysokości zadania, nie bacząc na to, jak ich wyrok zostanie odebrany przez ministerstwo. Ten wyrok zapadł dzień po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że sędzia Sikora została zawieszona za to, jak wyrokuje.
Taki wyrok w obecnej polskiej rzeczywistości jest aktem odwagi".
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze