Przerażony Trump obraża ją jako głupią, antyrodzinną wariatkę i rasistowsko kaleczy jej imię. Kamala Harris ma w zanadrzu argument młodości i obietnicę Ameryki otwartej, praworządnej, życzliwej ludziom, bez konserwatywnych okowów. Jej wyzwalający śmiech ma pomóc w zwycięstwie
17 minut Kamali Harris na wiecu w Wisconsin 23 lipca 2024 jest jak radosny fajerwerk w zmęczonym świecie amerykańskiej i światowej polityki. Ale najpierw uwaga ogólnej natury.
Starcie Kamali Harris z Donaldem Trumpem staje się źródłem nadziei dla tych demokratów i demokratek, którzy i które jeszcze wierzą w dobrą przyszłość świata. Kampania Harris może stać się lekcją pokory nie tylko dla Trumpa, ale dla dziesiątków panoszących się w całym świecie populistycznych liderów, bezwzględnych i żałosnych zarazem, zakochanych w sobie i odwołujących się do tego, co w tzw. ludzkiej naturze najgorsze.
Ich ideowe błazenady, nacjonalistyczne i/lub religijne, skutecznie zatruwają umysły nawet w krajach o tzw. tradycjach demokratycznych i potrafią odwracać losy narodów, prowadząc do decyzji idiotycznych jak brexit.
Zwycięstwo Donalda Trumpa w starciu z Joe Bidenem wydawało się przesądzone. Byłoby kolejnym fatalnym zdarzeniem w całej serii sukcesów Erdoğana, Orbána, Kaczyńskiego Meloni, Le Pen, Wildersa, Netanjahu, Dudy, a wcześniej Bolsonaro, czy Janšy...
Druga kadencja Trumpa byłaby groźną recydywą. Ale pojawia się Harris a wraz z nią szansa na mobilizację, która lidera Republikanów rzuci na łopatki. Jak w naszych wyborach 15 października 2023.
Wystąpienie w Wisconsin, kluczowym dla listopadowych wyborów stanie wahadłowym (swing state), gdzie Trump wygrał w 2016, a Biden w 2020 roku, Kamala Harris zaczyna od śmiechu w reakcji na aplauz widzów.
Ten śmiech (czy widzieliście coś podobnego w wykonaniu innego polityka, czy polityczki?) daje wrażenie mocnej pewności siebie i jest zarazem – jakby to nie brzmiało dziwnie – poważną odpowiedzią na wyzwanie, przed którym staje demokratka.
Trump nabija się z „Kamali śmieszki”, co – jak pokazuje Sophie Gilbert w „The Atlantic” – jest typową opresyjną reakcją na emocje okazywane przez kobietę. Tytuł mini-eseju „Kamala Harris i groźba kobiecego śmiechu”.
Sama Kamala tłumaczy, że „ma śmiech swojej matki, płynący z brzucha”. Wspomina, jak mama spotykała się z grupą koleżanek, piły kawę i zaśmiewały się („z brzucha”) ze swoich opowieści.
Ten wyzwalający śmiech Kamali jest zagrożeniem dla Trumpa, który jak każdy sztywniak nie potrafi się śmiać, on tylko prycha. Śmiech Harris ma jeszcze jedną zaletę — jest memotwórczy. Rzecz dla polityczki bezcenna.
Wracając do Wisconsin, Harris podkreśla, że droga do Białego Domu prowadzi przez ten stan. „W 2020 pomogliście nam wygrać, w 2024 wygramy znowu”. To stwierdzenie (wygramy wybory) powtarza wielokrotnie w różnych konfiguracjach.
„Chcę zacząć – a nie będę mówiła długo – od paru słów o naszym wspaniałym prezydencie Joe Bidenie” – mówi Harris i jest w tym niespotykany w polityce szacunek dla czasu słuchaczy. Wyobrażacie sobie, że Orbán czy Kaczyński (ale także Hołownia czy Macron) miałby uspokajać słuchaczy, że będzie mówił krótko? Oni raczej tłumaczą się, że nie mogą już więcej, bo wzywają ich inne obowiązki.
„Zostało 105 dni do wyborów, czeka nas ciężka praca, ale my lubimy ciężką pracę, prawda?” – śmieje się Harris i oczywiście dodaje: „Dlatego wygramy”.
Sięga po najważniejszą – według ekspertów partii demokratycznej – figurę: prokurator kontra przestępca. „Ścigałam przestępców różnego typu. Drapieżników, którzy krzywdzili kobiety, oszustów, którzy okradali konsumentów, wszelkich szalbierzy, którzy kłamali, aby osiągnąć swoje cele”.
Tłum już się śmieje i bije brawo, bo wie, dokąd Harris zmierza.
„Dlatego powiem wam, że znam ludzi typu Donalda Trumpa” – przez chwilę jest poważna, potem uśmiecha się jak psotnica.
„I w tej kampanii będę z dumą codziennie konfrontować swój dorobek z jego dorobkiem”.
Przypomina zarzuty, jakie ciążą na Trumpie, bezwzględnie jak w mowie prokuratorskiej, punkt po punkcie.
„Ale (Harris poważnieje) żebyśmy nie popełnili błędu, że w tej kampanii chodzi o starcie »my kontra Trump«. Chodzi o to, dla kogo walczymy. Trump przekupuje potężne firmy, my prowadzimy »kampanię opartą na sile ludzi« (”people power campaign"). I chwali się najlepszą w historii wyborów USA dobową zbiórką funduszy na kampanię.
Pada kolejny bon mot: „Skoro opieramy się na sile ludzi, będziemy też »prezydenturą przede wszystkim/najpierw ludzi« (poeple first presidency)”.
To przywołuje na myśl hasło Trumpa„America first”, wcześniejsze niż „America great again”. Ameryka (Trumpa) vs. ludzie (Harris) – znamienna opozycja.
Harris pyta: „Czy chcemy żyć w kraju wolności, współczucia, praworządności czy w kraju chaosu, strachu i nienawiści?”.
I dalej z odrobiną wzruszenia: „Piękno chwili polega na tym, że każde z nas ma moc, by udzielić odpowiedzi na to pytanie. Pytam Wisconsin: Czy jesteśmy gotowi do pracy? Czy wierzymy w wolność? Czy wierzymy w obietnicę lepszej Ameryki? Czy jesteśmy gotowi walczyć o nią? Bo jeśli będziemy walczyć, to wygramy!”.
Bije z niej radosna energia, bez figur retorycznych, grymasów i min.
Doszedłem ledwie do połowy, chciałoby się cytować dalej... Aż tyle mieści się w krótkim przemówieniu, mówionym bez pośpiechu, w kontakcie z publicznością.
Dlaczego taka Harris wygra z tym Trumpem?
Cała strategia Trumpa, który wcielając się w 78-letniego „młodzieńca” nabijał się z 81-letniego „starca” (np. parodiując sposób, w jaki Biden wysiada z helikoptera) legła w gruzach.
Harris nie wygląda na swoje 59 lat (koleżanka z redakcji nic chciała uwierzyć), może dlatego, że ludzie w tym wieku (i o takim statusie materialnym), nie wyglądają dziś na „swoje lata”. Zwłaszcza jeśli uprawiają sport, a Kamala biega.
Wyszła za mąż w wieku 50 lat. Kto to widział? – nabija się z konserwatywnych reakcji Agata Szczęśniak w „Programie politycznym” OKO.press. To też ją odmładza, bo jest... niedawno po ślubie.
Figury taneczne, jakie wykonuje Trump, wprowadzając w ruch swoje wielkie ciało, są jak wytwór sztucznej inteligencji. Dla Kamali taniec to ruch naturalny, w college'u tańczyła w zespole. Jej taniec, tak jak śmiech, staje się memem.
Trump nagle został najstarszym kandydatem w historii wyborów USA, mega-dziadersem, którym przecież był zawsze ze swoimi dziaderskimi poglądami i dziaderską biografią.
Harris wydaje się młodsza także dlatego, że jako wiceprezydentka nie eksponowała swej roli. Nawet dla amerykańskiej opinii publicznej jest postacią względnie świeżą. A udany start jej kampanii zaskakuje, tym bardziej że w 2020 roku wycofała się z bitwy o nominację Partii Demokratycznej. Tym razem za Harris stanie jednak całe zaplecze Demokratów.
Joe Biden wzmacnia ten efekt młodości. 24 lipca 2024 tłumaczył, że w polityce jest czas na [wykorzystanie] wieloletniego doświadczenia, ale „przychodzi też czas na świeże głosy, młode głosy. Taki czas właśnie nadszedł”.
Co to oznacza?
Mobilizacja młodych wyborców i wyborczyń (w wieku 18-29 lat) w reakcji na Trumpa wystąpiła już w wyborach 2020 roku, kiedy poszło głosować ich rekordowe 55 proc. (w 2016 roku ledwie 44 proc.), teraz ten efekt powinien wystąpić wyraźniej.
A to oznacza szansę dla demokratki. W 2020 roku Biden wygrał z Trumpem w tej kategorii wiekowej: wśród mężczyzn 52 do 41 proc., a wśród kobiet aż 67 do 32 proc.
Unieważnienie przez amerykański Sąd Najwyższy w czerwcu 2022 słynnego wyroku z 1973 roku Roe vs. Wade sprawiło, że prawo do aborcji nie jest już gwarantowane przez amerykańską konstytucję i w wielu stanach kobiety tracą dostęp do przerywania ciąży.
Narzuca się analogia z wyrokiem tzw. TK Julii Przyłębskiej z października 2020, który wyprowadził w Polsce kobiety (i ludzi młodych) na ulice. Marsz ośmiu gwiazdek, mówiąc metaforycznie, dotarł aż do lokali wyborczych 15 października 2023.
Rosnąca w całym zachodnim świecie
świadomość feministyczna nabiera szczególnej wyrazistości w starciu z Trumpem, który wręcz odruchowo uprzedmiotawia kobiety, traktując je jak seksualny towar do spróbowania.
„Wierzymy w wolność reprodukcyjną, zablokujemy zakazy przerywania ciąży wprowadzane przez Trumpa. Kobiety muszą same podejmować decyzję. To nie rząd ma nam mówić, co mamy robić ze swoim ciałem” – mówi Harris i ten głos będzie rezonował.
Kamala Harris pociągnie do wyborów kobiety, które zawsze częściej popierają Demokratów niż mężczyźni, którym bliższy jest konserwatyzm Republikanów. Nawet w 2020 roku mężczyźni częściej głosowali na Trumpa (51-53 proc. wg różnych sondaży) niż na Bidena (45-46 proc.), ale kobiety jeszcze częściej na Bidena (55-57 proc.) niż na Trumpa (42-43 proc.).
Oni preferowali Trumpa z przewagą 7 pkt proc., one Bidena z przewagą 14 pkt proc.
Harris prezentuje się jak dobra mieszanka genderowych stereotypów: „męskiej” pewności siebie towarzyszy „kobieca” skromność, autentyczność i emocjonalność, w tym ten głośny, nie do powstrzymania śmiech.
Tutaj rozegra się zasadnicza bitwa, w swej istocie głęboko kulturowa. Harris nazywa to starciem zapatrzonego w „przeszłość” Trumpa z jej spojrzeniem w „przyszłość”.
Kamala Harris, córka lekarki pochodzącej z Indii i ekonomisty z Jamajki, nie jest biała, co może jeszcze wzmocnić tradycyjną przewagę demokratów wśród ludności niebiałej.
W 2020 roku na Bidena głosowało 79-87 proc. czarnych mężczyzn a na Trumpa – ledwie 12-19 proc. Wśród czarnych kobiet przewaga demokraty (90-94 proc.) nad republikaninem (6-9 proc.) była wręcz kolosalna. Biden wygrywał też z Trumpem wśród ludności pochodzenia azjatyckiego i wśród latynoskich Amerykanów i Amerykanek (blisko 70 proc. do ok. 30 proc.).
Z drugiej strony, wyzwaniem dla Harris będzie zmniejszenie straty 20 pkt (!), jaką do Trumpa miał Biden w 2020 roku wśród białych mężczyzn (38-40 proc. do 58-61 proc.), a nawet 8 pkt straty wśród białych kobiet (44-47 proc. do 52-55 proc.).
Kamala Harris musi jakoś dotrzeć do pogrążonej w konserwatywnej stagnacji Ameryki ludzi „stabilnie ulokowanych” – wśród mężczyzn żonatych Trump wygrywał w 2020 roku z Bidenem 55 do 43 proc., wśród kobiet zamężnych 51 do 47 proc.
Do tego „prorodzinnego odruchu” odwołuje się w obrzydliwy sposób James Vance, kandydat Trumpa na wiceprezydenta, nazywając Harris „bezdzietną kociarą” (childless cat lady). Patchworkowa rodzina Harris odpowiada na to, opisując jej miłość do dzieci męża. A Jennifer Aniston protestuje przeciw okrutnej kpinie z niepłodności.
To będzie jedna z republikańskich armat, że Kamala jest antyrodzinna.
Harris musi jednocześnie prezentować się jako wyzwolona z konserwatywnych konwenansów kobieta sukcesu, przedstawicielka mniejszości i imigrantów, a zarazem nie wypaść zbyt „radykalnie”. Może w tym pomóc jej kariera – wysokie stanowiska prokurator generalnej Kalifornii (2013-2016) czy senatorki USA (od 2016 aż do nominacji na wiceprezydentkę w 2021 roku).
Na wiecu wyborczym w Północnej Karolinie 24 lipca Trump zablefował. Stwierdził, że Harris odmawia spotkania z przebywającym w USA premierem Netanjahu: „Nawet jeśli jesteś przeciwko Izraelowi, przeciwko Żydom, to spotkaj się z nim i wysłuchaj. Ona jest całkowicie przeciw Żydom. Jak Żydzi będą głosować na demokratów, skoro są traktowani tak bez szacunku, to mnie szokuje”.
Bezsens tej wypowiedzi jest podwójny.
Mąż Kamali Harris jest amerykańskim Żydem (rodzina ma polskie korzenie) a Harris spotkała się z Netanjahu 25 lipca. Naciskała na premiera Izraela, by doprowadził do zawieszenia broni w Strefie Gazy i przerwał cierpienia palestyńskich cywilów. „Czas skończyć tę wojnę” – powiedziała, przyjmując wg Reutersa ostrzejszy ton niż prezydent Biden.
To kolejny punkt, jaki może zapewnić głosy młodych Amerykanów oburzonych wojną w Gazie, w konfrontacji ze ślepą na fakty pochwałą izraelskiej przemocy.
Trzy dni przed rezygnacją Bidena, na konwencji w Milwaukee 19 lipca Trump występował w roli ofiary zamachu inspirowanego przez Demokratów. Z wielkim białym opatrunkiem na uchu mówił ciszej niż zwykle, zbolałym głosem o jedności narodu.
Ale w odpowiedzi na debiut Harris, na wiecu w Północnej Karolinie 24 lipca, z uchem już tylko dyskretnie zaklejonym cielistym plastrem, stał się znowu sobą: „Powiedzieli, że coś się ze mną stało, kiedy zostałem postrzelony. Stałem się miły. A kiedy masz do czynienia z tymi ludźmi, bardzo niebezpiecznymi ludźmi, nie możesz być miły i nie będę miły” – melodramatyzował niezbyt logicznie.
I dalej. „Ta kobieca prezydentura byłaby hańbą dla Ameryki”. Ona (Harris) jest „głupia jak but” (po angielsku – stupid as a rock). Jest „kandydatką DEI” (Diversity, Equity, Inclusion – polityk prowadzonych przez uczelnie i firmy zapewniające mniejszościom równość i włączenie).
Pomówienie, że Harris zawdzięcza nominację kolorowi skóry, Trump wzmocnił rasistowskimi aluzjami,
kilkakrotnie źle wymówił imię Kamali Harris (jako kuh-mala), w taki sposób, żeby brzmiało to „egzotycznie”.
Opisał też Harris jako „lewicową wariatkę [nuts], znacznie gorszą niż Bernie Sanders” (ostatni w USA socjalista, rocznik 1941). „Ona jest radykalną wariatką. Chce aborcji w ósmym i dziewiątym miesiącu, a nawet po urodzeniu. To egzekucja dziecka, a nie aborcja”.
Wściekły atak Trumpa stwarza jednak dodatkową szansę dla Harris.
Wyzwaniem dla Trumpa jest fakt, że Harris jako prokuratorka będzie go zrównywać z przestępcami, których oskarżała (patrz wyżej). Mógłby osłabić siłę tej figury, demaskując Harris jako przedstawicielkę zdeprawowanych elit Kalifornii, które gnębią amerykański naród i jego prezydenta.
Odpowiedź Trumpa poszła jednak w stronę rasistowską, co stwarza Harris szansę odwołania się do pryncypiów amerykańskiej konstytucji (np. 14. poprawki o niedyskryminacji). Nawet jeśli rasistowskie czy antyimigranckie sympatie są obecne w prawicowym elektoracie, to nie aż w takim natężeniu.
Skrajność ataku Trumpa, Vance'a i innych Republikanów, którzy jadą przekazami dnia jak politycy PiS, osłabia wymiar kulturowy sporu i tym samym zmniejsza siłę rażenia zarzutów o lewacką napaść na tradycyjne wartości.
Harris może łatwo pokazać, że broni wolności, szacunku dla prawa i amerykańskiego państwa. Może przedstawić Trumpa jako zagrożenie dla konstytucyjnych podstaw USA. Przywołując ataki na siebie samą, może pokazać, jak Trump chce ograniczać prawa obywatelskie, jak jest pełen uprzedzeń i nienawiści.
Wszystkie cztery wymienione powody mogą sprawić, że Harris zmobilizuje prodemokratyczne wyborczynie i wyborców i frekwencja będzie wyższa niż w 2020 roku (62 proc.), kiedy zanotowano drugi po 1968 roku wynik w ostatnich 100 latach. A to przełoży się na wygraną nie tylko w „wyborach powszechnych” (popular voting), ale także w głosach elektorskich.
Na koniec słowo o Joe Bidenie. Jeszcze 14 czerwca 2024 próbował zaprzeczyć, że jest za stary i składał Trumpowi wymowne życzenia z okazji 78. urodzin: „Wszystkiego najlepszego, Donald. Przyjmij je od jednego starego faceta dla drugiego: Wiek, to tylko liczba”.
Osiem dni później zrezygnował z ubiegania się o drugą kadencję. Odważna decyzja, bo częściej zdarza się trwanie na stołku, dla dobra sprawy oczywiście. Pomimo porażek, jakie nasze ciało i mózg ponosi w wojnie z czasem.
Jedną z tych porażek jest utrata precyzji poznawczej, jaką portretował w „Schronie przeciwczasowym” Georgi Gospodinow. Jakby światło, które rozjaśnia obszary pamięci, zaczynało pulsować i przygasać. I nie świeci już punktowo, rozlewa się na boki, tak że „Putin” i „Zełenski” tworzą nieoczekiwaną zbitkę. Zaczynamy się mylić, nie możemy znaleźć słowa, wszystko to nasila się w sytuacji, gdy trzeba wykazać się refleksem, bo dochodzi stres, np. kampanii wyborczej.
Biedny Joe! Ale mam nadzieję, że jest szczęśliwy, widząc, jak daje sobie radę jego zastępczyni i następczyni.
*Operuję tu frekwencją liczoną wśród wszystkich rezydentów USA w wieku wyborczym, bez uwzględnienia, że są wśród nich osoby nieuprawnione (bo bez obywatelstwa, pozbawione praw wyborczych w danym stanie itd.). Frekwencja wśród osób uprawnionych liczona jak w Europie byłaby o nawet 4 pkt proc. wyższa.
Na zdjęciu głównym: Wiceprezydentka USA Kamala Harris przemawia do członków bractwa studenckiego w Indianapolis, 24 lipca 2024. Foto Scott Olson/Getty Images/AFP
Świat
Joe Biden
Andrzej Duda
Jarosław Kaczyński
Giorgia Meloni
Viktor Orban
Donald Trump
Benjamin Netanjahu
Brexit
Eduardo Bolsonaro
Erdoğan
Geert WIlders
Janez Janša
Kamala Harris
USA
wybory w USA
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze