0:00
0:00

0:00

Kardynał Stanisław Dziwisz nie był ani postacią wybitną, ani makiawelicznym hierarchą, który pociągał za watykańskie sznurki. Po prostu miał szczęście. Znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Chociaż zawsze przedstawiał się jako skromny sługa Jana Pawła II, będąc jego osobistym sekretarzem miał wielką władzę – nieograniczony dostęp do ucha papieża.

Kiedy Wojtyła w latach 90. podupadał na zdrowiu, coraz więcej zależało od Dziwisza. W Watykanie zyskał on wtedy przydomek "Il papa vuole", czyli "papież chce", "papież sobie życzy". Dziwisz od tych słów miał rozpoczynać rozmowy z urzędnikami Watykanu, kardynałami, biskupami, informując ich o różnych decyzjach. Czy rzeczywiście wszystkie z nich były wolą papieża?

Taki obraz Dziwisza znamy co najmniej od kilkunastu lat. Mit skromnego papieskiego sługi, który nic nie wiedział o tym, co się dzieje w Watykanie, choć trwał jeszcze chwilę po śmierci Jana Pawła II, od dawna jest nieaktualny.

Od kilku lat, za sprawą (najpierw zagranicznych, a teraz polskich) dziennikarzy z wizerunku kardynała Dziwisza zostaje zdrapana kolejna warstwa.

Z wyemitowanego dziś w TVN24 reportażu Marcina Gutowskiego "Don Stanislao" wynika, że

kardynał Dziwisz miał przez dziesięciolecia wykorzystywać swoją pozycję do tuszowania skandali pedofilskich w Kościele. Jedne sprawy zamiatał pod dywan, bo dotyczyły jego kolegów, inne – bo dostawał pieniądze od sprawców.

Te pieniądze miały szerokim strumieniem płynąć m.in. na finansowanie szkół, kościołów i pomników w rodzinnych stronach kardynała.

"Wszystkie drogi prowadzą do Dziwisza"

"Don Stanislao" to prawie półtoragodzinny reportaż opowiadający o sześciu sprawach dotyczących molestowania seksualnego dzieci przez duchownych, w których tuszowaniu miał brać udział kard. Dziwisz. Autor materiału przywołuje znane już afery, ale do prawie każdej dodaje coś nowego. Marcinowi Gutowskiemu udało się porozmawiać z zagranicznymi dziennikarzami, księżmi i ofiarami duchownych, których miał kryć Dziwisz.

„Kiedy mowa o skandalach wykorzystania seksualnego w Kościele, czy to Meksyk, Stany Zjednoczone, Irlandia, Austria, Chile, Brazylia, Argentyna czy Francja, wszystkie drogi prowadzą do Dziwisza.

Kiedy mowa o tuszowaniu tych skandali, Dziwisz niemal zawsze pojawia się w aktach” – mówi w reportażu TVN24 Frederic Martel, autor głośnej książki "Sodoma". Zbierając do niej przez wiele lat materiał, Martel rozmawiał z dziesiątkami kardynałów oraz z setkami biskupów i księży. Jak opowiada, Dziwisz pojawiał się w tych rozmowach bardzo często.

„On jest znienawidzony na świecie. Historia zapamięta go jako czarny charakter kościoła katolickiego” – twierdzi autor "Sodomy".

Sporo miejsca w reportażu zajmują próby porozmawiania z kardynałem i zadania mu pytań przez dziennikarza TVN24. Wszystkie kończą się fiaskiem. Co więcej, reakcje Dziwisza na te próby pokazują, że duchowny stracił kontakt z rzeczywistością. Ale po kolei.

Przeczytaj także:

Kardynał Dziwisz i Maciel Degollado, czyli kasa

Kardynał Dziwisz jest kojarzony poza Polską głównie z dwiema aferami pedofilskimi. Jedna dotyczy Meksyku, druga Stanów Zjednoczonych.

Maciel Degollado był założycielem zakonu Legionistów Chrystusa. Miał niezwykły dar do zaskarbiania sobie względów bogaczy – ze szczególnym uwzględnieniem bogatych wdów. Dzięki temu przez prawie pół wieku miliony dolarów płynęły z Meksyku do Watykanu szerokim strumieniem. Już od lat 40. do Stolicy Apostolskiej docierały informacje o tym, że Degollado molestuje małoletnich. W latach 50. został nawet z tego powodu na jakiś czas zawieszony, ale szybko wrócił do łask.

W 2019 roku Legion Chrystusa opublikował raport, według którego jego 33 księży w latach 1941-2019 wykorzystało seksualnie 175 osób. 60 z nich było ofiarami Maciela. Degollado był także narkomanem i bigamistą. Spłodził kilkoro dzieci, które także prawdopodobnie molestował. W 2005 roku Watykan nakazał Macielowi pokutę i życie w odosobnieniu. Degollado otrzymał zakaz publicznych wystąpień i publicznego sprawowania liturgii. Nie został wydalony ze stanu kapłańskiego. Zmarł trzy lata później.

Jak to wszystko było możliwe? Tutaj pojawia się Stanisław Dziwisz.

Maciel już od lat 40. miał nie tylko przekazywać miliony Watykanowi, ale także płacił poszczególnym hierarchom. Reporter TVN24 rozmawiał z amerykańskim dziennikarzem Jasonem Berrym, który jako jeden z pierwszych opisał ten proceder. Berry nie ma wątpliwości:

"W ostatnich latach życia Jana Pawła II, Sodano [ówczesny watykański sekretarz stanu] i Dziwisz otrzymywali duże sumy pieniędzy od Legionistów Chrystusa. Dziwisz dostawał nawet po 50 tys. dolarów za wprowadzanie bogatych darczyńców Legionistów na papieskie msze w prywatnej kaplicy" – opowiada.

Legioniści mieli także finansować imprezy na cześć Dziwisza: na kilkaset osób w hotelu w Rzymie z okazji mianowania go biskupem, a także potem w Krakowie, kiedy Dziwisz został kardynałem.

To, że Dziwisz był "głównym rozgrywającym", jeśli chodzi o pieniądze Legionistów, potwierdza także były dominikanin Thomas Doyle, weteran walki z pedofilią w Kościele w Stanach Zjednoczonych.

Przypomnijmy, w ostatniej głośnej rozmowie Piotra Kraśki z kard. Dziwiszem, duchowny stwierdził, że nic nie wiedział o pieniądzach, które Maciel przekazywał Watykanowi. Zaprzeczył także, że wiedział o przestępstwach Degollado.

Dziwisz i McCarrick, czyli kasa

Druga sprawa, która kładzie się cieniem na Dziwiszu to afera z udziałem Theodore'a McCarricka. Od 1986 był arcybiskupem Newark w USA. Już wtedy Watykan miał wiedzieć o tym, że wykorzystywał małoletnich i kleryków. Mimo to Stanisław Dziwisz jak mógł promował McCarrica. Kiedy do Ameryki z pielgrzymką przyleciał Jan Paweł II, to razem z ówczesnym prezydentem Billem Clintonem spotkali się i przemawiali razem właśnie w Newark u McCarrica. Potem Dziwisz zabiegał o to, żeby został on metropolitą waszyngtońskim, a w 2001 r. – kardynałem.

Skąd ta protekcja? Jak mówił w TVN24 duchowny, który informował Watykan o przestępstwach McCarrica, znów chodziło o pieniądze. Amerykanin założył fundację papieską i potrafił skutecznie nakłaniać bogatych do składania sutych ofiar.

Jedna z ofiar McCarrica opowiada w rozmowie z dziennikarzem TVN24, że w 1988 r. arcybiskup wziął go ze sobą do Watykanu.

Miał ze sobą aktówkę z kopertami. Były na nich cyfry: 4, 5, 10. Oznaczały, ile pieniędzy jest w środku. Ta z nazwiskiem Dziwisza miała "10", czyli 10 tys. dolarów.

To były pieniądze za zorganizowanie prywatnej audiencji u papieża, na której ofiara McCarrica dostała błogosławieństwo.

Ile mogło być takich audiencji? Ile kopert?

Reporter TVN24 próbował dowiedzieć się, co kardynał Dziwisz robił z tymi pieniędzmi. W tym celu pojechał w rodzinne strony hierarchy, w okolice Raby Wyżnej w Małopolsce.

Z informacji, które zebrał dziennikarz wynika, że wiele obiektów (zakład opiekuńczo-leczniczy, kościół, pomniki) miały być fundowane czy dotowane przez Dziwisza,

jednak tamtejsi duchowni bardzo niechętnie o tym mówili. Tłumaczyli, że kardynał nie chciał, żeby wiedza o tym wyszła na jaw.

Dziwisz, Wodniak i "Rektor", czyli koledzy

W "Don Stanislao" jest także o tym, co Dziwisz ma na sumieniu już jako arcybiskup metropolita krakowski (2005-2016). Między innymi sprawy, o których doniósł ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Pierwsza dotyczy ks. Jana Wodniaka.

Przypomnijmy. Ks. Jan Wodniak w latach 80. kilkaset razy wykorzystywał seksualnie Janusza Szymika, ministranta z Międzybrodzia Bialskiego. Szymik informował o tym w 1993 i 2007 roku Tadeusza Rakoczego, ówczesnego biskupa bielsko-żywieckiego. Bezskutecznie. Biskup wbrew obowiązkowi nie powiadomił o sprawie Watykanu, a księdzu pozwalał nadal być proboszczem.

W 2008 roku Szymik opisał więc sprawę ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu. Ten w 2012 roku miał przekazać list Szymika oraz opis kilku innych spraw dotyczących pedofilii w Kościele kard. Dziwiszowi do rąk własnych. Dziwsz jako metropolita krakowski powinien czuwać nad tym, co działo się w diecezji bielsko-żywieckiej.

Dziwisz jednak to doniesienie zignorował.

Kolejna – nowa – sprawa pokazana w reportażu dotyczy ks. Stefana D., kolegi Dziwisza z seminarium. Isakowicz-Zaleski już w 2007 r. przekazał Dziwiszowi informacje o tym, że ks. D. był w czasach PRL kandydatem na tajnego współpracownika SB o pseudonimie "Rektor". SB opisywało jego słabość do małoletnich i skłonności homoseksualne. Dziwisz zignorował te doniesienia.

W 2006 r. ks. Stefan D. został przez rodziców, pielęgniarkę i wikariusza oskarżony o molestowanie nieletniego chłopca w Mydlnikach. Rodzice złożyli w kurii zawiadomienie, a od biskupa pomocniczego Jana Szkodonia dostali zapewnienie, że ten duchowny już nigdy nie będzie proboszczem.

Jednak niedługo potem Dziwisz przeniósł ks. Stefana D. na inną parafię.

Isakowicz-Zaleski ponownie poinformował Dziwisza o ks. D. w 2012 r. Wtedy Dziwisz przeniósł kolegę z seminarium na emeryturę. Nie wiadomo, czy i jaki był wyrok kanoniczny w sprawie duchownego. Do dzisiaj jest on proboszczem; dodajmy, dosyć ekscentrycznym proboszczem, co pokazuje reportaż TVN24.

Reporter przywołuje także dwie głośne sprawy z przeszłości. Jedna dotyczy bp. Juliusza Paetza, który molestował poznańskich kleryków.

„Ta sprawa była wielokrotnie kierowana do Watykanu. Mówiono, że i Dziwisz i nuncjusz apostolski Józef Kowalczyk, że oni w ogóle blokowali to wszystko. Jana Pawła II poinformowała o sprawie dopiero jego przyjaciółka Wanda Półtawska, która przemyciła i wręczyła mu osobiście list" – mówi Isakowicz-Zaleski.

Kardynał Dziwisz miał też blokować jedną z pierwszych i najgłośniejszych afer pedofilskich w Polsce – sprawę ks. Michała M. z Tylawy, który został skazany za molestowanie kilku małoletnich dziewczynek. Reporter TVN24 dotarł do duchownego, który zgłaszał sprawę ks. Michała M. Watykanowi. Ksiądz twierdzi, że Dziwisz miał "stopować tę sprawę".

"Mnie chodzi o Polskę!"

Przez prawie półtorej godziny reportażu oglądamy próby dotarcia z pytaniami do kardynała Dziwisza. Reporter próbuje dostać się do hierarchy drogą oficjalną, przez jego rzecznika, wyczekując na kardynała w różnych miejscach, które odwiedza, w końcu wysyłając mu oficjalny list. W pewnym momencie Dziwisz dzwoni do dziennikarza, ale nie odpowiada na żadne z "absurdalnych" pytań, tylko żali się reporterowi, że ten urządza "polowanie na czarownice". To niektóre z wypowiedzi kardynała:

„To wygląda na śledztwo, na które nie zasługuję."

„Człowiek, który służył trzydzieści dziewięć lat papieżowi... I teraz w mojej ojczyźnie, mojej ojczyźnie! Niech to pan redaktor weźmie pod uwagę.”

„Jestem człowiekiem, który służył Kościołowi, służyłem Polsce, służyłem papieżowi. I teraz rozmaite oskarżenia? Na miłość boską!”

„Aleśmy się doczekali, człowiek, który służył, jest pod pręgierzem rozmaitych posądzeń, na miłość boską!”

„Mnie chodzi o Polskę!”

"Tu potrzeba komisji"

We wtorek 9 listopada kardynał Dziwisz napisał w oświadczeniu, że do wyjaśnienia kwestii poruszonych w reportażu "Don Stanislao" potrzebna jest niezależna komisja.

„Zależy mi na transparentnym wyjaśnieniu tych spraw. Nie chodzi o wybielanie lub ukrywanie ewentualnych zaniedbań, ale o rzetelne przedstawienie faktów. Dobro pokrzywdzonych jest wartością nadrzędną. Dzieci i młodzież nie mogą już nigdy doznać w Kościele krzywd, które miały miejsce w przeszłości”

– podkreślił metropolita krakowski senior.

;
Na zdjęciu Sebastian Klauziński
Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze