0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Andreas SOLARO / AFPFoto Andreas SOLARO ...

„Niezależnie od tego, co polskie media na ten temat już napisały i co napiszą, sprawa jest jasna – ze strony Watykanu homofobiczne poglądy i nienawiść do mniejszości seksualnych nie może liczyć na wsparcie. Czasy homofobicznego duetu Wojtyła/Ratzinger ostatecznie przeszły do historii. Trudno się też dziwić, że u »pobożnych« polskich katolików powstało zaniepokojenie, czy aby nie mamy do czynienia z rewolucyjną zmianą. Ten niepokój jest uzasadniony. Rewolucja Franciszka właśnie się dokonuje” – pisze prof. Stanisław Obirek.

Oto cały jego komentarz.

Franciszek wobec kryzysu kościoła

Czytanie kościelnych dokumentów wymaga samozaparcia i znajomości zawiłych i mało czytelnych zasad hermeneutycznych. Jeden z moich przyjaciół na zachętę do czytania najnowszej – opublikowanej 18 grudnia 2023 roku – deklaracji watykańskiej Dykasterii Nauki Wiary „Fiducia supplicans” poświęconej możliwości błogosławienia przez księży par homoseksualnych, odpisał mi krótko:

„Wszystko to o kilkaset lat za późno. Dla mnie sprawy Kościoła już nie istnieją. A nowomowy tego dokumentu też nie rozumiem. Za kogo oni się mają? Błogosławieństwo tak, ale nie obrzęd i nie sakrament? Błogosławieństwo, ale sytuacja grzechu? I do tego ten Bóg, którym ciągle chcą zarządzać, chociaż w niego nie wierzą. Nic nie rozumiem”.

Myślę, że w dużym stopniu ma rację. Jednak jako antropolog kultury z jednej strony podzielam to zniecierpliwienie i sceptycyzm, z drugiej jednak ciekawi mnie jak ta instytucja o globalnym zasięgu zarządza kryzysem w lokalnych społecznościach. I dostrzegam ciekawe prawidłowości, jak ten lokalny koloryt wpływa na konkretne rozwiązania.

Już wielokrotnie wyrażałem wątpliwości czy papieżowi Franciszkowi uda się uratować wiarygodność kierowanej przez niego od 2013 roku instytucji, która mierzy się z największym kryzysem od czasu swego powstania.

Ten kryzys ma swoje korzenie. Zaczął się w połowie XIX wieku, kiedy katolicyzm w czasie długiego pontyfikatu papieża Piusa IX (1846-1878) opowiedział się zdecydowanie przeciw nowoczesności. Zaczął okopywać się w watykańskiej twierdzy, wydając tysiące dokumentów, które racjonalizowały ten antynowoczesny zwrot.

Przeczytaj także:

Dogmat o nieomylności

Jego szczytowym wyrazem był dogmat o nieomylności papieskiej ogłoszony na soborze watykańskim pierwszym w 1870 roku, który miał zamknąć usta krytykom papiestwa. I to się udało. Właściwie do dzisiaj katolicyzm nie zmienił tej antymodernistycznej krucjaty mimo krótkich lat pontyfikatu Jana XXIII (1958-1963).

To sprawy doskonale znane i przypominam je tylko dla porządku, byśmy zdali sobie sprawę z przełomowego charakteru niektórych tekstów napisanych bądź firmowanych przez obecnego papieża.

Najpełniej zdał sobie sprawę wspomniany Jan XXIII, który obejmował stery kościoła po długim pontyfikacie Piusa XII, który – nie bez racji – został nazwany przez jednego z biografów Papieżem Hitlera. W istocie w XX wieku katolicyzm wdał się w instytucjonalne flirty z najbardziej odrażającymi reżimami faszystowskimi Mussoliniego, Franco i Hitlera właśnie.

Właśnie dlatego Jan XXIII deklarując gotowość do radykalnej zmiany Kościoła, zwołał sobór, który obradował w latach 1962-1965 zmieniając w istocie tę instytucję, zwłaszcza dzięki dwóm deklaracjom poświęconych wolności religijnej i stosunkowi do innych religii.

Sobór szybko zapomniany

To był przewrót kopernikański. Niestety jego korzenie były zbyt słabe i szybko nastąpił powrót do dawnych, antynowoczesnych sposobów myślenia. Jak się wydaje, dopiero Franciszek wraca do tych soborowych intuicji, budząc konsternację wśród konserwatywnie nastawionych katolików i entuzjazm oczekujących na zmiany.

Franciszek opowiedział się po stronie zmian i swoje stanowisko wyraża coraz bardziej zdecydowanie. Być może wpływa na to świadomość, że pozostało mu niewiele czasu. W istocie 17 grudnia skończył 87 lat.

Nie wydaje się zresztą, by chodziło tylko o powiedzenie się po którejś ze stron toczącego się sporu. Argentyński papież ma świadomość, że tak naprawdę nie ma alternatywy. Jeśli katolicyzm ma w ogóle przetrwać, to musi opowiedzieć się po stronie nowoczesności.

Kto się nie zmienia ten przegrywa

Jedną z najważniejszych książek ostatnich dziesięcioleci poświęconej religii jest socjologiczne studium autorstwa dwóch amerykańskich socjologów Rogera Finke’a i Rodney’a Starka z 1992 roku (drugie wydanie 2005) „The Churching of America, 1776-2005. Winners and Losers in Our Religious Economy” (Kościół w Ameryce, 1776-2005: zwycięzcy i przegrani w naszej ekonomii religijnej).

Autorzy pokazali w niej mechanizmy wzrostu i upadku różnych wyznań chrześcijańskich w ostatnich dwustu lat. Książka spotkała się z ogromna krytyka kręgów konserwatywnych, bo sprowadzała chrześcijaństwo do jednego z wielu graczy wolnorynkowych.

Jednak przygotowując drugie wydanie, autorzy stwierdzali, że „nie dostrzegli żadnego powodu, by zrezygnować ze swoich głównych argumentów”. W istocie

instytucje religijne podlegają tym samym mechanizmom wzrostu, trwania i upadku jak wszystkie inne twory ludzkiej kultury.

Warto przypomnieć, że katolicyzm odniósł spektakularny sukces w USA również dlatego, że potrafił się dostosować do realiów amerykańskiego pluralizmu kulturowego, co zresztą doprowadziło na początku XX wieku do oskarżeń ze strony Watykanu o „herezję amerykanizmu”, czyli właśnie nazbyt ochoczego akceptowania reguł wolnego rynku i demokracji.

Jan Paweł II i cywilizacja śmierci

To się jednak zmieniło pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku, kiedy katolicyzm, wspólnie z radykalnymi wyznaniami protestanckimi, opowiedział się przeciw „cywilizacji śmierci” (tak nowoczesność nazwał Jan Paweł II) tracąc coraz bardziej wpływy i znaczenie w społeczeństwie amerykańskim.

Katolicyzm stał się stroną w wojnie kulturowej, jednak nie wszyscy katolicy chcieli w niej brać udział. Dotyczy to zwłaszcza liberalnego katolicyzmu, który w dużym stopniu wpłynął na obie wspomniane deklaracje soborowe. Nazwiskami, które pojawiają się w tym kontekście to jezuita John Courtney Murray i rabin Abraham Joshua Heschel.

Ten pierwszy uzmysłowił zebranym na soborze, że katolicyzm musi uznać prymat godności człowieka i jego wolnego sumienia, a ten drugi pokazał absurd i śmiercionośne konsekwencje antysemityzmu. To dziedzictwo Courtney Murray’a i Heschela było i jest żywe na amerykańskich uniwersytetach i to nie tylko katolickich.

Dlatego z takim entuzjazmem zostały przyjęte pierwsze deklaracje papieża Franciszka, że właśnie to tych deklaracji soborowych w swoim nauczaniu zamierza nawiązywać.

Mogłem się o tym przekonać wielokrotnie, bywając na uniwersytetach jezuickich w USA od połowy lat 90. XX wieku. Wtedy też poznałem ogromne napięcie, jakie istniało między Janem Pawłem II i amerykańskimi jezuitami, którzy postrzegali jego sposób sprawowania władzy papieskiej jako niedopuszczalny w tamtejszych warunkach autorytaryzm.

Podobnie zresztą był traktowany Joseph Ratzinger jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, a od 2005 roku papież Benedykt XVI.

Rewolucja Franciszka odrzucana w Polsce

To wszystko zmieniło się w 2013 roku, gdy papieżem został jezuita Jorge Maria Bergoglio, przyjmując imię Franciszka. Z konieczności zmiany i dostosowania doktryny do zmieniających się kulturowo okoliczności uczynił program swego pontyfikatu. I na tym właśnie polega rewolucja, która z trudem toruje sobie drogę do świadomości polskich katolików.

Jest to zresztą zupełnie zrozumiałe skoro w zmiana paradygmatu, o której była mowa wcześniej w kontekście rewolucji kopernikańskiej w katolicyzmie na soborze watykańskim drugim, nigdy nie dotarła nad Wisłę. Tutaj całkowitą kontrolę nad umysłami katolików sprawowali ludzie, dla których odwaga myślenia stanowiła największe zagrożenie, a posłuszeństwo autorytetowi najwyższą wartość.

Jednak to się zmienia, powoli, ale nieodwołalnie. Pierwszym krokiem pełzającej zmiany w Polsce jest galopująca sekularyzacja, która w sposób szczególnie wyrazisty dotknęła polską młodzież odmawiająca uczestniczenia w wymuszonej indoktrynacji katolickiej na tzw. lekcjach religii.

Drugim, równie wyrazistym znakiem odmowy uczestniczenia w autorytarnym modelu katolicyzmu jest gwałtowny spadek powołań do seminariów duchownych i brak powołań zakonnych.

Trzecim, trudnym do oszacowania obecnie, jest spadek praktyk religijnych, zwłaszcza w wielkich miastach. Wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy w historii Polski od czasu przyjęcia chrztu, katolicyzm znalazł się w odwrocie i jeśli obecne tempo zmian się utrzyma, niebawem stanie się wyznaniem mniejszościowym. Dopiero w tym kontekście można zrozumieć zmiany zachodzące w samym Watykanie.

Rewolucja w Watykanie

Tym razem nie ma przesady w twierdzeniu, że w Watykanie doszło do przełomu wręcz rewolucyjnego. Oto instytucja, która nie bez racji jest uważana za rozsadnik homofobii, stwierdza w dokumencie wydanym przez dawny urząd inkwizycyjny, czyli Dykasterię Nauki Wiary, że ksiądz może błogosławić pary homoseksualne.

Jest to o tyle zdumiewające, że tylko dwa lata wcześniej, ten sam urząd ogłosił oficjalną odpowiedź tzw. responsum ad dubium, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kardynała Luisa S. Ladarii Ferrera w dniu 22 lutego 2021: „Z tych powodów Kościół nie ma ani nie może mieć władzy błogosławienia związków osób tej samej płci w znaczeniu, o którym mowa powyżej”.

Wedle nowej wykładni tamto stanowisko jest nie do utrzymania. Dodać trzeba, że status doktrynalny deklaracji jest o wiele wyższy niż responsum. Ta pierwsza ustala bowiem doktrynalną wykładnię, zaś ta druga odpowiada tylko na okolicznościowe pytanie.

Gdy okoliczności się zmieniają, a właśnie świadomość na temat miejsca wspólnot LGBTQ+ w Kościele się zmieniła, to również zmienia się odpowiedź.

Zmiana paradygmatu

A więc mamy do czynienia ze zmianą paradygmatu, którą sam Franciszek postuluje w „Liście apostolskim do papieskiej akademii teologicznej” z 1 listopada 2023, w którym znalazł się właśnie ten postulat, że: „Refleksja teologiczna jest wezwana do swoistego zwrotu i zmiany paradygmatu”.

Innymi słowy, pisze dalej Franciszek: „Teologia może rozwijać się tylko w kulturze dialogu i spotkania między różnymi tradycjami i różną wiedzą, między różnymi wyznaniami chrześcijańskimi i różnymi religiami, otwarcie konfrontując wszystkich, zarówno wierzących, jak i niewierzących”.

Takich cytatów można przywoływać oczywiście wiele i do czasu ogłoszenia deklaracji „Fiducia supplicans” wydawało się, że niewiele z nich wynika. Teraz jednak każdy, kto uważnie wczytuje się w teksty watykańskie, musi powiedzieć, że nadszedł czas ich wdrażania w praktykę codzienną Kościoła katolickiego.

Zerwanie z inkwizytorskimi praktykami

Zresztą w chwili, gdy Franciszek mianował Victorio Manuela Fernandeza (1.07.2023) prefektem Dykasterii Nauki Wiary, było wiadomo, że oczekuje od niego całkowitego zerwania z inkwizytorskimi praktykami.

Napisał o tym w osobistym liście do Fernandeza: „Dykasteria, której będziesz przewodniczył, w innych czasach stosowała niemoralne metody. Były to czasy, w których zamiast promować wiedzę teologiczną, ścigano możliwe błędy doktrynalne. To, czego oczekuję od ciebie, jest z pewnością czymś zupełnie innym”.

Jak widać, Fernandez wziął sobie wskazania Franciszka do serca i nie tropi możliwych błędów, tylko wskazuje na możliwości nowego i twórczego odczytania tradycji kościelnej.

Jakie są możliwe konsekwencje? Już o tym wiemy z pierwszych reakcji na świecie i w Polsce. Te na świecie są zdecydowanie pozytywne i wskazują na konsekwentne wdrażanie pytania, które zadał sobie sam Franciszek w 2013 roku, gdy go zapytano, co sądzi o osobach homoseksualnych.

Franciszek: Kimże ja jestem, by sądzić osoby LGBT?

Wówczas, w drodze ze spotkania światowego z młodzieżą w Brazylii, odpowiedział „Kimże ja jestem, by sądzić takie osoby?”

Ta odpowiedź wzbudziła konsternację wśród wielu katolików przekonanych, że papież przecież od tego właśnie jest, by osądzać. Tymczasem sam Franciszek konsekwentnie, popełniając przy tym błędy, do których się przyznawał, zaczął zmieniać własne zdanie pod wpływem nowych danych dostarczanych mu przez ekspertów, w tym również osoby zaangażowane w duszpasterstwo osób należących do wspólnot LGBTQ+.

Jedną z tych osób jest amerykański jezuita James Martin, który zaraz po ogłoszeniu „Fiducia supplicans” opublikował obszerny komentarz do tej deklaracji, stwierdzając, że ma ona charakter wręcz historyczny i na pewno zostanie na długo zapamiętana przez właśnie przez wspólnotę LGBTQ+ gdyż odpowiada na ich wieloletnie oczekiwania.

Historyczny charakter deklaracji

Martin, który jest doradcą papieża Franciszka, właśnie w sprawie duszpasterstwa wspólnot LGBTQ+, uważa, że deklaracja ma wręcz historyczny charakter. Dzieje się tak zdaniem Martina z wielu powodów.

Po pierwsze, „watykański dokument po raz pierwszy traktuje pary tej samej płci z taką duszpasterską troską”. Martin nawiązuje też do responsum sprzed dwóch lat, w którym taki rodzaj błogosławieństwa był wykluczony. Przypomina, że osoba, która udzielił tamtej odpowiedzi, została zwolniona z Dykasterii Nauki Wiary.

I stwierdza, że to nowe podejście bardziej odpowiada duszpasterskiej perspektywie przyjętej od początku przez Franciszka.

Po drugie, Martin komentuje twierdzenie, że gruncie rzeczy obecna deklaracja „nic nie zmienia”, co jego zdaniem zasługuje na szerszy komentarz.

„Nic się nie zmienia?” Nieprawda

Otóż w katolickiej tradycji zwykło się utrzymywać, nawet w przypadku radykalnych zmian, że „nic się nie zmieniło”, bo przecież błogosławieństwo par homoseksualnych, o którym mowa jest w „Fiducia supplicans”, różni się zasadniczo od błogosławieństw sakramentalnych itd.

W rzeczywistości wiele się zmieniło. Przed wydaniem tego dokumentu nie było pozwolenia dla biskupów, księży i diakonów na błogosławienie par jednopłciowych w jakimkolwiek otoczeniu. Dokument ten ustanawia, z pewnymi ograniczeniami, że mogą to czynić. Zmiana polega na tym, że te błogosławieństwa są teraz oficjalnie usankcjonowane przez Watykan.

Jak powiada Martin: „Dziś, z pewnymi ograniczeniami, mogę publicznie pobłogosławić parę tej samej płci. Wczoraj nie mogłem”.

Po trzecie, jest to ważny krok, ponieważ kontynuuje on nieustanne działania papieża Franciszka na rzecz osób LGBTQ. W tym trzecim punkcie Martin powołuje się na własne doświadczenia spotkań z papieżem Franciszkiem, które jednoznacznie wskazują na pozytywny stosunek papieża do osób LGBTQ.

Za mało? Za dużo?

Można przewidzieć rozczarowanie niektórych osób LGBTQ, że deklaracja ta nie idzie tak daleko, jak mogliby mieć nadzieję. To znaczy – nie zezwala parom tej samej płci na sakramentalny związek małżeński.

Inni, zwłaszcza w krajach, w których cały temat nie jest w ogóle dyskutowany jak na przykład Polska, będą uważać, że posunięto się za daleko.

Obie grupy mogą jednak zgodzić się, że jest to znacząca zmiana. Sam James Martin z zadowoleniem przyjmuje tę nową deklarację i postrzega ją jako bardzo potrzebną odpowiedź duszpasterską dla katolickich par tej samej płci w kochających się, zaangażowanych i ofiarnych związkach, "które pragną Bożej obecności i pomocy”.

Dodaje też, że „Jako kapłan z niecierpliwością czekam na możliwość błogosławienia par jednopłciowych i dzielenia się z nimi łaskami, których Bóg pragnie dla wszystkich”.

Warto zapytać ilu takich księży znajdzie się w Polsce.

Jaka recepcja deklaracji Fiducia supplicans w Polsce

W tekście poświęconym niefortunnym listom abpa Stanisława Gądeckiego sformułowałem tezę, że Kościół polski dryfuje w kierunku schizmy. Czy deklaracja „Fiducia supplicans" wzmocni tę tendencję? To pytanie musi pozostać otwarte.

Faktem jest, że

zdecydowana większość polskiego kleru i niemal cały episkopat jest głęboko homofobiczny. To samo trzeba powiedzieć o polskiej teologii katolickiej.

Te tendencje zostały wzmocnione przez głównych polityków rządzącego w latach 2015-2023 obozu Zjednoczonej Prawicy, by wspomnieć głośne wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy i byłego ministra edukacji Przemysława Czarnka.

Wypowiedzi abpa Marka Jędraszewskiego, księży teologów Dariusza Oko i Pawła Bortkiewicza stały się wręcz przysłowiowe. Zmiana polityczna, jaka zaszła w Polsce po wyborach 15 października 2023 może wskazywać na możliwość dramatycznego zwrotu. Być może dojdzie do głosu ta część kleru i katolików świeckich, która do tej pory nie była dopuszczana do głosu.

Miłość, a nie szukanie grzechu

Przykładem jest komentarz wykładowcy KUL pallotyna Sławomira Pawłowskiego, eksperta KAI, który stwierdził, że „Błogosławieństwa potwierdzają miłość Boga do ludzi, a nie ludzki grzech, a także wyrażają prośbę oraz wdzięczność człowieka względem Boga i ludzi”.

Trudno przywoływać głosy prawicowych publicystów, bo po pierwsze są boleśnie przewidywalne, a po drugie ocierają się zwykle, albo wręcz są przykładem mowy nienawiści. Pozostaje mieć nadzieję, że nowe regulacje prawne pomogą tego rodzaju głosy wyeliminować z przestrzeni publicznej jako niezgodne z cywilizacyjnymi standardami.

Nowy demokratyczny i proeuropejski rząd dobrze rokuje. Pierwszym testem będzie na pewno przyjęcie regulacji związków partnerskich dla osób homoseksualnych. Na pewno deklaracja „Fiducia supplicans” ułatwi wielu katolickim parlamentarzystom podjęcie decyzji.

Polski kler postawi się poza wspólnotą katolicką

Jeśli polski kler będzie się upierał, że homoseksualizm czy wspólnoty LGBTQ+ to „tęczowa zaraza”, postawi się poza wspólnotą katolicką. A w każdym razie głosi poglądy niezgodne z nauką głoszoną przez obecnego papieża Franciszka i podległej mu Dykasterii Nauki Wiary, która określa, w co i jak katolik powinien wierzyć.

Tak więc niezależnie od tego, co polskie media na ten temat już napisały i co napiszą, sprawa jest jasna – ze strony Watykanu homofobiczne poglądy i nienawiść do mniejszości seksualnych nie może liczyć na wsparcie. Czasy homofobicznego duetu Wojtyła/Ratzinger ostatecznie przeszły do historii. Trudno się też dziwić, że u „pobożnych” polskich katolików powstało zaniepokojenie, czy aby nie mamy do czynienia z rewolucyjną zmianą.

Ten niepokój jest uzasadniony. Rewolucja Franciszka właśnie się dokonuje.

;

Udostępnij:

Stanisław Obirek

Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.

Komentarze