0:00
0:00

0:00

Według oficjalnych danych w wydarzeniach, które rozpoczęły się od pokojowych protestów 2 stycznia 2022, zginęło 225 osób, w tym 19 funkcjonariuszy. Kazachskie MSW informuje o 4578 poszkodowanych, z których 3393 to funkcjonariusze resortów siłowych.

Władze szukają winnych styczniowych zajść i aresztują coraz więcej osób. Kazachskie media niemal codziennie donoszą o zwolnieniach i dymisjach kolejnych wysoko postawionych urzędników i siłowików. Kilku popełniło samobójstwo.

Część z nich trafia do aresztów do czasu wyjaśnienia rozpoczynających się właśnie śledztw w sprawie nadużyć, korupcji czy malwersacji finansowych.

Większość to przedstawiciele klanu Nursułtana Nazarbajewa, byłego prezydenta Kazachstanu w latach 1989-2019.

MSW zapewnia przy tym, że współpracuje z obrońcami praw człowieka w ramach „Narodowego mechanizmu prewencyjnego” mającego na celu ochronę obywateli przed nadużyciami ze strony siłowików.

W podobnym tonie wypowiada się prezydent Kasym-Żomart Tokajew zapewniający, że Kazachstan „podtrzymuje swoje międzynarodowe zobowiązania i będzie działał w duchu uniwersalnych praw człowieka”.

W kolejnym już, uroczystym oświadczeniu do narodu kazachskiego przyznaje również, że kazachskie władze popełniły w ostatnich latach szereg błędów, w wyniku których „surowcowe błogosławieństwo stało się przekleństwem”. Zaradzić temu ma szereg spotkań z czołowymi biznesmenami kraju i planowane „głęboko idące reformy najbogatszych przedsiębiorstw”.

Przeczytaj także:

Według Tokajewa Kazachstan opuszcza tzw. „kontyngent pokojowy” wojsk Układu Organizacji o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB), które przybyły na prośbę prezydenta dla obrony przed „zorganizowanym z zewnątrz atakiem terrorystów”.

Poprzedni klan był winny

Zwalniani są kolejni ministrowie, dowódcy i dyrektorzy największych przedsiębiorstw, prezenterzy państwowych mediów. Znikają nazwy ulic i miast przemianowanych na cześć Nazarbajewa w minionych latach.

Sam Nazarbajew wrócił do Kazachstanu po nagłym wylocie w pierwszych dniach stycznia. Wystąpił przed Kazachami z oświadczaniem, w którym przekonywał, że od 2019 roku pozostawał już tylko emerytem (mimo że zasiadał na czele Rady Bezpieczeństwa i faktycznie sprawował kontrolę nad sytuacją w kraju) i że w rządzącej elicie nie było żadnych podziałów.

Mimo że współpracownicy Nazarbajewa są eliminowani ze struktur władzy i biznesu kontrolowanego przez państwo, były prezydent publicznie przystaje na zmianę warty na szczycie elit. Na dowód zaufania do Tokajewa przekazał mu nawet kierownictwo nad rządzącą partią Nur Otan.

Ucieczka z partii władzy

Niestabilności sytuacji dowodzi jednak fala odejść z partii władzy. W Semej, mieście na północnym wschodzie Kazachstanu, aż 150 członków złożyło deklaracje o odejściu. W oświadczeniach o dymisji parlamentarzyści i lokalni politycy piszą wprost, że odchodzą ze względu na brak zaufania do nowych władz partii.

Samego Nazarbajewa na razie chroni prawo „O Pierwszym Prezydencie”, którego trzeci paragraf zapewnia mu immunitet i gwarantuje, że nie może on ponieść odpowiedzialności za czyny popełnione w trakcie prezydentury.

Dlatego coraz głośniejsze są głosy domagające się zniesienia prawa „O Pierwszym Prezydencie – Liderze Narodu Kazachskiego”. Pod petycją podpisało się już 50 tysięcy osób.

Narrację państwowych mediów o nadużyciach ze strony klanu Nazarbajewa przysłoniło śledztwo Organized Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP), z którego wynika, że

majątek samego Nazarbajewa wynosi około 8 miliardów dolarów i jest ulokowany właściwie we wszystkich sferach życia publicznego i gospodarczego kraju.

To problem znacznie szerszy niż ten sygnalizowany przez państwowe media w Kazachstanie. Financial Times podliczył, że w rękach klanu Nazarbajewa jest 55 proc. bogactw Kazachstanu. Eksperci uważają, że obecne personalne przetasowania tego diametralnie nie zmienią.

Kazachowie mają dosyć przemocy

Kazachowie żyją jednak nie dekonstrukcją wizerunku Nazarbajewa, którego pomniki sami obalali w styczniu, ani nawet nie aresztowaniami urzędników, a coraz głośniejszymi i powszechnymi wezwaniami do zaprzestania pobić, wymuszeń zeznań i tortur w aresztach.

Wideo z podobnymi żądaniami nagrywają influencerzy, robotnicy i aktywiści z całego kraju. Grożą przy tym, że niedługo nie pozostanie im nic innego, jak wyjść na manifestacje.

Na zdjęciu grupa robotników zakładów w mieście Żanaozen domaga się zaprzestania pobić w komisariatach i aresztach.

Mimo że MSW przyznało, że miały miejsce "nadużycia ze strony siłowików" i wszczęło nawet 16 spraw karnych dotyczących śmierci protestujących i naruszeń ze strony funkcjonariuszy, to nie słabną głosy, że do przypadków pobić i tortur wciąż dochodzi.

Adwokat jednego z aktywistów z Ałmaty informował, że jego klient Darhan Ualiew został w więzieniu pobity po raz drugi, po przeniesieniu z aresztu śledczego.

O to, jak narracja władz przystaje do rzeczywistości, zapytałem Anarę Ibrajewą, dyrektorkę Dignity.kz, organizacji broniącej praw człowieka w Kazachstanie. Ibrajewa zajmuje się przeciwdziałaniem torturom oraz obroną praw osadzonych. Od 2015 roku jest ekspertką ONZ ds. wolności pokojowych zgromadzeń.

Nikita Grekowicz: Wiele organizacji i osób publicznych w Kazachstanie alarmuje, że liczby ofiar podawane w oficjalnych komunikatach są bardzo zaniżone. Czy to prawda?

Anara Ibrajewa: Władze na pewno znają dokładną liczbę zabitych, bo w Kazachstanie obowiązkiem prawnym jest wykonanie autopsji w każdym z takich wypadków. Kostnice muszą wysłać informację o wynikach tych badań do centrali.

Co do rzetelności liczb podawanych przez władze - wiadomo np., że w Atyrau na pewno zginął młody człowiek. Nie widziałam jednak, żeby statystyki z tego miasta były gdziekolwiek uwzględniane.

Z różnych źródeł wiemy, że kula, od której zginął ten człowiek, pochodziła z policyjnej broni. Pytanie – dlaczego obywatele nie mają dostępu do informacji o tym, kto zginął i w wyniku jakich ran? W Ałmaty od kul zginęła dwójka dzieci. Od czyich kul zginęły?

Takich pytań są teraz setki.

Bliscy 15-letniej dziewczyny z Ałmaty twierdzą, że zginęła wraz z rodzicami od strzałów służb bezpieczeństwa.

Dlatego dostęp do jasnych, przejrzystych informacji jest bardzo ważny. Teraz go brakuje.

Ile jeszcze osób umrze? W szpitalach znajdują się 4353 osoby, które odniosły rany w wyniku protestów. Na oddziałach intensywnej terapii wciąż leżą ludzie w krytycznym stanie. Nie wszystkich uda się przecież uratować.

MSW informowało, że z tych 4353 rannych osób 3393 to funkcjonariusze. Ta proporcja zupełnie nie przystaje do informacji o liczbie zabitych obywateli i siłowików.

Na to też na razie nie mamy żadnego oficjalnego wytłumaczenia.

Są też miasta, w których przebieg wydarzeń nie był tak śledzony przez media, ale wiadomo, że były tam starcia. O Ałmaty coś wiemy, podobnie o Atyrau na południu, Kustanaju, Pawłodarze, Szymkencie, ale o Żezkazgan, Jekybastuz nie wiadomo nic. Poza tym, że były tam walki.

Nauczyciel z jednego z tych miast złożył skargę na złe traktowanie w areszcie. W konsekwencji został zwolniony. Dowiedzieliśmy się o tym dzięki narodowemu mechanizmowi prewencyjnemu. Ale to tylko jedna skarga – innych informacji o tym, jak wszystko wyglądało w tych miejscowościach, bardzo brakuje.

Kto właściwie stanowił zagrożenie dla pokojowo nastawionych obywateli? Były starcia z policją, ale poza tym władze mówią o przemieszczających się po ulicach miast grupach przestępczych albo grupach agresywnych młodych ludzi.

Aktywiści i obrońcy praw człowieka nagłaśniają też przypadki działalności tzw. tituszek, którzy napadali i bili działaczy opozycyjnych i społecznych. W Ałmaty i Atyrau dobrze udokumentowano takie przypadki.

Na ulice trafiło wiele rodzajów broni – oprócz strzelania z ostrej amunicji mieliśmy przecież do czynienia z eksplozjami granatów hukowo-błyskowych, rozpylaniem gazu łzawiącego i użyciem innych metod rozpędzenia demonstracji.

Nie możemy zapominać o rozkazie prezydenta, by „strzelać w terrorystów bez ostrzeżenia, by zabić”. Ale kim są ci „terroryści”? I na jakiej podstawie funkcjonariusz może kogoś uznać za terrorystę?

Arsen Aubakirow, z którym rozmawiałem wcześniej, podkreślał, że dużym problemem i niewiadomą była tożsamość ludzi, którzy ścierali się z siłowikami. Czy przez te kilkanaście dni władze podjęły próbę zidentyfikowania napastników?

Niestety, władze nie podały jeszcze wyjaśnienia. Mogę odpowiedzieć na w ten sposób: wszystkie protesty zaczynały się pokojowo, mimo że w różnych regionach protestowały bardzo różne grupy społeczne.

Na zachodzie kraju to byli robotnicy z konkretnymi żądaniami i dołączający do nich inni obywatele.

W Astanie [centralny Kazachstan] protestowali kierowcy ciężarówek. Na ulicach zatrzymano dosłownie kilka osób. W areszcie znajdują się jeszcze co najmniej dwaj działacze niezarejestrowanej partii opozycyjnej.

Warto tutaj dodać, że Kazachstanie właściwie nie ma opozycji. Nie ma możliwości rejestracji i rozwoju jakichkolwiek struktur opozycyjnych. Nie ma też liderów opozycji.

Są rzecz jasna ludzie, którzy lokalnie organizują społeczności, ale nie są rozpoznawalni w skali kraju.

W Ust-Kamienogorsku i Pawłodarze na protesty początkowo wyszły emerytki, matki z dziećmi. Ale w pewnym momencie dołączyła duża, zorganizowana grupa młodych mężczyzn, nieznanych działaczom społecznym i niekojarzonych ze środowiskami prodemokratycznymi.

Taki schemat powtarzał się w kilku miastach – pojawiała się zorganizowana grupa młodych ludzi, którzy przenikali w tłum. Kilku z nich wszczynało prowokacje wobec funkcjonariuszy, którzy odpowiadali na nie siłą.

O tożsamości tych prowokatorów nic nie wiadomo. Co więcej, wydaje się, że nikt nie próbuje tego ustalać.

Gdyby nie działania prowokatorów w takim Ust-Kamienogorsku albo Kustanaju wszystko mogło potoczyć się inaczej. Ostatecznie policja rozpędzała tłum z użyciem granatów hukowo-błyskowych i armatek wodnych. Trwało to półtora dnia. Protest zdławiono.

W Ałmaty było nieco inaczej. To dwumilionowa metropolia, którą otaczają gęsto zaludnione miejscowości powstałe w latach dziewięćdziesiątych. Młodzi ludzie wychowywali się tam w bardzo trudnych warunkach. Ich rodzice albo całymi dniami pracowali, albo lądowali na bezrobociu. Bardzo niski poziom życia przyczynił się do narastającej w nich frustracji i oporu wobec władz. To jeden z czynników, które przyczyniły się do tak dramatycznych wydarzeń w tym mieście. Wiele mówi się też o udziale grup przestępczych.

Czy ktoś ponosi odpowiedzialność za tragiczny obrót wydarzeń?

Dymisje na wysokim szczeblu władz i sektora siłowego wskazują, że władze zbagatelizowały sygnały i nie poradziły sobie z sytuacją. Przespały odpowiedni moment na działanie.

Nie możemy też zapominać, że wysoki poziom korupcji wpływa na przenikanie się elit rządzących z przestępczymi. W Kazachstanie to niestety ogromny problem. Nie wygłaszam tutaj swojej opinii – to powszechnie uznawany fakt potwierdzony przez międzynarodowych obserwatorów. Szczególnie wyraźnie objawia się w nierówności wobec prawa.

Podobnie wyraźnie widać też, że proces przekazywania władzy w trakcie protestów dramatycznie przyspieszył.

Niewykluczone, że niektóre grupy dążące do władzy mogły wykorzystać ten moment do umocnienia swojej politycznej pozycji.

Ostatecznie prezydent poprosił o wsparcie ODKB. Wydaje się, że chodziło raczej o demonstrację siły prezydenta, bo wszyscy w kraju doskonale rozumieją, że Kazachstan ma wystarczającą ilość policji i wojska, by opanować niepokoje, nawet tak poważne.

A jeśli nawet weźmiemy pod uwagę narrację władz o „20 000 terrorystów”, to jasne jest, że 2500 żołnierzy kontyngentu ODKB nic by w starciu z taką siłą nie zmieniło.

3 i 4 stycznia w ałmackich protestach uczestniczyli też aktywiści i działacze społeczni. Wiem o co najmniej 20 takich osobach zatrzymanych jeszcze w pokojowej fazie protestów, właściwie od razu po ich wybuchu. Po 6 godzinach otrzymali propozycję zwolnienia w zamian za pozostawienie na miejscu telefonów komórkowych i podpisanie protokołów.

W następnych dniach zatrzymano też 4 dziennikarzy, którzy spędzili w areszcie od 10 do 20 dni. Dwoje z nich otrzymało od przedstawicieli władz zestawy nagłaśniające, przez które mieli przekonywać ludzi do uspokojenia, żeby nie doszło do przejęcia budynku akimatu [siedziba lokalnych władz].

Dziennikarze byli rozpoznawalni i być może właśnie dzięki temu nie doszło w tych miastach do takich zniszczeń jak w Ałmaty. W Kokszetau, gdzie to się działo, zmniejszono wyroki 17 uczestnikom protestów, którzy w efekcie przedterminowo odzyskali wolność.

Jak odnajdują się w tej sytuacji obrońcy praw człowieka w Kazachstanie?

Od 13 stycznia nasza organizacja, podobnie jak szereg innych zaczęła wzywać władze do wypełnienia 5 żądań:

  • zapewnienia bezpieczeństwa obrońcom praw człowieka podczas wykonywania ich pracy oraz zwolnienia zatrzymanych w trakcie pokojowych manifestacji;
  • udostępnienia danych o dziesięciu tysiącach zatrzymań, o których MSW informowało w pierwszej połowie stycznia.

Nie mamy nawet oficjalnych danych o zatrzymaniach w trybie administracyjnym. Tylko w sprawach karnych władze mają obowiązek publikowania szczegółowych danych. Nie ma protokołów zatrzymań, nie ma protokołów dowiezienia do aresztów. Funkcjonariusze resortów siłowych są ścigani tylko w przypadku „umyślnego bezprawnego zatrzymania”. Wynika z tego, że przypadkowe zatrzymania, nawet te bez powodu, są zgodne z prawem.

  • Wyjaśnienia przypadków zaginięć obywateli, to znaczy takich, które dotyczą osób widzianych po raz ostatni podczas zatrzymania, w trakcie i w pobliżu działań służb porządkowych albo przetrzymywanych w nieznanym miejscu, bez możliwości kontaktu. Co najmniej 7 osób dalej ma status zaginionych.

W tym kontekście ważne jest zdefiniowanie pojęcia „zaczistka” (oczyszczanie, pacyfikacja) używanego wielokrotnie przez przedstawicieli resortów siłowych w odniesieniu do planów „eliminowania terrorystów”. Słowo wywołuje lęk i bardzo nieprzyjemne skojarzenia np. z wojnami w Czeczenii.

Fragment „zaczistki terrorystów” wyprowadzanych ze szpitala w Ałmaty, 24 stycznia 2022 roku

  • Następna ważna kwestia to wydany przez prezydenta rozkaz strzelania, by zabić, bez ostrzeżenia. Problem w tym, że nie wiadomo do kogo siłowicy mogli strzelać. Rodzi to obawy przed obecnością bezprawnych egzekucji, w tym masowych.
  • Wyjaśnienie przypadków torturowania i zapewnienie dostępu obrońcom praw człowieka do miejsc pozbawienia wolności na podstawie ustaleń narodowego mechanizmu prewencyjnego.

W większości regionów obrońcy praw człowieka dostali pozwolenie na odwiedzenie aresztów i więzień już 14 stycznia. Sama byłam w areszcie śledczym i więzieniu. Dwóch zatrzymanych złożyło skargi na odmowę spotkania z adwokatami z konieczności oczekującymi na zgody na mrozie przed budynkiem. Czekaliśmy na wejście około godziny – oficjalne powody to stan wyjątkowy i COVID. W więzieniu też nie było łatwo, ale udało się nam zebrać wszystkie skargi, o których nie mogę teraz mówić więcej.

W oświadczaniu MSW z 15 stycznia wybrzmiało zapewnienie, że siłowicy będą współpracować i wypełniać postanowienia Narodowego mechanizmu prewencyjnego. Jak to wygląda w praktyce?

Zdarzają się przypadki, kiedy obrońcy są niedopuszczani do zatrzymanych. Wiele zależy od tego w jaki sposób domagają się tych spotkań. W czterech regionach zniesiono już stan wyjątkowy, więc sytuacja się trochę poprawiła.

W pierwszych dniach po wybuchu protestów ograniczenia w poruszaniu się po kraju mieli dziennikarze. Były nawet takie przypadki jak ten Joanny Lillis, która ugrzęzła na lądowej granicy z Kirgistanem, przez którą jej nie przepuszczono, mimo że posiada nieruchomość w Ałamaty

View post on Twitter

Po kilku dniach do Kazachstanu zaczęli napływać dziennikarze z Rosji, Francji i innych krajów. Wiem, że udało im się pociągiem dotrzeć do Ałmaty z Astany już między 7 i 8 stycznia.

Co nie zmienia faktu, że udokumentowano około 80 przypadków gróźb w odniesieniu do dziennikarzy, obrońców praw człowieka, adwokatów, przywódców religijnych, działaczy społecznych itp. Nie co dzień spotykamy się z takimi liczbami.

MSW Kazachstanu informuje, że w związku z protestami założono ponad 550 spraw karnych. Czy część z nich może być politycznie motywowana?

Musimy mieć potwierdzone informacje, żebym mogła wygłaszać swoje opinie na ten temat.

Wśród zarzutów możemy się spodziewać tych dotyczących prób siłowego przejęcia władzy, aktów terroryzmu (do tych mam duże wątpliwości), ale też przypadków morderstw czy maruderstwa, które niestety miały miejsce na ulicach miast Kazachstanu.

Częste będą też zarzuty posiadania niezarejestrowanej broni. Spotkałam w areszcie niemłodego już człowieka zatrzymanego za posiadanie strzelby gładkolufowej, którą otrzymał od dziadka. Przekonywał, że sprawa się szybko wyjaśniła i został zwolniony z wyrokiem aresztu domowego.

Część zatrzymanych na najwyższych szczeblach władzy odpowiadała bezpośrednio albo niemal bezpośrednio przed prezydentem. Pytania, które się rodzą w takich przypadkach, dotyczą zatem głębszych, systemowych problemów.

Zaufanie do struktur siłowych jest dramatycznie niskie. Lawina dymisji w strukturach komitetu bezpieczeństwa, a tym bardziej liczne aresztowania ludzi sprawujących tam władzę, nie mogą mieć innego efektu. Ludzie są przekonani, że coś tam musiało być nie w porządku.

Teoretycznie nastaje dobry moment na to, by władze pokazały, że są skłonne do wprowadzania jakichś zmian. Ale w naszym kraju, rządzonym autorytarnie od 30 lat, wszystko się nie zmieni w jednej chwili. Nie da się naraz wymienić całego systemu. Choć pojawiła się przestrzeń do zmian.

Mnie osobiście wydaje się, że prezydent Tokajew ma świadomość tego, jakich zmian chce społeczeństwo.

Kwestia broni skradzionej z magazynów wydaje się bardzo niepokojąca. Co wiadomo na jej temat?

Do rąk ludzi mogła trafić broń nie tylko z placówek resortów siłowych, ale również ta ze sklepów z bronią. Wciąż nie wiemy, które doniesienia są prawdziwe. Na przykład czy prawdą jest, że przechwycony został arsenał jednej z placówek Komitetu Obrony Narodowej [red. KNB, kazachski odpowiednik KGB]?

Mamy tylko oświadczenia o broni zarekwirowanej przez policję lub antyterrorystów. Ale nie możemy ze 100 proc. pewnością mówić, że ta zarekwirowana broń jest naprawdę bronią odzyskaną.

W jakich sytuacjach dochodzi do rekwirowania broni? Wiadomo coś o tym, jak siłowicy ją odnajdują?

Jedyny powtarzający się konkret to broń rekwirowana na blokadach drogowych. Poza tym wiemy o operacji antyterrorystycznej prowadzonej przez służby w trzech regionach Kazachstanu.

Policja zwraca się do ludzi z bezpośrednią prośbą o informacje na temat osób biorących udział w protestach. Generalna prokuratura uruchomiła nawet specjalną stronę internetową, na którą można wrzucać wideo i zdjęcia dokumentujące udział w protestach.

Kiedy policja prosi o „zgłaszanie osób, które uczestniczyły w protestach” rodzą się w nas oczywiste wątpliwości. Przecież każdy człowiek ma prawo do pokojowego manifestowania swojego niezadowolenia.

Chciałem jeszcze zapytać o oświadczenie Tokajewa, w którym winą za wydarzenia z początku stycznia obarczył aktywistów, niezależnych dziennikarzy, obrońców praw człowieka... właściwie całe społeczeństwo obywatelskie.

Ten fragment oświadczenia rzeczywiście był bardzo głośny. Był chyba przedwczesny i niefortunny.

Oskarżanie społeczeństwa obywatelskiego o niskie płace, nierówności społeczne i szereg innych problemów narastających przez ostatnie 30 lat to nie jest przekonywające i jest niesprawiedliwe – obrońcy praw człowieka nie chcą władzy i do niej nie dążą. Opowiadają się wyłącznie za uniwersalnymi prawami człowieka.

Czy za tymi oskarżeniami poszły jakieś reperkusje dla przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego?

Wiem o zatrzymaniu trzech obrońców praw człowieka po tym, jak prezydent wygłosił to orędzie, ale wszyscy zostali wypuszczeni. Jeden z nich miał sprawę administracyjną, ale już dzień po jego wypuszczeniu sąd ja umorzył.

Dostałam też informację, że w Ałmaty księgowa jednej z organizacji prawoczłowieczych przypadkiem zauważyła, że znalazła się na liście organizacji podwyższonego ryzyka publikowanej przez organy skarbowe. W dokumentach organizacji na pewno nie było żadnych nieprawidłowości. Sytuacja jest teraz wyjaśniana.

Nic więcej o sprawach związanych jakoś z tym oświadczeniem nie słyszałam. Inna sprawa, że padły tam słowa o „poszczególnych osobach” pracujących w tych zawodach. Nie wiadomo, kogo miał na myśli i czy był to ktoś konkretny.

Trzeba też pamiętać o tym, że w Kazachstanie w ostatnich latach ludzie wypełniający funkcje wymienione w orędziu podlegają specjalnym zasadom. Są obserwowani. W dokumentach wypełnianych w trakcie przyjmowania zatrzymanych do aresztu śledczego jest nawet specjalna rubryka, w której można oznaczyć przynależność do tych grup. Na tej podstawie prowadzi się statystyki „politycznych” zatrzymanych.

W konsekwencji wygląda to tak, że kiedy obrońcy praw człowieka są zatrzymywani, są nazywani opozycją – a przecież nikt z nas nie dąży do władzy, nikt nie zajmuje się polityką.

Lukpan Achmedjarow, jeden z zatrzymanych dziennikarzy, który wyszedł na wolność 17 stycznia, dosyć gorzko wypowiada się w mediach społecznościowych na temat sytuacji w kraju. Mówi o tym, że „ludzie gotowi są wymienić wszystko na iluzję bezpieczeństwa i zachwycają się Tokajewem zapominając o tym, że to on wydał rozkaz strzelania do protestujących”.

Odpowiem wprost: nie widzę w Kazachstanie takiej kultury politycznej, która pozwoliłaby na wprowadzanie systemowych zmian. Nie widzę ludzi gotowych wziąć na siebie ciężar tych zmian z całą odpowiedzialnością.

Jeśli chcemy sprawiedliwych wyborów, to je zróbmy w taki sposób, żeby były sprawiedliwe. Jeśli chcemy mieć sprawiedliwe sądownictwo, to zróbmy z naszej strony wszystko, by dopilnować tej sprawiedliwości.

Wydaje mi się, że ludzie nie są na razie gotowi, by brać na siebie taką odpowiedzialność. W wyniku styczniowych wydarzeń tworzony jest teraz nowy rząd, ale nikt nawet nie próbuje wchodzić w dyskusje z władzami na temat jego składu personalnego, proponować alternatywnych kandydatur.

;
Na zdjęciu Nikita Grekowicz
Nikita Grekowicz

Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.

Komentarze