0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Działania obozu władzy odpowiadające na skutki kryzysu ekonomicznego są dalece niewystarczające, chaos wyborczy w pełni, wśród części społeczeństwa narasta sprzeciw wobec obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Co na to wyborcy? Jaką przewidują polityczną przyszłość? Zbadaliśmy poziom optymizmu/defetyzmu elektoratu Prawa i Sprawiedliwości oraz ugrupowań opozycyjnych. Są niespodzianki? Tak!

Zaczynamy.

Wyniki wśród wszystkich badanych wyglądają następująco:

Powyższe proporcje wydają się oczywiste, biorąc pod uwagę okoliczności społeczno-polityczne. A jednak oczywiste nie są.

Kiedy w sierpniu 2019 roku zapytaliśmy ankietowanych, kto będzie rządził po jesiennych wyborach parlamentarnych, aż 82 proc. Polek i Polaków wskazało na PiS. W odebranie władzy Kaczyńskiemu wierzyło tylko 13 proc., przy czym w elektoracie PiS taką opcję przewidywało równe 0 proc. (zero procent). Szczegółowe wyniki wśród wyborców poszczególnych partii były takie:

W oczy rzuca się obezwładniający pesymizm, który panował latem 2019 wśród wyborców opozycji: niby deklarowali głos na ulubione partie, ale się nie cieszyli: byli przekonani, że ich głos nic nie da, a porażka jest oczywistością. A przecież wyniki wyborów do Sejmu były niemal łeb w łeb, a Senat wzięła opozycja.

Taki defetyzm to już przeszłość. Rodzi się nadzieja na spadek popularności PiS. A nastroje wyborców to ważny wskaźnik: działają często jak samospełniająca się przepowiednia.

Jarosław Kaczyński też by powiedział, że mu spadnie

Dziś wyraźna większość badanych oczekuje spadku notowań Prawa i Sprawiedliwości w najbliższych miesiącach.

Jest całkiem prawdopodobne, że gdyby jednym z ankietowanych w naszym sondażu był Jarosław Kaczyński, również odpowiedziałby, że poparcie dla PiS spadnie.

Trudno inaczej zrozumieć determinację lidera populistycznej prawicy, by wybory prezydenckie przeprowadzić jak najszybciej, choćby w środku epidemii 10 maja. Upór oderwany od realiów postawił całą koalicję rządową, a poniekąd całą Polskę, w sytuacji absurdalnej niepewności.

Im wybory będą później, tym bardziej realny jest scenariusz, że w popularność Andrzeja Dudy - sklejonego przecież z obozem partyjno-rządowym - zaczną uderzać skutki kryzysu gospodarczego. Tak musiał kalkulować lider obozu władzy.

Przeczytaj także:

Elektorat PiS, karmiony przekazami dnia, w których władza jest nieomylna i hiperskuteczna, a opozycja podła i nieudolna, jest znacznie bardziej optymistyczny od swojego prezesa:

Jak widzimy, aż 87 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości uważa, że skutki epidemii koronawirusa wpłyną pozytywnie na poparcie dla partii rządzącej lub przynajmniej zostanie ono bez zmian. Tylko 9 proc. uważa, że słupki sondażowe zaczną spadać.

Tak wysoki odsetek przekonanych to dobra wiadomość dla obozu władzy: oddani i zdeterminowani wyborcy są skarbem, to dzięki nim prezydent Duda wygrałby pocztowe głosowanie, gdyby odbywały się w maju.

Ale jest też druga strona medalu: przekonanie o potędze partii, jej lidera i jej kandydata może się zmienić w przekleństwo, gdy PiS stanie przed problemami, których nie jest w stanie rozwiązać.

Już teraz wola prezesa chyba (wątpliwość, bo nie możemy być jeszcze wykluczyć wyborów 23 maja) nie wystarczyła, by przeprowadzić koronawirusowe wybory. Za chwilę pogarda dla imposybilizmu to może być za mało, by zastopować galopujące bezrobocie, spadek PKB i załatać dziurę w budżecie. A to może rozczarować i zdemobilizować entuzjastycznych wcześniej wyborców.

Paradoksalnie polityka pięciu lat lekceważenia zasad i ograniczeń, budująca podsycany przez propagandę wizerunek prezesa partii jako Jarosława Wszechmogącego, powoduje, że pojedynczy krok w tył, każdy kompromis będą dowodem, że PiS uległ. Wyborcom może być trudno to zrozumieć.

Nie znaczy to, że zasilą szeregi opozycji, ale nawet mała, kilkuprocentowa demobilizacja będzie kłopotem dla obozu władzy, bazującego wyłącznie na swoich wyborcach i zamkniętego na elektoraty innych ugrupowań oraz wahających się wyborców.

Przy wielkości elektoratu rzędu 40-43 proc. - czy to w wyborach parlamentarnych czy I turze prezydenckich - i nikłych szansach na odebranie wyborców innym partiom, kilka procent wątpiących oznacza śmiertelne ryzyko.

Wyborcy opozycji szykują się do skoku

W lepszej sytuacji - tu kolejny paradoks - jest opozycja, która tak wyćwiczyła wyborców w żałobnych nastrojach po kolejnych porażkach, że każdy spadek notowań rządzących będzie skokowo poprawiał nastroje i mobilizację elektoratu.

Co więcej, swoje może zrobić wspomniana zasada samospełniającego się proroctwa: nawet jeśli notowania PiS przez kolejne miesiące będą stabilne, wiara w ich ostateczny spadek zmobilizuje wyborców opozycyjnych kandydatów, by masowo wziąć udział w zapowiadanych na lipiec lub sierpień wyborach prezydenckich. Zwłaszcza że tym razem niemal na pewno politycy nie będą wzywać do bojkotu.

Pewnym zabezpieczeniem przed rozczarowaniem i zniechęceniem, gdyby PiS trzymał się mocno, jest również opozycyjna różnorodność: jeśli nawet notowania obozu rządzącego nie spadną, część z nich będzie mogła szukać pocieszenia, zmieniając sympatię: wyborca przekonany, że PiS spadnie znajdzie sobie takiego opozycyjnego kandydata, któremu akurat rośnie. I mobilizacja pozostanie wysoka.

Dlatego tąpnięcie nastrojów po stronie opozycyjnego elektoratu w najbliższych miesiącach jest mniej prawdopodobne niż pogorszenie dobrego humoru wyborców PiS.

Sondaż telefoniczny Ipsos dla OKO.press, metodą CATI, 27-29 kwietnia 2020, na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1016 dorosłych Polaków

;

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze