0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja GazetaKrzysztof Cwik / Age...

Komisja Europejska - jak informuje "Dziennik Gazeta Prawna" - potrąciła pieniądze z funduszy europejskich dla Polski za nieopłacone kary za kopalnię w Turowie. Poszkodowane zostało województwo kujawsko-pomorskie.

Ministerstwo Finansów (MF) - w odpowiedzi na pytania gazety - poinformowało, że pierwsza transza, która została potrącona to 15 mln 30,2 tys. euro. Pochodzi z Programu Operacyjnego Wiedza, Edukacja, Rozwój ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego, na który przeznaczone zostało 5 mld euro.

Druga transza kar to 15 mln 7,2 tys. euro. KE ściągnęła je z Regionalnego Programu Operacyjnego województwa kujawsko-pomorskiego. Środki te pochodzą z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Oznacza to, że w sumie Polska straciła przez niepłacenie kar za kopalnię w Turowie ponad 30 mln euro.

A to dopiero początek... Polska w sumie musi zapłacić 68,5 mln euro.

Komisja Europejska będzie musiała ściągnąć jeszcze dwa razy tyle, co do tej pory.

Kary nałożone przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejski za utrzymywanie działalności kopalni wbrew decyzji sądu nakazującej jej natychmiastowe zawieszenie, obejmują okres miesiąca – od 20 września 2021 roku do 19 października 2021 roku.

20 września 2021 roku TSUE nałożył na Polskę karę w wysokości 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środka tymczasowego i niezaprzestanie wydobycia węgla w kopalni.

Komisja Europejska dwa miesiące temu wysłała do polskiego rządu list, w którym zapowiedziała, że przystąpi do procedury potrącenia płatności z tytułu kar. O wszczęciu takiej procedury powiadomił rzecznik prasowy Komisji Europejskiej Balazs Ujvari.

KE wcześniej wysłała do Polski dwa wezwania do zapłaty kar dotyczących kopani Turów. Nic to nie dało. KE nie dostała od Polski pieniędzy.

Przeczytaj także:

„Za każdym razem, gdy wysyłamy wezwanie do zapłaty, dotyczy to okresu jednego miesiąca. Płatność jest należna od 20 września, kiedy sąd [TSUE – red.] nałożył karę. Pierwsze wezwanie do zapłaty zostało wysłane 10 listopada z ostatecznym terminem 45 dni. Nie otrzymaliśmy płatności w tym terminie, dlatego KE zdecydowała się na wysłanie tzw. listu przypominającego z ostatecznym terminem 15 dni. Jeżeli władze polskie nie dokonają płatności, KE ma solidne procedury, żeby odzyskać kary przez potrącenie kwoty wymienionej w pierwszym wezwaniu do zapłaty płatności, które kraje członkowskie otrzymują z budżetu UE” – mówił wtedy Ujvari.

Dodał: „Komisja wypełnia swój prawny obowiązek pobierania kar finansowych nałożonych przez Trybunał zgodnie z jego postanowieniem z dnia 20 września 2021 roku”.

Sprawa Turowa jest bez precedensu – nigdy wcześniej Komisja nie musiała ściągać pieniędzy od państwa członkowskiego wbrew jego woli egzekwując decyzję o karze nałożonej przez Trybunał Sprawiedliwości.

Kary nie unieważnia porozumienie

Komisja Europejska podkreśla, że Polska musi zapłacić kary mimo tego, że do porozumienia między Czechami a Polską już doszło. Przypomnijmy, że według ugody z 3 lutego 2022 roku Polska ma zapłacić 45 mln euro – 35 mln jako transfer między krajami, a 10 mln PGE przekaże regionowi libereckiemu, który najmocniej odczuwa skutki działalności kopalni Turów.

Po podpisaniu porozumienia politycy obozu rządzącego i prorządowe media przedstawiały umowę z Czechami jako sukces polskiej dyplomacji.

Polsko-czeskie rozmowy dotyczące kopalni węgla brunatnego Turów rozpoczęły się oficjalnie w maju 2021 roku, po tym, gdy w lutym Czechy wniosły do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej skargę przeciwko Polsce w sprawie wydłużenia koncesji dla kopalni.

Wcześniej, przez miesiące, a nawet lata, kiedy do sporu nie były włączone jeszcze instytucje unijne, Polska nie była w stanie porozumieć się z Czechami. Czesi zwracali uwagę, że polska odkrywka węgla brunatnego odsysa wodę po ich stronie granicy, jest źródłem zanieczyszczeń i hałasu.

Podkreślali, że ich głos nie liczył się podczas wydawania koncesji dla Turowa. Najpierw do 2026 roku (rzecznik generalny TSUE orzekł, że była ona niezgodna z prawem unijnym), a potem do 2044 (Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że decyzja środowiskowa, na której podstawie wydano koncesję, nie powinna mieć rygoru natychmiastowej wykonalności).

Rząd mógł wówczas zgodzić się na wybudowanie ekranu przeciwfiltracyjnego, wału ograniczającego zanieczyszczenia i hałas, a także na niezbliżanie się z wydobyciem do granicy czeskiej. Wtedy sprawa Turowa byłaby dla Polski znacznie tańsza.

Jednak – jak wielokrotnie pisaliśmy w OKO.press – ze strony Polski nie było chęci do kompromisu. Koncesja na wydobycie została wydana bez konsultacji, a o jej przedłużeniu były minister klimatu Michał Kurtyka zdecydował już w momencie zaognienia sporu. Na zarzuty o odsysaniu wody przez Turów, politycy Zjednoczonej Prawicy odpowiadali historiami o żwirowni w Czechach czy niemieckich odkrywkach, które też szkodzą środowisku.

Gdyby rząd PiS porozumiał się z Czechami przed złożeniem przez naszych południowych sąsiadów pozwu do TSUE, nie musiałaby płacić ustalonych milionów euro.

W sumie od momentu zasądzenia kar do wycofania skargi przez Czechy z TSUE naliczono jednak 68,5 mln euro,

które będą sukcesywnie powiększane o karne odsetki, jeśli rząd Morawieckiego dalej będzie zwlekać z wykonywaniem swoich zobowiązań.

Rząd PiS przekonywał, że "to tylko groźby"

Poza rekompensatą i karami polska strona będzie musiała finansować inwestycje, które mają ograniczyć negatywny wpływ kopalni w Turowie. Sam ekran przeciwfiltracyjny, zatrzymujący odpływ wody, może kosztować nawet 17 mln zł (taką kwotę podaje Business Insider, który dotarł do treści umowy). Zapłaci za niego państwowa spółka PGE, właściciel kopalni.

Do tego trzeba doliczyć ewentualne odsetki, jakie nałoży na nas KE za opóźnienie w płatności, a także jeszcze nieznany koszt budowy wału i innych, mniejszych inwestycji wokół kopalni.

W sumie cały spór z Czechami będzie nas kosztował więcej niż 130 mln euro.

Obóz rządzący podważa legitymizację podejmowanych przez TSUE i Komisję działań.

„Polska od samego początku podkreślała, że podjęte przez TSUE decyzje nie mają podstaw prawnych i faktycznych. Wykraczają poza traktaty unijne oraz naruszają traktatowe gwarancje bezpieczeństwa energetycznego” – mówił rzecznik rządu Piotr Müller we wtorek 8 lutego 2022 roku PAP komentując decyzję UE. „Polska skorzysta z możliwych środków prawnych, aby odwołać się od tych planów Komisji Europejskiej. Tym bardziej, że doszło do porozumienia między rządem Polski i Czech”.

Politycy PiS twierdzą, że nie ma i nie było podstaw prawnych do nałożenia kary finansowej, w związku z tym „groźby” Komisji, że będzie potrącać, są także bezpodstawne, bo nie ma takiego mechanizmu traktatowego, żeby „tak funkcjonował przepływ gotówki w Unii Europejskiej”. Ale to nieprawda, że Unia Europejska nie ma mechanizmu traktatowego ani podstaw, aby egzekwować pieniądze od Polski.

KE potrąca pieniądze z funduszy unijnych

Jak wyjaśniał w OKO.press ekspert ds. UE Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych, (w dalszej części artykułu cytujemy fragmenty jego tekstu), traktat europejski przewiduje szereg różnych procedur pozwalających przeciwdziałać naruszeniom prawa. Najważniejszym instrumentem są skargi Komisji (art. 258 Traktatu) składane do TSUE na uchylające się od swoich zobowiązań państwa.

Następstwem takich skarg są decyzje i wyroki tego Trybunału, które muszą być przez wszystkich respektowane. Dlatego traktat przewiduje też kary finansowe nakładane przez TSUE, jeśli tak się nie dzieje (art. 260 Traktatu). Jest też tzw. procedura artykułu 7, która może doprowadzić do ukarania kraju łamiącego zobowiązania np. poprzez odebranie głosu lub pieniędzy. Ale ona wymaga jednomyślnej decyzji i przez to jest politycznie martwa.

Trybunał odniósł się też do sytuacji, w których państwo nie szanuje europejskich instancji. Pierwszy raz zrobił to w przypadku Puszczy Białowieskiej. W wydanym 20 listopada 2017 roku (w pełnym składzie!) – przełomowym wyroku – Trybunał uznał, że aby wyegzekwować przestrzeganie prawa UE ma prawo nałożyć tymczasową karę pieniężną za niestosowanie się do jego decyzji o zabezpieczeniu. I to pomimo że traktat explicite nie przewiduje w ogóle takiego wariantu.

Jeśli rządy państwa członkowskiego uznałyby ostateczny wyrok za pozbawiony znaczenia (w tym wypadku – Polska), naruszyłyby fundamentalną dla UE zasadę rządów prawa sprzeczną z interesem całej wspólnoty.

KE może więc podjąć wszelkie środki, aby takiemu scenariuszowi zapobiec. Artykuł 279 traktatu mówi zresztą o „niezbędnych środkach tymczasowych” – takim niezbędnym i ostatecznym środkiem może być według TSUE też kara finansowa, jeśli samo polecenie zaprzestania określonych działań w żaden sposób nie skutkuje. Taką samą logiką kierował się TSUE nakładając kary w sprawach Turowa.

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze