Na początku wojny Nastia rozważała zamrożenie spermy męża na wypadek jego śmierci. Wiele klinik leczenia niepłodności zaczęło oferować żołnierzom taką usługę bezpłatnie
W sali panuje półmrok, bo okna zakryte są płytami OSB. Mocna lampka oświetla długi stół, przy którym siedzi Iryna. Jest położną, z pomocą linijki powoli rysuje ramkę w zeszycie w kratkę i co chwilę poprawia okulary zawieszone na łańcuszku. Później wypełni ją danymi nowych pacjentów: wzrost, waga, godzina urodzenia.
Przed stołem szereg żeliwnych łóżek obleczonych świeżo wykrochmaloną pościelą. Rozdzielają je parawany, wagi dla niemowląt, koncentrator tlenu. Przed wojną była tu izba przyjęć, dziś to sala porodowa i dyżurka położnych w jednym.
Przenieśli ją tu, bo parter w czasie wojny jest bardziej bezpieczny niż czwarte piętro, gdzie wcześniej rodziły się dzieci. W czwarte Rosjanie trafili pociskiem. Jedna z sal zniknęła razem z podłogą, do tej pory straszą tam ruiny. W drugiej sali, z widokiem na Dniepr, pracownicy szpitala stłoczyli inkubatory. Już się nie przydadzą, bo wybuch spowodował spięcie i uszkodził cały sprzęt.
Odkąd Ukraina wyzwoliła Chersoń w listopadzie 2022 roku, Rosjanie się na nim mszczą. Stoją na drugim brzegu Dniepru, zaledwie kilka kilometrów stąd i ostrzeliwują miasto z artylerii. Chersoń opustoszał. Jedni wyjechali do Rosji, inni uciekli do innych regionów Ukrainy i na Zachód. Z 320 tysięcy mieszkańców zostały dziś 83 tysiące. Większość z tych, co zostali, to ludzie starsi, niepełnosprawni, niemobilni.
Odkąd Ukraina wyzwoliła Chersoń w listopadzie 2022 roku, Rosjanie się na nim mszczą. Stoją na drugim brzegu Dniepru, zaledwie kilka kilometrów stąd i ostrzeliwują miasto z artylerii. Chersoń opustoszał. Jedni wyjechali do Rosji, inni uciekli do innych regionów Ukrainy i na Zachód. Z 320 tysięcy mieszkańców zostały dziś 83 tysiące. Większość z tych, co zostali, to ludzie starsi, niepełnosprawni, niemobilni.
Jesienią 2024 roku Rosjanie zaczęli polować na Chersoń uzbrojonymi dronami. Miejscowi mówią na to: „safari po chersońsku”. Operator śledzi widok z drona na małym ekranie i przeczesuje chersońskie ulice w poszukiwaniu skupisk ludzi – kolejek po pomoc humanitarną, marszrutek, samochodów dostawczych z pomocą humanitarną. Powtarza się to, jak szacuje urząd miasta, trzydzieści do pięćdziesięciu razy dziennie. Rosjanie produkują drony sami albo kupują od Chińczyków. Tania broń.
– Kiedy zawiśnie ci nad głową, nie masz już drogi ucieczki – mówi Sasza, chersoński pracownik Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM). – Uzbrojony dron może lecieć z prędkością 110 kilometrów na godzinę. Ponoć rosyjscy rekruci tak na nas trenują, zanim wyślą ich na linię frontu w Donbasie.
Sasza regularnie kursuje autem po ulicach Chersonia. PCPM ma w mieście kilka projektów, pomaga jednemu ze szpitali przerobić oddział położniczy na geriatrię.
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej i migracji. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej i migracji. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art
Komentarze