0:000:00

0:00

29 października 2021 dowiedzieliśmy się o śmierci 30-letniej Izabeli. Lekarze czekali na obumarcie płodu, czekali za długo. Izabela zmarła, a przyczyną śmierci był wstrząs septyczny. Z każdym dniem dowiadujemy się więcej - co pisała do rodziny, jak się bała, jak podejrzewała, co się z nią może stać i bała coraz bardziej, jak sama sobie mierzyła temperaturę, jak próbowała alarmować personel... Po tej śmierci posypały się kolejne historie. Okazało się, że takich tragedii było więcej.

Historia wstrząsnęła opinią publiczną, codziennie w mediach wypowiada się na ten temat zastęp ekspertów i ekspertek, komentatorów i komentatorek (także ja sama). Roztrząsamy, czy "poprawiona" po wyroku TK ustawa antyaborcyjna (czyli "prawo") dopuszcza aborcję w przypadku np. zagrożenia sepsą, czy nie. Roztrząsamy, czy ta śmierć to wynik błędu lekarskiego, czy może chora za mało dopominała się o swoje prawa, czy wśród lekarzy wystąpił po prostu efekt mrożący i tak już będzie (sama wczoraj to powiedziałam we "Wstajesz i wiesz" w TVN24).

Tekst Magdaleny Chrzczonowicz publikujemy w cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie oraz autorkom i autorom zewnętrznym na publicystyczne podejście do rzeczywistości. Zachęcamy do polemik

Morawiecki tonie w łzach współczucia

Premier Morawiecki składa kondolencje rodzinie i z miną wyrażającą najwyższe współczucie, na jakie stać człowieka, podkreśla, że przecież "prawo" daje możliwość przerwania ciąży, gdy zagrożone jest zdrowie i życie kobiety. Czyli winni lekarze i lekarki, bo "prawo" od Prawa i Sprawiedliwości wespół zespół z Julią Przyłębską dostałyśmy sprawiedliwe, PiS przecież troszczy się o nasze zdrowie i życie jak nikt inny.

Morawiecki udaje, że nie rozumie, że to samo "prawo" zabrania przerywania ciąży, gdy płód żyje, nawet jeśli jest uszkodzony, nawet jeśli wiadomo, że obumrze przed porodem, albo przyjdzie na świat w postaci cierpiącego potworka.

Z zabiegiem trzeba czekać "aż przestanie bić serce". Serce płodu.

Udaje, że nie wie, że zgodnie z "prawem" lekarze muszą wsłuchiwać się w dwa bijące serca i że jeśli przerwą ciążę z bijącym sercem płodu to grozi im - mówmy konkretnie - więzienie do lat trzech, a nawet ośmiu.

Art. 152.

§ 1. Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy,

podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania.

§ 3. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 lub 2, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej,

podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Powiem to jeszcze raz. Wkurwia mnie roztrząsanie (choć sama roztrząsam), czy "prawo" pozwala na ratowanie zdrowia i życia wybranej części obywatelek i obywateli Polski. Trochę pozwala, a trochę nie. Lekarze nie są pewni, kiedy tak, a kiedy nie.

Z tego wynika, że jakaś część obywateli i obywatelek Polski może umrzeć, bo lekarz nie jest pewien, czy może przeprowadzić procedurę, która życie uratuje. Albo wie, że nie może, bo "prawo" mu tego zabrania.

Narażone na niepotrzebną śmierć w szpitalu są wszystkie kobiety, które zdecydują się na dziecko. Czy można się nam dziwić, że się nie decydujemy? Że w 2021 roku urodzi się ok. 330 tys. dzieci o 80 tys. mniej niż jeszcze w 2010 roku (za to umrze nas Polek i Polaków ok. 540 tys., aż 160 tys. więcej niż wtedy).

Ani jednej więcej!

Dziś protesty Ani Jednej Więcej w całej Polsce. W Warszawie marsz ruszy spod gmachu TK o 15:30. OKO.press też tam będzie, zapraszamy do oglądania relacji live na naszym fb.

Zobacz, gdzie i o której odbędą się demonstracje:

"Więc czekamy i nie przerywamy"

Popatrzmy jeszcze z perspektywy lekarza.

„Tragedia. Moje życie zagrożone. A ja mam czekać”, pisała Izabela. "Aż serce przestanie bić". Morawiecki taktownie przemilczał to drugie bicie serca, choć dla fanatyków, których reprezentuje, to serce nienarodzone jest najważniejsze, jest przejawem "życia nienarodzonego", nawet w przypadku, gdy serce jest na zewnątrz ciała płodu, albo gdy wykryto wynicowanie mózgu, zarośnięcie przełyku, cyklopię.

Przeczytaj także:

Oczywiście na całym świecie - także w Polsce - ludzie umierają, bo pomoc nie dotarła na czas, bo brak personelu, bo brak zasobów (np. respiratora), bo kolejka karetek do szpitala. Ludzie umierają także dlatego, że medycyna nie wynalazła jeszcze leku czy procedury na ich schorzenie.

Ale tu mówimy o przypadku prostym jak drut. Procedury w przypadkach osób takich jak Izabela istnieją i są powszechnie, rutynowo i bez komentarza stosowane na całym świecie. Jak wycięcie nowotworu, jak terapia antybiotykowa, jak złamana noga w gipsie, jak przetoczenie krwi.

W Pszczynie taka oczywista procedura była na wyciągnięcie ręki. Lekarze mają ją w małym palcu. Ale okazała się nieosiągalna dla Izabeli.

Bo należy do konkretnej grupy ludzi, którzy mają określoną właściwość. Rodzą dzieci.

"Jeżeli kobieta miałaby całkowite bezwodzie w ciąży, kiedy płód nie ma szans na przeżycie poza organizmem matki, podjęlibyśmy ograniczoną w czasie obserwację ciężarnej, z niewielką szansą na korzystne zakończenie takiej ciąży. Przy braku poprawy klinicznej, oceniając ryzyko powikłań matczynych i płodowych, na prośbę ciężarnej rozważylibyśmy przerwanie ciąży - mówi OKO.press dr Maciej Socha, wybitny ginekolog-położnik w szczerym do bólu wywiadzie.

I wyjaśnia: "Postępowanie, jakie opisałem miałoby miejsce przed orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. A teraz pojawia się problem, rozbieżność między tym, co powinniśmy zrobić, a tym, co możemy. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie wolno nam takiej ciąży zakończyć.

Ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia pacjentki, więc czekamy i nie przerywamy takiej ciąży".

I jeszcze dla wszelkiej jasności: "Widzimy, że w dyskursie społeczno-politycznym często płód jest ważniejszy niż ciężarna. Boimy się. Czekamy, żeby mieć twarde dowody, że życie pacjentki było zagrożone".

Nie wierzyłyśmy, że może być jeszcze gorzej

Taki był kolejny sms Izabeli do matki. "Baba jak inkubator" - coś między rozpaczą, a gorzkim poczuciem humoru.

Wyrok Trybunału Przyłębskiej-Kaczyńskiego z października 2020 odebrał prawo do legalnej aborcji ok. 1100-1200 kobietom rocznie. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Zolla z maja 1997 roku wycofano prawo do aborcji kobiet "w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji osobistej", które dała nam nowelizacja ustawy z 1996 roku.

Ustawa, która funkcjonowała przed wyrokiem TK Przyłębskiej skazywała kilkadziesiąt tysięcy, a według niektórych szacunków nawet 100 tysięcy kobiet, na nielegalne przerywanie ciąży lub turystykę aborcyjną. Była jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie.

I przed wyrokiem Przyłębskiej kobiety były stawiane w sytuacji zagrożenia życia ze względu na panującą w Polsce ideologię. O swej ciąży w 1999 roku opowiada dziennikarka "GW", Katarzyna Surmiak-Domańska: "Lekarka zdecydowała, że dla czystego sumienia jeszcze trochę poczekajmy. Nie poinformowała o niebezpieczeństwie, nie zapytała czy chcę ryzykować życie. Nie protestowaliśmy z mężem, bo zależało nam na dziecku, łudziliśmy się, że lekarka wie, co robi, podejrzewam zresztą, że nie słyszeliśmy nigdy o sepsie. Dopiero po tygodniu jako pierwszy w rodzinie oprzytomniał mój ojciec".

Przed październikiem 2020 roku ustawa była tak restrykcyjna, że gdy jeszcze gorsza stanęła na wokandzie, mówiliśmy sobie (jak w wielu innych kwestiach): Niemożliwe, nie zrobią tego. Zrobili.

Upokorzone i zmaltretowane kobiety wyszłyśmy na ulicę bronić resztek swojej godności, a oni przystąpili do rozcieńczania i wsmarowywania swojej ideologii w życie społeczne. I wmawiania nam, że histeryzujemy.

W listopadzie 2020 roku wystąpił prezydent Andrzej Duda z litościwym projektem, który pozwalał na - jak to nazwaliśmy - nierodzenie trupa. Przy tej okazji próbował udowodnić, jak wielkim jest to ustępstwem wobec kobiet: "To jest sprawa ogromnie trudna i powiem tak: wydaje mi się, że nie może być tak, że prawo nakazuje kobiecie tego typu heroizm. Jeżeli patrzymy na to i ktoś chce patrzeć na to z punktu widzenia zasad katolickich, to ja bym powiedział tak: posłuchajmy tego, co powiedział papież Franciszek – że jeżeli jesteśmy katolikami, to módlmy się po prostu za te kobiety i módlmy się o to, żeby miały w sobie taką heroiczną miłość. Ale państwo? Nic poza tym".

Następnie - w maju 2021 roku - prezes Jarosław Kaczyński skłamał, że w Polsce zakazano jedynie aborcji w przypadku Zespołu Downa i Zespołu Turnera. Przekonywał nawet, że aborcja jest dozwolona, gdy ciąża zagraża zdrowiu psychicznemu kobiet... Niestety nie podał nazwisk lekarzy, którzy wydadzą odpowiednie zaświadczenie i szpitali, które przeprowadzą terminację ciąży na jego podstawie. Kaczyński dodał też lekceważąco, że każdy sobie aborcje załatwi, jak tylko zechce.

To obrzydliwa manipulacja, bo niezależnie od tego, co mówi Kaczyński, "prawo" obowiązuje. Czyli: wprowadzono ustawę, która kosztuje nas nasze życie i zdrowie. Owszem może lekarzom uda się uratować zagrożone życie kobiety, niektórzy nawet mogą sięgać po "sposób na zdrowie psychiczne". Ale może też się nie udać. Izabeli się nie udało.

Zmuszono nas, byśmy dyskutowali o tym, co jest dzisiaj dozwolone "prawem". Czy życie kobiety w ciąży jest dzisiaj dozwolone "prawem" - zastanawiamy się.

To cofnęło nas o kilka stuleci. Zamiast mówić o prawie kobiety do decyzji o swej ciąży, zastanawiamy się, kiedy wolno, a kiedy nie wolno ratować nam życie.

Przegrałyśmy? Niedoczekanie...

Taka dyskusja jest sama w sobie oburzająca, poniżająca, degradująca kobietę. Wszystko się we mnie burzy, że musimy ją toczyć, że sama to robię.

Ale musimy, bo być może doprowadzi do uratowania czyjegoś życia lub zdrowia. Być może jakiś lekarz uzna, że za ratowanie życia rodzącej nie będzie mu jednak grozić dochodzenie prokuratorskie. Musimy więc rozmawiać o tym, co dopuszcza dzisiejsze "prawo".

Musimy także - jak to robią, ratując ludzkie życie i zdrowie, Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania rodziny czy Aborcja bez Granic - radzić sobie same. I ratować nasze życia, gdy państwo abdykowało i zrzuciło z siebie odpowiedzialność za śmierć jednej ze swoich obywatelek.

Musimy także domagać się "całego życia", czyli nie powrotu ustawy sprzed wyroku TK Przyłębskiej, ale legalnej aborcji bez żadnych ograniczeń. Podpisy w tej sprawie są zbierane. Musimy i to robimy.

A rząd idzie dalej, dokręca śrubę: przekazuje do pierwszego czytania projekt zmian w kodeksie karnym, który aborcję zrównuje z zabójstwem i chce powołać Instytut Rodziny i Demografii, na czele którego stanie prawdopodobnie poseł Bartłomiej Wróblewski, odpowiedzialny za wniosek do TK w sprawie aborcji. Poseł Wróblewski - lub inny szef - będzie miał uprawnienia prokuratorskie.

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze