O to, żeby każdy mógł chodzić do kina, jeśli chce – nawet jeśli nie widzi albo ma trudności z czytaniem napisów – ludzie zabiegają w Polsce od lat. Dzięki temu mamy audiodeskrypcję i specjalne, dostępne dla wszystkich pokazy w kinach. Ale rewolucją okazały się aplikacje. Uruchamiasz ją i w słuchawce telefonu słyszysz to, czego zobaczyć nie możesz.
Pierwsze pytanie, które może przyjść do głowy Czytelnikowi, brzmi zapewne: „A po co niewidomym kino?”.
„Wszystkim się wydaje, że kino to głównie obraz. Jest oczywiście ważny. I dla widzących – pewnie najważniejszy. Ale kino to też scenariusz. To są dialogi, muzyka, sposób zrobienia dźwięku. To wszystko decyduje o tym, czy to dobry, czy zły film” – odpowiada na to Roman Roczeń.
Nie widzi od drugiego roku życia („czyli tak jakby od zawsze”), ale kocha kino.
Jest jednym z twórców i ekspertów pracujących nad rozwojem aplikacji Kino Dostępne. W lutym dostała główną nagrodę na festiwalu Kino bez Barier w Poznaniu. Pozwała usłyszeć w słuchawce telefonu to, czego się nie widzi, albo nie zdąży doczytać. Do wielu warstw dzieła, jakim jest film, dodaje jeszcze jedną – audiodeskrypcję.
Wyświetl ten post na Instagramie
„Mnie kino po prostu ciekawi. Do tej pory miałem szansę obejrzeć film po tygodniach specjalnych przygotowań, na specjalnych »dostępnych« seansach z audiodeskrypcją. Wszyscy znajomi już dawno taki film widzieli i zapominali o nim – nie miałem więc z kim o tym pogadać – mówi Roman Roczeń. „A teraz, z aplikacją, oglądam filmy ze wszystkimi. Widziałem »Dziewczynę z igłą«. »Światłoczułą«… »Emilii Perez« nie widziałem, ale zaraz zobaczę, bo jest w naszej bazie”.
Anna Żórawska, Fundacja Kultury bez Barier: Aplikacje kinowe zrewolucjonizowały świat. Oddały ludziom prawo do spontaniczności, pozwalają pójść do kina, kiedy człowiek ma na to ochotę. Jeszcze nie rozumiemy tylko jak bardzo i jakie to ważne.
Czego nie wiemy o Polsce? Jak się zmieniła i dzięki komu? Co wpływa na zmianę teraz? – teksty na ten temat znajdziecie w naszym cyklu POD RADAREM
Rewolucję aplikacji opisuje Jan Dybczyński, szef Fundacji Kino Dostępne: „Jest premiera »Światłoczułej«, filmu o relacji miłosnej między osobą niewidzącą i widzącą. Producenci zorganizowali ją w prestiżowym kinie w Złotych Tarasach w Warszawie wspólnie z Polskim Związkiem Niewidomych. Wśród zaproszonych gości — siedemdziesiąt osób z białymi laskami. I z naszą aplikacją w telefonie. To się już dzieje”.
To się zdarzyło – dodajmy – bo audiodeskrypcja do „Światłoczułej” była w bazie aplikacji Kina Dostępnego. A nie każdy film ją ma. Dlaczego?
To nie jest kwestia braku pieniędzy ani braku możliwości technicznych. Zaczyna się od braku zrozumienia, że chodzi o podstawowe prawa, zapisane zresztą w Konstytucji.
Nie jest to jedyny problem. Historia Kina Dostępnego jest jednak przede wszystkim historią wielkiego społecznego sukcesu. Nie da się tego zrozumieć bez opowieści o oddolnych staraniach o dostępną kulturę.
Anna Żórawska: „Nazywali mnie wariatką, która chce robić kino dla niewidomych”.
Jan Dybczyński: „Kręci mnie użycie technologii do rozwiązania ważnego problemu społecznego. Przez lata zawodowo związany byłem z branżą filmową. Aż po latach pracy w przedsięwzięciach komercyjnych chciałem zrobić coś, co będzie po prostu społecznie użyteczne”.
Szacunki mówią, że dysfunkcja wzroku dotyka 1% populacji. Dane GUS wskazują na prawie 3 mln osób z dysfunkcją wzroku, liczba osób z uszkodzeniem wzroku przekracza 500 tysięcy, 100 tys. to osoby całkowicie niewidome.
Problem będzie narastał, bo się starzejemy, a seniorzy coraz słabiej czytają napisy w kinie. „Najpierw zaczynają chodzić tylko na polskie filmy, a potem przestają chodzić do kina w ogóle” – mówi Dybczyński. Takich osób może być nawet 2-3 mln.
„Nie tylko zresztą oni – problem z napisami w obcojęzycznych filmach mają przecież także osoby z dysleksją” – zauważa Żórawska.
Kino Dostępne ma oprócz audiodeskrypcji polską wersję audio do filmów obcojęzycznych. Lektor po prostu czyta napisy
Zaczęło się od specjalnych pokazów w kinach ze specjalną ścieżką dźwiękową dla osób, które nie widzą. Pierwszy w kinie „Pokój” w Białymstoku zrobiła w 2006 r. Fundacja Audiodeskrypcja. Pierwszy pokaz w Warszawie, w kinie Muranów, odbył się pod hasłem „Kino poza ciszą i ciemnością” w 2008 r. I to już dzieło Żórawskiej.
„Nie jestem osobą z niepełnosprawnością. Miałam wtedy 22 lata i czułam, że coś jest nie tak, że ja mogę sobie chodzić kiedy chcę i gdzie chcę, a moi rówieśnicy, którzy po prostu nie widzą czy nie słyszą – nie„ – opowiada Anna Żórawska. – ”Długo szukałam sojuszników, środków i wiedzy, jak to zmienić ".
Pierwszy pokaz, w 2008 r., był dla Żórawskiej ważny, bo spodziewała się na nim właśnie rówieśników, a kino wypełniło się po brzegi osobami 50-60 letnimi. Jeden pan przecisnął się przez tłum, żeby jej podziękować, że zdążył w swoim życiu jeszcze pójść do kina.
„Wtedy zrozumiałam, że musimy to robić. Kultura łączy ludzi i powinna tworzyć miejsca otwarte, w których zaczyna się zmiana społeczna. I od tamtej pory konsekwentnie — w Warszawie, a czasem w innych miastach — organizowaliśmy pokazy z audiodeskrypcją, napisami dla niesłyszących, potem także pętlą indukcyjną* dla korzystających z aparatów słuchowych i tłumaczeniem na język migowy do dyskusji po filmie”.
W 2012 r. powstała Fundacja Kultury Bez Barier.
Robienia audiodeskrypcji trzeba się nauczyć. Jak opowiada Żórawska, ważne były rozmowy po seansach z publicznością: co jest źle, a co dobrze. Ogromnie ważne było, że audiodeskrypcję czytają osoby znane, takie jak słynny lektor Stefan Knothe.
Na początku audiodeskrypcją była zresztą czytana w kinie na żywo, bo filmy puszczane były z taśmy 35 mm. Później głos lektora był nagrywany synchronizowany z obrazem – taki film mógł być dystrybuowany na DVD albo Blu-ray.
„A dziś już gramy z nośników cyfrowych i korzystamy z aplikacji. Fascynująca jest ta transformacja cyfrowa, która jest szansą na większą dostępność” – mówi Żórawska.
Żórawska: Najlepiej zacząć od „obejrzenia” filmu bez obrazu. I wtedy wyłapujemy, czego nie rozumiemy z dialogów, i co trzeba opisać. Dodajemy etykiety, żeby było wiadomo, co kto mówi. Bo to nieprawda, że osoby niewidome rozpoznają postaci po głosie.
A już ideałem jest, jeśli porozmawia się z twórcami filmu, dopytać, co jest najważniejsze w danej scenie. Do tej pory zdarzyło nam się to zaledwie kilka razy.
Jan Dybczyński: Dobra audiodeskrypcją to sztuka. Przykładem może być audiodeskrypcja do filmu „Chłopi” – napisana językiem Reymonta.
To dlatego nazwiska autorów audiodeskrypcji dodawane są do list twórców filmu. Audiodeskrypcje powstają dzięki wysiłkowi organizacji społecznych.
Od ponad dekady zajmują się tym także instytucje kultury i kina jak choćby Centrum Kultury Zamek w Poznaniu.
Popularne stały się platformy VOD, te jednak miały błędy, przez które osoby niewidome nie mogły z nich korzystać, bo strony nie były realnie dostępne (np. nie spełniały standardu WCAG**).
Zaczęły więc powstawać oddolne dostępne platformy (obok powstałego wcześniej Adaptera Fundacji Katarynka – np. Internetowy Klub Filmowy Osób Niewidomych „Pociąg” Fundacji De Facto). To było jednak za mało, zwłaszcza że równocześnie zmiana cyfrowa sprawiła, że z rynku zaczęły znikać płyty z filmami. A one były ważnym nośnikiem audiodeskrypcji. Co więcej, dystrybutorzy »z obawy o naruszenie praw autorskich« w przesyłaniu plików cyfrowo ograniczyli możliwość opracowywania audiodeskrypcji”.
(Żórawska uważa, że to wymówka, bo każda z zaangażowanych w tworzenie audiodeskrypcji organizacji nie tylko dba o ochronę praw autorskich i opłaca licencje na pokazy. Daje przykład NEXT FILM, dystrybutora, który barier nie mnoży i szuka rozwiązań, by wszyscy mogli chodzić do kina. Dybczyński też potwierdza, że są dystrybutorzy, którzy chętnie angażują się w zapewnianie dostępności. Bo rozumieją jej znaczenie).
W tym właśnie momencie na rynku pojawiły się aplikacje.
Jan Dybczyński: „Ostatnio napisał do nas pan Antoni z Giżycka, którego żona pierwszy raz była w kinie szczęśliwa. Bo do tej pory musiała poświęcać seans na szeptanie niewidomemu mężowi, co się dzieje na ekranie. A teraz on ma aplikację, a ona obejrzała sobie po prostu film”.
Mamy więc technologię, ludzi, którzy umieją ją wykorzystać i twórców audiodeskrypcji. Są na to fundusze. Ale nie mamy tylu filmów z audiodeskrypcją, ile trzeba.
Dlaczego? Bo w punkcie, w którym państwo powinno odpowiedzieć na aktywność obywateli, coś zadziało się źle.
Polski Instytutu Sztuki Filmowej wymyślił co prawda kilka lat temu dobre rozwiązanie: wpisał do programów operacyjnych zalecenia dla producentów, że jeśli dostają dofinansowanie od PiSF-u, to mają dodać audiodeskrypcję i napisy dla niesłyszących do kopii wzorcowej filmu.
Jest tam jednak napisane, że audiodeskrypcja jest obowiązkowa, a jak powstanie, MOŻE stać się podstawą kopii dystrybucyjnej.
Może, ale nie musi. I do kin trafiają filmy bez audiodeskrypcji.
Ta zaś, razem z napisami trafia wraz z kopią wzorcową do Filmoteki Narodowej. A biblioteka nie ma już prawa takiej kopii udostępniać, bo nie od dystrybucji.
Tajemnica błędu kryje się jak zwykle w braku konsultacji. Czyli dobrze zorganizowanego procesu, w którym nie tylko poznajemy stanowiska różnych stron, ale możemy skorzystać ze zbiorowej mądrości społecznych ekspertów.
Żórawska: „Kiedy pytamy producentów, dlaczego nie uzupełniają kopii dystrybucyjnych w audiodeskrypcję, skoro ją przygotowali, to mówią, że to podraża im koszty. Tylko że koszt opracowania filmu w wersji dostępnej z audiodeskrypcją, nagraniem w studio i postprodukcją oraz opracowanie napisów to koszt rzędu 10 tysięcy. Jak to słyszą twórcy filmowi, robią wielkie oczy. Dla produkcji filmowej to tyle, co nic”.
Dybczyński: „Od trzech lat zabiegamy, by sprecyzować w regulaminach PISF, że audiodeskrypcje mają być tworzone obligatoryjnie PRZED premierą filmu. Dopiero teraz coś się ruszyło: w lutym, na poznańskim forum Kino Bez Barier przedstawicielka PISF ogłosiła, że od 2026 roku zmiana regulaminu dotacyjnego PISF zostanie wprowadzona”.
Dybczyński tłumaczy, że to nie jest problem pieniędzy.
W Polsce do kin wchodzi co roku około 300 filmów. Samo stworzenie do nich wszystkich audiodeskrypcji i napisów rozszerzonych dla osób z dysfunkcją słuchu to w sumie koszt 3-4 mln złotych. W skali państwa to żadne pieniądze. A potencjalna zmiana społeczna — kolosalna.
Roman Roczeń: Zauważcie, że odbiorca niewidomy jest odbiorcą szczególnym – wiem to po sobie. Ja nie idę po prostu do kina – idę na film. Nie będę zagadywał do kumpla w czasie seansu. Jestem cały w filmie. Dlatego myślę, że jesteśmy dla filmowców fajną grupą docelową.
Ostatnio wybraliśmy się z kolegami w czwórkę. Czwórka niewidomych. Poszliśmy po filmie, do baru, siedzieliśmy przy piwie i rozmawialiśmy o filmie. To jest latanie pod niebem.
Opowieść o próbach zmiany prawa jest jeszcze bardziej przejmująca niż opowieść o oddolnej organizacji na rzecz tworzenia audiodeskrypcji.
Kino Dostępne próbowało skorzystać ze ścieżki „przez Senat”. Jeśli obywatele przedstawią Senatowi petycję i odpowiednio uargumentują potrzebę zmiany, to Senat może skorzystać z inicjatywy ustawodawczej i przekazać projekt Sejmowi do rozpatrzenia.
Ta ścieżka oznacza, że tak naprawdę cały wysiłek ekspercki, dostarczenia analiz i danych spoczywa na stronie społecznej. To zatem gigantyczny wysiłek.
Dybczyński: „Byliśmy o włos od sukcesu. Senat zeszłej kadencji, dzięki naszym staraniom, wystąpił z inicjatywą legislacyjną, by zobowiązać dystrybutorów do zaopatrywania w audiodeskrypcję każdy film, wchodzący do dystrybucji w Polsce. Pracowaliśmy w grupie kilku organizacji przez dwa i pół roku. Odbyliśmy kilkadziesiąt spotkań w tej sprawie z producentami, dystrybutorami, urzędnikami, politykami. Przeszliśmy całą ścieżkę legislacyjną. Projekt trafił do Sejmu.
Ale kadencja się skończyła, a wraz z nią projekt przepadł.
A teraz próby zainteresowania nim obecnych decydentów nie przynoszą żadnych efektów”.
Żórawska: „Ja też już miałam moment zwątpienia. Zawodu, jak bardzo nikt nas nie słucha, jak nie pozwala nam robić tego, co trzeba. Ale pojawiła się nowa motywacja, a z nią nadzieja”.
Żórawska tak jak Dybczyński wiąże nadzieję z aktywnością Centrum Kultury Zamek, które dzięki grantowi na kino bez barier zaczęło organizować ludzi zajmujących się dostępnością kina. Tak powstała inicjatywa Film dla Wszystkich, sama Żórawska zainicjowała Grupę ds. Dostępnej Kinematografii przy Radzie Dostępności w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej.
Grupa pracuje nad projektem zmiany ustawy o kinematografii, która sprawi, że filmy w wersji dostępnej trafiały do kin w dniu premiery, na festiwale i na platformy VOD.
Z punktu widzenia tych, którzy przeszli już ścieżką przez Senat, to jednak ogromnie rozczarowujące. Prace zaczynają się jakby od nowa, choć kwestia audiodeskrypcji mogłaby już szybko przejść przez Sejm. I aplikacje zapełniłyby się filmami w wersji dostępnej dla każdego.
Żórawska jednak tłumaczy, że do tego, by projekt przeszedł przez Sejm, potrzebna jest siła społeczna i sieć obywatelska, której parlamentarzyści nie zlekceważą. Im więcej zaangażowanych podmiotów, tym lepiej.
„Projekt z 2022 nie uwzględniał np. potrzeb głuchych i niesłyszących” – mówi Żórawska.
Prawa osób głuchych są jeszcze bardziej w Polsce naruszane i zaniedbywane. Choćby dlatego, że wiele osób nie rozumie, że osoba głucha od urodzenia może po prostu nie znać polskiego – uczy się go dopiero w szkole jako języka obcego. Przez to jej społeczne wykluczenie jest ogromne.
„Tu nie chodzi tylko o osoby niewidome, starsze, z dysleksją – ale także osoby niesłyszące i głuche. Dziś nie tylko dzieci niewidome, ale i głuche nie mogą oglądać filmów Disneya w wersji dla nich dostępnej. A to są kody kultury, w których dorastamy wszyscy” – mówi Żórawska. – „Nie wybaczyłabym sobie tego, że zgubimy po drodze kogoś, komu możemy ulepszyć przestrzeń kina”.
Zatem projekt „Grupy Żórawskiej” przy Radzie Dostępności Ministerstwa Funduszy ma być kompleksowy i porządnie przekonsultowany. I ma uwzględnić dorobek senacki Kina Dostępnego. Które z kolei liczy na to, że zostanie zaproszone do prac nad całym projektem. Wymaga to oczywiście dodatkowego wysiłku administracyjnego, ale w ten sposób sieć społeczna dla projektu zwiększyłaby się o kolejne oczko.
OKO.press zapytało o plany związane z ustawą Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Z odpowiedzi wynika, że projekt rzeczywiście ma być kompleksowy. Urzędnicy wyliczają tyle problemów, że już widać, że bez nacisków oddolnych i szerzenia wiedzy o dostępności wśród wszystkich odbiorców dóbr kultury się nie obejdzie
Ponieważ projekt powstaje przy ministerstwie, będzie miał szanse na ścieżkę rządową, a więc i na to, że nie zostanie utopiony w Sejmie
W bazie aplikacji Kino Dostępne jest dziś 57 filmów. W 2024 r. odnotowała 9,5 tys. sesji użytkowników.
Roman Roczeń: To się zmieni, to oddolny proces. To się musi zmienić.
* Pętla indukcyjna wzmacnia w słuchawce aparatu słuchowego to źródło dźwięku, które jest w danej sytuacji ważne. Dzięki temu dźwięk jest czysty i precyzyjny. Pętle indukcyjne świetnie sprawdzą się wszędzie tam, gdzie występuje hałas i duża ilość różnych bodźców dźwiękowych. Powinna być standardem w budynkach publicznych.
** WCAG (Web Content Accessibility Guidelines) to wytyczne dotyczące dostępności treści internetowych i cywilizacyjny standard. Wyjaśniają, jak tworzyć strony internetowe i aplikacje, aby udostępnić je osobom z niepełnosprawnościami np. wzroku, słuchu, ruchu, ale też z niepełnosprawnością intelektualną czy zaburzeniami poznawczymi. Strony internetowe i aplikacje mobilne, które spełniają wytyczne WCAG, nazywamy dostępnymi cyfrowo. Od 2019 r. standard ten ustawowo obowiązuje wszystkie strony i aplikacje podmiotów publiczynych.
Kultura
Niepełnosprawność
Prawa człowieka
Ministerstwo Rozwoju
Anna Żórawska
dostępność
film
Jan Dybczyński
Kino dostępne
Kultura bez barier
osoby z niepełnosprawnościami
pod radarem
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze