Według informacji przekazanych nam przez osobę przebywającą w strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców w Lesznowoli, 4 października na trzeci już protest głodowy w tej placówce zdecydowało się ponad 30 osób. Dostaliśmy też postulaty protestujących
Postulaty te nie różnią się wiele od żądań wysuwanych przez poprzednich strajkujących, co nie powinno dziwić. Sytuacja cudzoziemców w ośrodkach zamkniętych, mimo protestów oraz zaangażowania wielu organizacji – ostatnio Amnesty International – w ogóle się nie zmienia.
– Głównym postulatem jest zakończenie bezsensownego przedłużania detencji i zaprzestania stosowania „kalki” – słyszymy od aktywistów wspierających protest. „Kalką” aktywiści nazywają sposób wydawania decyzji o przedłużeniu detencji. Według nich decyzje różnią się od siebie jedynie nazwiskami osób, których dotyczą, a powody są kopiowane, jak przez kalkę.
To kolejny już zarzut o automatyczne kierowanie do ośrodków zamkniętych osób przekraczających granicę poza wyznaczonymi przejściami oraz automatyczne przedłużanie pobytu w tych ośrodkach.
O umieszczanie zatrzymywanych na granicy cudzoziemców w ośrodkach wnioskuje Straż Graniczna, do czego ma prawo. Natomiast sądy winny rozpatrywać te wnioski biorąc pod uwagę indywidualne sytuacje osób których dotyczą. Tymczasem, jak mówili nam m.in. politycy interweniujący podczas poprzednich strajków, niemal zawsze przychylają się do żądań SG.
Kolejnymi zarzutami, jaki wysuwają protestujący, jest brak znajomości języków obcych wśród pracowników ośrodka, a także brak swobodnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Na liście postulatów pojawił się też zakaz szykanowania uczestników protestu. To wynik doświadczeń poprzednich strajkujących.
"Tym razem w Lesznowoli do strajku głodowego przystąpiło trzydziestu trzech osadzonych. Jak nam przekazano, są wśród nich osoby migrujące zatrzymane podczas przekraczania granicy polsko-białoruskiej, ale także osoby, które zostały skierowane do ośrodków z innych powodów, m.in. w celu zrealizowania nakazu opuszczenia kraju, np. Czeczeni".
Strajk wybuchł już 4 października, 7 października zawiadomiono o tym oficjalnie władze ośrodka i zapowiedziano przekazanie postulatów, które pojawiły się dziś.
Osoba, z którą rozmawiamy, przekazała nam, że strażnicy pytali głodujących, dlaczego nie jedzą, stąd oficjalna informacja przekazana władzom jeszcze przed przedstawieniem postulatów. Tego samego dnia zwróciliśmy się z pytaniami o sytuację do rzecznik ośrodka w Lesznowoli. Do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi.
– Wszyscy są postawieni na nogi, bo wiedzą, że w ośrodku jest strajk głodowy – mówiła nam w sobotę, 8 października, osoba, z którą się kontaktujemy.
– Chcemy coś zrobić, bo ile można tak siedzieć? – pyta retorycznie nasz rozmówca, który w ośrodku dla cudzoziemców przebywa już dziewiąty miesiąc. Mężczyzna nie przekraczał granicy polsko-białoruskiej. Z uwagi na chęć zachowania jego anonimowości nie zdradzamy szczegółów jego sprawy.
Strajkujący przedstawili swoje postulaty w poniedziałek rano. Poinformowali także Rzecznika Praw Obywatelskich oraz posłów i posłanki. W postulatach czytamy:
„Strajk ten jest formą pokojowego protestu i zwrócenia uwagi opinii publicznej na nieludzkie praktyki stosowane w tzw. ośrodkach detencyjnych, które dalej będziemy nazywać obozami zagłady ludzkiej godności - co jest zgodne ze stanem faktycznym”.
Strajkujący domagają się m.in. zaprzestania bezzasadnego ich zdaniem przedłużania detencji oraz deportacji do krajów, gdzie trwają konflikty zbrojne. W tym miejscu należy zaznaczyć, że co do zasady takich deportacji Polska nie wykonuje, strajkujący najpewniej mają tu na myśli deportowanie Czeczenów, czemu od dawna sprzeciwiają się obrońcy praw człowieka oraz deportowanie osób do Iraku, kraju, o którym sami deportowani mówią, że jest niebezpieczny.
Strajkujący domagają się także poprawy warunków w ośrodku. Żądają swobodnego dostępu do internetu – obecnie mogą korzystać tylko z poczty internetowej oraz serwisu YouTube, ośrodek zezwala także na korzystanie z komunikatora Skype, celem kontaktu z rodzinami. Zdaniem strajkujących to za mało. Piszą: „Żyjemy w czasach, gdy telefony z internetem są głównymi komunikatorami na całym świecie. Mamy rodziny w dalekich krajach i uniemożliwianie kontaktu jest zwykłym znęcaniem się”.
Zwracają także uwagę, że poprzedni strajkujący byli szykanowani poprzez odmawianie kontaktu z rodzinami. Dlatego na liście postulatów pojawił się także punkt mówiący o zapewnieniu ochrony przed szykanami z powodu strajku.
Łącznie strajkujący zgłosili 13 postulatów i przekazali je do władz ośrodka w Lesznowoli, a także do Rzecznika Praw Obywatelskich, Posłanek i Posłów oraz Senatorek i Senatorów, organizacji pozarządowych i mediów.
OKO.press jest w posiadaniu dokumentu w języku polskim oraz angielskim – łącznie pod obiema wersjami językowymi podpisały się 33 osoby.
– Każdy ma swoje powody, doprowadzili nas do ostateczności. W ciągu tych kilku dni każdy z nas stracił po cztery kilo. Może coś się zmieni, jak zaczniemy padać i będą po nas przyjeżdżać karetki? – pyta retorycznie nasz rozmówca.
Podobnie myśleli protestujący, którzy zdecydowali się na strajk głodowy na przełomie maja i czerwca. Był to – jak dotąd – najdłużej trwający strajk głodowy w polskich ośrodkach dla cudzoziemców. Trwał 35 dni, w początkowej fazie brało w nim udział ponad 20 Kurdów, zarówno tureckiego, jak i irackiego pochodzenia. Do końca protestu dotrwało 10 mężczyzn. Strajk zakończył się zawieszeniem z obawy o zdrowie jednego z mężczyzn oraz w akcie solidarności wobec innego mężczyzny, któremu Straż Graniczna miała grozić przeniesieniem do innego ośrodka.
Jak informowała nas już po zawieszeniu tamtego strajku posłanka Nowej Lewicy Katarzyna Kretkowska, w trakcie protestu Urząd ds. Cudzoziemców rozpatrzył część wniosków o ochronę międzynarodową osób biorących udział w proteście. Ale czy to znaczy, że sam protest cokolwiek zmienił?
Kretkowska kieruje Parlamentarnym Zespołem ds. Polityki Migracyjnej i Integracyjnej oraz wraz z posłem Tomaszem Aniśko (Zieloni), Małgorzatą Tracz (Zieloni) i Darią Gosek-Popiołek (Razem) interweniowała w sprawie sytuacji w ośrodkach zamkniętych. Od szef UdsC usłyszała zapewnienia, że procedury dotyczące strajkujących toczyły się zgodnie z wyznaczonymi terminami.
Podobnie miało być w przypadku pięciu Syryjczyków, którzy podjęli pierwszy strajk głodowy w Lesznowoli. Po dziewięciu dniach głodówki dostali decyzję o zwolnieniu z detencji. I właśnie ten sukces zrodził w pozostałych cudzoziemcach w Lesznowoli, ale i w innych ośrodkach, przekonanie, że głodówka może mieć sens. Jednak i to nie jest takie proste.
W przypadku Syryjczyków również miały znaczenie urzędowe terminy, czyli upływające sześć miesięcy od zarejestrowania wniosku o azyl, po którym – w myśl przepisów – należy zwolnić cudzoziemca z detencji, jeśli w jego sprawie nie została podjęta decyzja. Nieoficjalnie dotarły do nas informacje, że akurat sprawa tej piątki mogła zostać w urzędzie nieco przyspieszona, ale z drugiej strony nawet jeśli Syryjczycy nie podjęliby głodówki, to musieliby albo dostać decyzję, albo zostać zwolnieni w podobnym terminie.
W tym miejscu należy podkreślić, że cudzoziemcy ubiegający się o azyl spędzają w polskich ośrodkach więcej czasu niż te przepisowe sześć miesięcy. Ma na to wpływ wydłużanie przez Straż Graniczną samego zarejestrowania wniosku o azyl, już po umieszczeniu w detencji. Mówili nam o tym sami cudzoziemcy, jak i aktywiści oraz interweniujący politycy.
Wiemy, że już po zwolnieniu pięciu Syryjczyków, większość z nich wyjechała z Polski nie czekając na rozpatrzenie wniosków o azyl. Po zakończeniu drugiego strajku w Lesznowoli część osób również została zwolniona i również wyjechała z Polski.
Pod koniec drugiego strajku w Lesznowoli Straż Graniczna miała grozić jednemu z mężczyzn przeniesieniem do ośrodka o gorszych warunkach bytowych. A gdy pozostali mężczyźni zdecydowali o zawieszeniu strajku, przeniesiono innego mężczyznę, co osadzeni interpretowali jako zastosowanie represji za sam protest. Przeniesiony mężczyzna został zwolniony, podobny mechanizm stosowano też w innych przypadkach zwolnień z detencji.
O kolejnych rodzajach represjach słyszeliśmy od mężczyzn z innych ośrodków, w których w trakcie 35-dniowej głodówki w Lesznowoli wybuchały protesty.
Mężczyznom z Przemyśla miano odbierać prawo do używania komputera z internetem za pośrednictwem, którego kontaktowali się z rodziną. Mieli usłyszeć: – No food, no Skype. W Krośnie Odrzańskim natomiast miano protestujących straszyć przymusowym karmieniem.
„Ustawa o cudzoziemcach przewiduje środki zaradcze w przypadku jeżeli życiu cudzoziemca zagraża poważne niebezpieczeństwo, będące następstwem odmawiania przez niego posiłków, jednak o tym decydują już lekarze oraz sąd – informowała nas rzecznik, gdy dopytywaliśmy o te groźby.
„Funkcjonariusze Straży Granicznej w przypadku odmawiania przez cudzoziemców posiłków prowadzą z nimi rozmowy, angażują lekarza i psychologa do monitorowania ich stanu fizycznego i psychicznego, przekonują i informują o tym, że decyzja o nieprzyjmowaniu posiłków ma zły wpływ na ich ogólny stan zdrowia. Zatem nie zmuszają nikogo do jedzenia lub picia, w przypadku pogorszenia się stanu zdrowia cudzoziemca, (decyzją lekarza) może być on hospitalizowany a wówczas już lekarz podejmie decyzję o dalszym przebiegu leczenia” – wyjaśniała rzecznik.
O poddawanych detencji cudzoziemców w ostatnim czasie upomniało się stowarzyszenie Amnesty International, które prowadzi kampanię informacyjną Ośrodki all-inclusive. Detencja, przemoc, poniżenie. Organizacja wskazuje, że ośrodki zamknięte mają charakter więzienny.
"Kierowani do nich cudzoziemcy nie są jednak skazani, ani nawet podejrzewani o popełnienie przestępstwa. Są kierowani do zamkniętych ośrodków automatycznie, bez analizy ich indywidualnej sytuacji, co pozwoliłoby ocenić, czy jakikolwiek środek ograniczający ich wolność jest w ogóle uzasadniony” – wskazuje Amnesty International.
„Ośrodki zapewniają niewiele prywatności, przetrzymywani w nich ludzie mają ograniczony kontakt ze światem zewnętrznym, a także ograniczony dostęp do urządzeń sanitarnych, lekarzy, psychologów czy pomocy prawnej” – wylicza organizacja.
„Wśród osób uwięzionych w ośrodkach jest wiele takich, które w myśl przepisów prawa w ogóle nie powinny się tam znaleźć. Dotyczy to np. osób z doświadczeniem przemocy w kraju pochodzenia lub na granicy polsko-białoruskiej. Tymczasem wielomiesięczne przetrzymywanie w tych placówkach, brak odpowiedniej pomocy psychologicznej, brak informacji o obecnym statusie i ciągła niepewność pogłębiają ich traumę. Osoby te szukały w Polsce schronienia, ale zamiast otrzymać pomoc są poniżane i pozbawiane wolności, jak przestępcy – stwierdza.
„W efekcie w strzeżonych ośrodkach dochodzi do przypadków samookaleczenia, prób samobójczych, strajków głodowych i buntów” – puentuje Amnesty International.
Komentarze