0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agata KubisAgata Kubis

Kurdowie w ośrodku zamkniętym w Lesznowoli prowadzili protest głodowy przez 35 dni, dołączyli do nich mężczyźni z Wędrzyna, Krosna Odrzańskiego (te protesty już się zakończyły) oraz Przemyśla. Tym samym, mężczyźni poszli w ślad piątki Syryjczyków, którzy przez dziesięć dni odmawiali przyjmowania posiłków właśnie w Lesznowoli. W przypadku Syryjczyków protest zakończył się zwolnieniem z detencji, w przypadku Kurdów z Lesznowoli sytuacja nadal jest niejasna, także jeśli chodzi o działania Straży Granicznej.

Jak dowiadujemy się od posłanki Nowej Lewicy Katarzyny Kretkowskiej, Urząd ds. Cudzoziemców rozpatrzył już część wniosków o ochronę międzynarodową – a więc decyzja w tych sprawach zostanie wydana na dniach, cześć rozpatrzy w najbliższym czasie, a w przypadku jednego z mężczyzn, który złożył wniosek miesiąc temu, procedura będzie trwać dłużej.

Kretkowska kieruje Parlamentarnym Zespołem ds. Polityki Migracyjnej i Integracyjnej oraz wraz z posłem Tomaszem Aniśko (Zieloni), Małgorzatą Tracz (Zieloni) i Darią Gosek-Popiołek (Razem) interweniowała w sprawie sytuacji w ośrodkach zamkniętych.

Przeczytaj także:

„Nie da się walczyć z kimś kto honoru nie ma”

Czy to znaczy, że protest głodowy przyspieszył działania urzędu – nie wiadomo. Szef UdsC przekonywał Kretkowską, że procedury toczyły się zgodnie z wyznaczonymi terminami. Podobnie miało być w przypadku zwolnionych już z detencji Syryjczyków, choć nieoficjalnie słyszeliśmy wówczas o nadawaniu sprawom nieco szybszego biegu.

Na tę chwilę jednak sytuacja mężczyzn, którzy nadal przebywają w detencji się nie zmieniła. Co więcej, dowiedzieliśmy się, że kontynuują protest, choć w zmienionej formie.

Kończąc strajk głodowy, mężczyźni napisali w oświadczeniu:

„Strajk głodowy jest wymagającą i honorową formą walki, ale nie da się walczyć z kimś, kto honoru nie ma. Straż Graniczna nie odpowiedziała na nasze wezwania do rozmów, zamiast tego nieustannie nas zastrasza i grozi nam. Wczoraj jednego z nas pobili, a potem umieścili w izolatce, kiedy tylko został wypuszczony ze szpitala. Nie będziemy rozmawiać z tchórzami, którzy biją ludzi na krawędzi śmierci. Czy my, wychudzeni po 35 dniach głodówki, jesteśmy na tyle groźni, żeby bać się z nami usiąść przy jednym stole?”.

Teraz przekonują, że ich nieformalne ustalenia z władzami ośrodka zawarte podczas kończenia głodówki zostały złamane, więc protest kontynuują. Tym razem odmawiają wykonywania jakichkolwiek poleceń.

Przypomnijmy. Mężczyźni zdecydowali się zakończyć protest, stając solidarnie w obronie swoich dwóch kolegów.

Jeden z nich tuż przed zakończeniem głodówki trafił na SOR, a następnie został skierowany do szpitala specjalistycznego na dalszą obserwację. Mężczyzna skarżył się, że w drodze powrotnej do ośrodka spotkał się z przemocą ze strony straży. Miano mu też grozić przemocą, jeśli nie zacznie spożywać posiłków, a już w ośrodku miał trafić do izolacji. Drugiemu mężczyźnie miano grozić przeniesieniem do ośrodka zamkniętego dla cudzoziemców w Przemyślu – gdzie warunki są znacznie trudniejsze niż w Lesznowoli.

Chcąc uchronić jednego kolegę przed przeniesieniem, oraz wstawić się za drugim, który miał być poddawany izolacji oraz szykanom, mężczyźni zdecydowali się zakończyć protest. W efekcie ich kolega faktycznie nie został wywieziony, ale już następnego dnia straż graniczna przeniosła do Przemyśla innego mężczyznę, również z grona protestujących. Przeniesiony mężczyzna wznowił protest głodowy, już w Przemyślu.

„Nie zdążyliśmy z nim nawet porozmawiać”

Mężczyźni w Lesznowoli nie ukrywają oburzenia wywiezieniem swojego kolegi.

„Był przekonany, że zostaje zwolniony do otwartego ośrodka. Zebrał swoje rzeczy, a w ostatniej chwili zorientował się, że czeka na niego transport. A przecież jeśli zwalniają do ośrodka otwartego, to żaden transport na człowieka nie czeka, bo wszędzie trzeba dojechać samemu” – mówi nam mężczyzna, z którym kontaktujemy się od początku strajku.

„Nie zdążyliśmy z nim nawet porozmawiać. Późno w nocy zadzwonił, że jest już w Przemyślu” – dodaje.

Mężczyzna relacjonował nam też powrót protestującego kolegi ze szpitala specjalistycznego do ośrodka.

„To bardzo źle wyglądało, on nie mógł chodzić, wlekli go korytarzem do izolatki. To musi być nagrane na kamerach, ale kto to sprawdzi? A śladów pobicia na ciele nie ma” – przekonuje.

Na nasze pytania zadawane w tej sprawie już dwukrotnie, rzecznik Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej nie odpowiada.

„Od ponad tygodnia wszyscy strajkujący cudzoziemcy ze Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców w Lesznowoli zaprzestali protest głodowy — przyjmują regularnie przyjmują posiłki, zgłaszając się na stołówkę” – brzmi pełna odpowiedź na nasze pytania zadawane 7 oraz 13 czerwca.

Alarmującymi doniesieniami zajęło się biuro Rzecznika Praw Obywatela. Z zebranych, jak dotąd przez biuro częściowych informacji wyłania się obraz inny, niż malują go mężczyźni z Lesznowoli, choć nadal niepełny.

Zastępczyni RPO, dr Hanna Machińska zrelacjonowała nam swoją rozmowę z lekarką, która wypisywała mężczyznę ze szpitala specjalistycznego. Lekarka przekazała jej, że mężczyzna został wypisany w stanie dobrym. – Gdyby mężczyzna był w złym stanie, to byśmy go nie wypuścili – przekonywała Machińską.

Śledziliśmy tę hospitalizację. Na początku czerwca trafił na SOR, gdzie był pilnowany przez pięciu funkcjonariuszy i gdzie nie dopuszczano do niego jego pełnomocniczki, psycholożki Marii Książek, która przybyła na miejsce z tłumaczem. Ze zdawkowych informacji, jakich lekarz udzielał pełnomocniczce, wynikało, że na SOR stan mężczyzny również oceniono jako dobry. Jednakże podczas pobytu mężczyzny nie pozwolono pełnomocniczce zapoznać się z dokumentacją medyczną i wynikami przeprowadzanych badań.

Następnego dnia mężczyzna został wypisany ze skierowaniem na obserwację do placówki specjalistycznej. W trakcie dalszej hospitalizacji, która trwała ok. 3 dni, już w placówce specjalistycznej, nieoficjalnie słyszeliśmy o możliwości pojawieniu się przesłanek, które miałyby uniemożliwić dalszą detencję mężczyzny.

Przypomnijmy, przepisy mówią jasno, że nie można poddawać detencji osób, dla których pobyt w zamknięciu może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia. Nie powinno się też stosować detencji wobec osób, które doświadczyły przemocy – pobyt w ośrodku może nasilać nabyte w kraju pochodzenia, czy w trakcie migracji traumy, czy objawy zespół stresu pourazowego, czyli PTSD.

Jak pokazuje jednak praktyka, zdarza się, że te przesłanki nie są uważane za wystarczające, by zwolnić osobę z detencji.

A co z oskarżeniami o pobicie? Komendant ośrodka dwukrotnie i osobiście w rozmowie telefonicznej zapewniał Hannę Machińską, że taka sytuacja nie miała miejsca. Komendant przekazał Machińskiej, że mężczyzna trafił do ośrodka w dobrym stanie. Jednakże biuro RPO nadal wyjaśnia także ten wątek.

A czy mężczyzna został zawleczony do izolatki, gdzie grożono mu przemocą i przymusowym karmieniem?

Biuro RPO przekazuje nam: „Straż Graniczna zaprzeczyła, aby którykolwiek z cudzoziemców prowadzących protest głodowy został umieszczony w izolacji w ambulatorium Służby Zdrowia NwOSG, podobnie jak zaprzeczyła zarzutom, że personel Służby Zdrowia wykonywał wobec cudzoziemca jakiekolwiek procedury bez jego zgody”. Hanna Machińska doprecyzowuje, że komendant placówki przekazał RPO, że mężczyzna został umieszczony w miejscu jednoosobowym, w okolicach ambulatorium, które nie miało cech izolatki. Następnego dnia mężczyzna, zgodnie z wyrażoną wolą, miejsce opuścił. RPO nie ma żadnych informacji, aby mężczyzna był w tym miejscu pilnowany.

Tylko dlaczego mężczyzna tuż po powrocie ze szpitala specjalistycznego trafił do jednoosobowego miejsca w ośrodku? Nasz informator przekonuje, że mężczyzna tego nie wie i że nie chciał się tam znaleźć oraz że prosił następnego dnia, aby nie musiał do tego miejsca wracać.

Co się dzieje w Przemyślu?

Niestety nie udało nam się skontaktować z mężczyzną, który został przeniesiony do Przemyśla.

– Nie chce z nikim rozmawiać – słyszymy od jednego z dwóch Kurdów, którzy jeszcze do niedawna prowadzili swój strajk głodowy w tamtejszym ośrodku.

Mężczyźni zrezygnowali z protestu kilka dni temu, gdy zostali zapewnieni, że ich sprawa zostanie w najbliższym czasie rozwiązana i zostaną zwolnieni z detencji. Podobne decyzje wcześniej podjęli mężczyźni protestujący w Krośnie Odrzańskim, w Wędrzynie z kolei spełniono żądania protestującej dwójki mężczyzn i przeniesiono ich do innego ośrodka.

Tymczasem w Przemyślu, na tę chwilę i według naszych informacji, protest prowadzi dwóch mężczyzn – to przeniesiony mężczyzna z Lesznowoli oraz Jemeńczyk, który w przeciwieństwie do dwójki Kurdów nie zaprzestał głodówki.

Jemeńczyk na początku czerwca usiłował się samookaleczyć, używając jednorazowej maszynki do golenia. Według informacji straży granicznej, którą uzyskał interweniujący w tym czasie w ośrodku poseł Tomasz Rząsa, podczas próby udzielenia pomocy medycznej, straż graniczna zastosowała wobec mężczyzny środki przymusu bezpośredniego. Podczas rozmowy z posłem, mężczyzna miał pokaleczoną skórę na ręce oraz zasinione okolice jednego oczodołu.

Pytaliśmy o tę sytuację rzecznika Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, ale uzyskaliśmy jedynie zapewnienie, że nie doszło do próby samobójczej, a „jeśli zostały użyte środki przymusu bezpośredniego wobec jakiegokolwiek cudzoziemca przebywającego w strzeżonym ośrodku, to czynności te wykonano zgodnie z przepisami”.

Z kolei Kurdowie, z którymi rozmawialiśmy, przekonują, że mężczyzna został pobity.

Sprawą Jemeńczyka w Przemyślu oraz mężczyzny przeniesionego z Lesznowoli będzie zajmować się posłanka Katarzyna Kretkowska. Także biuro RPO bada sytuację w Lesznowoli, ale także w Przemyślu. Trwają też inne interwencje poselskie. 13 czerwca w Przemyślu interweniował poseł Nowej Lewicy Krzysztof Śmiszek. Śmiszek wysłał pismo, w którym domaga się zwolnienia mężczyzny, który przebywa w detencji od sierpnia ubiegłego roku.

„Od tego czasu przebywa w zamkniętym ośrodku, zmagając się z załamaniem nerwowym. Mężczyzna ten cierpi na epilepsję, która jest efektem pobicia. (…) wymaga spokoju, opieki medycznej i stałego wsparcia psychologicznego i psychiatrycznego” – pisze w swej interwencji Śmiszek.

Aktywiści donoszą, że mężczyzna, w którego sprawie interweniuje Śmiszek, doświadczył brutalnej przemocy ze strony bojówek. „Cała jego rodzina była nękana, a w końcu życie straciła jego siostra. To stało się powodem ucieczki najpierw z rodzinnego miasta, a następnie z kraju. (…) do dziś przebywa w detencji. I tak ofiara przemocy w Iraku stała się ofiarą przemocowej, bezdusznej polityki antymigracyjnej Polski” – informują aktywiści.

„Najprawdopodobniej nielegalny, najprawdopodobniej winny”

Tym samym aktywiści opisują automatyzm stosowania detencji wobec cudzoziemców, którym udało się złożyć wniosek o ochronę międzynarodową, po przekroczeniu granicy polsko-białoruską przez podlaskie lasy.

Kretkowska przypomina, że ludzie, którzy przekraczają polsko-białoruską granicę nie mają możliwości złożenia wniosków o ochronę na przejściach granicznych, co zmusza ich do szukania innej drogi.

Najczęściej poddawani są push-backom, czyli odstawieniem z powrotem na granice i nakazaniem jej przekroczenia w celu powrotu na Białoruś. Ten proceder był już wielokrotnie opisywany. Straż Graniczna z początku działała na podstawie odpowiednio interpretowanych przepisów, później na podstawie rozporządzenia szefa MSWiA Macieja Wąsika, które pozwalało na zawracanie ludzi. Teraz podpiera się znowelizowaną ustawą o ochronie granicy, która została skonstruowana tak, aby zalegalizować push-back. Ale to wcale nie znaczy, że jest on legalny – o czym mówią choćby przepisy prawa międzynarodowego, jak np. Konwencja Genewska.

Jeśli natomiast osobom uda się złożyć wniosek o ochronę, najczęściej kierowani są do ośrodków zamkniętych. Sądy bowiem uznają, że nielegalne przekroczenie granicy jest wystarczająca przesłanką, by zastosować detencję, mimo że istnieją środki alternatywne wobec detencji, a także przepisy, które nie pozwalają na zamykanie w ośrodkach ludzi, którzy doświadczali przemocy.

Pod koniec maja posłanka Katarzyna Kretkowska wniosła projekt uchwały, w której zaapelowała do rządu oraz i do całej opozycji o przywrócenie ładu prawnego na granicy.

„Apelujemy o przywrócenie ładu prawnego na granicy polsko-białoruskiej, który w od 10 miesięcy w sposób bezduszny jest tam łamany. Łamane jest prawo polskie, jak i międzynarodowe. Łamane są Konwencja Praw Człowieka oraz Konwencja Genewska i przede wszystkim Konstytucja RP” – mówiła na konferencji prasowej w towarzystwie przedstawicielek Fundacji Ocalenie.

„Apelujemy o to, aby Polska zaczęła postępować zgodnie z prawem, ażeby cały dobry wizerunek, który nasz kraj odzyskał swoim stosunkiem do uchodźców z Ukrainy, nie został zaprzepaszczony działaniami sprzecznymi z powinnościami człowieka i państwa na granicy polsko-białoruskiej – dodała Kretkowska.

Na to samo zwracają uwagę poddawani detencji mężczyźni, z którymi się kontaktujemy.

„Ukraińskie kobiety i dzieci witacie z otwartymi ramionami. A jak ktoś ma ciemną skórę, od razu do ośrodka. Bo najprawdopodobniej jest nielegalny, najprawdopodobniej jest winny” – mówi nasz informator w Lesznowoli.

;

Komentarze