Polska jest po prostu bezczelna i przy pomocy ustawy otwarcie mówi wyczerpanym migrantom: "Nie przyjmiemy waszego wniosku. Wypier....lać!". I podstawia ciężarówkę. Po europejsku ma to brzmieć elegancko: "Niestety, źle trafiłeś. Najbliższy punkt przyjmowania wniosków jest 18 kilometrów stąd"
Jako obywatel UE przecieram oczy ze zdumienia. Mój rząd - Komisja Europejska - deklarując pełne poszanowanie prawa humanitarnego chce dać Polsce, Litwie i Łotwie de facto prawo do nieprzyjmowania wniosków migrantów o ochronę międzynarodową. Decyduje o tym krótki zapis o "uporządkowaniu obsługi zgłoszeń".
W dodatku w oficjalnym komunikacie prasowym z 1 grudnia Komisja Europejska pod wodzą Ursuli von der Leyen ukryła ten kluczowy zapis z "Wniosku dotyczącego decyzji Rady w sprawie tymczasowych środków nadzwyczajnych na rzecz Łotwy, Litwy i Polski".
Zapis daje polskiemu pogranicznikowi dodatkową możliwość naruszenia praw migrantów docierających do Polski przez granicę z Białorusią. Zgodnie z europejskim prawem mógłby po prostu uprzejmie poinformować wyczerpanego człowieka, że najbliższy punkt przyjmowania wniosków mieści się powiedzmy 18 km, w tamtą stronę. "Proszę tam się zgłosić".
Jeśli dobrze zaciśnie usta, to może uda mu się nie roześmiać.
Komunikat przetłumaczony na języki narodowe nie brzmi tak źle. Komisja, odpowiadając na apel Rady Europejskiej, chce "wesprzeć Łotwę, Litwę i Polskę w ich działaniach związanych z sytuacją nadzwyczajną na zewnętrznej granicy UE z Białorusią. Środki te umożliwią wspomnianym państwom członkowskim ustanowienie
szybkich i uporządkowanych procedur w celu opanowania sytuacji przy pełnym poszanowaniu praw podstawowych praw i zobowiązań międzynarodowych, w tym zasady non-refoulement [nie wypychania, nie stosowania push-backów - red.].
Mowa też o "europejskiej solidarności, (....) by stawić czoła atakom hybrydowym wymierzonym w naszą Unię". Komisja chce "zapewnić państwom członkowskim elastyczność i wsparcie w radzeniu sobie z tą nadzwyczajną sytuacją, przy zachowaniu pełnego poszanowania praw człowieka. Powinno to umożliwić wspomnianym państwom pełne przestrzeganie prawa do azylu i dostosowanie ustawodawstwa do unijnego dorobku prawnego".
Na czym ma polegać ta elastyczność?
Z komunikatu dowiemy się, że chodzi o trzy zasady:
Generalnie Komisja chce dać zatem Polsce, Litwie i Łotwie więcej czasu na rejestrację wniosków o azyl (poprawnie - o ochronę międzynarodową), co można zrozumieć, bo wniosków jest znacznie więcej niż poprzednio. Ostatni punkt może być ryzykowny, bo "uproszczone i szybsze procedury" odsyłania migrantów mogą oznaczać groźbę pochopnych decyzji.
Komisja podkreśla, że "wszystkie procedury muszą przebiegać z poszanowaniem praw podstawowych i szczególnych gwarancji określonych w prawie UE. Dotyczy to m.in. dobra dziecka, potrzeb osób wymagających szczególnego traktowania, opieki zdrowotnej w nagłych wypadkach, stosowania środków przymusu i warunków pobytu w ośrodku detencyjnym".
Czyli wolniej, ale humanitarnie.
W oficjalnym wniosku do Rady Europejskiej Komisja jest znacznie mniej poprawna w sformułowaniach: "zapewnienie praw do azylu nie było dostosowane do sytuacji, w której integralność i bezpieczeństwo UE zostało zaatakowane w rezultacie instrumentalnego używania migrantów". Ale najważniejszy jest przemilczany w komunikacie prasowym konkret, czyli
"możliwość przyjmowania wniosków o ochronę międzynarodową wyłącznie w punktach rejestracji ulokowanych w pobliżu granicy, w tym na przejściach granicznych". KE argumentuje, że to pozwoli na "bardziej uporządkowaną obsługę zgłoszeń".
We wniosku do Rady pojawia się, owszem, że wprawdzie Polska, Litwa i Łotwa mogą nie w pełni przestrzegać standardów opieki nad migrantami, ale muszą zaspokoić "bazowe potrzeby humanitarne takie jak zapewnienie migrantom na swoim terytorium jedzenia, wody, opieki medycznej, tymczasowego schronienia i wsparcia osobom potrzebującym opieki".
We wniosku pojawia się też niebezpieczny fragment zgody na "przyspieszoną graniczną procedurę", co można by zrozumieć jako aprobatę np. dla polskiej "ustawy wywózkowej".
Marną pociechą jest fakt, że Unia prowadziła już wcześniej niehumanitarną politykę wobec uchodźców. 'Gdy w marcu 2020 granicę grecko-turecką próbowało przekroczyć ponad 25 tysięcy osób, Grecja całkowicie wstrzymała na cztery tygodnie przyjmowanie wniosków, choć Konwencja Genewska nie zakłada, że można ją „wyłączać”, gdy powołuje się na nią zbyt wiele osób. Precedens został przyjęty przez Unię Europejską z cichą aprobatą" - pisało OKO.press.
Reporterzy i reporterki OKO.press byli obecni przy wielu interwencjach humanitarnych, takie relacje ukazywały się w innych mediach. Wiemy także, jaka bywa sytuacja migrantów od aktywistów i aktywistek z organizacji pomocowych, od medyków pracujących przy granicy, wreszcie od samych migrantów.
Część z nich miała więcej szczęścia - ponad 10 tys. przedostało się do Niemiec. Ale setki, a może tysiące migrantów i migrantek docierających do Polski, często po kilkakrotnym wypychaniu (push-back) zarówno przez białoruskich, jak i polskich pograniczników, znajduje się na naszym nterytorium w fatalnym stanie - wyczerpani, wychłodzeni, skrajnie zmęczeni, półprzytomni.
Rząd Mateusza Morawieckiego poradził sobie z problemem przy pomocy tzw. ustawy wywózkowej, która obowiązuje od 25 października 2021 roku. Nakazuje ona opuszczenie przez cudzoziemca terytorium Polski i zakazuje ponownego wjazdu na terytorium RP i innych państw obszaru Schengen, jeśli przekroczył on czy ona granicę wbrew przepisom prawa. Postanowienie o opuszczeniu terytorium Polski wydaje komendant placówki Straży Granicznej, który ma też obowiązek sporządzenia protokołu przekroczenia granicy.
I to - z całym szacunkiem - byle komendant decyduje o ludzkim losie, mając ustawowe prawo do ignorowania konwencji humanitarnych (np. genewskiej), a także polskiej konstytucji.
Postanowienie jest wykonywane od razu, więc nawet gdyby odwołanie (do komendanta Straży Granicznej) zostało uwzględnione, to migranta czy migrantki nie będzie już na terytorium Polski. Ustawa stwierdza też wprost, że Urząd do Spraw Cudzoziemców może pozostawić bez rozpoznania wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej – nawet gdyby migrantowi udało się go złożyć.
Eksperci nie mają wątpliwości, że ustawa wywózkowa narusza wprost postanowienia Konwencji Genewskiej i obowiązujące nas prawo międzynarodowe, a w szczególności zasadę „non-refoulement” obowiązującą w UE.
Polska jest tu po prostu bezczelna i otwarcie mówi migrantom i migrantkom: nie przyjmiemy waszego wniosku. Wypier....lać z naszego kraju! Zaraz wam w tym pomożemy przy pomocy ciężarówek, popychania i ewentualnie szczekających psów.
Unia jest sprytniejsza, dba o pozory.
Do tej pory Straż Graniczna wiedziała, że prawo europejskie stanowi, że powinna przyjąć wniosek o ochronę międzynarodową niezależnie od tego, gdzie natknie się na migranta. Wniosek nie musi być wyrażony na piśmie, można go złożyć słownie. I że to do decyzji Urzędu ds. Cudzoziemców powinno należeć stwierdzenie, czy migrantowi należy się ochrona (status uchodźcy, ochrona uzupełniająca bądź czasowa), czy też nie ma powodu, by jej udzielić i należy go/ją deportować do kraju pochodzenia (jeśli jest to tzw. kraj bezpieczny).
Wypychając migrantów Polska naruszała zasadę non-refoulement, zapisaną nie tylko w Konwencji Genewskiej z 1951 roku, ale również w prawie unijnym: „Zasada non-refoulement stanowi główny element systemu praw podstawowych UE, co znajduje potwierdzenie w przepisach Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (art. 78 ust. 1) a także w art. 18 i 19 Karty praw podstawowych Unii Europejskiej. Zgodnie z tą zasadą zabrania się zawracania uchodźców narażonych na ryzyko prześladowania. Zasada ta obejmuje również osoby ubiegające się o azyl do chwili wydania ostatecznej decyzji w sprawie złożonego przez nie wniosku”.
Jaśniej nie można. Propozycja Komisji Europejskiej w deklaracjach podkreśla przestrzeganie zasady non-refoulment, ale w praktyce jej konsekwencje byłyby równie niehumanitarne jak ustawy wywózkowej.
Jeśli Komisja Europejska przyjmie proponowaną regulację, to polski pogranicznik nie musi nawet stosować ustawy wywózkowej.
Jako Europejczyk może po prostu uprzejmie poinformować wyczerpanego człowieka, że najbliższy punkt przyjmowania wniosków mieście się 18 kilometrów w tamtą stronę. "Proszę tam się zgłosić".
W pewnym sensie europejski pomysł jest w praktyce bardziej okrutny niż polski. Wypychanie na Białoruś daje migrantom niewielką szansę na to, że nie zostaną znowu siłą zawróceni do Polski, a po drodze pobici czy porażeni prądem. Może ich akurat objąć łaskawość Łukaszenki, który popisuje się, jak dba o uchodźców w odróżnieniu od "polskiego reżimu".
Pomysł KE w praktyce oznacza, że SG może zostawić migrantów w lesie, argumentując, że nie trafili pod właściwy adres. Ktoś uzna, że to skazanie na śmierć? Może nawet, ale zgodnie z decyzją Unii Europejskiej.
Uchodźcy i migranci
Mateusz Morawiecki
Ursula von der Leyen
Komisja Europejska
Rada Europejska
Straż Graniczna
Granica polsko-białoruska
migranci
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze