0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: foto Natalia Godekfoto Natalia Godek

14 lipca 2023 podczas dokumentowania protestu aktywistów z Extinction Rebellion pod Ministerstwem Klimatu i Ochrony Środowiska w Warszawie, mundurowi przepychali, przewrócili, skuli kajdankami i zatrzymali reportera Maciej Piaseckiego, kiedyś w OKO.press, obecnie freelancera. Bo oficer prasowy, który złapał go za szyję i powalił do tyłu, zrobił to tak nieudolnie, że sam złamał sobie nogę. Ale to dziennikarza policja oskarżyła o naruszenie nietykalności funkcjonariusza.

Dziennikarza wypuszczono po kilku godzinach, po interwencji prawnika, bez stawiania mu zarzutów, prawdopodobnie po obejrzeniu filmu z wydarzeń.

Całą tę sytuację opisałem w tekście w OKO.press:

Przeczytaj także:

„Dziennikarze zasługują na ochronę policjantów podczas protestów”

Teraz w sprawie zatrzymania Piaseckiego interweniuje amerykański Committee to Protect Journalists (Komitet Ochrony Dziennikarzy) – międzynarodowa organizacja, która chroni wolność prasy i reporterów na całym świecie.

CPJ domaga się, by władze „szybko i przejrzyście” zbadały „przymusowe usunięcie przez policję niezależnego fotoreportera Macieja Piaseckiego” z protestu klimatycznego.

„Polskie władze powinny (...) zapewnić przedstawicielom prasy możliwość informowania o wydarzeniach będących przedmiotem zainteresowania opinii publicznej bez ingerencji policji” – oświadczyła Attila Mong, przedstawiciel CPJ w Europie.

„Dziennikarze zasługują na ochronę policjantów podczas protestów. O ile władze nie mają czegoś do ukrycia, muszą zapewnić reporterom możliwość relacjonowania spraw będących przedmiotem zainteresowania opinii publicznej bez obawy o ingerencję policji” – dodała.

Z informacji, jakie uzyskaliśmy, wynika, że sprawą także interesuje się kolejna międzynarodowa organizacja, też chroniąca dziennikarzy – Reporterzy Bez Granic.

„Zwrócili się do mnie także przedstawiciele Amnesty International i Internews (organizacja wspierająca dziennikarzy, Piasecki jest na jej stypendium – red.) i zaoferowali pomoc, jeśli będzie taka potrzeba” – mówi reporter.

Rzecznik KSP kilka razy mija się z prawdą

Rzecznik Komendy Stołecznej Policji podinspektor vel nadkomisarz (w mailach podpisuje się raz tak, raz tak – red.) Sylwester Marczak w odpowiedzi do CPJ zapowiedział, że władze przeprowadzą śledztwo w sprawie zatrzymania reportera „w celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności”.

My zaś nie uzyskaliśmy odpowiedzi na większość pytań, jakie zadałem rzecznikowi tuż po incydencie. Dodatkowo w mailu do redakcji rzecznik Marczak kilkukrotnie mija się z prawdą. Pisze, że aktywiści zostali „wezwani do zachowania zgodnego z prawem i poinformowani o konsekwencjach”.

Tymczasem na relacji Extinction Rebellion widać, że policja błyskawicznie, bo już w 18 sekundzie wydarzenia, zjawia się przy aktywistach, którzy przykleili swoje dłonie do podłoża na wjeździe do ministerstwa. A w 23 sekundzie, bez pardonu, ostrzeżeń, czy wzywania do zachowania zgodnego z prawem, zaczęła odrywać ich dłonie. I to bez użycia środków chemicznych – to prowadziło do cierpienia aktywistów i uszkodzeń skóry.

Rzecznik Marczak tłumaczy też, że policja podjęła działania „w związku z blokowaniem obiektu Ministerstwa Klimatu i Środowiska”. Tymczasem ministerstwo to potężny gmach, z wieloma wejściami i nie było ono blokowane – można było tam swobodnie wchodzić/wychodzić.

Aktywiści jedynie zablokowali wyjazd z niego. Co więcej, wbrew twierdzeniom rzecznika, policja podejmowała też interwencję (przewróciła, skuwała kajdankami, dociskała kolanem tak, że brakowało tchu aktywistce) wobec osoby, która chciała tylko rozwinąć baner i nie blokowała wjazdu do ministerstwa.

„Doszło do złamania przepisów”

Rzecznik Marczak pisze też, że „w związku z podejrzeniem, że mogło dojść do złamania przepisów prawa przez dwie osoby będące na miejscu, podjęto decyzję o ich zatrzymaniu i nie miało ono nic wspólnego z charakterem pracy wykonywanej przez którąkolwiek z osób”.

Tymczasem Maciej Piasecki nosił na szyi identyfikator/legitymację z wyraźnym napisem PRESS, legitymował się policjantom, wielokrotnie podkreślał, że jest dziennikarzem – w takiej sytuacji chroni go prawo prasowe. Mimo to policja od samego początku interwencji utrudniała mu lub uniemożliwiała wykonywanie jego pracy.

Gdy dokumentował brutalne zatrzymanie aktywistki, która nawet nie zdążyła rozwinąć baneru, dowodzący akcją inspektor Albin Bartosiak wydał polecenie: „Odgrodzić mi tego dziennikarza tam” – słychać to na nagraniach.

Wtedy też oficer prasowy z Komendy Warszawa III na ul Opaczewskiej, sierż. szt. Jakub Pacyniak złapał za szyję Piaseckiego i przewrócił go, łamiąc sobie nogę. Reportera do ziemi przygwoździło i skuwało w sumie 11 policjantów.

Tłum policjantów przyciska do ziemi osobę
Zatrzymanie reportera Maćka Piaseckiego, 14 lipca 2023. Foto: Natalia Godek

Jako powód zatrzymania, któryś z nich – prawdopodobnie dowodzący akcją – głośno podał naruszenie nietykalności funkcjonariusza. Tymczasem na nagraniach wyraźnie widać, że zarzut jest bezpodstawny, zaś powodem takiego potraktowania dziennikarza, był fakt, że dokumentował brutalną interwencję policji wobec pokojowo pikietujących aktywistów.

Maciej Piasecki nie ma wątpliwości, że policja podjęła interwencję w związku z wykonywaną przez niego pracą. „Zajmowałem się tam wyłącznie dokumentowaniem akcji aktywistów i interwencji służb. Czynności, jakie podjęła wobec mnie policja trwały, gdy filmowałem tę sytuację. Komendant miał pełną świadomość, w jakim charakterze tam jestem, oficer prasowy także. Gdyby było inaczej, to nie padłaby komenda dowódcy: »odgrodzić tego dziennikarza«, ale np. »gościa z kamerą« czy »aktywistę«”.

Zapytaliśmy rzecznika, dlaczego dezinformuje redakcję OKO.press próbując wprowadzić opinię publiczną w błąd. „Stanowisko w przedmiotowej sprawie opiera się na dotychczasowych ustaleniach. Może Pan w dowolny sposób je interpretować i tworzyć dowolne tezy, ale jak najbardziej podtrzymuję informację przekazaną w dniu 21 lipca br.” – odpisał podinsp. Marczak.

Policja rozsyła wszędzie tę samą treść, nie odpowiadając na zadane pytania

Oficer prasowy Jakub Pacyniak, z którym rozmawialiśmy dzień po zajściach, nie chciał odpowiedzieć na nasze pytania, prosił o ich przesłanie mailem i obiecał na wszystkie odpowiedzieć. Kilkukrotnie to powtarzał. Pytaliśmy m.in. o to:

  • Dlaczego podjęto tak brutalną akcję wobec aktywistów pokojowo protestujących?
  • Dlaczego odrywano im ręce bez użycia lub zanim zaczęły działać środki chemiczne, co naraziło ich na ból i szkody na ciele?
  • Dlaczego nie pozwalano dokumentować interwencji, co łamie art. 44 prawa prasowego?
  • Dlaczego Jakub Pacyniak, mając świadomość, że sam rzucił się na dziennikarza i złamał sobie nogę – nie zdementował absurdalnych zarzutów, że to reporter naruszył jego nietykalność.

Nie dostaliśmy jego odpowiedzi na żadne z tych pytań. Za to w zastępstwie maila do nas wysłał podkom. Karol Cebula – to wierna kopia tego, co napisał rzecznik Marczak. „Dokładnie to samo KSP wysłała CPJ – Komitetowi Ochrony Dziennikarzy” – zauważa Piasecki.

Symboliczne jest, że rzecznik policji nie odpowiedział nam na pytanie: „Czy KSP Warszawa ma świadomość tego, iż reportera/dziennikarza wykonującego pracę np. podczas tego typu interwencji chroni 44 art. prawa prasowego?”.

Nie wiedzą?

Nie zniechęcili mnie do prowadzenia relacji

Kilka dni po zdarzeniach, policja oddała reporterowi jego telefon. Zastrzegał, że objęty jest tajemnicą dziennikarską, bo są w nim informacje służące do pracy, więc policja – bez zgody sądu – nie mogłaby przeszukiwać aparatu. Specjalnym oprogramowaniem Piasecki sprawdzał więc, czy służby próbowały ingerować w jego telefon. Prawdopodobnie nie.

Eksperci z Czech potwierdzili wyniki diagnozy badania, ale też zachęciły dziennikarza, by regularnie sprawdzał aparat. „Jestem też w kontakcie z organizacją Access Now – będzie monitorować ruch mojego urządzenia czy pojawiają się anomalie” – mówi Piasecki.

Reporter na razie nie podejmuje żadnych kroków prawnych wobec policji. Czeka na wynik dochodzenia, jakie ta prowadzi, czy aby nie postawią mu jednak zarzutów.

„Na pewno jednak ta akcja policji nie zniechęciła mnie do dalszej pracy reportera” – kończy Piasecki. Obecnie zajmuje się sprawami nielegalnych składowisk niebezpiecznych odpadów.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze