Na rocznicy katastrofy smoleńskiej policja nie pozwoliła nawet rozwinąć transparentu. Kilkudziesięciu mundurowych rzuciło się, by wyrwać go obywatelom. Niewidzącej emerytce po operacjach wykręcali ręce. Sąd niedawno uznał, że działania służb były niezgodne z prawem. Reakcja policji? Zaczęła ścigać w sądzie tę schorowaną kobietę
10 kwietnia 2022 grupa aktywistów skupiona wokół Zbigniewa Komosy na pl. Piłsudskiego pod hotelem Sofitel Warszawa Victoria próbowała rozwinąć transparent z napisem „Naród żąda publikacji raportu”. Chodziło o raport na temat katastrofy smoleńskiej, którego wówczas nadal nie opublikowała tzw. komisja Macierewicza.
Na relacji wideo ze zdarzenia widać, jak kilkudziesięciu policjantów wyrywa transparent aktywistom. „Oni napadli na nas” opisuje jedna z uczestniczek, Dorota Halaburda (na relacjach w czerwonej kurtce). Kilkanaście osób zaczęło skandować: „złodzieje”, ktoś krzyczał: „bandyci”. „Też złapałam ten baner i zaczęłam odciągać od policji krzycząc: złodzieje”, dodaje pani Dorota. Trzymając baner pod pachą, jako osoba niewidząca, w tłumie wyciągała ręce, by nikt jej nie uderzył, albo sama nie uderzyła w coś. Za te ręce złapała ją policjantka i zaczęła je wykręcać.
„Jestem po operacji, mam powycinane węzły chłonne i nie wolno naciskać nawet na moje ręce. A ona mi je wykręciła. Zaczęłam więc krzyczeć: «niech mnie pani puści!» Potem ręka mi od tego wykręcania cała zsiniała” – opowiada pani Dorota.
Funkcjonariusze Komendy Stołecznej Policji zasłonili aktywistów autobusem, by nie widzieli ich politycy PiS na pl. Piłsudskiego. Komosa nagrał rozmowę ze środka policyjnego autobusu, gdy mundurowy spisywał protokół zaboru jego mienia.
„Można wiedzieć, czemu zabraliście ten baner?”, pytał.
Policjant, którego identyfikatora widać: „Można powiedzieć, że mamy podejrzenie, że ten baner, do którego był użyty, nazwijmy to, stanowi znamiona wykroczenia art. 51 kodeksu wykroczeń (który mówi – red.) o zakłóceniu porządku publicznego” – tłumaczy niezbyt zrozumiale mundurowy.
„Napis na banerze »Naród żąda publikacji raportu« może zakłócić porządek publiczny? Nie wydaje się to panu dziwne?” – dopytuje Komosa.
„Zobaczymy”, odpowiada mundurowy.
Potem Komosa dopytuje kolejnego policjanta, jak mieli niby zakłócić porządek tym banerem. „Sprawa zostanie wyjaśniona”, odparł tamten.
Ze śladami butów policyjnych, funkcjonariusze – na prośbę Komosy – zwinęli transparent i włożyli do pokrowca. Dwie godziny później, gdy już nie było polityków PiS na pl. Piłsudskiego, oddali go właścicielowi.
Tego dnia Komosa był legitymowany trzykrotnie. Za czwartym razem, gdy następny mundurowy chciał tego dokonać, i to podczas spisywania protokołu zatrzymania mienia, na którym już były już dane aktywisty, ten odmówił wylegitymowania się.
Pięć dni później asesor Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ Kamil Kowalczyk wydał postanowienie o zatwierdzeniu zatrzymania rzeczy — transparentu. Argumentuje w nim, że „sprawa wymagała pilnego podjęcia czynności, aby nie utracić możliwości ujawnienia rzeczy stanowiących dowody rzeczowe bądź których posiadanie jest zabronione przez prawo”.
Dalej asesor Kowalczyk pisze, że biorąc pod uwagę „charakter czynu” trzeba uznać, że zatrzymanie baneru było uzasadnione i stanowi on „dowód w sprawie”. Prokurator ignoruje fakt, że tuż po uroczystościach polityków PiS, policja wydała baner aktywistom. Jaki więc to „dowód w sprawie” skoro go oddali i to tak szybko?
„Zatrzymanie rzeczy miało na celu dławienie możliwości manifestowania poglądów niewygodnych dla obecnie rządzącej partii” - pisał. Prokuratura wniosek odrzuciła.
Ale sąd miał inne zdanie. Pod koniec lutego 2023 Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia, po zażaleniu Komosy, orzekł, że zatrzymanie transparentu było „niezgodne z prawem", a zatwierdzenie tegoż – „niezasadne”.
Sędzia cytuje art. 51 kodeksu wykroczeń, który rzekomo aktywiści mieli złamać („...kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój”). I dodaje, że „trudno zinterpretować rozwinięcie baneru wzdłuż chodnika wybrykiem, nadto takim, który zakłócałby spokój lub porządek publiczny”. Transparent nie był więc żadnym dowodem ewentualnego popełnienia wykroczenia i brak podstaw prawnych do jego zatrzymania. „Przedmiotowy baner nie stanowi także rzeczy, której posiadanie jest zabronione” co sugerował prokurator zatwierdzając zajęcie mienia.
Prokurator odwołał się od decyzji sądu
Mimo młodego wieku, asesor Kamil Kowalczyk już wielokrotnie zwrócił uwagę opinii publicznej — znany jest z prowadzenia politycznych spraw przeciwko krytykom PiS. Zaliczany jest też do specgrupy prokuratorów i sędziów Ziobry, którzy ścigają niepokornych kolegów po fachu.
Stołeczna policja szybko zareagowała na decyzję sądu uznającą ich działania za niezgodne z prawem – już w marcu wysłała do sądu wniosek o... ukaranie jednej z trzymających baner – Doroty Halaburdy. Ta niewidoma i schorowana aktywistka co miesiąc przyjeżdża do stolicy z Bydgoszczy, by milcząco wspierać Komosę przy składaniu wieńców pod pomnikiem smoleńskim. Chodzi z nim pod rękę, albo z laską. Robi to od dawna — stołeczna policja więc ją zna.
Co ciekawe, KSP nie skierowała analogicznych wniosków wobec Komosy, który wygrał z KSP już szereg spraw i ma stałe wsparcie adwokata. Z naszych informacji wynika, że także żaden inny z aktywistów trzymających baner nie trafił do sądu z powodu tych wydarzeń. Policja skierowała więc wniosek tylko wobec niewidomej i schorowanej emerytki.
Halaburda głównie działa na ulicach Bydgoszczy, jest aktywna od 2018 roku. „Będę stała w każdej sprawie, która pozwoli moim wnukom żyć w wolnym, demokratycznym państwie” – tłumaczy. Jej najgłośniejsza akcja polegała na staniu przez trzy dni i trzy noce vis-à-vis biura PiS w Bydgoszczy i rozmowach z młodzieżą. Zadawała im jedno pytanie: co w obecnej chwili jest najbardziej potrzebne twojej szkole? „97 proc. z nich mówiła mi, że psycholodzy”. Młodzież siedziała z nią do drugiej w nocy, przyjeżdżali też aktywiści z Warszawy, by ją wesprzeć.
Tuż po wydarzeniach z 10 kwietnia 2022 roku pani Dorota trafiła do szpitala. „Choruję na serce i bardzo źle się czułam” – wspomina. Założyli jej stenty. Zdążyła z niego wyjść i krótko po tym – 13 lub 14 kwietnia 2022 roku ktoś zadzwonił do jej drzwi.
„Policja. Przyjechałem panią przesłuchać” – tłumaczył mężczyzna po drugiej stronie drzwi. Halaburda nie wpuściła go, bo przy przesłuchiwaniu potrzebuje osoby, której ufa, by wiedzieć, co podpisuje. Ale w tym najściu – prawdopodobnie dzielnicowego – ciekawe było co innego. „Pani używała wulgarnych słów wobec policjantów”, miał tłumaczyć mundurowy powód swojej wizyty.
Po tym zdarzeniu już nic się nie stało. Policja najwyraźniej zapomniała o pani Dorocie. Przypomniała sobie dopiero, gdy przegrała z Komosą sprawę w sądzie. W kwietniu 2023 roku Halaburda dostała zawiadomienie z policji. Już ma prawnika – będzie ją pro bono bronił Jerzy Jurek, znany z obrony wielu aktywistów. „Pewno zostanę skazana w wyroku nakazowym” – uważa pani Dorota. Czeka na pismo z sądu.
O sprawę zapytaliśmy rzecznika KSP, nadkom. Sylwestra Marczaka. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze