„Oszukano nas, oszukano społeczeństwo i konie” – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva po ogłoszeniu przez Tatrzański Park Narodowy, że (przynajmniej na razie) busy elektryczne nie zastąpią wozów konnych na trasie do Morskiego Oka
Anna Plaszczyk z Vivy najnowsze informacje w sprawie koni na trasie do Morskiego Oka nazywa “skandalem”. W Boże Narodzenie Polska Agencja Prasowa podała, że transport konny zostaje na całej popularnej trasie w Tatrach – mimo wcześniejszych zapewnień Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN) i Ministerstwa Klimatu, że od początku 2026 roku zwierzęta będą jeździć na krótszym odcinku.
Magdalena Zwijacz-Kozica z TPN przekazała PAP, że Park ma za mało busów, żeby zrealizować ten plan. Nie zamierza na razie budować również przystanków i zaplecza pod nowy rodzaj transportu do Morskiego Oka.
Walka o likwidację transportu konnego do Morskiego Oka trwa od lat 90., kiedy zaczęli protestować przewodnicy tatrzańscy i ratownicy TOPR. „Osoby, które widziały codziennie cierpienie tych zwierząt. Okazało się, że ich protesty to za mało. To były inne czasy, konie woziły nawet 30 osób, mało kto się ich dobrostanem przejmował. Punktem zwrotnym był rok 2009, kiedy na Polanie Włosienica, na oczach turystów umierał koń Jordek. Jeden z turystów nagrał ten moment, kiedy koń leżał na asfalcie i nie potrafił wstać. Umieścił filmik w internecie. Wtedy cała Polska dowiedziała się o cierpieniu koni z Morskiego Oka. Od tej daty, od śmierci Jordka, zaczęła się ogólnopolska kampania, prowadzona przez organizacje społeczne i prywatne osoby, którym zależy na dobru zwierząt” – mówiła w OKO.press Anna Plaszczyk, zaangażowana w tę sprawę już od ponad dekady z ramienia Fundacji Viva.
Organizacja podaje, że zgodnie z badaniami opinii publicznej wycofanie koni z drogi do Morskiego Oka popiera 68 proc. Polek i Polaków. Kolejne rządy nie chciały zajmować się tym tematem. Przeciwko są oczywiście fiakrzy – czyli osoby, które prowadzą wozy konne na turystycznej trasie.
W weekend majowy 2024 roku na trasie przewrócił się kolejny koń. Jeden z fiakrów uderzył go w głowę, żeby zwierzę wstało, a filmik, na którym to widać, trafił do sieci. Ponownie zaczęła się dyskusja o losie tych zwierząt. Ministerstwo Klimatu i Środowiska podkreślało, że zmiany są konieczne. Zwołano okrągły stół dla ratowania koni, do rozmów zaproszono zarówno fiakrów, jak i organizacje społeczne. Udało się wypracować pierwszy krok do polepszenia sytuacji koni z Morskiego Oka. Porozumienie miało 12 punktów.
Jak pisaliśmy wtedy w OKO.press, zapisano w nim m.in., że na wozy będzie mogło wsiadać mniej osób, postój koni między kursami zostanie zwiększony z 20 minut do godziny, a Tatrzański Park Narodowy zamontuje czujniki badające korelację wilgoci i temperatury. Jeśli okaże się, że warunki pogodowe zagrażają bezpieczeństwu koni, kursy zostaną wstrzymane. Do komisji weterynaryjnej, oceniającej stan koni, została przyjęta lekarka weterynarii zarekomendowana przez ministerstwo, a TPN zgodził się na testy elektrycznego busa na trasie z Włosienicy do Morskiego Oka. Pełną treść opublikowała posłanka KO Katarzyna Piekarska:
„W czerwcu ministerstwo zadeklarowało, że będzie dążyć do całkowitej likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. Byliśmy uspokojeni. Liczyliśmy, że ten proces, nawet jeśli potrwa kilka lat, doprowadzi do tego, że żaden koń na trasie do Morskiego Oka nie będzie już cierpiał. Usłyszeliśmy, że ministerstwo kupiło wozy elektryczne, co również można było wziąć za dobrą informację” – mówiła Anna Plaszczyk.
W lutym 2025 roku resort klimatu podpisał z TPN i fiakrami list intencyjny. Organizacje społeczne podnosiły wtedy, że odbyło się to bez ich udziału, a zapisy listu ich nie satysfakcjonują – okazało się, że wycofania koni z tej trasy nie będzie. Ministra Paulina Hennig-Kloska ogłosiła jednak ważne zmiany na drodze do Morskiego Oka.
„Konie, pracujące dotychczas na trasie do Morskiego Oka będą pracowały lżej. Z dotychczasowego siedmiokilometrowego odcinka trasy zejdziemy do 2,5 kilometrów” – mówiła. „Ustaliliśmy, że transport konny na trasie do Morskiego Oka będzie wykonywany wozami o nieco mniejszych gabarytach i na krótszej trasie. Przechodzimy z wykorzystania konia jako środka transportu do traktowania go jako atrakcji turystycznej” – dodała.
Według planu konie miały jeździć na najbardziej płaskim odcinku, od Palenicy Białczańskiej do Wodogrzmotów Mickiewicza. „Pełną trasę, od Palenicy Białczańskiej do Włosienicy, turyści będą mogli pokonać, korzystając z bezemisyjnego transportu elektrycznego” – podawało MKiŚ. Ogłoszono, że zmiany wejdą w życie w 2026 roku.
Teraz się okazuje, że to nieprawda.
Ministerstwo kupiło cztery 19-osobowe elektryczne pojazdy za 3 mln 198 tys. zł. Miały kursować na trasie w ramach pilotażu. TPN podaje jednak, że to za mało pojazdów, żeby zastąpić fasiągi (wozy konne). Wylicza, że brakuje 16 busów. Kiedy mogą trafić na trasę do Morskiego Oka?
Tego, niestety, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że nie wydarzy się to szybko.
W Boże Narodzenie Polska Agencja Prasowa podała, że według TPN obecnie nie istnieje harmonogram zakupu ani dostaw kolejnych busów elektrycznych, które miały przejąć transport turystów na najbardziej wymagającym odcinku trasy. „Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie będzie bezpośrednio finansować zakupu dodatkowych busów. TPN musi aplikować o środki. Czekamy na ogłoszenie naboru przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej” – poinformowała Magdalena Zwijacz-Kozica z TPN.
„Przygotowanie zmian to trudny proces, w którym trzeba wziąć pod uwagę wiele zmiennych i poczynić uzgodnienia z wieloma interesariuszami” – podkreśliła Zwijacz-Kozica. Zapewniła, że liczba busów do końca 2026 roku się zwiększy, ale list intencyjny nie wskazywał konkretnej daty wprowadzenia zmian.
To oznacza, że konie zostają na całej – siedmiokilometrowej – trasie, aż do Włosienicy. Wbrew zapowiedziom.
Wysłaliśmy w tej sprawie pytania do MKiŚ. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego nie zapewniono finansowania wystarczającej liczby busów, skąd będą pochodzić pieniądze na ich zakup i czy planowane są dalsze prace nad odciążeniem koni z trasy do Morskiego Oka.
Do momentu publikacji tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi. PAP cytuje jednak stanowisko resortu, według którego w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej trwają prace nad ostatecznym kształtem listy programów priorytetowych. Ma się tam znaleźć również program „Przestrzeń dla przyrody”. W jego ramach planuje się m.in. zakup zeroemisyjnych pojazdów do obsługi ruchu turystycznego w parkach narodowych:
„Ostateczny kształt programu wraz z dostępnym budżetem, źródłami finansowania oraz kryteriami uprawniającymi do dofinansowania będzie znany po jego przyjęciu przez Zarząd NFOŚiGW” – poinformował Wydział Relacji z Mediami MKiŚ.
“Obiecano nam busy, a się właśnie okazało, że to była ściema, gra marketingowa, coś, co miało nam zamknąć usta. Teraz dorabia się do tego PR, tłumaczy, że to jest kwestia pieniędzy. Mnie to nie przekonuje. Nie przekonują mnie też argumenty – a takie również padają – że busy w zimie nie dają rady przejechać całej trasy. Maszyna nie daje rady, a koń – żywe stworzenie – musi dać radę?” – pyta Anna Plaszczyk. “Oszukano nas, oszukano społeczeństwo i konie. Tylko po to, żeby prywatni przedsiębiorcy byli zadowoleni, a TPN miał spokój” – zaznacza.
Jak podkreśla, wciąż trwają prace nad koncepcją nowego wozu konnego, który ma być dostosowany do mniejszej liczby turystów. “Robi się to jednak bez przeliczenia, ile konie mogą przewieźć bez przeciążenia. To jest niezgodne z logiką i interesem koni. Powinni najpierw przeliczyć, jakie jest bezpieczne obciążenie i dopiero na tej podstawie tworzyć mniejszy wóz” – dodaje.
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Komentarze