Dominującą reakcją na zawieszenie kont na Facebooku, Instagramie i Twitterze nadal jeszcze urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa – najpierw tymczasowe, po kilkudziesięciu godzinach już na stałe – było stwierdzenie, że to zbyt mało i zbyt późno.
Jednak wbrew tej obiegowej opinii jest to krok radykalny. Zwiastuje zasadniczą zmianę faktycznej roli, jaką pełnią media społecznościowe, które jeszcze przed chwilą odżegnywały się od jakichkolwiek prób cenzury w imię niczym nieposkromionej wolności słowa.
Po pierwsze, dlatego, że cyberkorporacje same coraz odważniej wchodzą w buty arbitrów. Po drugie, dlatego, że instytucje państwowe i międzynarodowe mają coraz większą motywację, żeby platformy – również społecznościowe – uregulować.
Decyzję podejmij sam
„Broń boże, żadnej redakcji, przecież nie jesteśmy wydawcami!” – to zdanie było do niedawna mantrą mediów społecznościowych, z Facebookiem na czele.
Nie dalej jak w październiku 2019 roku Mark Zuckerberg w trakcie swojego wykładu na Uniwersytecie w Georgetown deklarował, że medium nie będzie usuwać celowo wprowadzających w błąd reklam politycznych, ponieważ nie będzie odbierać obywatelom prawa do autonomicznej decyzji na temat ich prawdziwości.
W klasycznym liberalnym amerykańskim duchu Zuckerberg przekonywał, że postawił na człowieka – konkretnie: użytkownika – i jego indywidualny wybór.
Jednak była to tylko część prawdy o działaniach Facebooka.
Po poprzednich wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych – które odbyły się w 2016 roku i po których na media społecznościowe spadło odium szerzycieli dezinformacji, rzecz jasna w imię zysków (nie tylko własnych, vide: skandal Cambridge Analytica) – Facebook ogłosił stworzenie specjalnych paneli użytkowników. Ci mieli oceniać wiarygodność treści publikowanych w tym medium społecznościowym.
Kryteria tych paneli od początku były niejasne, od doboru członków po kryteria oceny postów, niemniej miały one stanowić coś na podobieństwo redakcji, tyle, że oddolnych – to nie wyspecjalizowani moderatorzy Facebooka decydują, co jest wiarygodne, a co nie, ale jego użytkownicy. Pomysł, potencjalnie interesujący, ale nieprzemyślany, okazał się umiarkowanym sukcesem.
Kolejnym krokiem było pojawienie się przy linkach publikowanych na Facebooku krótkich informacji o źródle, w dalszym ciągu w duchu oddolnej współpracy zaczerpniętym z Wikipedii. Niedługo potem na Twitterze pojawiły się oznaczenia dotyczące tweetów podających podejrzane informacje. O ile Facebook zaczął podpierać się internetową encyklopedią i przez jakiś czas współpracował nawet z portalem fact-checkingowym Snopes, Twitter ograniczył się do oznaczania wątpliwych postów, pozostawiając użytkownikom ostateczną decyzję co do ich oceny.
Obydwie platformy wymieniane jedynym tchem przy okazji niedawnych wydarzeń na Kapitolu, miały w gruncie rzeczy podobną strategię: patrz na to, co pokazują ci nasze algorytmy i podejmij decyzję, czy nie jest to wyssane z palca.
Wolność słowa ważniejsza od bezpieczeństwa?
Dobrze jednak pamiętać, że amerykańskie prawo telekomunikacyjne, a w szczególności część 230(c)(2) tzw. ustawy o komunikacyjnej przyzwoitości (Communications Decency Act) z 1996 roku głosi, że nie można pociągnąć do odpowiedzialności dostawcy ani użytkownika usług komputerowych, w dobrej wierze ograniczającego dostęp do treści, które uważa za obsceniczne, lubieżne, nadmiernie agresywne, nękające czy w inny sposób budzące sprzeciw, niezależnie od tego, czy treści te są pod ochroną konstytucji.
Innymi słowy, wedle amerykańskiego prawa te amerykańskie platformy mają narzędzia do usuwania treści „w dobrej wierze”, jednak do tej pory nie czyniły tego zbyt gorliwie, zasłaniając się pierwszą poprawką do amerykańskiej konstytucji.
Przeczytaj pierwszą poprawkę do Konstytucji USA
Pierwsza poprawka została uchwalona w 1789 roku jako część karty Praw – zbioru pierwszych dziesięciu poprawek do amerykańskiej konstytucji (1787). Poprawka zakazuje ograniczania wolności religii, prasy, słowa, petycji i zgromadzeń.
„Kongres nie ustanowi ustaw wprowadzających religię lub zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, lub naruszających prawo do pokojowych zgromadzeń i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd”.
Głównym argumentem za niemoderowaniem treści w mediach społecznościowych jest zatem wolność słowa.
Jednocześnie nie od dziś wiadomo, że media społecznościowe stanowią doskonałe narzędzie o globalnym zasięgu do propagowania terroryzmu i przemocy, od grup neofaszystowskich po entuzjastów czystek religijnych i etnicznych – z walną pomocą WhatsAppa, należącego do Facebooka komunikatora.
Do niedawna umożliwiał on natychmiastowe przekazywanie wiadomości 256 osobom, które w swoich grupach również mogły mieć do 256 osób. W kilka sekund wiadomość mogła więc trafić do ponad 65 tysięcy osób.
W praktyce okazuje się, że paragrafy o podżeganiu do przestępstwa mają mniejszą moc niż wolność wyrażania poglądów.
Zyski z dezinformacji
Innym paradoksem, który ujawnia się z całą mocą w mediach społecznościowych, jest różnica między społecznym i prawnym statusem celowej dezinformacji. Przykładowo, polski kodeks karny mówi o oszustwie jako nielegalnym sposobie osiągnięcia korzyści majątkowej lub o podstępie wykorzystywanym do gwałtu i rozboju, ale co z korzyścią polityczną, czyli podstępie prowadzącym do wyborczej wygranej i sprawowania władzy? Demokracja ma bronić się sama mocą obywateli, a nie sankcji karnych.
Skoro regulacje umożliwiające usuwanie treści istnieją, pozostaje pytanie dlaczego media społecznościowe, na czele z Facebookiem, dotychczas tak skromnie z nich korzystały?
Według firmy badawczej Borrell Associates wydatki na amerykańską prezydencką kampanię wyborczą w mediach społecznościowych w 2020 roku wyniosły prawie 3 miliardy dolarów i były ponad dwukrotnie wyższe niż w 2016 roku. Dla porównania, wszystkie wydatki na reklamy polityczne w Stanach Zjednoczonych w telewizji, radiu i internecie w latach 2019-2020 wyniosły około 8,5 miliarda dolarów.
Patrząc jeszcze szerszej, wydatki na reklamę w amerykańskich mediach społecznościowych w zeszłym roku wyniosły ogółem blisko 98 miliardów dolarów, więc 3 „polityczne” miliardy to nikły procent dochodów tych platform. Decyzja szefa Twittera Jacka Dorseya – jeszcze z 2019 roku – o niepublikowaniu reklam politycznych na Twitterze, choć symbolicznie znacząca, prawdopodobnie więc nie uderzyła firmy znacząco po kieszeni.
Skoro nie (bardzo) chodzi o pieniądze z polityki, może zatem Mark Zuckerberg nie chce cierpieć redakcyjnych katuszy, brać odpowiedzialności za decyzje, które trudno uznać za czysto techniczne?
Pozorna neutralność
Facebook odsuwa arbitralne decyzje w imię pozornej neutralności – choć nastawionej na zysk, więc jednak nie do końca neutralnej. Stawia na techno-solucjonizm algorytmów, które jednak tworzone są przez ludzi, a ci mają poglądy. Stawia na przepracowanych, niedofinansowanych oraz psychicznie i fizycznie wycieńczonych moderatorów, którzy wbrew idei neutralności treści najbardziej drastyczne usuwają, choć kryteria tych decyzji pozostają niejasne.
Niezależnie jednak od motywacji twórcy Facebooka, Chris Wylie, whistleblower z Cambridge Analytica podkreśla, że zapewnianie wolności słowa to jedno, ale sztuczne wzmacnianie widoczności treści to zupełnie co innego, a neutralność platform takich jak Facebook to szkodliwy pozór.
I kto tu jest republiką bananową?
Wojna o (a)polityczność mediów społecznościowych trwa. Na froncie walki konserwatyści biją się o wolność wypowiedzi, progresywiści o prawo do bezpiecznej sfery publicznej, a media społecznościowe o zyski.
Regulatorzy póki co straszą karami, ale najnowszym politycznym pomysłem jest traktowanie platform społecznościowych jak przedsiębiorstw użyteczności publicznej. Skoro twierdzą, że spełniają podstawową społeczną potrzebę, niech podlegają prawom na miarę tych, jakich muszą przestrzegać dostawcy prądu czy firmy obsługujące transport zbiorowy.
Dlaczego Donalda Trumpa pozbawiono jego narzędzi do bezpośredniej komunikacji, której był ewidentnym mistrzem? Bezpośrednią przyczyną stanowiły – również zapośredniczone przez media – obrazki szturmu tłumu wyznawców teorii spiskowych na waszyngtoński Kapitol. Nagle zdjęcia typowo przypisywane odległym i dzikim „republikom bananowym” okazały się niebezpiecznie swojsko amerykańskie.
Natychmiast odezwały się też głosy sprzeciwu.
„To nie jest to, kim jesteśmy,” uspokajał prezydent-elekt Joe Biden, ale nie wszyscy są przekonani. Jednak innym powodem zdeaktywowania kont Trumpa mógł być fakt, że ten odchodzący w niesławie przywódca mimo wszystko nadal mocarstwa demokratycznego świata był już na tyle słaby, że można mu było te narzędzia bez strachu przed Twitterową vendettą odebrać.
Kto ma serwery, ten ma władzę
Na koniec, ciekawym post scriptum tej polityczno-internetowej układanki jest przypadek zamknięcia prawicowego portal Parler. Z mocnym alt-rightowym skrętem miał stanowić przeciwwagę dla „liberalnego” i „cenzurującego” Facebooka.
Kilka dni temu to alternatywne medium społecznościowe zostało zdjęte z serwerów Amazona, a także ze smartfonowych sklepów Apple i Google. Póki co nie ma chętnych na hostowanie Parlera, chociaż zapewne niebawem się znajdą, na przykład Epik, znany z utrzymywania na swoich serwerach treści od alt-rightowych po neonazistowskie.
Co z tego wynika? Kto ma serwery, ten ma władzę.
Ciekawy artykuł, bo pokazuje że OKO – tak samo, jak wcześniej gazeta.pl ma zdolność przewidywania. W obu przypadkach pisano o różnych przykładach cenzurowania prawicowych treści, co teoretycznie powinno pasować portalom typu OKO i gazeta.pl. Niestety łatwo przewidzieć, że to sięgnie znacznie dalej i np. amerykańskie korporacje będą wybierały rządy/prezydentów wszędzie tam, gdzie usługi amerykańskich korporacji są popularne. I co to będzie miało wspólnego z demokracją czy z wolnością słowa?
w punkt
"Korporacje mają więcej władzy niż rządy" A nawet "rządy narodowe", znaczy te lepsze od innych. Ukryte założenie, słabo ukryte, w tej konkluzji mówi, ze korporacje, złe, należy zrepolonizować, czyli oddać najnardodowszemu rządowi, który ma mandat od suwerena. Czyli ostatecznie Kaczyńskiemu lub jakiemuś innemu Erdoganowi. Jeżeli pojawiły się te złowrogie ponadnarodowe korporacje które Kaczyńskim i Orbanom utrudniają realizację woli suwerena, to chyba dobrze? To nie Mosiek Zukerberg wystawił w wyborach świra Trumpa, tylko Grand Old Party. Jeżeli w końcu wariat został ocenzurowany, w okolicznościach nadzyczajnych, to chyba w porządku? Fejsbuk w USA jest jak TVN w Polsce (mniej więcej oczywiście). Nie twierdzę, że problemu mediów społecznościowych nie ma, kiedyś rebelią kierowali panicze z bogatych domów ( Bronsztajn, Ulianow, Piłsuder, Dierżynskij, Robespiedrre – nawet Soso nie był robolem ino bandyckim watażką, swego rodzaju artstokratą), żeby uprawiać z podziemia subwersywną propagandę potrzebne były prawdziwe pieniądze, a najmniejszy typograf ważył setki kg i jeszcze ten papier… rewolucja była dziełem nielicznej elity, tzw awangardy. Teraz kazdy świr ma nieograniczone możliwości komunikacyjne, większe niż którykolwiek rząd w czasach rodzenia się XXto wiecznych totalitaryzmów. Jakoś do tego trzeba się odnieść, ale nie "repolonizując" fejsa!!!!!
Tak czy owak, zawsze Mosiek nowak.
Znajem, znajem : Jewriei, krugom Jewrieji.
Kanieszno tawariszcz,
https://ok.ru/video/399874199997
PomlasKAŁa K.K.
Nikt inny, tylko narodowo-katolska obsada władzowych większewików, służbialczą spolegliwością wobec ich guru – Pana Trumpa, bez jednego słówka podarowała w 2019, jakiekolwiek obowiązki opodatkowania ich działalności w Polsce firmom jak Google i Facebook.
O zakresie tej działalności i jakichkolwiek ramach prawnych, też bała się cokolwiek wspominać.
Wszysko w imię sojuszu parobka z Panem.
Także morda i dalej przed mocarstwami i ich interesami, jak przed ołtarzami pokornie pełzać wierni poddani.
No właśnie problem w tym, że tu nie chodzi o Polskę. Dla takiego Facebooka, czy Twittera Polska czy Węgry to może tylko posłużyć za poligon doświadczalny i mają gdzieś, czy je zrepolonizujemy, czy nie. Gra się toczy na wyższym poziomie i jest w interesie jedynie właścicieli tych korporacji i nikogo innego, niezależnie od narodowości.
A w czyim interesie powinny działać? Bo poza tym, że działają dla brudnego zysku (skandal, działanie dla zysku powinno być zabronione a dobra i usługi należy oferować po kosztach, za uchciwą cenę?) to również działają w interesie konsumentów oferując coś, co tym konsumentom jest potrzebne, a nie zabronione przez prawo. No ale w czyim interesie mają działać? Kilka propozycji:
Ludzkości?
Narodu?
Społeczeństwa?
Dobra powszechnego?
Zwyczajnego człowieka pracy?
Zbawienia?
Czegoś jeszcze?
Wybierz i jeżeli masz akurat godzinę dobroci dla zwyczajnego człowieka, wytłumacz mi (zwyczajnemu) czyj interes wybrałeś i dlaczego.
Mówisz "zysk niezależnie od narodowości". O co chodzi? Czy gdyby zysk był zależny od n., to by się stał prawilny?
Mówiąc o repolonizacji czy prawdziwych Polkach, mam często, jak i teraz, wszystkie w ogóle totalitarne zawłaszczenia w imieniu szczęścia ludu, czyli nacjonalizację wzmacniającą arbitralną władzę niedemokratycznygeo państwa, a p. P. nazywam wszystkich agresywnych półgłówków (niezależnie od narodowosći) którzy co chwilę podpalają świat zaczarawonie przez demagogów.
Agur!
Pisząc o naturalności faktu, że firmy istnieją po to, żeby zarabiać i nie ma co się czepiać jest Pan jak Korwin Mikke, którego wiedza ekonomiczna jest na poziomie krzywej popytu i podaży. To wszystko jest ok, dopóki mamy wiele firm (opcji) i dopóki klienci mają wybór. Jednak kiedy przychodzi do monopoli, cały ten model się wali. Te firmy po prostu nie powinny istnieć i np. rządzący w Stanach widzą ten problem, bo są próby odgórnego podzielenia tych firm (czy im się uda, to inna sprawa). Także pośrednio odpowiadając na Pana pytanie: robienie czegoś dla zysku jest ok, ale dążenie do niedemokratycznej władzy np. nad państwem nie jest ok.
Jest coś takiego jak homeostaza. Polecam. I cupiditas. Jeden z grzechów głównych zwalczany od zawsze, nim ród Korwinów wyszedł z bagna już tabuny anielskich doktorów ten grzech potępiali. No ale jeżeli nie grzech, to monopol. Od 100 lat, wszędzie gdzie trzeba, istnieją ustawowe ograniczenia chroniąced rynek przed monopolizacją. A tam gdzie rynek jest źle chroniony dochodzi do dziwnych kryzysów jak ten w Japonii związany z istnieniem zaibatsu. Tak czy owak FB nie jest monopolem. Konkurencja działa, ale nie dla czyjegoś dobra i nie natychmiast. Jakoś upadku amerykańskiego pzremysłu samochodowego nikt nie chwali, a to piększy przykład działania rynku. Wszystko w świecie podksięzycowym rodzi się, rozwija, czasem rozmnaża a na koniec zdycha. Każde imperium Proponuję inną perspektywę w ocenie imperium Cukerberka: jest widoczne, założyciel z dnia na dzień został miliarderem. prawie cały świat w to się bawi (ja nie), FB żyje emocjami i sam je budzi. Idealny kandydat na kozła ofiarnego. Prawdziwym winnym jest natomiast rosnący dobrobyt i postęp techniczny dzięki któremu powszechnie dostępne, przez ich taniość, stają się różne nowe dobra. Ludzie mają mnóstwo wolnego czasu, póldarmowy internet, sytacja jest niewyobrażalna, nawet z perspektywy sprzed 50 lat. Podobny przewrót miał miejsce przed 200 laty kiedy pojawiły sie wielkie miasta i przemysł. To się teraz powtarza, tyle, że gwałtowniej i na wyższym poziomie komplikacji. I nikt tego nie cofnie. A jaką władzę ma Zucker'b ? No tak, pozakulisową. Jak Jezuici albo Iluminaci Bawarscy…
Jakoś brak konta na Twitterze nie przeszkadza Angeli Merkel w byciu cesarzową Europy 😉
Bo ona jest reptilianką i wszystkie fejsbuki i tak są jej własnością.
Jak spalam poziom cukru we krwi i całkowicie leczę cukrzycę.
Podziękowania dla Dr Nelson Herbs, do którego skierował mnie znajomy. Kupiłem lek ziołowy dr Nelsona, który otrzymałem pod mój adres za pośrednictwem firmy DHL w ciągu 4 dni i pod jego kierunkiem zostałem całkowicie wyleczony zgodnie z jego instrukcjami w ciągu 21 dni. Polecam Dr Nelsona każdemu z zapaleniem wątroby, wirusem opryszczki, prostatą, erekcją, rakiem, wyczerpaniem plemników, chorobami serca i nerek, oczyszczaniem układu krążenia. Jego email; [email protected] gmail. com
lub numer WhatsApp +212703835488
Z "jakiegoś" powodu poglądy skrajnie lewicowe są bardziej akceptowane przez tzw. moderatorów w przeciwieństwie do skrajnie prawicowych. Wniosek z tego artykułu jest zbieżny z moim – potrzebne są regulacje na poziomie krajów i np. UE zapobiegające arbitralnym decyzjom właścicieli firm. Kiedy wynaleziono samochód nie było przepisów ruchu drogowego i samochody jeździły jak chciały dopiero stopniowo państwa (a nie właściciele firma samochodowych) zaczęły wprowadzać przepisy regulujące ruch równolegle z wprowadzaniem przez państwa wymogów konstrukcyjnych. Producenci nie kwestionują przepisów ruchu drogowego i starają się dostosować do wymogów konstrukcyjnych (czasem oszukują jak w przypadku spalin). Dlaczego o tym piszę bo uważam że media społecznościowe to jest w uproszczeniu kombinacja programów komputerowych, systemów i urządzeń elektronicznych (w dużym uproszczeniu). W związku z czym używanie takiego urządzenia w danym musi być uregulowane przez przepisy kraju a nie producenta. I nie mowie o obsłudze bo do tego w urządzeniach służy instrukcja.
Co do serwerów to też pełna zgoda. Dla wielu firm to co zrobił Amazon to był kubeł zimnej wody i jestem pewien że dużo szybciej zaczną powstawać niezależne firmy oferujące taki serwis.
Opozycja lewica\prawica jest fałszywa. Jeżeli już ktoś z kimś się bije to z jednej strony fanatycy religijni których czas w świecie Białęgo Człowieka dobiega właśnie końca, a z drugiej strony bardzo zróżnicowana większość, która fanatyzm odrzuca i żyje już w zupełnie innym paradygmacie postrzegania świata i człowieka. Gdy się przeprowadza sekcję jakiegoś "prawicowca", to zawsze, na mniej lub bardziej widocznym miejscu pojawia się jedna z wielu mutacji chrześcijańskiego Boga i kompulsywny prozelityzm. Bigoci nie chcą przyjąć do wiadomości, że to już koniec, że za chwilę nikt nie będzie już bił w dzwony, palił kadzideł ani zjadał na surowo boskiego ciała. Było, ale się zmyło, jak typografia, parowozy, żaglowce i warowne zamki. Nie, zeby ktoś bardzo chciał i to zaplanował (Żydzi!) , ale jakoś tak wyszło. Rycerze Chrystusa nigdy się nie poddadzą, wir ni kapituliren, czy jakoś tak, będą się chwytać wszelkiej broni. Będą nawet występować jako obrońcy demokracji i wolnośći słowa. Choć i jedno i drugie jest im solą w oku, bo się nie da pogodzić z ich wyśnionym zamordyzmem, gdzie każda odmowa wiary powinna być z całym okrucieństwem karana. Na dzisiaj koniec, obiecuję, że już więcej nic nie napiszę.
Cos nie na temat ten post? Pomyliles watki? Sprobuje odpowiedziec? To jak postrzegasz islamskiego lub żydowskiego prawicowca? Tych pierwszych jest DUZO !!! Może to krypto chrześcijanie?
Próby wprowadzenia światowego komunizmu pod płaszczykiem obrony ludzi pracy sie nie udaly jak wiesz. Próba wprowadzenia neo komunizmu pod pozorem obrony LGBT też się nie udadzą.
Ropczyńskiemu nie zabraknie tych czerwonych nalepek.
Tyle, że musi tłumaczyć się z manii oklejania na chama, jak leci wszystkiego, co nie po linii fabryki naklejek co te czerwone nalepki wydrukowała z błędem.
Lewizna – jak miało być na naklejkach, to nie to samo co lewica.
A "lewactwo", to takich jak on maniactwo.
Bzdura roku! Nie ma już lewicy i prawicy. PiS to pod wieloma względami czysty komunizm, a nazywają się prawicą. Zapomnijmy już o tych antycznych szufladkach. Albo ktoś jest otwarty na świat i zmiany (preferowany wariant i wart promowania), albo jest zamknięty i chce za wszelką cenę zatrzymać postęp albo wręcz zawrócić Wisłę czy inny Dunaj łopatką do piaskownicy. To jest podstawowa różnica pomiędzy siłami jakie obecnie toczą bój o rząd dusz.