Administracja Bidena chce wprowadzenia globalnej minimalnej stawki podatku od dochodów przedsiębiorstw. Miałaby ona wynieść 21 proc. Być może widzimy właśnie początek końca podatkowego wyścigu na dno
Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden zaczął swoją kadencję w wyjątkowo ambitny sposób. Po ponownym dołączeniu do porozumienia paryskiego oraz ogłoszeniu rekordowego programu stymulacji fiskalnej, opiewającego na kwotę 1,9 biliona dolarów, gabinet polityczny demokraty zaczyna naciskać na kolejne reformy, tym razem w sferze podatkowej. Janet Yellen, była przewodnicząca Rezerwy Federalnej, a obecnie sekretarz skarbu Stanów Zjednoczonych stawia sprawę jasno:
„Poprzez wybór konkurencji podatkowej zaniedbaliśmy konkurencję opartą o umiejętności naszych pracowników oraz siłę naszej infrastruktury. To daremna konkurencja i ani Prezydent Biden, ani ja nie jesteśmy dłużej zainteresowani uczestniczeniem w niej. Chcemy zmienić zasady gry”
- pisze Yellen.
Na kanwie tych słów w ubiegły czwartek (8 kwietnia) administracja Bidena wysłała 21 stronnicowy dokument do ponad 100 państw na świecie, w którym przedstawia propozycję wprowadzenia globalnie minimalnego podatku CIT.
To jednak nie wszystko. Biden zapowiedział już jakiś czas temu, że ma zamiar podnieść podatek korporacyjny w Stanach Zjednoczonych z poziomu 21 proc. do 28 proc., a tym samo częściowo odwrócić reformy swojego poprzednika Donalda Trumpa. W planach jest również skończenie z subsydiami dla przemysłu paliw kopalnych i zlikwidowanie zwolnień podatkowych dla 10 proc. najbardziej dochodowych korporacji. Powyższe działania służą finansowaniu wydatków infrastrukturalnych, na które nowy prezydent chce przeznaczyć 3 biliony dolarów. Wydatki mają objąć między innymi inwestycje w drogi, elektryczne środki transportu czy termomodernizacje mieszkań.
Pomysł wprowadzenia minimalnego podatku CIT nie jest nowy. Już od jakiegoś czasu, w ramach OECD i G20, trwały rozmowy dotyczące reformy globalnego systemu podatkowego. Do tej pory brakowało jednak silnego gracza, który postawiłby na swoje. Kością niezgody był szczególnie podatek cyfrowy, który był na rękę większości państw europejskich, ale całkowicie nie odpowiadał administracji Donalda Trumpa. Ówczesny sekretarz skarbu rządu Stanów Zjednoczonych Steven Mnuchin groził nawet niektórym państwom nałożeniem taryf celnych na import ich towarów, jeśli tylko zdecydują się opodatkować cyfrowych gigantów. Kraje Unii Europejskiej argumentowały z kolei, że to korporacje takie jak Google, Facebook czy Apple są największymi wygranymi pandemii i to na nich powinien spoczywać ciężar finansowania wydatków antykryzysowych.
Globalny minimalny podatek od dochodów korporacji ma na celu przeciwdziałać zjawisku unikania podatków, a tym samym zatrzymać podatkowy wyścig na dno (z ang. race to the bottom). Czym jest podatkowy wyścig na dno? To tendencja do obniżania efektywnych stawek podatku dochodowego od osób prawnych (CIT) w ramach konkurencji podatkowej między państwami. Trend spadkowy rozpoczął się w latach 90. XX wieku wraz z nasileniem się globalizacji i dotyczy praktycznie całego świata. Państwa konkurują ze sobą o zagranicznych inwestorów poprzez stosowanie preferencyjnych stawek podatkowych oraz bezpośrednie zmniejszanie podatków. Według danych OECD główna stawka CIT w gospodarkach rozwiniętych spadła średnio z poziomu 32 proc. w 2000 roku do 23 proc. w 2018 roku.
Co ciekawe, wśród współczesnych rajów podatkowych dominują takie kraje jak Irlandia, Holandia czy Belgia. Nie są to zatem małe kraje wyspiarskie, które znamy z sensacyjnych filmów o przestępstwach finansowych, ale duże gospodarki Unii Europejskiej.
W 2018 roku trzech ekonomistów - Gabriel Zucman, Ludvig Wier i Thomas Tørsløv - opublikowało artykuł dotyczący zaginionego bogactwa narodów, w którym poddali w wątpliwość standardowe wytłumaczenie spadających stawek podatku CIT. Wielu polityków twierdziło bowiem, że niższe podatki to konsekwencja zdrowej konkurencji podatkowej, która ma przyciągać zagraniczne inwestycje.
Przykładowo, gdy Fiat chce stworzyć fabrykę w Polsce (tzw. greenfield investment), to przeznacza konkretne środki finansowe na wybudowanie hali, postawienie maszyn i zatrudnienie pracowników. Takie inwestycje napędzają gospodarkę, więc są korzystne dla krajów, które doświadczają napływu kapitału. W 1994 roku w Polsce w tym celu utworzono specjalne strefy ekonomiczne (SSE), w których zagraniczne spółki prowadzą działalność gospodarczą na preferencyjnych warunkach. Przedsiębiorstwa, działające w SSE, mogą liczyć na zwolnienia podatkowe i subsydia z budżetu państwa.
Zucman, Wier i Tørsløv przekonująco argumentują za tym, że spadające stawki podatku CIT nie są jednak efektem zdrowej konkurencji podatkowej, ale transferu zysków korporacji transnarodowych do rajów podatkowych.
Współcześnie głównym narzędziem transferu zysków są aktywa niematerialne (np. licencje, patenty czy znaki towarowe), a podatków unikają przeważnie wielkie spółki technologiczne taki jak Google/Alphabet, Facebook czy Apple. Takie spółki, w przeciwieństwie do przywołanego wcześniej Fiata, nie posiadają materialnych środków produkcji, które mogłyby stanowić przedmiot konkurencji podatkowej. Google nie przeniesie swoich zakładów przemysłowych do kraju, gdzie zapłaci niższe podatki, ponieważ zwyczajnie ich nie posiada. Za to bardzo łatwo może tam przenieść aktywa niematerialne. Wystarczy, że zarejestruje prawo do własnej marki na jedną ze swoich międzynarodowych filii, która podlega innej jurysdykcji prawnej.
Jaka jest skala transferu zysków i unikania opodatkowania? Według wyliczeń Zucmana, Wiera i Tørsløva w 2015 roku 40 proc. zysków korporacji transnarodowych zostało sztucznie ulokowanych w rajach podatkowych. Z 55 miliardów euro skonsolidowanego zysku Apple tylko 2 miliardy można jakkolwiek zlokalizować. Pozostałe 53 miliardy należy do zagranicznych filii amerykańskiej spółki, które skutecznie ukrywają swoje zyski. Na podobnej zasadzie działają takie korporacje jak Nike, Facebook czy Google.
Największymi przegranymi podatkowego wyścigu na dno są kraje Unii Europejskiej (wpływy z podatku CIT są o 20 proc. mniejsze, niż mogłyby być), a najwięcej zyskują amerykańskie korporacje i ich akcjonariusze. Na domiar złego państwa o wysokich stawkach podatku CIT skupiają się głównie na egzekwowaniu należności podatkowych, które zostały przeniesione do podobnych jurysdykcji podatkowych. Władze podatkowe unikają z kolei konfrontowania się z transferem zysku do rajów podatkowych, ponieważ takie działania są drogie i skazane na porażkę.
Negatywne skutki istnienia rajów podatkowych wykraczają daleko poza utracone wpływy budżetowe. Unikanie płacenia podatków rodzi społeczne poczucie niesprawiedliwości.
Raje podatkowe zabijają konkurencję między firmami i prowadzą do monopolizacji gospodarki, ponieważ faworyzują duże spółki, które stać na zorganizowanie transferu zysków za granicę. Badania pokazują również, że nawet same raje podatkowe nie zyskują na transferze zysków, ponieważ ciąży na nich „klątwa finansjalizacji”.
Gospodarki, w których sektor finansowy przekroczy krytyczny rozmiar, zaczynają gorzej funkcjonować. Wynika to między innymi z drenażu mózgów z sektora publicznego do sektora finansowego, czy nadmiernego uzależnienia gospodarki od działalności nieproduktywnej związanej z obłsugiwaniem transakcji finansowych. Jak to ujęło dwóch autorów przełomowego badania dotyczącego wpływu sektora finansowego na wzrost gospodarczy: „Ludzie, którzy mogliby zostać naukowcami, którzy w innej epoce marzyliby o leczeniu nowotworów czy locie na Marsa, dziś marzą o zostaniu menedżerami w funduszu arbitrażowym”.
Kiedy zdamy sobie sprawę ze szkód, jakie wyrządzają światu raje podatkowe, coraz mniej będzie nas dziwić to, że tak wiele osób chce z nimi walczyć. Do tej pory problem polegał jednak na tym, że po stronie łamiących prawo korporacji stały potężne grupy interesów. Według indeksu rajów podatkowych Tax Justice Network trzy najważniejsze raje podatkowe to Kajmany, Bermudy oraz Wyspy Dziewicze – wszystkie stanowią brytyjskie terytorium zamorskie. Z kolei organizacja Financial Secrecy Index za najważniejsze jurysdykcje podatkowe dla transferu prywatnego majątku uznaje Szwajcarię, Stany Zjednoczone oraz Kajmany.
Na unikaniu podatków tracą najbardziej osoby uboższe, a zyskują możni tego świata. W artykule opublikowanym w American Economic Review Gabriel Zucman, Niels Johannessen oraz Annette Alstadsæter na danych norweskich podatników pokazali, że najbogatsze 0,01 proc. populacji unika około 25 proc. należnych płatności podatkowych. W reszcie społeczeństwa jest to mniej niż 5 proc.
Krajobraz zaczął się zmieniać w ostatniej dekadzie za sprawą organizacji międzynarodowych. OECD oraz G20 wypracowały dwa rozwiązania w ramach projektu BEPS (z ang. Base Erosion and Profit Shifting), które mają na celu walczyć z rajami podatkowymi. Pierwsze z nich ma zezwolić krajom na częściowe opodatkowanie zysków korporacji transnarodowych według lokalizacji konsumenta. Oznacza to, że kraje Unii Europejskiej mogłyby opodatkować Facebooka czy Twittera za zyski, które generuje z reklam wyświetlanych europejskim użytkowników. Druga propozycja dotyczy globalnego minimalnego podatku CIT, o którym jest tak głośno w ostatnich tygodniach. W tym miejscu docieramy do kluczowej sprawy.
Propozycja Bidena od strony technicznej nie jest niczym nowym. Podobne rozwiązanie proponowały OECD i G20. Biden jako prezydent globalnego mocarstwa ma jednak polityczne argumenty, aby popchnąć takie rozwiązania do przodu i wymusić na innych państwach dostosowanie się.
Jak to będzie wyglądać w praktyce? Mechanizm działania minimalnego podatku CIT jest dość prosty. Od jego wprowadzenia wszystkie zyski korporacji, bez względu na jurysdykcję prawną, w której są rejestrowane, będą opodatkowane przynajmniej 21 proc. podatkiem. Oznacza to, że państwa będą mogły nałożyć podatek na wygenerowane za granicą zyski rodzimych firm, jeżeli powstaną one w państwie, w którym efektywna stawka podatku CIT będzie niższa od minimalnej. Takie rozwiązanie znacząco utrudni transfer zysków do rajów podatkowych oraz zniechęci państwa do obniżania podatku CIT poniżej 21 proc.
Z drugiej strony, nowy ład podatkowy stworzy dodatkowe koszty dla spółek. Dotyczyć będzie to nie tylko transnarodowych korporacji, które unikają płacenia podatków, ale także mniejszych i uczciwych firm. Wzrosną koszty administracyjne oraz te związane z zapewnieniem zgodności podatkowej (z ang. tax compliance). To może z kolei rodzić większe problemy płynnościowe oraz obniżyć stopę inwestycji w przedsiębiorstwach, szczególnie w warunkach epidemii COVID-19.
Mimo zwiększonych kosztów administracyjnych i prawnych, które będą w większości przejściowe, OECD przewiduje, że na minimalnym podatku CIT netto wszyscy zyskają.
Szacunki Tax Justice Network wskazują, że dzięki podatkowi Bidena kraje rozwinięte zwiększą swoje wpływy z CIT średnio o około 30 proc., a kraje rozwijające się o 20 proc.. Wynika to jednak nie tylko z korzyści w postaci wyższych wpływów podatkowych, ale również z faktu, że nowy porządek podatkowy powinien poprawić alokację kapitału (dzięki zmniejszeniu niezdrowej konkurencji podatkowej) i zwiększyć pewność prawa.
W tym miejscu warto zadać pytanie – jaki wpływ minimalny podatek CIT będzie miał na Polskę? Polski rząd póki co nie odniósł się do propozycji administracji Bidena, ale wyliczenia Polskiego Instytutu Ekonomicznego pozwalają nam przewidzieć, o jakich korzyściach może być mowa. W 2018 roku wartość luki CIT w Polsce wyniosła 22 mld zł, a wartość sztucznie wytransferowanych z Polski zysków szacuje się na około 17 mld zł. Ile to 22 mld zł? To mniej więcej połowa rocznych wydatków na program 500 plus czy prawie dwukrotność Tarczy Finansowej PFR 2.0. Mowa zatem o dużych kwotach, które mogłyby wspomóc polski budżet. Wsparcie to byłoby zbawieniem w czasach rosnących wydatków antykryzysowych związanych z epidemią COVID-19.
Istnieją jeszcze dwa dodatkowe problemy, z którymi przyjdzie się zmierzyć Bidenowi przed wprowadzeniem nowego podatku CIT. Po pierwsze, do teraz nie wiadomo, na ile realne jest osiągnięcie międzynarodowego konsensus w sprawie pierwszego filaru programu OECD i G20. Zmiana formuły opodatkowania zysków wymagałby uchwalenia nowych traktatów wspólnotowych, a to może zostać łatwo zablokowane przez kraje, które zyskują na rajach podatkowych, takie jak Irlandia czy Holandia. Po drugie, proponowane rozwiązania faworyzują kraje najbogatsze, a zupełnie pomijają interesy krajów rozwijających się, które, notabene, tracą najwięcej na istnieniu rajów podatkowych. Wynika to z faktu, że w OECD wpływy z tytułu CIT stanowią średnio 9 proc. wszystkich wpływów podatkowych, a w Afryce czy Ameryce Łacińskiej jest to około 15 proc.
Mimo tych trudności, inicjatywa Bidena może stać się kamieniem milowym w historii walki z rajami podatkowymi. Pozostaje mieć nadzieję, że taka propozycja zjednoczy wszystkich i ostatecznie zostanie zrealizowana. W interesie 99,9 proc. żyjących na naszej planecie osób jest zlikwidowanie podatkowej samowolki.
Ekonomista i socjolog. Współpracuje z ośrodkiem analitycznym SpotData i Fundacją Instrat. Wcześniej pracował w Instytucie Badań Strukturalnych. Zajmuje się głównie nierównościami, polityką publiczną i rynkiem pracy
Ekonomista i socjolog. Współpracuje z ośrodkiem analitycznym SpotData i Fundacją Instrat. Wcześniej pracował w Instytucie Badań Strukturalnych. Zajmuje się głównie nierównościami, polityką publiczną i rynkiem pracy
Komentarze