Awanturę o „gender Radziwiłła” rozpętało stowarzyszenie Rodzice Chronią Dzieci, znane z tropienia „seksualizacji najmłodszych” przez edukatorów, np. z grupy Ponton. Straszą „ideologią gender”, „promocją LGBT” oraz „permisywną edukacją seksualną”.
Tym razem winny deprawacji dzieci okazał się PiS.
Portal stop-seksualizacji.pl z oburzeniem ogłosił, że Radziwiłł przeznaczył 9 mln zł na wprowadzenie „seksedukatorów” do szkół. Za plecami rodziców, dyrektorów szkół, a nawet MEN.
Chodzi o ogłoszony w styczniu 2017 przez ministra konkurs na organizację „konferencji i spotkań edukacyjnych popularyzujących wiedzę o zdrowiu prokreacyjnym, których głównym celem jest podnoszenie wśród uczniów szkół średnich świadomości na temat niepłodności”.
Postawiony pod pręgierzem gender Radziwiłł uspokajał wpolityce.pl:
Żadnej edukacji seksualnej w szkołach za pieniądze ministerialne nie będziemy prowadzić. Takiego planu nie było i nie ma.
prawda. Takie działanie byłoby sprzeczne z ideologią, którą kieruje się minister.
Ma rację, niestety. Program „poprawy zdrowia prokreacyjnego” to rzeczywiście zachowawczy pomysł propagowania skrajnie konserwatywnych poglądów na temat życia seksualnego. Ani słowa o antykoncepcji (poza kalendarzykiem), ani o in vitro, którego minister osobiście nienawidzi, i jasne cele: przyspieszyć decyzje prokreacyjne i zachęcić do zakładania rodziny. Daleko do standardów edukacji seksualnej w normalnym tego słowa znaczeniu.
Promocja prokreacji (bez seksu)
W ogłoszeniu konkursowym ani razu nie pada słowo „seks”. Resort zdrowia wychodzi na przeciw problemowi „niepłodności” i znajduje sposób, by o seksie nie mówić.
Obawy organizacji prawicowych są bezpodstawne. Nie ma mowy o dowolności w prowadzeniu zajęć. Scenariusze opracuje Ministerstwo Zdrowia, a zestaw tematów jest skrupulatnie przygotowany. Obejmuje:
- definicję niepłodności, przyczyny, metody diagnozy, sposoby leczenia;
- czynniki ryzyka wpływające na niepłodność (wiek, palenie tytoniu, alkohol, używki, otyłość, zła kondycja psychiczna, choroby lub nieprawidłowości układu rozrodczego);
- planowanie rodziny (aspekty medyczne planowania rodziny, w tym obserwacja cyklu miesiączkowego, zdrowie i higiena partnerów, przebieg ciąży, aspekty społeczne i ekonomiczne);
- choroby przenoszone droga płciową (m.in. HIV, WZW C, chlamydia), sposobów ich przenoszenia, objawów, metod diagnostycznych oraz metod leczenia
- profilaktyka (podkreślenie istotności regularnych badań profilaktycznych m.in. w zakresie onkologii),
- aspekt społeczny i psychologiczny (dojrzewanie, macierzyństwo, relacje społeczno-kulturowe w rodzinie i społeczeństwie).
Resort zdrowia jasno deklaruje, że – wbrew międzynarodowym zaleceniom – nie zamierza zapewnić dzieciom i młodzieży w Polsce kompleksowej wiedzy o seksualności, antykoncepcji, świadomego rodzicielstwa i zdrowia.
Niczego nowoczesnego nie wróży też zmiana podstawy programowej. Przygotowanie standardu „Wychowania do życia w rodzinie” MEN powierzył ekscentrycznej prof. Urszuli Dudziak – teolożce, instruktorce naturalnego planowania rodziny, publicystce „Naszego Dziennika” i recenzentce podręczników WDŻ.
Ekspertka Zalewskiej uważa m.in., że stosowanie antykoncepcji to wyraz niedojrzałości.
Zobowiązania międzynarodowe
Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jednoznacznie wskazuje, że programy nauczania o życiu seksualnym powinny przekazywać treści w sposób obiektywny, tj. nienacechowany światopoglądowo, krytyczny i uwzględniający pluralizm. Programy, które nie uwzględniają wielości poglądów są niezgodne z prawem.
Już w 2014 roku komitet ONZ ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet (CEDAW) apelował do Polski o wywiązanie się z międzynarodowych zobowiązań. Zalecał: „wprowadzenie obowiązkowej, wszechstronnej i dostosowanej do wieku edukacji o zdrowiu reprodukcyjnym i seksualnym jako stałego punktu programu nauczania w szkołach. Edukacja powinna objąć takie kwestie jak odpowiedzialne zachowania seksualne, zapobieganie ciążom w młodym wieku i chorobom przenoszonym drogą płciową. Zajęcia powinny prowadzić odpowiednio przeszkoleni nauczyciele i nauczycielki”.
Głos zabierały też: Komitet Praw Człowieka, Komisarz Praw Człowieka Rady Europy oraz Komitet Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych. Instytucje apelowały o wprowadzenie nauczania o seksualności:
- obowiązkowego i wszechstronnego;
- naukowego i opartego na dowodach;
- dostosowanego do wieku;
- w równym stopniu dostępnego dla kobiet i mężczyzn;
- prowadzonego w ramach zajęć szkolnych oraz przez zewnętrznych edukatorów;
- wzbogaconego o program zdrowia reprodukcyjnego.
Niskie standardy edukacji seksualnej
Z badań prof. Zbigniewa Izdebskiego nad seksualnością Polaków w 2017 roku wynika, że brak społecznego przyzwolenia na edukację seksualną to mit. 76 proc. badanych jest za prowadzeniem takich zajęć w szkołach. Mimo to takiej nowoczesnej edukacji nie ma, nie było jej zresztą także za poprzednich rządów. Szkoły i resort zdrowia w pewnym stopniu wyręczają organizacje pozarządowe.
Rzecznik Praw Obywatelskich w liście do Ministra Zdrowia o EllaOne (wprowadzenia antykoncepcji awaryjnej na receptę) zwracał uwagę, że zgodnie z ustawą o planowaniu rodziny prowadzenie zajęć z wiedzy o życiu seksualnym jest obligatoryjne. Jednak jak pokazał rządowy raport z jej realizacji w 2012 r. zajęcia są kiepskie, a udział w nich spada wraz z wiekiem uczniów.
Frekwencja w szkołach podstawowych na zajęciach „o tych rzeczach” wynosi ponad 70 proc., w gimnazjach niespełna 50 proc., a w liceach 36 proc.
Badanie Federacji na Rzecz Planowania Rodziny pokazuje, jak trudny jest dostęp młodzieży do rzetelnej i obiektywnej wiedzy. W wywiadach uczniowie opowiadali, że nauczyciele/ki mówią o seksie z zażenowaniem – „rumienią się”. Brakuje informacji o antykoncepcji czy chorobach przenoszonych drogą płciową.
Zajęcia są nieobiektywne i niestandaryzowane, nauczyciele odwołują się do „osobistych doświadczeń seksualnych” oraz do swoich poglądów. Stygmatyzowane są: seks nie służący prokreacji, homoseksualność oraz aktywność seksualna dziewcząt.
Zajęcia WDŻ (Wychowanie do Życia w Rodzinie) są na ostatnim miejscu na liście źródeł wiedzy młodzieży na temat inicjacji seksualnej, dojrzewania i antykoncepcji. Młodzi ludzie szukają informacji w internecie, a głównym źródłem wiedzy o seksie staje się pornografia.
PiS raczej nie wspiera gender
Portal wpolityce.pl broni partię rządzącą przed stowarzyszeniem Rodzice Chronią Dzieci. Przypomina, jak Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej poinformowane przez Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych o próbie „ideologizowania dzieci” w szkołach podczas warsztatów antyprzemocowych, natychmiastowo rozwiązało umowę z krakowską Fundacją Autonomia (bez żadnej podstawy prawnej).
Gdy w czerwcu 2016 r. ogłoszono konkluzje rady UE ws. równouprawnienia osób LGBTI, media takie jak Fronda zarzuciły Wojciechowi Kaczmarczykowi, wówczas pełnomocnikowi ds. równego traktowania, że „płynie w głównym nurcie” i wspiera środowiska homoseksualne. Kaczmarczyk „wyszedł z twarzą”, tłumacząc:
„Rząd polski potwierdził respektowanie na terenie Rzeczypospolitej swojego prawa i nie wkraczanie z działaniami przez Komisję Europejską na teren kraju bez zgody polskich władz.”
Na żądanie Polski do dokumentu wprowadzono zapis o „respektowaniu praw narodowych poszczególnych krajów członkowskich, ich kompetencji w zakresie praw człowieka i w zakresie dotyczącym rodziny”.