Julia Przyłębska wykorzystała przepisy kodeksu pracy, żeby pozbyć się z Trybunału wiceprezesa Stanisława Biernata wysyłając go na przymusowy zaległy urlop. Ten zwrócił jej jednak uwagę, że zgodnie z kodeksem pracy duża część jego niewykorzystanego urlopu powinna przepaść z powodu przedawnienia. W maju i czerwcu Trybunał odzyska więc wiceprezesa
Spór o urlop wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego ma trzy aspekty - polityczny, konstytucyjny i dotyczący prawa pracy. Z politycznego - najlepiej wyjaśniającego cel i intencje - punktu widzenia postępowanie Julii Przyłębskiej jest częścią "przejmowania" Trybunału Konstytucyjnego przez PiS.
Sędzia Biernat jest przez nią traktowany tak, jak pozostali "starzy" sędziowie wybrani za poprzednich kadencji Sejmu. Sięgając po dowolne sztuczki prawne "prezes" Trybunału stara się odsunąć ich od pracy w sądzie konstytucyjnym.
Poza Stanisławem Biernatem, którego Przyłębska pozbyła się przy pomocy prawa pracy (stwierdziła, że musi wykorzystać cały zaległy urlop), z orzekania czasowo wyłączonych zostało również trzech sędziów wybranych w 2010 roku - Marek Zubik, Stanisław Rymar oraz Piotr Tuleja - ponieważ w ich sprawie Zbigniew Ziobro złożył do TK nonsensowny wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją uchwały Sejmu, która opisywała głosowania w 2010 roku. To już czterech sędziów mniej.
Za sprawą PiS z orzekania wyłączeni są jeszcze - bo prezydent Andrzej Duda nie odebrał od nich ślubowania - trzej sędziowie prawidłowo wybrani przez Sejm VII kadencji: Roman Hauser, Krzysztof Ślebzak i Andrzej Jakubiecki. Razem - siedmiu wyeliminowanych.
Zamiast Hausera, Ślebzaka i Jakubieckiego, PiS do orzekania dopuściło "dublerów", czyli sędziów, których PiS, nie mając podstawy prawnej, wybrało na zajęte miejsca - to Henryk Cioch, Lech Morawski i Mariusz Muszyński. Jeszcze jedno miejsce przypadło PiS w wyniku rezygnacji ze stanowiska sędziego Andrzeja Wróbla, który po "przejęciu" TK przez PiS, podjął decyzję o powrocie do pracy w Sądzie Najwyższym.
W tej sytuacji w siódemce sędziów lojalnych wobec PiS tylko status czworga nie budzi wątpliwości prawnych (Grzegorz Jędrejek, Zbigniew Jędrzejewski, Michał Warciński, no i oczywiście Julia Przyłębska).
Podsumujmy: od listopada 2015 roku PiS wyeliminowało siedmiu z dziesięciu sędziów wybranych przed nastaniem ich władzy (trzech niezaprzysiężonych, trzech wyłączonych z orzekania w efekcie wniosku Ziobry oraz przymusowo urlopowany wiceprezes Biernat).
W efekcie obok ośmiu sędziów i "sędziów" PiS do pracy dopuszczone jest tylko troje sędziów wybranych wcześniej (Leon Kieres, Małgorzata Pyziak-Szafnicka, Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz).
W tej politycznej układance w pół drogi znajduje się sędzia Piotr Pszczółkowski, były prawnik Jarosława Kaczyńskiego. Choć wybrany do TK przez PiS, po złamaniu wszystkich możliwych praw podczas powoływania Julii Przyłębskiej na prezesa przeszedł na stronę krytyków zamachu na Trybunał.
Art. 195 ust. 1 Konstytucji RP stanowi, że "sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji". Julia Przyłębska postanowiła uznać, że ten przepis odnosi się wyłącznie do orzekania przez sędziów, natomiast kwestie związane z urlopem podporządkować wprost kodeksowi pracy.
Sędzia podlega konstytucji tylko w zakresie orzekania, natomiast kiedy jest pracownikiem, kiedy otrzymuje wynagrodzenie, kiedy ma korzystać z urlopu czy innych świadczeń, to wtedy podlega normalnym zasadom prawa pracy.
Podstawowe obowiązki sędziego Trybunału Konstytucyjnego, sposób wykonywania zadań oraz ramy określające tryb ich pracy oraz zasady wynagradzania określa Konstytucja RP. Ustawy i kodeksy nie mogą być z tymi zasadami sprzeczne.
Pomysł Przyłębskiej to wymówka, by wyeliminować niewygodnego sędziego z pracy TK, a jednocześnie prawny nonsens, ponieważ sędziowie Trybunału Konstytucyjnego nie są zwykłymi pracownikami.
Organizacja pracy Trybunału, która zapewnia sędziemu możliwość wypełniania zobowiązań konstytucyjnych, jest konieczna, aby wypełnić postanowienie art. 195 ust. 1. Konstytucji. Podobnie jak kiedyś do przejęcia Trybunału Konstytucyjnego posłużyły zwolnienia lekarskie, sędziów powolnych PiS by zablokować zwołanie pełnego składu TK, teraz Julia Przyłębska postanowiła uchylić przepisy konstytucji przepisami zwykłej ustawy, czyli kodeksu pracy.
Trzeci problem podniósł sędzia Biernat, który zarzuca Przyłębskiej uniemożliwianie mu wykonywania obowiązków sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Faktycznie, poprzedni przymusowy urlop Biernata trwał od 9 stycznia do 31 marca, kolejny ma trwać od 1 kwietnia do 26 czerwca, czyli dokładnie do ostatniego dnia kadencji.
Sędzia Biernat zarzucił jednak "prezes" TK, że obliczając jego urlop i udzielając mu kolejnego urlopu, który de facto wyłączy go z orzekania do końca kadencji, źle policzyła przysługujące mu dni wolne od pracy.
Wiceprezesowi Trybunału Konstytucyjnego chodzi o to, że jeżeli sędziemu - jak każdemu pracownikowi, którego staż pracy wynosi więcej niż 10 lat - przysługuje 26 dni urlopu rocznie, to skumulowany, zaległy urlop nie może trwać dłużej niż trzykrotność tej wartości, czyli 78 dni, ponieważ, zgodnie z art. 291 § 1 kodeksu pracy "roszczenia ze stosunku pracy ulegają przedawnieniu z upływem 3 lat od dnia, w którym roszczenie stało się wymagalne".
Między 9 stycznia a 31 marca, czyli podczas pierwszego przymusowego urlopu wiceprezesa TK, było aż 60 dni roboczych. Wiceprezes Stanisław Biernat może więc oczekiwać, że Julia Przyłębska może mu udzielić najwyżej 18 dni kolejnego urlopu, ale nie więcej. Urlop z wcześniejszych lat kadencji się przedawnił.
Oznaczałby to wyłączenie Biernata z prac TK do końca kwietnia, ale od maja wróciłby do pracy. Argumentacja Biernata jest spójna i podparta przepisami prawa, na które powołuje się Julia Przyłębska. Wiceprezes w liście poprosił ją o dokładne rozliczenie jego urlopu z uwzględnieniem kwestii przedawnienia. Jeśli "prezes" nie uda się czegoś wyczarować, w maju i czerwcu Trybunał Konstytucyjny odzyska swojego wiceprezesa.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze