„Kiedy przeczytałam ostrzeżenia USA o zbliżającej się wojnie, ręce mi zaczęły drżeć” – mówi Tatiana. „Ale potem popatrzyłam, co mówią ukraińscy eksperci, znacznie bardziej optymistyczni i od razu zrobiło mi się lepiej. Jasne, gdzieś w głębi duszy panikuję, ale na razie daję sobie z tym radę”
W sobotę 12 lutego przez centrum Kijowa przeszło kilka tysięcy ludzi (na zdjęciu u góry) protestując przeciw polityce Rosji. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Niedziela, 13 lutego. W hipermarkecie Metro w jednej z dzielnic lewobrzeżnego Kijowa tłumów nie ma. W kolejkach do kas po kilka osób. Większość robi drobne zakupy – ewidentnie to nie zapasy na tygodnie czy miesiące. Nie ma też kolejek do bankomatów – gotówkę wypłacają nieliczni.
Nie ma ruchu na położonej nieopodal stacji benzynowej sieci KLO. A warto wiedzieć, że dwie trzecie importowanego paliwa – benzyny i diesla – Ukraina sprowadza z Białorusi i Rosji. W przypadku wojny mogą wystąpić poważne braki. Ale nie widać, by ktoś robił zapasy.
Kolejka jest za to do pobliskiej myjni samochodowej – w najbliższe dni obiecują suchą i słoneczną pogodę.
Ten niedzielny spokój ukraińskiej stolicy kontrastuje z powszechnie rozpowszechnianymi prognozami o zbliżającej się agresji i groźbie zajęcia przez wojska rosyjskie sporych połaci Ukrainy, w tym także Kijowa.
Niektóre państwa zachodnie ewakuują w trybie natychmiastowym personel placówek dyplomatycznych i zalecają swoim obywatelom wyjazd z Ukrainy w ciągu 48 godzin.
Anatolij Marcinowski jest ukraińskim dziennikarzem. Ukończył dziennikarstwo na Uniwersytecie Im. Szewczenki w Kijowie. Pracował w gazetach "Głos Ukrainy", "Gazeta po-Ukraińsku", na portalu "Prawda Europejska". Teraz jest freelancerem. Będzie relacjonował dla OKO.press wydarzenia w Ukrainie.
Rodzina Tatiany Nikołajewej już odczuła skutki takich panicznych posunięć zachodnich państw. Tatiana pracowała jako asystent nauczyciela w Pieczerskiej Szkole Międzynarodowej, w której głównie wykładają Amerykanie. Jej mąż był tam kierowcą szkolnego autobusu. Szkoła została zamkniętą już dwa tygodnie temu, cały personel nauczycielski wyjechał.
„Kiedy przeczytałam ostrzeżenia USA o zbliżającej się wojnie, ręce mi zaczęły drżeć” – mówi Tatiana. – „Ale potem popatrzyłam co mówią ukraińscy eksperci i politolodzy, oni są znacznie bardziej optymistyczni i porządkują sytuację. Od razu zrobiło mi się lepiej. Jasne, gdzieś w głębi duszy panikuję, ale na razie daję sobie z tym radę”.
W jej rodzinie jest trójka dzieci. Na 22 lutego wyznaczone jest wesele najstarszej córki, więc skupiają się teraz na tym. Ale o tym, co robić, jeśli wojna wybuchnie, też rozmawiają.
„Mąż chce od razu zgłosić się do wojska, a nas wysłać gdzieś na Zachodnią Ukrainę. Ja się nie zgadzam, Kocham swoje miasto, swój kraj i nie mam zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Też pójdę i zgłoszę się do obrony terytorialnej” – mówi Tatiana.
Wyniki badań socjologicznych z początku lutego pokazują, że 20 proc. Ukraińców jest gotowa chwycić za broń, a kolejne 23 proc. chce uczestniczyć w walce z agresorem „w inny sposób”.
Tylko 4 proc. zadeklarowało, że rozpatruje możliwość wyjazdu z Ukrainy. Dla tych, którzy chcieliby przenieść się w bardziej bezpieczne miejsca w kraju, w internecie i w mediach społecznościowych pełno instrukcji, jak należy przygotować najpotrzebniejsze i praktyczne rzeczy do wyjazdu.
W ciągu najbliższych kilku dni może dojść do kulminacji napięcia. Władze USA ogłosiły w sobotę, że spodziewany atak Rosji może nastąpić jeszcze w czasie Igrzysk Olimpijskich i wymieniają datę: 16 lutego, w środę. Stawiając ultimatum Zachodowi i gromadząc wojsko na ukraińskich granicach, Kreml chciał zmusić Kijów do realizacji politycznej część tzw. „porozumień mińskich” z 2015 r.
Jednak Ukraina nie zgodziła się na realizację planu Kremla, by nadać „specjalny status” dwóm kontrolowanym przez Rosję pseudo-republikom w Doniecku i Ługańsku. Poza wszystkim innym to przecież oznaczałoby wewnętrzną destabilizacją całego państwa. O co oczywiście Rosji chodzi.
Czy Putin zdecyduje się w tej sytuacji na otwartą inwazję i czy Ukraina zdoła wytrwać?
W klasie politycznej i wśród ekspertów przeważa opinia, że Rosja nie jest jeszcze gotowa do napaści w najbliższym czasie. A jednocześnie zdolność bojowa ukraińskich sił zbrojnych jest dość wysoka.
„Po tamtej stronie nie ma zgrupowania uderzeniowego, które byłoby już gotowe do wtargnięcia w Ukrainę” – mówi o zgromadzonych przy granicy oddziałach ekspert wojskowy, pułkownik rezerwy Oleg Żdanow. „Nawet oddziały zgrupowane w Białorusi mają stany osobowe na czas pokoju. To sytuacja, gdy w kompanii zmotoryzowanej jest 70, a nie co najmniej 100 żołnierzy. Już w pierwszym starciu będą straty – kto je uzupełni? W dodatku, inwazja spowoduje uruchomienie przez Zachód potężnych sankcji”.
Nie wierzy w szybkie rozpoczęcie dużej wojny także Igor Kozij, ekspert wojskowy Instytutu Współpracy Euroatlantyckiej: „Rosja jest zmuszona dowozić oddziały nawet z Dalekiego Wschodu. To świadczy o brakach w stanach osobowych. Technika jest, a ludzi brakuje. Nikt nie chce ginąć, wszyscy wiedzą, że napotkają na naprawdę duży opór”.
Cały czas Ukraina otrzymuje dostawy uzbrojenia z Zachodu. W niedziele przyleciał z USA siedemnasty już samolot transportowy z bronią i amunicją. Litwa przekazała zestawy antyrakietowe Stinger.
Równocześnie z ćwiczeniami rosyjsko-białoruskimi, armia ukraińska rozpoczęła wielkie ćwiczenia „Mietiel - 2022”(Zadymka - 2022).
Wygląda na to, że Rosja wpędziła się w sytuację, w której każdy następny ruch będzie niekorzystny dla jej imperialnych planów czy ambicji. Nikt jednak nie jest w stanie stwierdzić, czy ktoś jeszcze na Kremlu jest w stanie myśleć racjonalnie.
Ukraińcom to uczucie narastającego zagrożenia jest znane jeszcze z 2014 roku – wtedy panowało przejmujące przekonanie, że po zajęciu Krymu i po wejściu do Donbasu, Rosja posunie się jeszcze dalej.
Władze państwowe i samorządowe nawołują jednak, by nie poddawać się panice, mieć zaufanie do gotowości sił zbrojnych i nie wierzyć apokaliptycznym prognozom.
„Każdy, kto choć raz popatrzył w oczy naszym żołnierzom, jest pewien, że powtórki 2014 roku nie będzie. Agresor nie zdobędzie ani Kijowa, ani Odessy, ani Charkowa czy innego miasta” – mówił ostatnio minister obrony Oleksij Reznikow.
„Najlepszym sprzymierzeńcem naszych wrogów jest panika” – wzywa co chwila do spokoju prezydent Wołodymyr Zelenski.
Wygląda na to, że Ukraińcy na razie takim wezwaniom się podporządkowują. Choć wcale nie jest to takie proste.
Ukraiński dziennikarz, redaktor. Po ukończeniu Instytutu Dziennikarstwa Kijowskiego Uniwersytetu Krajowego im. Tarasa Szewczenka pracował w gazetach „Głos Ukrainy”, „Gazeta po-Ukraińsku”, na stronie „Prawda Europejska”.
Ukraiński dziennikarz, redaktor. Po ukończeniu Instytutu Dziennikarstwa Kijowskiego Uniwersytetu Krajowego im. Tarasa Szewczenka pracował w gazetach „Głos Ukrainy”, „Gazeta po-Ukraińsku”, na stronie „Prawda Europejska”.
Komentarze