Sprawa "zamku" w Stobnicy i wycinka lasów gospodarczych w Bawarii posłużyły władzy za pretekst do ataków na organizacje ekologiczne. I takich sytuacji będzie więcej, bo PiS zrobi wszystko, by zdyskredytować ruch obrony przyrody w Polsce. Powód jest oczywisty: za często przegrywa z ekologami
"Polsce grożono karami za aktywną walkę z kornikiem. Czyżby Niemców obowiązywały inne standardy? Czy o sprawie będą alarmowali ekolodzy i czy działania w tej sprawie podejmie KE? Kornik niszczy lasy w całej Bawarii - tniemy. Niszczy puszczę w PL - karzemy" - napisał 23 sierpnia na Twitterze europoseł PiS Tomasz Poręba, szef sztabu wyborczego PiS na wybory samorządowe.
Dodał też, że wysłał interpelację do Komisji Europejskiej (KE) w sprawie prowadzonej właśnie z powodu gradacji kornika drukarza wycinki lasów w Bawarii. "Chciałbym się dowiedzieć, czy w tej sprawie KE będzie reagować równie stanowczo jak w przypadku Puszczy Białowieskiej".
To już kolejny taki głos w ostatnim czasie. Prawicowe media rozkręciły aferę, gdy niemiecki dziennik „Die Welt” poinformował o gradacji kornika drukarza w lasach gospodarczych w Bawarii, gdzie pozyskuje się drewno na potrzeby przemysłu. Nie są to obszary przyrodniczo chronione, tak jak Puszcza Białowieska.
Wycinanie zarażonych kornikiem drzew w lasach gospodarczych to norma, bo chodzi o uratowanie drewna, zanim będzie niezdatne do dalszej przemysłowej obróbki. Zupełnie inaczej sprawa kornika ma się w Puszczy, gdzie zarażone drzewa powinny zostać, obumrzeć i wzbogacić biocen lasu naturalnego.
"Wycinka lasów w Niemczech. Greenpeace się tam nie wybiera" – grzmiało TVP. "Gdzie są teraz wszyscy krytykujący ministra Szyszkę i jego metody? Czy opozycja zamierza pozwać Niemcy za wycinkę drzew?" - pytała TV Republika.
W ślad za prawicowymi mediami zaatakowali politycy PiS. "Komisja Europejska i Europa ma inne standardy w stosunku do Polski, a inne w stosunku do Niemiec" - mówił eksminister środowiska Jan Szyszko, główny obrońca wycinki w Puszczy Białowieskiej.
Dodał też, że przez ekologów i Komisję Europejską "autorytet Polski został naruszony w skali światowej". Zaś minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski twierdził, że "brak reakcji na wycinanie lasów w Bawarii jest hipokryzją ze strony ekologów". A w protestach w Puszczy Białowieskiej nie chodziło o żadną jej obronę, ale "uderzenie w rząd Prawa i Sprawiedliwości".
Oczywiście nic nie dały tłumaczenia Greenpeace i Fundacji Dzika Polska. Że wycinki w Bawarii nie można zestawiać z wycinką w Puszczy Białowieskiej. Bo ta pierwsza dotyczy tylko lasów gospodarczych, a druga dotknęła chronionych stref UNESCO i chronionych w ramach Natura 2000 starodrzewi. Nie mówiąc już o tym, że wycinka w Puszczy Białowieskiej od początku była nielegalna, bo nie przeprowadzono dla niej tzw. oceny siedliskowej, której wymaga unijne prawo środowiskowe.
Ale nie o prawdę tutaj chodzi. Awantura o bawarskiego kornika to świadome uderzenie rządu PiS w polskie organizacje chroniące przyrodę.
Kolejne - po próbie obciążenia ich odpowiedzialnością za skandaliczną budowę stobnickiego "zamku" w środku obszaru chronionego Natura 2000 w Puszczy Noteckiej. I wprowadzenia obowiązkowych rekomendacji przez ministra środowiska w przypadku ubiegania się organizacji ekologicznych o środki z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) na edukację ekologiczną.
Bo to właśnie ekolodzy są jedną z tych grup, które PiS sprawiały wiele problemów, a jednocześnie były skuteczne w swoich działaniach.
Lista zwycięstw środowisk ekologicznych nad rządem PiS nawet jeśli nie jest długa, to z pewnością jest imponująca. Po pierwsze - i to zapewne boli PiS najbardziej - ekolodzy doprowadzili do zakończenia wycinki w Puszczy Białowieskiej.
To właśnie koalicja ekologicznych NGO - Greenpeace, ClientErth, WWF, Fundacja Greenmind, OTOP, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot i Fundacja Dzika Polska - złożyła skargę do Komisji Europejskiej (KE) informując ją, że większe cięcia unikalnych w skali europejskiej fragmentów Puszczy pod pozorem walki z kornikiem drukarzem stoją w sprzeczności z prawem środowiskowym UE. A KE założyła Polsce sprawę w Trybunale Sprawiedliwości UE i ją wygrała.
Blokady harvesterów i forwarderów w Puszczy Białowieskiej - najpierw organizowane przez aktywistów Greenpeace i Fundacji Dzika Polska, a potem przez nieformalny Obóz dla Puszczy - sprawiły, że konflikt pojawił się w najważniejszych światowych mediach.
Świat zobaczył, że władza PiS stanowi zagrożenie dla Puszczy Białowieskiej. A PiS poczuł się tym głęboko dotknięty. Jak i tym, że przegrał sprawę z Komisja Europejską, z którą jest od długiego czasu w konflikcie.
Po drugie, to właśnie ekolodzy zablokowali, znów przy pomocy KE, asfaltowanie Drogi Narewkowskiej w Puszczy Białowieskiej. A konkretnie: Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, która złożyła skargę do Komisji.
KE - pomna zapewne doświadczeń z wycinką - zareagowała nadzwyczaj szybko i poprosiła o wstrzymanie prac. Polska musiała się zastosować.
Pomysł wyasfaltowania zwykłej szutrowej drogi - przebiegającej w pobliżu rezerwatów - był mocno krytykowany przez naukowców. Zwrócili szczególną uwagę na to, że dla inwestycji nie przeprowadzono właściwej oceny oddziaływania na środowisko.
W międzyczasie było jeszcze kilka innych - może nie tak spektakularnych - ale również ważnych triumfów.
To zmiana prawa łowieckiego wskutek intensywnego lobbingu koalicji Niech Żyją!
Albo zmuszenie Jana Szyszki do wycofania decyzji znoszącej moratorium na odstrzał łosi.
Co prawda, w tych sprawach sam PiS był podzielony. Niemniej wśród części polityków tej formacji - przede wszystkim byłego ministra środowiska i jego stronnictwa - te zwycięstwa ekologów wywołały albo podsycały istniejącą już wrogość. Zresztą Szyszko chowa urazę do organizacji ekologicznych przynajmniej od czasu przegranej w Rospudzie.
Nic więc dziwnego, że PiS w ostatnim czasie zaczął wykorzystywać różne okazje, by uderzyć w organizacje ekologiczne. Pierwszą dogodną okazją była sprawa "zamku" w Stobnicy, który budowano na obszarze Natura 2000 Puszcza Notecka. Budowla miała mieć 15 kondygnacji, a jego wieża ma liczyć blisko 50 metrów, a całość powstawała na 300-metrowej sztucznej wyspie.
Minister Kowalczyk publicznie się "dziwił", że ekolodzy nie zauważyli tej budowli. Zaś prawicowe media próbowały przypisać odpowiedzialność za przygotowanie raportu oddziaływania na środowisko tej inwestycji Fundacji Fauna Polski, w której zasiadał jeden z członków Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
OKO.press ustaliło wtedy, że raport powstał w 2015 r., a sama fundacja w 2017 r.
Ale przekaz o "dwulicowych ekologach", którzy - z jednej strony - protestują w Puszczy Białowieskiej, ale - z drugiej - nie mają nic przeciwko szkodliwym inwestycjom budowlanym w innym chronionym obszarze przyrody, poszedł w świat.
Opisaną wyżej sprawę wycinki w Bawarii PiS również zaczął szybko ogrywać w taki sposób, by pokazać rzekomą hipokryzję organizacji ekologicznych.
Tu było o tyle wygodnie, że za jednym zamachem można było uderzyć i w ekologów, i w KE. I po raz kolejny "udowodnić" - jak wciąż powtarza Szyszko - że to sprzymierzone ze sobą siły, które działają wbrew interesowi Polski.
Z pewnością PiS w przyszłości będzie wykorzystywał podobne do opisanych sytuacje, by dyskredytować ruch ochrony środowiska w Polsce.
Elementem tej wojny są również zmiany w finansowaniu projektów z obszaru edukacji ekologicznej z publicznych środków NFOŚiGW. O ile w poprzednich przypadkach chodziło PiS o deprecjonowanie organizacji ekologicznych w oczach społeczeństwa, głównie za pomocą przyjaznych sobie mediów, to tutaj
chodzi po prostu o odcięcie ich od funduszy. A to dlatego, że warunkiem przystąpienia do otwartego konkursu jest uzyskanie specjalnych rekomendacji ministra środowiska.
To nie zaszkodzi np. Greenpeace, bo ta organizacja utrzymuje się z datków i nie zabiega o fundusze publiczne na działania. Ale część z mniejszych NGO, które protestowały przy różnych okazjach przeciwko polityce przyrodniczej PiS, może mieć już kłopot z uzyskaniem tych środków. Inne, które jeszcze nie weszły na ścieżkę wojenną z partią Jarosława Kaczyńskiego, dobrze się zastanowią, czy opłaca się im wchodzić w takie konflikty. Można więc spodziewać się tzw. efektu mrożącego.
Bo przecież w przyszłości uzyskanie środków nie tylko na edukację ekologiczną, ale na inne działania z obszaru szeroko rozumianej ekologii, może zostać uzależnione od rekomendacji ministra środowiska.
OKO.press szerzej pisało o tym tu:
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze