0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Robaszewski / Agencja GazetaRobert Robaszewski /...

Przewidywanie przyszłości to niewdzięczne zajęcie. Przez co najmniej kilka dekad wydawało się, że liberalna demokracja rynkowa jest nie do ruszenia, a jedyny realny kierunek zmian to jeszcze więcej wolności, tolerancji i pluralizmu. Dominowało przekonanie, że jedni trochę wolniej, inni trochę szybciej, ale zasadniczo wszystkie kraje na świecie dążą mniej więcej w jednym kierunku – nie ma alternatywy.

Dziś zamiast pewności odczuwamy raczej strach i zagubienie. Boimy się katastrofy, a więc – zgodnie z prawem dynamiki emocji w polityce – prawdopodobieństwo, że nastąpi, się zwiększa.

Kiedy ogłoszono „gender” słowem roku 2013 w Polsce, wiele osób było zdania, że oto jesteśmy świadkami szczytowego momentu ultrakonserwatywnej fali powodziowej i ta fala zaraz opadnie.

Przeczytaj także:

Kampania przeciwko ratyfikacji przez Polskę konwencji antyprzemocowej, krytyka „gender studies” jako narzędzia szatana czy wykłady księdza Oko, w których przekonywał, że feministki chcą „na siłę … wprowadzić genderową seksdeprawację do każdej szkoły i do każdego przedszkola” – wszystko to wydawało się lokalną egzotyką, czkawką nacjonalistyczno-katolickiego marginesu, który już wkrótce odejdzie do lamusa.

Tymczasem dziś w Polsce u władzy jest partia, która sprawnie przejęła anty-równościową narrację, a biskupi ostrzegają już nie tylko przed „ideologią gender”, ale też „ideologią LGBT” i „ekologizmem”.

Główne chwyty retoryczne wykorzystywane w „wojnie z gender”, czyli jasny podział na My i Oni; ukazanie grup dyskryminowanych jako sprawców a nie ofiar; twierdzenie że ci, którzy walczą o równość są w istocie agentami obcych państw, mają władzę i kontrolują społeczeństwo z ukrycia - na stałe wpisały się w język polskiej polityki.

Okazały się narzędziem niezwykle przydatnym dla prawicowych populistów. Po przejęciu władzy nie można bez końca zwalać winy na poprzedników, bardzo przydatni są więc nowi wrogowie: geje czy nastolatki protestujące przeciwko zmianom klimatycznym świetnie się w tej roli sprawdzają.

Nawet jeśli są z Polski, to nie są do końca „nasi”, odrzucają narodowe świętości, buntują się i podżegają.

Duże wyzwanie dla Lewicy

W 2020 możemy się spodziewać nasilenia wojny kulturowej. Po części dlatego, że w budżecie trudno znaleźć pieniądze na kolejne programy socjalne, które miałyby siłę rażenia podobną do 500 plus, a pomysłów na reformę usług społecznych brak.

Po wejściu do parlamentu lewicy PiS straci monopol na krytykę neoliberalnej polityki poprzednich rządów, więc będzie próbował pokazać, że lewica to w istocie sponsorowana przez Sorosa elita: „genderystki”, zwolennicy „seksualizacji dzieci”, obrońcy gejów i żeńskich końcówek. Z prawej strony z kolei naciskać będzie Konfederacja, która już zapowiedziała chęć pracy nad ustawą „anty-LGBT”.

O ile dla PiS kwestie takie jak aborcja czy nagonka na mniejszości seksualne to raczej wybór strategiczny niż cel sam w sobie, o tyle dla skrajnej prawicy to jeden z głównych postulatów.

Marzenie o wielkiej Polsce jako homofobicznym raju w Europie łączy polityków takich jak Robert Winnicki, Krzysztof Bosak czy Janusz Korwin-Mikke, pozwalając im stroić się w piórka ostatnich obrońców wolności słowa w politycznie poprawnym „Euro-kołchozie”.

Przed dużym wyzwaniem stanie lewica, będzie bowiem musiała bronić poszczególnych grup mniejszościowych i wartości takich jak pluralizm i wolność, jednocześnie unikając uwikłania się w nieustające prowokacje i wojenki wszczynane przez ultraprawicę.

Największym wyzwaniem będzie znalezienie nowego języka i emocji, które pociągną ludzi, pozwolą uwierzyć, że możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Ruchy społeczne przed dylematem

Przymierze prawicowych populistów i ruchów ultrakonserwatywnych okazało się nie tyle polską specyfiką, ile światowym trendem i nie spodziewajmy się, że szybko się z nim rozstaniemy. 2020 pozwoli jedynie przetestować nowe strategie oporu.

Energia spontanicznych masowych ruchów protestu, które wyłoniły się na fali sprzeciwu wobec mizoginistycznej polityki prawicy, jak Ogólnopolski Strajk Kobiet w Polsce, czy Non Una di Meno we Włoszech, w dużej mierze się dziś wypaliła.

Liderki są wciąż aktywne, wiele lokalnych aktywistek nadal się angażuje, ale jak pokazuje historia ruchów społecznych, aby uzyskać trwały wpływ na życie społeczne i polityczne potrzebne są zasoby, budowanie własnych instytucji, dostęp do mediów i instytucji państwa, a z tym jest gorzej.

Każdy z tych ruchów wybrał inną strategię polityczną: OSK zdecydował się na wejście do polityki i współpracę z partiami, podczas gdy NUM zdecydowanie odcina się od zinstytucjonalizowanej polityki, stawiając na zmianę świadomości, działania oddolne i obywatelskie nieposłuszeństwo. Być może 2020 pozwoli ocenić efekty tych decyzji. Na razie wydaje się, że bez zaangażowania w politykę partyjną trudno jest uzyskać wpływ.

Choć negocjacje między OSK a lewicową koalicją skończyły się fiaskiem, do Sejmu weszła grupa posłanek związanych z protestami i reprezentujących cele ruchów kobiecych. Nie mają większości, by przegłosować, np. liberalizację prawa antyaborcyjnego, ale będą miały dostęp do mediów, znaczące zasoby oraz wiedzę na temat tego, co dzieje się na sejmowych korytarzach i za zamkniętymi drzwiami instytucji.

Za wszelką cenę podtrzymać nadzieję

Także w innych krajach ten rok będzie czasem testowania nowych taktyk politycznych przez lewicę. Po porażce w Wielkiej Brytanii Partii Pracy Corbyna widać, że odwoływanie się głównie do klasowych interesów nie działa, bo klasy w ich niegdysiejszym kształcie po prostu nie istnieją.

Jaką lekcję wyciągnie z tego w Stanach Zjednoczonych Bernie Sanders? Czy uda mu się przełamać opór establishmentu we własnej partii i czy ma szansę na wygraną w prawyborach Demokratów, a jesienią z Donaldem Trumpem? I czy naprawdę skazani jesteśmy na białych facetów w słusznym wieku w roli zbawców ludzkości, czy może więcej krajów pójdzie śladem Finlandii i zobaczymy w polityce więcej młodych kobiet?

Chciałabym wierzyć, że nowych fiński rząd będzie modelem dla innych państw, ale obawiam się, że w 2020 będzie jeszcze gorzej.

Po raz kolejny okaże się, że jeszcze nie osiągnęliśmy dna, jeśli chodzi o używanie języka nienawiści, publicznie wygłaszane kłamstwa i polityczne nagonki, tak w Polsce jak i w USA.

Największym wyzwaniem na najbliższy rok może być pielęgnowanie nadziei i podtrzymywanie wiary w to, że przyszłość niesie nie tylko zagrożenia, ale i szanse. Podtrzymywanie nadziei to zadanie dla nas wszystkich: mediów, polityków, wyborców, tych którzy chcą w świecie uczestniczyć i tych, którzy woleliby nie mieć z nim nic wspólnego.

Nadzieja nie musi być bowiem reakcją na rzeczywistość, możemy o niej myśleć jak o obowiązku wobec siebie i innych, jak o pracy do wykonania. Obyśmy umiały i umieli wykonać ją jak najlepiej.

;

Udostępnij:

Elżbieta Korolczuk

Socjolożka, kulturoznawczyni, działaczka na rzecz praw kobiet. Pracuje na Uniwersytecie w Göteborgu oraz Uniwersytecie Södertörn w Szwecji, a także wykłada na Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim. W swoich badaniach analizuje, min. ruchy społeczne, nowe formy obywatelstwa oraz debaty dotyczące nowych technologii reprodukcyjnych (in vitro). Razem z Renatą E. Hryciuk zredagowała książki „Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce” (2012) oraz „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo polityka” (2015). Jej najnowsze publikacje to książki „Rebellious Parents. Parental Movements in Central-Eastern Europe and Russia” przygotowana we współpracy z Katalin Fábián (Indiana University Press, 2017) i „Civil Society revisited: Lesssons from Poland” wydana z Kerstin Jacobsson (Berghahn Books, 2017).

Komentarze