Ekonomiści zajmujący się konsekwencjami gospodarczymi zmiany klimatu często nie doceniają - czasami nawet bardzo poważnie - wynikających z nich szkód. Niedoszacowania występują zwłaszcza w scenariuszach, w których temperatura Ziemi wzrasta o więcej niż 2°C, a więc powyżej celu uzgodnionego w Porozumieniu Paryskim
Taki wniosek wypływa z opublikowanego kilka miesięcy temu raportu napisanego przez zespół klimatologów i ekonomistów z Instytutu Ziemi na Uniwersytecie Columbia, Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu oraz Instytutu Badawczego Grantham ds. Zmiany Klimatu i Środowiska (DeFries i in., 2019).
Wniosek ten jest zgodny z ustaleniami szeregu ostatnich badań dotyczących gospodarczych następstw zmiany klimatu.
Gdy wzrost średniej temperatury przekroczy próg zapisany w Porozumieniu Paryskim, będziemy mieć do czynienia ze znaczącym wzrostem ryzyka wystąpienia bezprecedensowych szkód w wielu systemach ważnych dla funkcjonowania przyrody i ludzkości (przykładowo istotnie wzrośnie zagrożenie zalewaniem wybrzeży, zaniknąć mogą różne unikalne ekosystemy, spadną plony – patrz Streszczenie Specjalnego Raportu IPCC dotyczącego globalnego ocieplenia klimatu o 1,5°C cz. B).
Ponieważ tempo i skala zmiany klimatu wkroczyły w obszar warunków niespotykanych w dotychczasowej historii ludzkości, prognozowanie przy jakim wzroście temperatury wystąpią różne skutki zmiany klimatu klimatycznych i jaka będzie ich dotkliwość, obarczone są dużym stopniem niepewności.
To znaczy nie można ustalić skutków jednoznacznie, da się określić tylko ich „widełki”, czyli możliwy zakres. Tym samym trudno jest uchwycić je w modelach ekonomicznych.
Mówiąc wprost, ciężko jest przewidzieć skutki gospodarcze wynikające z okoliczności, które same w sobie są bezprecedensowe.
Na przykład, jeśli naukowcy nie znają temperatury, przy której mogą zostać przekroczone różne „punkty krytyczne”, takie jak przyspieszony rozpad lądolodów lub duże emisje dwutlenku węgla z ocieplających się oceanów lub roztapiającej się wiecznej zmarzliny, wówczas również modele ekonomiczne pominą związane z tym konsekwencje (gwałtowny wzrost poziomu morza lub przyspieszona zmiana klimatu).
Ponadto tradycyjnym problemem w szacowaniu kosztów ekonomicznych wynikających ze zmiany klimatu, są konieczność poczynienia wątpliwych założeń dotyczących kontynuacji dalszego wzrostu gospodarczego oraz trudność uwzględnienia wartości niepieniężnych, takich jak cierpienia i problemy psychiczne wynikające z katastrof klimatycznych.
Badania wykazały, że ludzie ocieplają klimat w tempie 20-50 razy szybszym od najszybszych naturalnych zmian klimatycznych w historii Ziemi (Clark i in., 2016). Globalne temperatury mogą już być wyższe niż były kiedykolwiek w całej historii naszej cywilizacji i dalej szybko rosną (Marcisek i in., 2018).
Jak stwierdzają autorzy nowego opracowania, dalsze podążanie dotychczasową ścieżką szybkiego ocieplenia klimatu spowoduje „rosnące prawdopodobieństwo, że zostaną przekroczone istotne progi w ziemskim systemie klimatycznym, szczególnie jeśli ocieplenie przekroczy 2°C powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej".
Przekroczenie tych „istotnych progów” (czy też punktów krytycznych) oznaczać będzie nasilenie rozmaitych niekorzystnych zjawisk, przykładowo ekstremalnych zjawisk pogodowych (np. susz, upałów, powodzi i huraganów), topnienia lądolodów i wynikającego z tego podnoszenia się poziomu morza, niszczenia różnorodności biologicznej i załamywania się
Modele klimatyczne uwzględniają te skutki najlepiej jak potrafią – niektóre lepiej niż inne – jednak, jak już wspomniano, w miarę jak klimat Ziemi wchodzi w stan niemający precedensu w historii ludzkości, coraz trudniej jest dokładnie określić zakres i skalę szkód.
Eksperci modelujący gospodarcze aspekty zmiany klimatu, tacy jak niedawny laureat Nagrody Nobla William Nordhaus, włączają te szkody klimatyczne do swoich modeli poprzez tzw. funkcję szkód. Jednakże, jak zauważył Nordhaus:
szacunki dotyczące funkcji szkód w przypadku wzrostu temperatury o więcej niż 3°C praktycznie nie istnieją. (...) Funkcja szkód musi zostać dogłębnie zbadana lub w ogóle na nowo określona w przypadku większego ocieplenia lub katastrofalnej skali szkód.
Model Nordhausa (Nordhaus, 2017) sugeruje na przykład, że globalny wzrost temperatury o 6°C, który miałby katastrofalne skutki dla społeczeństwa i ekosystemów, zmniejszyłby światowy PKB zaledwie o 8,5 proc.
W analizie z 2010 roku (Ackerman i in., 2010 [pełna wersja]) stwierdzono, że dopiero przy globalnym wzroście temperatury o 19°C straty PKB sięgną 50 proc. Taki poziom ocieplenia praktycznie jednak wykluczałby funkcjonowanie na Ziemi współczesnych organizmów stałocieplnych (np. człowieka), trudno więc sobie wyobrazić podtrzymanie wzrostu gospodarczego w takich warunkach.
Istotny problem polega na tym, że twórcy modeli ekonomicznych często zakładają, że globalna gospodarka (czy też PKB) będzie dalej stale rosnąć, bez względu na skalę zmian klimatycznych. Jak napisali niedawno w "New York Times" historyczka klimatu Naomi Oreskes i brytyjski ekonomista Nicholas Stern, modele te
traktują straty gospodarcze wynikające ze zmiany klimatu jako drobne perturbacje względem immanentnej ścieżki wzrostu gospodarczego i nie biorą pod uwagę fundamentalnych zniszczeń, z jakimi możemy mieć do czynienia, ponieważ te radykalnie wykraczają poza nasze doświadczenia.
Z kolei Dietz i Stern, 2015 wykazali, że mają one
wbudowane założenia dotyczące wzrostu, szkód i ryzyka, które łącznie skutkują poważnym niedoszacowaniem całkowitej skali ryzyka związanego z dopuszczenia do wyrwania się zmiany klimatu spod kontroli.
W wielu nowych opracowaniach naukowych z dziedziny ekonomii klimatu stwierdzono, że – jak można się spodziewać – dalsze zmiany klimatu w rzeczywistości będą jednak hamować wzrost gospodarczy. Konkluzję taką można znaleźć m.in. w Dell i in., 2012, Moore i Diaz, 2015, (Burke i in. 2015, [pełna wersja][prezentacja] czy Colacito i in., 2018.
Przeprowadzone przez zespół Burke'a badanie dało mocne argumenty na optymalną temperaturę dla działalności gospodarczej. Najsilniejsze gospodarki mają kraje położone w regionach ze średnią temperaturą rzędu 13°C (m.in. USA, Japonia, Chiny i znaczna część Europy). Im cieplejszy jest dany obszar, tym niższa jest wydajność gospodarcza, co jest szczególnie problematyczne dla biedniejszych krajów położonych bliżej równika, których klimat już teraz jest nieoptymalnie gorący. Więcej piszemy o tym w artykule Czy ocieplenie klimatu może być dla nas korzystne?
Krótko mówiąc, modele ekonomiczne zakładające, że gospodarka światowa będzie nadal stale rosnąć w obliczu postępującej zmiany klimatu, a jej konsekwencje będą tylko drobnymi perturbacjami na (niezakłóconej poza tym) ścieżce stałego wzrostu, z samej swojej konstrukcji zaniżają konsekwencje gospodarcze poważnej zmiany klimatu.
Choć za życia minionych pokoleń światowa gospodarka (PKB) rosła wykładniczo, nie oznacza to, że dalej musi tak być także w przyszłości, szczególnie w obliczu potencjalnie ekstremalnej zmiany klimatu i wszechogarniających skutków społecznych.
Zakładając utrzymanie się wykładniczego wzrostu gospodarki, traktujemy przyszłe straty jako mniej znaczące w stosunku do wydania analogicznej kwoty dzisiaj.
Przykładowo, jeśli mielibyśmy wydać miliard dolarów dzisiaj na zapobieżenie za kilkadziesiąt lat szkodom w wysokości miliarda dolarów, w świecie wzrostu gospodarczego nie miałoby to sensu ekonomicznego: jeśli bowiem – zakładając dalszy wzrost gospodarczy – za te kilkadziesiąt lat gospodarka będzie np. 5 razy większa, to liczone jako odsetek PKB będą odpowiadać jedynie 1/5 części dzisiejszego PKB zainwestowanej w uniknięcie tej straty.
W świecie wzrostu gospodarczego statystycznie rzecz biorąc zainwestowane pieniądze dają zysk. Jesteśmy skłonni przeznaczyć 100 zł dzisiaj na rzecz przyszłych większych korzyści, ale oczekujemy z tego stopy zwrotu na satysfakcjonującym nas poziomie. Inaczej mówiąc, 100 zł otrzymane dzisiaj ekonomicznie rzecz biorąc ma dla nas większą wartość niż 100 zł otrzymane za 5 czy 20 lat.
Przyjrzyjmy się przykładowi, w którym korporacja kupiła spory obszar lasu tropikalnego, a do decyzji zarządu trafiły dwie opcje działania:
1. czerpać zysk ze zrównoważonego gospodarowania lasem po 100 tysięcy dolarów rocznie w nieskończoność
(zysk 100 tys. dolarów rocznie w nieskończoność daje przy 5-procentowej rocznej stopie dyskonta skumulowany sumaryczny zysk 1,999 mln dolarów)
2. wykarczować las, założyć plantację soi, zyskując przez 10 lat po 500 tysięcy dolarów rocznie, a na koniec zdegradowaną glebę porzucić lub sprzedać za bezcen.
(zysk 500 tys. dolarów rocznie przez 10 lat daje przy 5-procentowej rocznej stopie dyskonta skumulowany sumaryczny zysk 4,013 mln dolarów)
Która opcja jest racjonalnym biznesowo wyborem? Dla zysku firmy znacznie bardziej opłacalnym wyborem jest ten drugi.
Oczywiście, jest on opłacalny tylko przy zignorowaniu kosztów zewnętrznych, takich jak wymieranie gatunków, utrata świadczonych przez las usług środowiskowych czy dramat żyjących tam od pokoleń ludzi itd.
W rezultacie, kierując się zasadami wąsko rozumianej opłacalności ekonomicznej, można „udowodnić”, że nie warto utrzymywać środowiska w dobrym stanie, a najbardziej opłacalnym kierunkiem działań jest krótkoterminowa maksymalizacja zysków.
Podobne rachunki stosuje się w obliczeniach porównujących koszty przeciwdziałania zmianie klimatu (które trzeba ponieść dzisiaj) z następstwami prognozowanych konsekwencji (te najpoważniejsze wystąpią za wiele lat) wyrażonymi w kwotach pieniężnych.
Gdy w 2006 roku na zamówienie rządu brytyjskiego powstał kompleksowy Raport Sterna, zawierający przewidywania wpływu globalnego ocieplania się klimatu na światową gospodarkę, przygotowujący go zespół przyjął stopę dyskontową 1,4% (co oznacza, że warto zainwestować dziś 1 miliard, aby zapobiec za 100 lat stratom w wysokości 4 miliardów dolarów).
W wyniku przyjęcia tak niskiej wartości doszedł do wniosku, że w ochronę klimatu warto inwestować po prostu ze względu na zwykłą opłacalność ekonomiczną takich działań. Szereg ekonomistów głównego nurtu skrytykowało tak niską stopę procentową, niespotykaną w praktyce biznesowej. Przy przyjęciu 6-procentowej stopy dyskontowej, jak stwierdził np. Martin Weitzman, można wykazać, że w ochronę klimatu inwestować nie warto (6-procentowa stopa dyskonta oznacza, że uzasadnione jest zainwestowanie dziś 1 miliarda, jeśli za 100 lat da to korzyść co najmniej 340 miliardów).
Łatwo jest dostrzec, że w świecie bezprecedensowych zmian klimatycznych założenie o dalszym wykładniczym wzroście gospodarczym, dającym wykładniczo rosnący zwrot z inwestycji, może okazać się mocno błędne. Brak inwestycji w ochronę klimatu dzisiaj może jutro doprowadzić do poważnych konsekwencji dla gospodarki i społeczeństwa. Jak wyraża to raport:
Niewłaściwe dyskontowanie przez ekonomistów może prowadzić do traktowania znaczących konsekwencji w przyszłości... jako błahych w porównaniu z obecnymi skutkami.
W praktyce w modelach ekonomicznych nie są rozpatrywane scenariusze zakładające upadek cywilizacji i wymarcie ludzkości, a zmiana klimatu prowadzi tylko do pewnego spadku światowego PKB – w zależności od scenariusza emisji, modelu ekonomicznego i założeń (dotyczących np. wzrostu poziomu morza, wpływu na rolnictwo, migracji, katastrof klimatycznych), od kilku do kilkudziesięciu procent.
Jednak nawet w najczarniejszych scenariuszach destabilizacji klimatu (kiedy już za żadną cenę nie da się nic zrobić, a Ziemia staje się świadkiem wielkiego wymierania) dyskontowanie przyszłości na podstawie rachunku ekonomicznego prowadzi do wniosku, że nie opłaca się ratować środowiska czy nawet życia na planecie przed zagładą, jeśli tylko wiąże się to z kosztami w krótkim horyzoncie czasowym.
Wreszcie, łatwo jest zapomnieć, że nie wszystko można wyrazić za pomocą samych kosztów ekonomicznych. Jak zauważono w Raporcie Specjalnym IPCC dotyczącym ograniczenia wzrostu globalnego ocieplenia do 1,5°C: „Wiele następstw, takich jak utrata życia ludzkiego, dziedzictwa kulturowego i usług ekosystemowych, jest trudnych do oszacowania i wyceny”.
Potężny huragan może mieć umiarkowane skutki gospodarcze, ale utracone życie, domy, stabilność oraz inne wartości niematerialne mogą mieć znaczną wartość niepieniężną, powodować traumę i cierpienia. Na przykład badanie Rhodes i in., 2012 wykazało, że prawie połowa rodziców o niskich dochodach dotkniętych przez huragan Katrina doświadczyła zespołu stresu pourazowego (PTSD).
Jeśli ekonomiści nie poświęcą uwagi tym kwestiom i nie uwzględnią ich w swoich obliczeniach, prognozy ekonomiczne prawdopodobnie nadal będą zaniżać rzeczywiste koszty zmiany klimatu.
Jak podejść do tego problemu? Przykładowo, Jonathan Koomey zaproponował w swojej pracy z 2013 (Koomey, 2013), aby zamiast na podstawie analizy kosztów i korzyści, kształtować politykę klimatyczną na zasadzie „dążenia do celu”.
Celem takim może być np. ograniczenie wzrostu globalnej temperatury zgodne z uzgodnieniami Porozumienia Paryskiego. W takim kontekście ekonomia byłaby wykorzystywana do oceny najbardziej opłacalnych polityk służących realizacji celów, a nie do wskazywania „efektywnych kosztowo” poziomów wzrostu temperatury lub argumentowania, że wszystkie polityki ochrony klimatu są zbyt kosztowne, więc ludzie powinni po prostu dostosowywać się do zmieniającego się klimatu.
Wiele analiz pokazało zresztą, że takie podejście polegające na prostej adaptacji do scenariusza Biznes-jak-zwykle będzie najbardziej kosztowną opcją ze wszystkich.
Autor Marcin Popkiewicz na podst. New report finds costs of climate change impacts often underestimated
Tekst ukazał się na portalu naukaoklimacie.pl
Komentarze