0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Banka / Agencja Wyborcza.plBartosz Banka / Agen...

Rzeczniczka Komisji Europejskiej przekazała w środę 11 maja 2022, że negocjacje z polskim rządem, dotyczące ostatecznego kształtu Krajowego Planu Odbudowy (KPO), dobiegają już końca. Strona polska musi tylko potwierdzić tzw. kamienie milowe zobowiązujące do: likwidacji Izby Dyscyplinarnej, reformy systemu dyscyplinarnego, przywrócenia do pracy sędziów zwolnionych niezgodnie z prawem.

Oznacza to, że akceptacja KPO jest właściwie formalnością i KE nie będzie czekała aż Sejm uchwali ustawę likwidującą ID, która utknęła w komisji sejmowej. Wśród kamieni milowych nie ma także żadnych wymogów dotyczących ukształtowania Krajowej Rady Sądownictwa, a reformy tej instytucji przy okazji nowelizacji ustaw sądowych domagały się środowiska praworządnościowe.

O zapowiedziach Komisji oraz o perspektywach dalszej walki o wolne sądy rozmawiamy z prezesem Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, Krystianem Markiewiczem.

Przeczytaj także:

Sędzia Markiewicz: Unia wykorzysta dostępne narzędzia

Dominika Sitnicka, OKO.press: Komisja zamierza zatwierdzić KPO dla Polski. I stawia tylko trzy warunki. Nie ma wśród nich naprawy KRS, ani TK. Czy to dla pana zawód?

Krystian Markiewicz, prezes Iustitii: To są wymogi co do samego KPO i wynikające z dotychczasowych orzeczeń TSUE. Nie sądzę, by spełnienie tylko tych warunków zadowoliło Komisję Europejską w szerokiej perspektywie praworządności. Jestem daleki od wysuwania takich wniosków.

Na ten moment Komisja chce za wszelką cenę dać Polsce te pieniądze, by ratować polską gospodarkę, stąd taka krótka lista warunków.

Ale to nie oznacza, że nie zamierza podejmować dalszych działań. Przecież KE sama inicjuje postępowania przeciw Polsce, jak choćby co do TK. W czerwcu będziemy mieć wyrok TSUE w sprawie, w której orzeczono zabezpieczenie, gdzie płacimy 1 mln euro kar każdego dnia. Pamiętajmy też, że zatwierdzenie KPO nie oznacza, że te pieniądze nie są obwarowane rygorami. Polsce będzie przysługiwał zwrot pieniędzy nie po podpisaniu KPO, ale po spełnieniu warunków dotyczących praworządności. To zawsze jakaś szansa na krok w tył w niszczeniu rządów prawa przez obecnie rządzących.

W lutym, kiedy komentował Pan w rozmowie z OKO.press projekt prezydenta, mówił Pan dość ostro: "liczę na to, że Komisja się nie nabierze na pozorowane ruchy", że tego "nie zaakceptuje". Iustitia miała przesłać KE swoją analizę ustawy. A jednak tę ustawę zaakceptowano. Naprawdę nie czuje pan zawodu?

Po pierwsze — wysłaliśmy analizę. Po drugie — przeprowadziliśmy wiele rozmów na temat tej ustawy. Nie mam wątpliwości, że KE zdaje sobie sprawę, jak wygląda sytuacja. Podpisanie KPO jest elementem większej całości. Na tym stole jest cały czas szereg różnych narzędzi dotyczących praworządności. Uważam, że Unia po nie sięgnie. Przewodnicząca PE Roberta Metsola powiedziała przecież w środę, że nie ugną się w kwestiach praworządności o centymetr.

Mamy mechanizm warunkowości, który wywalczyliśmy — my, czyli siły demokratyczne zabiegające o rządy prawa. Ten system już jest realnym elementem nacisku. Cały czas waży się kwestia, o którą zresztą będę zabiegał, wszczęcia postępowania przeciwnaruszeniowego w związku z funkcjonowaniem KRS. Jak pokazują publikacje OKO.press i Onetu, to zaprzeczenie jakichkolwiek podstawowych zasad państw rozwijających się, nawet nie państw Unii Europejskiej. Wczorajszy wybór KRS, to skandaliczny deal polityczny i zarazem policzek wymierzony instytucjom UE.

Wszyscy widzimy, w jakim stanie jest polska gospodarka. Jest inflacja, ludziom nie starcza do pierwszego, jest zastój inwestycji. A do tego dochodzą ogromne wyzwania związane z wojną za naszą granicą i przyjęciem uchodźców. Walczymy o praworządność, ale nie żyjemy w bańce. Widzimy, co się dzieje. Podpisanie KPO w tej sytuacji to nie jest żadna porażka sił praworządności w Polsce.

Czyli nie martwi pana, że zatwierdzenie KPO następuje bez uchwalenia ustawy, jakakolwiek by ona ostatecznie nie była?

Oczywiście, to jest błąd. Wierzyć politykom, którzy rządzą naszym krajem, zwłaszcza panu premierowi, to jak wierzyć nałogowemu alkoholikowi, że przestanie pić bez kuracji. Myślę, że KE chodzi o danie Polsce szansy rozwoju ekonomicznego. Komisja uznała, że z podpisaniem nie ma co czekać na uchwalenie ustawy, bo zna projekt prezydencki i wie, że on i tak nie spełnia tych wymogów. Jest to więc poszukiwanie jakiegoś rozwiązania wyjścia przez KE z twarzą.

No właśnie, przecież wymogiem jest przywrócenie do pracy sędziów niesłusznie skazanych przez ID.

Z przecieków z negocjacji wiemy, że KE początkowo domagała się, by zostało to rozwiązane na poziomie ustawowym. Ostatecznie jednak orzeczenia ID będą mogły być wzruszane i w ich sprawie orzeknie jeszcze raz nowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej. A przecież projekt zakłada, że wybór do tej izby znowu będzie polityczny, bo 11 członków wskaże prezydent.

Tak, to droga donikąd. Myślę, że KE zdaje sobie sprawę, że ta ustawa niczego nie załatwi. Wielka ekscytacja w związku z nią ze strony niektórych komentatorów i polityków jest dla mnie tragifarsą. To tak jakby maltretowana osoba cieszyła się, że oprawca przestanie używać jednego z narzędzi tortur. Trybunał w Strasbourgu powiedział jasno, że każdy sędzia w Sądzie Najwyższym powołany przy udziale nowej KRS nie spełnia wymogów niezależnego sądu. TSUE, który ma wyższe standardy, także musi stwierdzić tu naruszenie. Pytanie więc, nie czy, tylko kiedy tak się stanie. Komisja może tę sprawę położyć na stole, jeśli w końcu skieruje skargę do TSUE w sprawie KRS. Uważam, że po wyrokach Trybunału w Strasburgu w sprawie wadliwie powołanych do SN, nie powinna z tym zwlekać.

Ale podczas posiedzeń Komisji sprawiedliwości powtarza się argument, głównie ze strony Kancelarii Prezydenta, że TSUE odpowiedział na pytania prejudycjalne Kamila Zaradkiewicza, a więc uznał, że jest on pełnoprawnym sędzią.

To nieprawda. Uważnie przeczytałem ten wyrok. TSUE zastrzegł tam wyraźnie, że odpowiada na pytanie Kamila Zaradkiewicza, bo w momencie zamknięcia rozprawy ustnej nie było przesądzone, że nie jest on sądem. Nie mieliśmy wtedy wyroku ETPCz w sprawie Advance Pharma, ani serii uchwał Naczelnego Sądu Administracyjnego. Więc mówienie, że TSUE coś tam uznaje, jest pozbawione sensu. Trzeba czytać uzasadnienia. Jeśli niektórzy są tak pewni swojego stanowiska, to zobaczymy, co będzie z kolejnymi pytaniami, bo TSUE już nie będzie mógł się powołać na brak rozstrzygnięcia co do statusu neo-sędziów.

Śledzi pan prace sejmowej Komisji sprawiedliwości?

Śledzę w miarę na bieżąco. Jestem zatrwożony tym, jak pewne osoby bawią się Polską. Robią sobie żarty z tego, w jakiej sytuacji znaleźliśmy się jako państwo. Gierki polityczne między politykami Prawa i Sprawiedliwości i Solidarnej Polski nie śmieszą mnie, są dla mnie zatrważające. Powinniśmy pracować nad naprawą zupełnie kluczowych spraw, a tymczasem oni zastanawiają się, jak coś ugrać, pokazać, kto jest większym albo mniejszym "miękiszonem". Jak tam widzę tylko przepychanki, każdy ciągnie sukno w swoją stronę. To przywodzi na myśl najgorsze czasy Rzeczypospolitej magnackiej. Wszystkie osoby, które przyłożyły rękę do niszczenia praworządności, poniosą w przyszłości tego konsekwencje.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze