0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Początek listopada to dwa ważne punkty w czasie. Po pierwsze, minął rok odkąd TSUE zaczął naliczać dzienne kary w wysokości miliona euro za niezastosowanie się do zabezpieczenia z lipca 2021 roku. Kary te naliczane są mimo że Polska w lipcu zlikwidowała Izbę Dyscyplinarną i powołała w jej miejsce Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. Polska kar nie płaci, dlatego KE potrąca je z wypłacanych transz. W tej sposób straciliśmy już 267 milionów euro, czyli miliard dwieście sześćdziesiąt milionów złotych.

Po drugie, z końcem października minął termin, w którym premier Mateusz Morawiecki obiecał wysłać Komisji Europejskiej wniosek o wypłatę środków z Funduszu Odbudowy. Dopiero po takim wniosku KE będzie mogła ocenić, czy kamienie milowe zapisane w Krajowym Planie Odbudowy zostały wypełnione. Zdaniem rządu tak właśnie jest, ponieważ zlikwidowano Izbę Dyscyplinarną, a w jej miejsce powołano Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. A jednak wniosku nie wysyłają, a Polska nie ma dostępu do ani złotówki ze 107 miliardów złotych przysługującej nam w ramach KPO bezzwrotnej dotacji.

"Trzeba wykazać elastyczność"

Po tym, jak z Komisji Europejskiej zaczęły płynąć sygnały, że kamienie milowe nie zostały należycie wypełnione, Jarosław Kaczyński zapowiedział zaostrzenie kursu wobec UE. Politycy PiS udzielili w tym czasie niezliczonych wypowiedzi medialnych, w których z jednej strony oskarżali Brukselę o to, że ich oszukała, a z drugiej - sugerowali, że środki z Funduszu Odbudowy nie są wcale znaczące i nie trzeba się nimi przejmować.

W ostatnich tygodniach słychać jednak o możliwej zmianie kursu i szukaniu nowego porozumienia z UE.

Zdaniem "Rzeczpospolitej" wpływ na to mają między innymi negocjacje rządu Viktora Orbána z Komisją Europejską. PiS nie mógłby sobie pozwolić na zostanie jedynym krajem, który nie skorzystałby z Funduszu Odbudowy.

Przeczytaj także:

"Chcę zapewnić, że jak my wygramy wybory, te pieniądze dostaniemy. A czy przedtem, tego nie wiem. Jesteśmy gotowi, umiemy w tej sprawie rozmawiać i wiemy, gdzie trzeba wykazać pełną elastyczność" - mówił 26 października Jarosław Kaczyński w Radomiu.

Urabianie gruntu pod nowe otwarcie z UE widać w podległych Prawu i Sprawiedliwości mediach.

Szef publicystyki TVP Info Samuel Pereira apeluje, by "mądry głupszemu ustąpił". Tym głupim jest oczywiście Komisja Europejska, mądrym - rząd PiS.

"Jeśli brakuje wam do kamieni milowych oddania pola »Kaście«, to my się na to zgadzamy i mówimy »sprawdzam«" - obiecuje Pereira. I radzi, żeby wyjść naprzeciw oczekiwaniom Brukseli nawet pomimo tego, że oznaczać to będzie ustąpienie sędziom takim jak Igor Tuleya i Paweł Juszczyszyn. "I co z tego? Czy ból wynikający z ich pustej satysfakcji jest ważniejszy od szkód, jakie kryzys może wyrządzić Polsce, i powrotu do władzy w Polsce obozu niemieckiego? Nie sądzę" - kwituje.

Co zatem powinien zrobić mądry rząd, żeby wypełnić kamienie milowe z KPO i powiązane z nimi postanowienie TSUE?

Po pierwsze - tzw. kwestionowanie statusu sędziów

Pierwszym oczywistym krokiem jest zapewnienie sędziom możliwości badania statusu innych sędziów. O tym mówiły wielokrotnie szefowa KE Ursula von der Leyen oraz wiceprzewodnicząca KE Věra Jourová. Dlaczego?

  • To jeden z kamieni milowych w KPO ("zapewni się, aby – w przypadku pojawienia się poważnych wątpliwości w tym zakresie – właściwy sąd miał możliwość przeprowadzenia w ramach postępowania sądowego weryfikacji, czy dany sędzia spełnia wymogi niezawisłości, bezstronności i »bycia powołanym na mocy ustawy« zgodnie z art. 19 Traktatu UE, przy czym weryfikacji tej nie można uznać za przewinienie dyscyplinarne")
  • To wymóg TSUE z zabezpieczenia TSUE z 14 lipca 2021. Trybunał nakazał Polsce zawiesić przepisy ustawy kagańcowej, które uznają za wykroczenia dyscyplinarne "działania lub zaniechania mogące uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie organu wymiaru sprawiedliwości" oraz "działania kwestionujące istnienie stosunku służbowego sędziego, skuteczność powołania sędziego, lub umocowanie konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej".

PiS do tej pory nie zawiesił, ani nie usunął z ustaw przepisów, które uznają kwestionowanie statusu innych sędziów za wykroczenia dyscyplinarne. Nie ulega wątpliwości, że zrobienie tego będzie warunkiem koniecznym, by wstrzymano naliczanie kar i odblokowano środki unijne.

Mniej oczywiste jest jednak, czy konieczne będzie także znowelizowanie przepisów z ustawy prezydenta Andrzeja Dudy.

Chodzi o test bezstronności sędziowskiej, czyli nową instytucję prawną, która miała na celu wyjść naprzeciw oczekiwaniom KE i być czymś w rodzaju procedury kwestionowania ich statusu. Oczywiście tylko do pewnego stopnia, ponieważ od początku ustawa Dudy zastrzegała, że "okoliczności towarzyszące powołaniu sędziego nie mogą być wyłączną podstawą do podważenia orzeczenia wydanego z udziałem tego sędziego lub kwestionowania jego niezawisłości i bezstronności". Bardziej istotne znaczenie niż takie zawężenie pola testowania ma fakt, że o taki test może jedynie zawnioskować strona, lub uczestnik postępowania, nie może przeprowadzać go sam sąd z urzędu. Jak wskazują źródła "Dziennika Gazety Prawnej" - "KE chce, by także sędziowie mogli się wzajemnie testować".

Znowu jednak - podstawowym krokiem jest usunięcie przepisów kagańcowych i unormowanie praktyki rzeczników dyscyplinarnych. W obecnym stanie prawnym sędzia może teoretycznie na podstawie prezydenckiej ustawy przeprowadzić test bezstronności, w którym, wśród innych zarzutów, pojawi się ten dotyczący procedury przed neo-KRS. I za takie działanie będzie potem pociągnięty do odpowiedzialności przez rzeczników dyscyplinarnych, którzy stwierdzą, że to niedozwolone kwestionowanie statusu.

Po drugie - przywrócenie sędziów do pracy

Drugim krokiem będzie przywrócenie do pracy zawieszonych sędziów. Tu sprawa jest mniej oczywista. W KPO przywracanie sędziów do pracy rozpisane jest jako wielomiesięczny, a właściwie kilkuletni proces. Zgodnie z kamieniami milowymi decyzje nielegalnej Izby Dyscyplinarnej mają być bowiem zweryfikowane przez nowe, niezależne ciało. W tym celu PiS powołał do życia Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, na temat której urzędnicy unijni jeszcze publicznie się nie wypowiadali.

Pomimo istnienia procedury przywracania sędziów do pracy, KE formułuje zarzuty mówiące o tym, że nie zostało to jeszcze zrobione.

Robiła to Ursula von der Leyen (m.in. w wywiadzie udzielonym DGP w lipcu), robili to także komisarze podczas niepublicznych spotkań z delegacją Lewicy (opisywał to w rozmowie z OKO.press Krzysztof Śmiszek). O co zatem chodzi?

Choć urzędnicy unijni nigdy nie podają konkretnych nazwisk, można wnioskować, że chodzi o tych sędziów, których spotykają represje za stosowanie prawa unijnego, czyli właśnie za słynne "kwestionowanie statusu innego sędziego". Jeśli TSUE i KE domagają się zawieszenia przepisów kagańcowych, to logiczną konsekwencją jest, że do pracy powinni zostać przywróceni sędziowie, którzy na ich podstawie są zawieszeni. Dotyczy to sędziego Piotra Gąciarka, Macieja Ferka, Krzysztofa Chmielewskiego.

Przywrócony do pracy powinien zostać także sędzia Igor Tuleya

Izba Dyscyplinarna zawiesiła go w listopadzie 2020 przy okazji uchylania mu immunitetu.

W jego przypadku zadziałać powinno postanowienie TSUE z 14 lipca 2021, które wprost wzywa Polskę do "zawieszenia skutków wydanych już na podstawie tego artykułu uchwał Izby Dyscyplinarnej zezwalających na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej lub jego zatrzymanie".

Nie tylko kwestie praworządności stoją jednak na drodze do wypłaty środków. Polska nie spełniła także m.in. kamienia milowego dotyczącego ustawy wiatrakowej.

Dla rządu PiS równie niewygodny jest kamień milowy zakładający obowiązek uwzględniania oceny skutków regulacji i przeprowadzenia konsultacji publicznych w odniesieniu do projektów ustaw proponowanych przez posłów i senatorów. Dotychczasowa przyspieszona ścieżka legislacyjna metodą "na projekt poselski" była przez PiS nagminnie wykorzystywana. Zgodnie z KPO powinna była być zreformowana do 30 września 2022 r.

Kto może pomóc w resecie?

Po medialnych odpryskach widać, że w obozie rządzącym istnieje frakcja, skupiona wokół premiera, która skłonna jest zreformować ustawę kagańcową i przywrócić sędziów do orzekania, nawet kosztem własnego "bólu wynikającego z ich [sędziów - przyp.] pustej satysfakcji".

Trudno powiedzieć, czy zgodzi się na to Zbigniew Ziobro i jego partia.

Według informacji "Rzeczpospolitej" Solidarna Polska mówi twarde "nie", co sprawi, że PiS będzie zmuszony szukać sojuszników wśród partii opozycyjnych. Anonimowy rozmówca "DGP" twierdzi z kolei, że "trzeba dostosować się do okoliczności". I sugeruje, że za poparcie takiej ustawy Ziobro zażyczyłby sobie dymisji Mateusza Morawieckiego.

Wiosną 2022, gdy Ziobro jeszcze targował się z PiS-em w sprawie ustawy Andrzeja Dudy, PSL prowadził rozmowy z Kancelarią Prezydenta.

I publicznie deklarował, że pomoże rządowi w przegłosowaniu ustawy w zamian za uwzględnienie trzech poprawek:

  1. wprowadzenia wymogu siedmioletniego stażu pracy w Sądzie Najwyższym wobec sędziów IOZ,
  2. odesłanie w stan spoczynku wszystkich członków Izby Dyscyplinarnej oraz
  3. przywrócenie do pracy zawieszonych sędziów.

Oczywiście żaden z tych warunków nie został spełniony, bo ostatecznie PiS dogadał się z Ziobrą.

"Moim zdaniem obóz PiS-u będzie patrzył na to, co wydarzy się na Węgrzech. Jeśli Viktor Orbán, który też gospodarczo znajduje się pod ścianą, podejdzie na poważnie do negocjacji z KE, to i w Polsce zwycięży kurs na dialog. Nawet kosztem perturbacji z Ziobrą. Ale na razie jeszcze wyczekują" - mówi w rozmowie z OKO.press Krzysztof Paszyk z PSL.

Ludowcy 3 listopada złożyli w Sejmie projekt ustawy, który zakłada zreformowanie IOZ. Ma to być jedenaście osób losowanych spośród sędziów SN, którzy mają co najmniej 7-letni staż pracy. Nowa izba przedłożyli prezydentowi trzech kandydatów, spośród których prezydent wybierze prezesa. Poza tym projekt zakłada unieważnienie wszystkich rozstrzygnięć Izby Dyscyplinarnej, tym samym przywraca z mocy prawa sędziów odsuniętych od orzekania. W sprawach niepolitycznych, dotyczących deliktów wprowadzony jest przyspieszony tryb weryfikacji orzeczeń.

"Mamy świadomość, że to nie rozwiązuje wszystkich spraw. Ale ten chaos trzeba zacząć porządkować nawet małymi krokami. To, co kładziemy na stole, to szansa dla rządu na wyjście z tej sytuacji z twarzą. W naszej ocenie to odblokuje środki unijne i zagwarantuje czas na zastanowienie się nad kolejnymi krokami" - dodaje Paszyk.

Podobnie jak w propozycjach składanych przez PSL wiosną - i tutaj nie pojawiają się wątki dotyczące tzw. kwestionowania statusu innych sędziów. A to właśnie one wzbudzają w obozie PiS największe kontrowersje i opór.

"To rząd prowadzi dialog z Komisją Europejską i to on powinien wiedzieć, jakie są konkretne zastrzeżenia co do obowiązujących przepisów. Piłka jest po stronie większości parlamentarnej" - komentuje sytuację Krzysztof Śmiszek z Lewicy.

W lipcu klub złożył w Sejmie ustawę likwidującą Izbę Odpowiedzialności Zawodowej.

"Nie sądzę, żeby opozycja wychodziła z kolejnymi projektami. Złożyliśmy już tyle projektów ustaw, które miały naprawić praworządność, że trudno mi sobie wyobrazić, co jeszcze moglibyśmy zrobić. Przypomnę choćby Porozumienie dla praworządności, czyli ustawę o KRS-ie. Nic tylko uchwalać" - dodaje poseł.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze