Najlepsze z nowoczesnych rodzajów uzbrojenia produkowanych obecnie w Polsce powstawały przez wiele lat - często w wielkich bólach. Dziś jednak - także na polu walki w Ukrainie - okazuje się, że polska branża zbrojeniowa ma całkiem sporo do zaoferowania
W polskiej świadomości zbiorowej i debacie publicznej wciąż dominuje pogląd, że wojskowe uzbrojenie krajowej produkcji zawsze będzie ustępować temu zachodniemu. Ogromną rolę w jego utrwalaniu odgrywa fakt, że przy wszystkich kolejnych zakupach tych typów sprzętu wojskowego, które ze zrozumiałych względów najbardziej rozpalają wyobraźnię szerokich mas – czyli samolotów myśliwskich i czołgów podstawowych brany jest pod uwagę wyłącznie sprzęt zachodniej produkcji. Było tak i w czasach rozważań, czy kupować F-16 czy Grippeny i dziś, gdy zamawiamy F-35.
Wojna w Ukrainie dość brutalnie uprzytomniła nam jednak, że siła danej armii nie jest prostym odzwierciedleniem liczby ani jej myśliwców, ani czołgów. I że liczy się cała gama wojskowego sprzętu - łącznie z tym, który nie skupia na sobie na co dzień szerokiej uwagi opinii publicznej. A z tej perspektywy oferta polskiej branży zbrojeniowej okazuje się naprawdę bardzo ciekawa.
Owszem, nadal nie produkujemy – ani nie opracowujemy własnych projektów – samolotów myśliwskich ani czołgów podstawowych. Jedno i drugie jak dotąd przerasta możliwości naszego przemysłu zbrojeniowego – i pewnie jeszcze długo tak pozostanie. Zarazem to bardzo rozsądne, że polska branża zbrojeniowa przestała się rzucać z motyką na słońce i tworzyć makiety takich wynalazków jak PZL-230 Skorpion czy czołg PL-01 – bez najmniejszych szans na sensowną realizację,
Zamiast tego mamy jednak co najmniej kilka typów bardzo udanego i zarazem bardzo nowoczesnego uzbrojenia - może o charakterze nieco mniej spektakularnym niż myśliwce czy czołgi, za to mającego decydujący wpływ na warunki na polu walki.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Prace nad większością z tych projektów rozpoczęły się w pierwszej połowie poprzedniej dekady. Nad niektórymi - jeszcze wcześniej. I choć dziś te zmaterializowane już projekty odgrywają istotną rolę w przekazie propagandowym obozu władzy, są one raczej świadectwem całkiem niezłej ciągłości w procesach projektowania i konstruowania uzbrojenia – które zawsze mają wieloletnią skalę. Przedstawiamy więc pięć takich naprawdę udanych polskich typów zaawansowanego uzbrojenia ostatnich lat.
Chyba największym hitem eksportowym i marketingowym polskiej zbrojeniówki stał się obecnie zestaw MANPADS (a formalnie PPZR – czyli przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy) Piorun, skonstruowany i produkowany przez Mesko.
O Piorunie było głośno jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie – testy broni wykazały bardzo wysoką niezawodność i celność tego systemu, który jak na broń przeciwlotniczą jest wyjątkowo prosty w obsłudze i nie wymaga długotrwałego szkolenia personelu.
Dlatego też Pioruny były całkiem poważnymi kandydatami na następców przestarzałych już Stingerów nawet dla Stanów Zjednoczonych. Dostarczone Ukrainie w momencie wybuchu wojny szybko zaczęły się znakomicie sprawdzać w warunkach bojowych – a nie istnieje lepsze potwierdzenie realnej wartości nowo wyprodukowanego uzbrojenia. Wśród statków powietrznych zestrzelonych przez Pioruny znalazły się nawet myśliwce Su-35 i śmigłowce Ka-52 – czyli najnowocześniejszy sprzęt wykorzystywany przez rosyjskie lotnictwo.
Piorun został opracowany jako następca wcześniejszego – również bardzo dobrego – zestawu Grom. W porównaniu z nim ma lepszy i celniejszy system naprowadzania, większe zdolności rażenia lecących na niskich wysokościach śmigłowców i samolotów oraz zwiększony zasięg (od 500 do 5500m). Przygotowanie go do strzału z tzw. pozycji marszowej trwa zaledwie 15 sekund.
Wprowadzanie Piorunów na większą skalę do użytku w polskiej armii zaczęło się w lutym zeszłego roku. Obecnie głównymi odbiorcami Piorunów oprócz Polski są Ukraina i Stany Zjednoczone.
Ta imponujących rozmiarów armatohaubica samobieżna (AHS) powstawała w długotrwałych i konwulsyjnych bólach – przez cały okres konstruowania i testowania potwierdzając większość stereotypów dotyczących polskiej zbrojeniówki – jednak ostateczny efekt jest bardzo zadowalający.
Jej wieża była od początku budowana na licencji – to wersja brytyjskiego systemu AS-90. Problem polegał jednak na tym, że montowana miała być początkowo na podwoziach polskiej konstrukcji – miało to być Uniwersalne Podwozie Gąsienicowe Nowej Generacji (UPN-NG) opracowane przez OBRUM i produkowane przez Bumar-Łabędy na bazie konstrukcji czołgu PT-91 Twardy.
Około 2013 roku ostatecznie potwierdzone zostało, że krajowe podwozie Krabów nie nadaje się do użytku. Najpierw w 2010 roku stwierdzono w kilku pierwszych egzemplarzach UPN-NG mikropęknięcia blach pancernych – tłumaczono je tym, że użyte do budowy podwozia blachy pancerne były wyprodukowane pod koniec lat 80. (sic) – bez współczesnych atestów.
Choć po długich badaniach mikropęknięcia uznano za wadę nie mającą wpływu na bezpieczeństwo (co było mocno dyskusyjne), w trakcie testów ujawniły się nowe problemy – z silnikiem i układem przenoszenia mocy. Było ich na tyle dużo – a jednocześnie były niemal niemożliwe do usunięcia bez całkowitego przeprojektowania konstrukcji – że w 2014 roku trzeba było wybrać dla Krabów całkowicie nowe podwozie – będące modyfikacją koreańskiej konstrukcji armatohaubicy K-9.
Z połączenia podwozia na koreańskiej licencji i wieży na licencji brytyjskiej oraz polskiego osprzętu i systemu kierowania ogniem powstała jednak bardzo udana armatohaubica – uważana za jedną z najlepszych obecnie produkowanych na świecie. Produkcja seryjna trwa od 2016 roku.
Zaledwie 30 sekund potrzeba na pełne przygotowanie AHS Krab do oddania strzału po przemieszczeniu. Tyle samo czasu trzeba, by po salwie Krab mógł ruszyć w dalszą drogę. To oznacza, że po oddaniu strzału na maksymalną możliwą odległość, Krab może być już w drodze na nową pozycję, zanim jeszcze pocisk trafi w cel. W warunkach wojny w Ukrainie, gdzie również Rosjanie wykorzystują radary artyleryjskie i starają się odpowiadać na ostrzał dobrze wymierzonym ogniem kontrbateryjnym, taka szybkość przejścia z położenia bojowego do marszowego jest nie do przecenienia.
Dlatego też przekazanie temu krajowi 18 polskich Krabów to bardzo cenny dar od polskiej armii, za który zresztą Ukraina odwdzięczyła się zamówieniem na ponad 50 kolejnych armatohaubic już na komercyjnych warunkach.
W trybie ognia intensywnego Krab jest w stanie przez 3 minuty (potem potrzebny jest czas na chłodzenie) oddawać strzał co 10 sekund. W zwykłym salwowym trybie szybkostrzelność Kraba to 2 strzały na minutę. Ale uwaga, jest jeszcze tryb ognia seryjnego – pozwala na oddanie 3 strzałów co ok. 3 sekundy.
Krab przy użyciu klasycznej amunicji może razić cele na odległość 32 km. A zastosowanie pocisków z tzw. gazogeneratorem zwiększa skuteczny zasięg do 40 km. W połączeniu ze znakomitą celnością to kolejna zaleta Kraba dająca mu wyraźną przewagę nad posowieckimi haubicami i armotahaubicami samobieżnymi.
To dwa niewielkie, bardzo ciche i świetnie sprawdzające się w wojnie w Ukrainie drony produkcji prywatnej Grupy WB z Ożarowa Mazowieckiego. FlyEye – to bezzałogowiec rozpoznawczy o zasięgu łącza radiowego wynoszącym 50 km, mogący pozostawać w locie przez około 2,5 godziny.
Wyposażony jest w kamerę wizyjną i kamerę termowizyjną – w zależności od potrzeb można na nim zamontować moduły z innymi typami sprzętu obserwacyjnego albo nawet wykorzystać go w roli środka transportu niewielkiej przesyłki (np. części zamiennej do broni czy baterii do innych dronów).
Startuje „z ręki” bez potrzeby użycia jakiejkolwiek wyrzutni. Napędzany jest bardzo cichym silnikiem elektrycznym i może latać na wysokości do 3,5 km, co przy niewielkich rozmiarach czyni go niemal niewykrywalnym dla przeciwnika.
Z kolei Warmate zaliczają się do tzw. amunicji krążącej zwanej popularnie „dronami kamikaze”. Taki dron ma wbudowaną głowicę bojową i niszczy cele trochę w ten sposób, jakby był zdalnie sterowanym pociskiem manewrującym.
Warmate są w używane między innymi do niszczenia takich celów jak stacje radarowe, węzły łączności, środki walki radioelektronicznej - czyli wszędzie tam, gdzie istnieje wysokie ryzyko wykrycia samolotu, śmigłowca lub większego drona w rodzaju Bayraktara TB-2.
Można je również wykorzystać do ataku na cele bardzo trudne do zniszczenia tradycyjnymi środkami – dobry operator jest w stanie wlecieć na przykład tym dronem w większy otwór strzelniczy bunkra, czy trafić pojazd ukryty między dwoma budynkami mieszkalnymi.
Warmate ma zasięg do 40 kilometrów. Waży 5 kilogramów (z czego ładunek wybuchowy w głowicy bojowej - do wyboru są przeciwpancerne i odłamkowe - to ok. 300 g). Start odbywa się z przenośnej wyrzutni pneumatycznej. A to, co być może najlepsze, to jego koszt jednostkowy – Warmate jest kilka razy tańszy od zestawu Javelin.
Dron może być użyty również w roli bezzałogowca rozpoznawczego – w trybie obserwacyjnym można używać go dowolną ilość razy, w trybie bojowym jest oczywiście jednorazowego użytku.
Ukraina dysponuje od początku wojny kilkudziesięcioma FlyEye i Warmate, prawdopodobnie ta liczba została już zwiększona za sprawą dostaw w ramach pomocy wojennej i kolejnych zamówień.
Pod koniec kwietnia szef Grupy WB mówił „Rzeczpospolitej”, że tylko kilka tych dronów zostało jak dotąd zestrzelonych przez Rosjan – co jest znakomitym wynikiem.
Borsuk nie trafił jeszcze do produkcji seryjnej – jednak sprawia bardzo obiecujące wrażenie i jest jednym z najbardziej ambitnych projektów w historii polskiej branży zbrojeniowej po 1989 roku. A w pierwszym tygodniu lipca właśnie rozpoczęły się jego testy w tzw. cyklu weryfikacyjnym.
Powstaje od 2014 roku, zaś projekt wykorzystanej w nim bezzałogowej wieży ZSSW-30 został uruchomiony rok wcześniej.
Borsuk to opracowany właściwie od zera w Polsce bojowy wóz piechoty, który ma zastąpić archaiczne BWP-1, będące do dziś podstawowym typem takiego pojazdu w polskiej armii i zarazem jedną z jej największych słabości.
Jego największym – przynajmniej w sensie technologicznym – atutem jest bezzałogowa wieża ZSSW-30 – uzbrojona w szybkostrzelne działko 30 mm Bushmaster, karabin maszynowy i wyrzutnię 2 przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike-LR.
Wieża ma też bardzo nowoczesne przyrządy obserwacyjne i celownicze dla dowódcy i operatora uzbrojenia – obaj mogą w dowolnych konfiguracjach prowadzić zarówno obserwację, jak i ogień – płynnie przejmując od siebie nawzajem oba zadania.
Mniej więcej tym samym kierowali się Rosjanie usiłując zbudować słynny czołg Armata – który do dziś pozostaje konstrukcją na tyle niedopracowaną, że nie pojawia się w użytku bojowym a potrafił się psuć nawet na defiladach.
Polakom się udało. Testy samej wieży są już zakończone – i za moment wchodzi ona do produkcji seryjnej. MON zamówił właśnie modernizację 70 kołowych transporterów opancerzonych Rosomak do wersji z wieżą ZSSW-30 za około 1,7 miliarda złotych.
To, że ZSSW-30 jest bezzałogowa, znacząco zmniejsza jej rozmiary, pozwala na lepsze opancerzenie i oczywiście zwiększa bezpieczeństwo załogi. Ale niższa masa bezzałogowej wieży umożliwia coś jeszcze.
W branży zbrojeniowej krążą żarty, że choćby proponowane Polsce pojazdy wojskowe były najnowocześniejsze na świecie, osiągały najlepsze wyniki i były najtańsze w przetargu, to i tak zawsze w nim odpadną, jeśli nie będą miały zdolności pływania.
I to nawet, jeśli będą ciężko opancerzonym czołgiem. Tak naprawdę w wypadku tych ostatnich chodzi oczywiście bardziej o możliwości pokonywania przeszkód wodnych niż pływania, jednak jest w tym ziarnko prawdy. A nawet sensu.
W Polsce mamy 58 rzek o długości większej niż 100 kilometrów, trzy wielkie pojezierza i kilkanaście mniejszych. Nasze granice wschodnią i zachodnią również na większości długości wyznaczają rzeki – a jeśli dodamy do tego okresowe roztopy i podtopienia, to kwestie związane z pływalnością pojazdów wojskowych stają się naprawdę istotne.
Borsuk potrafi więc pływać – i to w sensie dosłownym – jak amfibia. Napęd w wodzie zapewniają mu dwa tzw. pędniki zasysające wodę i wyrzucające ją do tyłu niczym silnik odrzutowy. Problem jednak w tym, że amfibie zawsze są słabiej opancerzone niż cięższe pojazdy pozbawione zdolności pływania.
W wypadku Borsuka rozwiązano to za pomocą modułowego dodatkowego opancerzenia o masie mniej więcej 5 ton, które można montować wtedy, gdy zamiast zdolności pływania potrzebna jest większa odporność na warunki pola walki.
Borsuk ma zawieszenie i napęd dostosowane do pełnej masy pojazdu – już z zamontowanym modułowym dodatkowym pancerzem. W takiej konfiguracji ma ważyć ok. 30 ton (ponad 2 razy więcej niż marnie opancerzony BWP-1). Zarówno Borsuk, jak i wieża ZSSW-30 opracowane zostały przez rozbudowane konsorcja po kilku firm z branży zbrojeniowej (m.in. PGZ, Huta Stalowa Wola i Grupa WB).
Samobieżny przeciwlotniczy zestaw rakietowy bardzo krótkiego zasięgu (SPZR) Poprad nie jest już najnowszą konstrukcją, jednak opisane wcześniej pociski Piorun dadzą jej nowe życie, bo można nimi dowolnie zastępować używane wcześniej w Popradach Gromy.
Wojna w Ukrainie dowodzi zaś, że taki typ pojazdu jak Poprad może w znacznie większym stopniu niż dotychczasowe związane z nim oczekiwania bardzo szybko wzmacniać obronę przeciwlotniczą, tam, gdzie jest potrzebna najbardziej.
Ukraińskiej armii bardzo brakowało właśnie tego typu pojazdów – a ten brak udało się zrównoważyć dopiero masowymi dostawami zestawów MANPADS dla tego kraju.
Poprad to nic innego niż poczwórna wyrzutnia rakiet przeciwlotniczych krótkiego zasięgu (Gromy lub Pioruny) na czterokołowym uważanym za bardzo udanym pojeździe pancernym Żubr firmy AMZ z Kutna wyposażony jeszcze w zintegrowaną głowicę śledząco-celowniczą.
Ta ostatnia służy do namierzania i identyfikowania celów oraz wydatnie zwiększa celność i tak celnych pocisków przeciwlotniczych. W dodatku Poprad może współpracować ze stacjami radiolokacyjnymi o znacznie większych możliwościach na osobnych pojazdach, jak ZDPSR „Soła” i komunikować się z nimi w czasie rzeczywistym za pomocą całkiem nowoczesnego systemu kierowania ogniem.
W efekcie Poprad jest więc bardzo uniwersalną i całkiem zaawansowaną wyrzutnią pocisków przeciwlotniczych krótkiego zasięgu. Może działać zarówno całkowicie samodzielnie – na przykład osłaniając przejazd niewielkiej kolumny wojsk, jak i w ramach bardzo rozbudowanego systemu wielowarstwowo broniącego np. określonego obiektu lub obszaru. A wykorzystuje do tego te same – relatywnie niedrogie i w założeniach mające być w armii w powszechnym, wręcz masowym użyciu pociski, co zestawy MANPADS z Gromami i Piorunami.
Skuteczny zasięg pocisków z Poprada to od 500 m do 5500 m (przy zastosowaniu Piorunów) a pułap zwalczania celów to od 10 m do 3500 m. Poprad jest bardzo mobilny, może poruszać się po utwardzonej szosie z prędkością do 100 km/h, jego konstrukcja pozwala zaś na załadowanie go do samolotów C-130 Herkules.
***
Na tej liście można by wymienić jeszcze wiele innych typów broni i sprzętu wojskowego. Znakomite recenzje zbierają polskie radary i sprzęt radiolokacyjny z Radwaru.
Świetną i unikalną konstrukcją jest moździerz samobieżny Rak. Ba, udaną modernizacją leciwych Gradów była nawet nie taka nowa już Langusta, która dała tym przestarzałym zestawom artylerii rakietowej całkiem nowe życie i zwiększone możliwości.
Znakomicie sprawdzają się również różne odmiany platform kołowych produkowanych przez Jelcza.
Polska od dawna nie należy do istotnych eksporterów broni - roczna wartość całego jej eksportu w ostatnich latach wynosiła po kilkaset milionów dolarów. Nie jest jednak wykluczone, że to się będzie zmieniać - zwłaszcza jeśli chodzi o te najbardziej udane polskie konstrukcje.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze