0:000:00

0:00

Od kilku miesięcy Rosja, intensywniej niż zazwyczaj, rozpowszechnia narrację, w której winą za pogarszającą się sytuację gospodarczą obarcza „wrogów zewnętrznych” - Polska jest w tej opowieści jednym z takich wrogów.

Większość aktorów sceny politycznej w Polsce woli nie widzieć tego, co się dzieje. Tymczasem wojna trwa – i jak każda, niesie ze sobą poważne konsekwencje.

Rosyjski rewizjonizm historyczny, którego celem jest zmiana przekazu (na niekorzystny dla Polski i krajów zachodnich) na temat II wojny światowej, oficjalnie poparły Chiny. Prokremlowskie media na Białorusi przed tamtejszymi wyborami prezydenckimi twierdzą, że największym zagrożeniem dla Białorusi jest Polska. Konflikt z Rosją, na razie na poziomie dyplomatycznym, rozkwita w Czechach - pojawiają się ostrzeżenia, że podobne sytuacje mogą dotknąć inne kraje Europy Środkowej, w tym nas.

Niepokojące zjawiska obserwujemy też w kraju. Widać wzrost aktywności środowisk i portali prorosyjskich. Powiększają się grupy Polaków wierzących w teorie spiskowe, serwowane lub wspierane przez prokremlowską propagandę – co zaczyna przekładać się na realne zachowania ludzi, jak choćby podpalanie masztów telekomunikacyjnych.

Przeczytaj także:

Odnotowano przynajmniej dwa ataki hakerskie, których celem było skłócenie Polski z NATO i USA. Rosną nastroje radykalne - skrajnie prawicowa Konfederacja w sondażach poparcia odnotowuje wyniki na poziomie ok. 10 proc. Gdy zbierzemy te wszystkie zjawiska razem, musimy zauważyć, że wokół naszego słabnącego państwa oraz w jego wnętrzu dzieje się coś groźnego, co wymaga uwagi i reakcji.

Czesko-rosyjski konflikt ostrzeżeniem dla Polski

Początek kwietnia 2020. Na lotnisku w Pradze wylądował właśnie rosyjski dyplomata. Według czeskiego tygodnika „Respekt” miał przy sobie rycynę – roślinną truciznę, zjedzenie niewielkiej jej ilości niszczy narządy wewnętrzne i prowadzi do śmierci. Czeskie służby uznały, że jego zadaniem miało być otrucie jednego z praskich burmistrzów.

Trzy osoby dostały stałą ochronę: Ondřej Kolář i Pavel Novotný, burmistrzowie dwóch dzielnic Pragi, oraz Zdeněk Hřib, burmistrz miasta. Wszystko dlatego, że w ostatnich miesiącach urzędnicy swoimi decyzjami kilkukrotnie nacisnęli Kremlowi na odcisk.

27 lutego 2020, w piątą rocznicę zamordowania rosyjskiego opozycjonisty Borysa Niemcowa, Hřib przemianował plac, na którym w Pradze mieści się ambasada Federacji Rosyjskiej, na Plac Niemcowa.

Ondřej Kolář 3 kwietnia 2020 usunął z dzielnicy pomnik radzieckiego marszałka Iwana Koniewa, o który spór z ambasadą Rosji toczono od miesięcy. W efekcie doszło do gwałtownego pogorszenia stosunków miedzy Czechami a Rosją, konflikt wciąż nie jest rozwiązany i narasta.

W raporcie na ten temat, przedstawionym przez European Values Center for Security Policy, zwraca się uwagę, że konflikt z Czechami to kolejny przypadek, gdy Rosja walczy z krajem postkomunistycznym o historyczną narrację.

To świadome działanie Kremla, który za pomocą reinterpretacji historii XX wieku, zwłaszcza okresu II wojny światowej, próbuje przywrócić obraz Rosji jako światowego supermocarstwa. Kreml wykorzystuje każdą okazję, która pozwala odnowić spór o historię. W grudniu 2019 r. w ten sposób zaatakował Polskę Władimir Putin.

Wydawać by się mogło, że wewnętrzne problemy Rosji – zła sytuacja gospodarcza oraz walka z pandemią – odwrócą uwagę władz Rosji od narracji historycznej. Jest wprost przeciwnie: im gorzej wewnątrz państwa, tym istotniejsze jest dla Kremla przekierowanie uwagi oraz negatywnych emocji Rosjan na zewnątrz.

Znamy ten mechanizm z Polski: PiS wielokrotnie go wykorzystywał, by odwrócić uwagę Polaków od problemów rządzących – głównymi wrogami były więc Niemcy, przez jakiś czas Francja, potem – środowisko LGBT i „neomarksistowska” Unia Europejska.

Kreml używa podobnego sposobu zarządzania emocjami obywateli – przekierowuje ich gniew na wrogów zewnętrznych, których sam wskazuje. Na przykład na Czechy. Ale także, może nawet częściej, na Polskę. A potem zapewnia, że nie zamierza tolerować „wrogich działań zagranicy” i będzie zaciekle bronić rosyjskich interesów. Znamy to? Doskonale. Przez jakiś czas taka narracja pozwala rządzącym zwiększać poparcie społeczne dla swoich działań.

Kreml testuje Polskę

Inne wskazywane przez autorów raportu, cele Kremla, możliwe do osiągnięcia m.in. dzięki sporom o historię, to pogłębianie podziałów politycznych w danym kraju, tworzenie nienawistnej atmosfery społecznej, oraz testowanie „czerwonych linii”, czyli sprawdzanie, gdzie przebiegają granice reakcji danego państwa na działania prowokacyjne czy wrogie.

Wiele wskazuje na to, że Kreml ostatnio testował „czerwone linie” w Polsce. I jeśli czegoś się ze swego testu dowiedział, to tego, że w czasie odpowiednio dużej zawieruchy politycznej może sobie pozwolić w Polsce na bardzo wiele.

W grudniu 2019, gdy prezydent Rosji Władimir Putin atakował Polskę znalezionymi ponoć w archiwach rosyjskich informacjami nt. zachowań polskich władz przez II wojną światową, reakcja państwa polskiego była wyraźna i jednoznaczna – choć pojawiła się dopiero, gdy o skandalicznych wypowiedziach Putina doniosły zagraniczne media.

Ale teraz, w czasie pandemii i kampanii wyborczej, prawie nie zwróciliśmy w Polsce uwagi na rosyjskie informacje o odtajnieniu kolejnej porcji dokumentów o II wojnie światowej – choć te znów mocno w nas uderzają. Informowały o nich rosyjskie media, także rosyjski Sputnik Polska.

Polska negocjowała z Niemcami rozbiór ZSRR?

20 maja 2020 na stronie internetowej Biblioteki Prezydenckiej im. Jelcyna Urzędu Prezydenta Federacji Rosyjskiej udostępniono 1767 dokumentów, dotyczących okresu przed wybuchem wojny.

Według Sputnika, z jednego z tajnych do tej pory raportów można się dowiedzieć, że Niemcy, Francja i Polska negocjowały utworzenie wspólnego sojuszu wojskowego przeciwko ZSRR, którego elementem miał być rozbiór części ZSRR przez sojuszników.

Polska miała ponoć dostać sporą część radzieckiej Ukrainy. To nie tylko uderza w wizerunek Polski, ale też jest doskonałą podkładką do pogłębiania niechęci między Polską a Ukrainą czy Niemcami.

Powrócił też, eksploatowany przez Rosję od kilku lat, temat „tajnego protokołu do paktu Hitler-Piłsudski”. Wśród odtajnionych dokumentów jest list z francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych, z 1935 r., w którym przesłano treść tego „tajnego protokołu” z 25 lutego 1934 roku (czyli 10 dni po podpisaniu przez polskie władze powszechnie znanej deklaracji między Polską a Niemcami o niestosowaniu przemocy. W tekście tej deklaracji nie ma punktów, znajdujących się w liście francuskiego MSZ).

Według opublikowanej wersji protokołu polski rząd miał zgodzić się na swobodne przejście wojsk niemieckich przez Polskę, jeśli wojska te będą musiały przeciwstawić się prowokacji ze Wschodu (czyli z ZSRR). Czyli znów historia o potencjalnej współpracy Polski z hitlerowskimi Niemcami.

Czy ten dokument jest prawdziwy? Jeśli nie, kto dopuścił się fałszerstwa? Jeśli tak, jak go odczytywać w kontekście sytuacji historycznej tamtych lat?

Nie sposób znaleźć wypowiedzi polskich historyków na ten temat, mamy tylko rosyjską narrację propagandową o złej, przedwojennej Polsce, która spiskowała z Hitlerem przeciwko ZSRR.

Chiny wesprą Kreml w walce o historię

Kreml od początku wykorzystuje temat reinterpretacji historii II wojny światowej w polityce międzynarodowej. Zaledwie cztery dni po odtajnieniu archiwaliów deklarację współpracy w tym zakresie złożył… minister spraw zagranicznych Chin.

Jak podał portal gazeta.ru, minister Wang Yi w odpowiedzi na stwierdzenie Kremla, że niektóre państwa chcą pisać historię II wojny światowej dla własnych korzyści, zapewnił: „Chiny są gotowe wraz z Rosją do zdecydowanej obrony historii II wojny światowej, przestrzegania zasad Karty Narodów Zjednoczonych i podstawowych norm stosunków międzynarodowych.”

To oczywiście element nowej układanki geopolitycznej, ale ważny element, bo pokazuje, że Chiny zawierają sojusz z Rosją nie tylko, jeśli chodzi o sprawy gospodarcze, ale też, przynajmniej w pewnym stopniu, kulturowe.

Nie ma wątpliwości, że te dokumenty Kreml wykorzysta przeciwko Polsce, kiedy uzna, że jest mu to potrzebne. Zwłaszcza, że według opublikowanej niedawno na rosyjskim portalu „Niezależny przegląd wojskowy” analizy „Nowy sposób prowadzenia walki” Aleksandra Chramczychina, eksperta kremlowskiego think-tanku Instytut Analiz Politycznych i Wojskowych, Polska jest jednym z najistotniejszych celów rosyjskiej propagandy, i to takim, który przynosi Rosji wyraźne sukcesy. Analizę tę opisał Maksymilian Dura na portalu cyberdefence24.pl.

Dura podkreśla, że narracja historyczna jest dziś dla Kremla szczególnie istotna w wojnie informacyjnej z Polską. Cytuje Chramczychina, który pisze:

Prawdziwa wojna informacyjna z Moskwą jest bardziej niebezpieczna dla Warszawy niż rosyjska agresja militarna (która jest oczywiście niemożliwa), ponieważ niszczy najważniejszy historyczny mit, na którym zbudowana jest współczesna Polska - mit kraju, który padł niewinną ofiarą dwóch reżimów totalitarnych”.

Rosjanin twierdzi też, że to co Putin powiedział w grudniu o współpracy polskich władz z Hitlerem w okresie przedwojennym, powinno być powiedziane już 20-30 lat temu - by Rosja nie musiała czuć się winna za podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow. „Przedwojenna Polska była w rzeczywistości pełnoprawnym państwem faszystowskim i pod względem totalitaryzmu nie była dużo gorsza od stalinowskiego ZSRR i hitlerowskich Niemiec” – stwierdza Chramczychin.

Te drastyczne słowa pokazują, w jakim kierunku idzie Kreml, jeśli chodzi o wpływanie na wizerunek Polski: nasz kraj ma być włączono w szereg państw totalitarnych, odpowiedzialnych za wywołanie II wojny światowej. Takie stwierdzenie jest też zapewne kolejnym etapem sprawdzania, gdzie znajduje się wspomniana wcześniej „czerwona linia”, na której przekroczenie polskie władze stanowczo i publicznie zareagują. Cóż, na razie o takiej reakcji nic nie wiadomo.

Propaganda: Polska chce kolonizacji Białorusi

Jednocześnie trwa wykorzystywanie Polski do kremlowskiej propagandy na Białorusi. U naszego sąsiada także mają się odbyć w tym roku wybory prezydenckie – w sierpniu. Jak informuje Euroradio, z dużą mocą wróciła tam właśnie narracja, że Polska jest poważnym zagrożeniem dla Białorusi – przy czym tę narrację rozpowszechniają kanały informacyjne powiązane z Rosją.

Czym zagrażamy Białorusi? Imperialnymi ambicjami i polityką „kolonialną”. Poza tym finansujemy „sabotażystów” i ogólnie jesteśmy agresywni wobec Białorusinów.

Pisarz Jewgienij Wołodczenko poinformował nawet o istnieniu sieci „polskich sabotażystów”, którzy sieją fake newsy, po czym wymienił:

  • stronę internetową Charter97 (znany białoruski portal opozycyjny, funkcjonujący poza granicami Białorusi i finansowany przez kraje demokratyczne)
  • i kanał Basta!, działający na platformie Telegram.

Ich największą winą jest krytykowanie finansowanych przez państwo wydarzeń na Białorusi. Jako trzeci został wymieniony opozycyjny Blok Młodzieży, którego aktywiści protestowali przeciwko paradzie z okazji Dnia Zwycięstwa w czasie pandemii.

Analityk Sergiej Iwannikow, w wywiadzie dla prokremlowskiej strony ukraina.ru (przedrukowanym na Białorusi) zasugerował natomiast, że polskim marzeniem jest wkroczenie polskich wojsk do Mińska, oczywiście w „butach NATO”, a potem stworzenie z Białorusi kolonii Polski lub Unii Europejskiej.

Iwannikow jednocześnie promuje zwiększenie współpracy między Rosją a Białorusią i stworzenie tzw. państwa związkowego, co ma być znacznie atrakcyjniejsze niż „kolonizacja” przez Polskę. Teza, że tylko Rosja jest w stanie ochronić Białoruś przed imperialnymi zapędami Polski, jest popularna wśród prorosyjskich polityków.

Co ciekawe, nawet fakt, iż w opublikowanej niedawno przez polski rząd strategii bezpieczeństwa narodowego o Białorusi się nie wspomina, zinterpretowano tak, by dopasować to do antypolskiej narracji. Okazało się, że Polska milczy o Białorusi, ponieważ traktuje ją jako… swoją wewnętrzną sprawę, na temat której można rozmawiać na poziomie niższym niż dokumenty strategiczne.

Narracja o polskim kolonializmie i imperialistycznych ambicjach może śmieszyć, jednak konsekwentne jej promowanie na pewno wpływa na nastawienie Białorusinów do Polaków. A to przecież nasi bezpośredni sąsiedzi. Skłócanie obu narodów leży w interesie Rosji, ale nie obywateli tych państw. Podobnie zresztą jak skłócanie Polaków z Niemcami.

Fałszywy list generała

Czy działania hybrydowe, których celem jest osłabienie państwa, nastawianie Polaków negatywnie do dotychczasowych partnerów zagranicznych oraz polaryzowanie grup społecznych, są widoczne w Polsce? Oczywiście. Oto przykłady.

22 kwietnia nieznani sprawcy zhakowali portal Akademii Sztuki Wojennej. Na stronie pojawił się list otwarty rektora- komendanta ASzW, gen. bryg. Ryszarda Parafianowicza. Był w całości fałszywką. Treść przygotowano w ten sposób, by zaatakować wojska NATO, zwłaszcza żołnierzy amerykańskich w Polsce.

Pojawiły się tezy o „amerykańskiej okupacji”, prowokacjach NATO, fobiach rządzących. Postawiono zarzut o odradzaniu się faszyzmu w Polsce – ideologia faszyzmu ma „płynąć z Ministerstwa Obrony Narodowej”.

Hakerzy byli przygotowani do tego, że list szybko zniknie ze strony (tak się stało) – zadbali o to, by zrzut strony z fałszywką trafił do internetowego archiwum i potem posługiwali się właśnie tym screenem. Opublikowali go następnie na dwóch prawicowych portalach: prawy.pl i lewy.pl, również się na nie włamując. Screen rozsyłano również do innych polskich portali informacyjnych, posługując się oficjalnym, choć już nieaktywnym, adresem e-mailowym byłego posła PO Tadeusza Arkita.

List opublikował też anglojęzyczny portal theduran.com, znany z publikacji fake newsów i dezinformacji, zwłaszcza na temat NATO. (Szerzej o ataku czytaj na cyberdefence24.pl)

Miesiąc później doszło do kolejnego ataku hakerskiego, znów uderzającego w relacje z NATO i USA, tyle że tym razem najpierw wykorzystano portale regionalne. 24 maja na stronach Olsztyn24.com, Radioszczecin.pl i ePoznan.pl umieszczono artykuł, ośmieszający Polskę.

Z tej kolejnej fałszywki można było wyczytać, że amerykańscy żołnierze naśmiewają się z polskiego wojska. Tytuł tekstu brzmiał: „Amerykanie „chwalą” pobyt w Drawsku. «Jedyne, czym mogą strzelić, to gumka do majtek»”.

Gdy administratorzy stron usunęli fałszywkę, hakerzy włamali się na inne portale i tam opublikowali materiał uwiarygodniający artykuł ze stron regionalnych. „To nie był rosyjski atak hakerski. Redakcja jest autorem publikacji” – teksty o takich tytułach pojawiły się m.in. na niezalezna.pl i tvrepublika.pl.

Kampania prezydencka to czas nasilonej dezinformacji

Ataki hakerskie to niejedyna metoda siania treści zgodnych z interesami Kremla. 25 maja Fundacja Odpowiedzialna Polityka opublikowała raport z monitoringu mediów społecznościowych, prowadzony w trakcie kampanii prezydenckiej, od 26 marca do 10 maja.

Obserwowano m.in. profile, które wcześniej rozpowszechniały dezinformację. Okazało się, że w tak istotnym politycznie czasie wyraźnie wzrosła aktywność:

  • rosyjskiego portalu Sputnik Polska (o 65 proc.),
  • portalu kresy.pl, siejącego narrację antyukraińską (o 67 proc.),
  • czy portalu zmianynaziemi.pl, który rozpowszechnia m.in. teorie spiskowe nt. koronawirusa (o 30 proc.).

Chwilę wcześniej niszowe prorosyjskie stowarzyszenie Braterstwo Polsko-Rosyjskie nagle zyskało środki, które pozwoliło mu uruchomić (na rosyjskiej domenie, z końcówką .ru) portal informacyjny. Przeprowadzono nawet nabór dziennikarzy, analityków i publicystów.

Na sześć najnowszych opublikowanych tam materiałów, trzy dotyczą Władimira Putina, jeden – szerzącej się w Polsce rusofobii. Przeciwdziałanie rusofobii w Polsce jest zresztą jednym z celów działania Braterstwa. Tymczasem to właśnie narracja o rusofobii jest jedną z częściej stosowanych przez rosyjską propagandę.

Wznowił też działalność portal obserwatorpolityczny.pl, który w 2014 roku zasłynął z tego, iż został oficjalnym partnerem fundacji „Russkij Mir”, powołanej w 2007 r. dekretem prezydenta Putina. W radzie fundacji zasiadają m.in.: minister spraw zagranicznych Rosji i rosyjski minister edukacji. Portal publikuje nie tylko po polsku, ma też wersję rosyjską i angielską.

Od 17 maja pojawiło się tam osiem artykułów na temat polskiej strategii bezpieczeństwa narodowego. Dokument przeanalizowano głównie pod kątem Rosji. W artykułach podważana jest zarówno agresja Rosji na Gruzję (jak pisze autor tekstu, były to „rosyjsko-osetyńskie działania obronne”), jak i aneksja Krymu.

To mieszkańcy Krymu chcieli zmian wynikających z zamachu stanu w Kijowie i „anarchizacji post ukraińskiej przestrzeni państwowej” – tłumaczy anonimowy autor, korzystający z pseudonimu krakauer.

Typowe dla prokremlowskiej propagandy przekazy można tu znaleźć w wielu artykułach.

O sianiu teorii spiskowych na temat koronawirusa, przez rosyjskie media oraz liczne kanały informacje w mediach społecznościowych, pisałam już wielokrotnie. Ta aktywność nie osłabła, zmienił się tylko kierunek narracji.

Teraz rozpowszechniane są głównie przekazy o szkodliwości sieci 5G, a pandemia służy do uderzania w rządzących (nie tylko w Polsce). Dezinformacja w sieci w czasie epidemii osiągnęła niespotykane dotąd rozmiary. Oczywiście, nieprawdziwe byłoby stwierdzenie, że wynika to wyłącznie z aktywności Rosji. Podmiotów wykorzystujących wojnę informacyjną do własnych celów jest wiele – ale Rosja jest stale w tych działaniach aktywna.

Co na to politycy?

Pandemia koronawirusa, kryzys gospodarczy i rosnące bezrobocie – wkroczyły w naszą rzeczywistość nagle i sprawiły, że żyjemy dziś w emocjonalnym tyglu. Nastroje społeczne zmieniają się szybciej niż zazwyczaj, rośnie frustracja, niepokój i zniechęcenie. Zaraz za nimi – agresja.

Dziś znaczną część emocji skupiają wybory prezydenckie, to tam kumuluje się rosnąca niechęć do rządzących, pogłębia się polaryzacja konkurujących ze sobą obozów. Koncentracja na tym jednym politycznym wydarzeniu sprawia jednak, że tracimy z pola widzenia inne zjawiska, między innymi – rosnąca intensywność wojny informacyjnej. Nie zauważamy nowych zagrożeń.

Tymczasem zmierzenie się z nimi będzie za chwilę nie tylko wyzwaniem, ale i polityczną koniecznością. Rosyjscy propagandziści co chwilę testują „czerwone linie”. Brak reakcji sprawia, że czują się u nas coraz swobodniej.

Dopóki w Polsce politycy, także opozycyjni, nie uznają, że przeciwstawienie się wojnie informacyjnej jest jednym z priorytetów bezpieczeństwa państwa, dopóty na naszym własnym terenie każdy zainteresowany będzie rozgrywał Polaków dla własnych korzyści. Tak jak się to dzieje teraz.

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze