0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. VLADIMIR SIMICEK / AFP)Fot. VLADIMIR SIMICE...

Jest marzec 2019 roku. Robert Fico, do niedawna hegemon słowackiej polityki, zdaje się dotykać politycznego dna. Od 2006 do 2018 roku (z krótką przerwą 2010-2012) pełnił funkcję słowackiego premiera.

Jego rząd upadł niespodziewanie w 2018 roku po zabójstwie dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej archeolożki Martiny Kušnírovej.

Kuciak pisał o korupcji, która jak rak zjadała Słowację. W 2018 roku opracowywany przez Transparency International Indeks Percepcji Korupcji (CPI) na Słowacji wynosi 50 na 100 punktów. Nasi sąsiedzi sklasyfikowali się na 57 ze 180 zbadanych państw.

Dla porównania w Polsce w tym czasie wspomniany indeks wynosi 60, w Czechach – 58. Za najmniej skorumpowaną postrzegana jest administracja w Danii – 88 punktów (im więcej punktów, tym lepiej). Kuciak pisze o aferach, z którymi związani są ludzie blisko rządzącej wówczas partii SMER kierowanej przez Roberta Ficę. Media co chwila piszą o aferach związanych z premierem.

Po zabójstwie Kuciaka i Kušnírovej wielotysięczny tłum w całej Słowacji wychodzi na ulicę. Protestuje nie tylko Bratysława. Ludzie żądają odnowy słowackiej polityki, chcą, by wróciła do niej przyzwoitość. Zmuszają Roberta Ficę do dymisji, ale przy władzy zostaje SMER. Porządzi jeszcze do 2020 roku, a premierem zostanie prawa ręka Ficy – Peter Pellegrini. Słowacy doświadczą scenariusza polskiego, kiedy premier ma szefa w postaci lidera swojej partii.

Polityczna lekcja

A więc w 2019 roku SMER dołuje w sondażach. Wydaje się, że nie ma już przyszłości dla Roberta Ficy. Wtedy kierowana przez niego partia w wyborach prezydenckich wystawia Maroša Šefčoviča. Ten kandyduje oficjalnie jako polityk niezależny, ale jedynie teoretycznie, bo to SMER finansuje mu kampanię. Šefčovič to od 2009 roku komisarz unijny, gdzie posłał go SMER. Wcześniej był m.in. ambasadorem w Izraelu.

Maroš Šefčovič przechodzi do drugiej tury wyborów prezydenckich, gdzie niespodziewanie musi zmierzyć się z prawniczką i działaczką trzeciego sektora Zuzaną Čaputovą. Ta otwarcie przyznaje, że popiera związki jednopłciowe i jest zwolenniczką adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.

Przed drugą turą Maroš Šefčovič musi przekonać do siebie wyborców antysystemowych, mocno konserwatywnych, popierających kandydatów o poglądach ksenofobicznych. Na przykład wyborców Štefana Harabina, który zdobył prawie 14,3 proc. głosów. Polityk dzień po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę napisze w mediach społecznościowych, że w odniesieniu do Ukrainy zrobiłby „dokładnie to, co zrobił Putin”. A także tych, którzy głosowali na Mariana Kotlebę, który chwilę później prawomocnie zostanie skazany za propagowanie faszyzmu.

Kotleba w pierwszej turze głosowania zajął czwarte miejsce z wynikiem 10,3 proc. W pierwszej turze wyborów prezydenckich 2019 roku frekwencja wynosi 48,7 proc. i jest najwyższa na tym etapie głosowania w XXI wieku. W drugiej turze wyniosła 41,7 proc i była najniższa w XXI wieku. Antysystemowi wyborcy zostali w domu, bo nie mieli na kogo oddać głosu, a proeuropejski kandydat SMER przy Zuzanie Čaputovej nie był w stanie zawalczyć o progresywnych kandydatów. I poległ.

Dla Roberta Ficy była to polityczna lekcja, którą wziął sobie do serca. Pozwoliła mu dziś wrócić do władzy.

Przeczytaj także:

Imposybilizm demokratów

SMER stracił władzę w 2020 roku. Rząd stworzył lider ruchu Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości (OĽaNO) populista Igor Matovič, który wygrał wybory krytykując Ficę i korupcję partii SMER. Pałac prezydencki i premierowski były w rękach przeciwników Ficy. Podobnie jak serca słowackiej ulicy, a dziennikarze wieszczyli, że były premier trafi do więzienia. Nic takiego się nie stało. Rządy przeciwników Roberta Ficy – o czym pisaliśmy w OKO.press – to czas niemal permanentnego kryzysu rządowego. I braku dowodów, że inna polityka jest możliwa, a słowackie państwo może skutecznie działać.

Symbolem słowackiego imposybilizmu demokratów (przeciwników Roberta Ficy) jest fakt, że pięć lat po zabójstwie Jána Kuciaka i Martiny Kušnírovej zleceniodawca ciągle nie jest prawomocnie skazany. Chwilę przed wyborami parlamentarnymi Zuzana Čaputová zrezygnowała z obiegania się o reelekcję, co – w mojej ocenie – mogło przez część wyborców zostać odebrane jako zwycięstwo jej politycznych przeciwników, a największym jest oczywiście Robert Fico. Rządzącym naturalnie nie pomagał COVID-19, kryzys gospodarczy, wojna w Ukrainie, ale bardzo często po prostu potykali się o własne nogi.

Robert Fico to utalentowany polityk, z pewnością od czasów Vladimíra Mečiara Słowacja nie miała zdolniejszego. Z polityka, który w 2009 roku wprowadził euro (decyzję podjęli poprzednicy, ale Fico ją zrealizował), ściągał zachodnie inwestycje do kraju i trzymał kurs na Brukselę, stał się krytykiem Unii Europejskiej, NATO, Stanów Zjednoczonych, organizacji pozarządowych, liberalnych mediów i najmniejszych przejawów progresywizmu.

Dwie wizje Słowacji

W ostatnich wyborach były premier postawił na polaryzację, konsekwentnie atakował progresywnych liberałów i straszył ich rządami, a jednocześnie nie pozwolił, by na prawo od niego znalazło się coś więcej, niż ściana. To mu się udało, poza parlamentem znalazła się m.in. ksenofobiczna Republika, która nie przekroczyła progu 5 procent.

Słowacka kampania wyborcza jawiła się jako starcie dwóch wizji kraju – SMERu i anty-SMERu (czyli Progresywnej Słowacji). Dokładnie można było to zobaczyć na wiecach wyborczych.

Warto zaznaczyć, że podczas wyborów do 150-osobowego jednoizbowego słowackiego parlamentu cały kraj – wbrew temu, co znamy np. z Polski czy Czech – jest jednym okręgiem wyborczym. Czyli w każdym regionie Słowacji wyborcy wybierają z tej samej listy kandydatów, mając do dyspozycji do czterech głosów preferowanych. To sprawia, że wszędzie można głosować na wyrazistych liderów partii znanych z telewizji.

Podczas spotkań Roberta Ficy i innych liderów partii SMER w Michalovcach na wschodzie Słowacji (tuż przy granicy z Ukrainą) wyborcy mogli liczyć na darmowy gulasz i bezpłatne piwo. Do poczęstunków ustawiały się gigantyczne kolejki, a czas umilała góralska kapela. Politycy zaprosili wyborców do lokalnego domu kultury, gdzie dla w większości starszych gości grał słowacki zespół pop-rockowy dobrze znany z dawnych lat. Ich występ zakończyły przemowy najważniejszych polityków SMER, w tym Roberta Ficy.

Lider SMER powtórzył ze sceny, że po zwycięstwie nie wyśle na Ukrainę nawet naboju. Przyznał, że Ukraina powinna usiąść do rokowań pokojowych i musi liczyć się z utratą na rzecz Rosji wszystkich terytoriów, które obecnie są okupowane przez armię Putina.

Były premier krytykował liberalne media i organizacje pozarządowe, zapowiadając, że po jego zwycięstwie te „uprawiające ideologię” nie dostaną z budżetu państwa nawet euro. Politycy SMERu straszyli wyborców w Michalovcach Zuzaną Čaputovą i Progresywną Słowacją. Przekonywali, że tylko słowacka prowincja może zatrzymać szaleństwa, które chodzą po głowie wyborcom w Bratysławie.

SMER kontra Šimečka

Poglądy polityków SMERu są od dawna znane. Łączą oni niechęć do Sorosa z atakami na prezydentkę Zuzanę Čaputovą, związaną w przeszłości z Progresywną Słowacją. Startujący z listy SMERu Erik Kaliňák krytykując decyzję prezydentki o zaprzysiężeniu premiera technicznego Ľudovíta Ódora, napisał: „Čaputová wybrała na swojego premiera jedynego Słowaka uczącego na uniwersytecie Sorosa”. Inny kandydat SMERu Ľuboš Blaha podczas wiecu w Nitrze 1 maja 2022 roku wspólnie z publicznością skandował, że „Čaputová to amerykańska kurwa”.

Wcześniej wielokrotnie na swoim oficjalnym koncie w mediach społecznościowych prezydentkę nazywał „amerykańską agentką”. Także Robert Fico słowacką prezydent nazwał „amerykańską agentką grzecznie wykonującą polecenia ambasady USA w Bratysławie”. W ten sposób krytykował m.in. zdecydowane wsparcie Čaputovej dla Ukrainy.

Gdybym nie zobaczył tego na własne oczy, nigdy nie uwierzyłbym, że to naprawdę mogło się wydarzyć. Następnego dnia po spotkaniu SMERu w Michalovcach zorganizowano wiec wyborczy Progresywnej Słowacji w Trenczynie. Miał charakter talk showu, odbył się w muzycznym klubie, a przed spotkaniem z politykami PS wyborców witał jazz.

Lider Progresywnej Słowacji Michal Šimečka reprezetuje wszystko, z czym Robert Fico walczy. Doktorat na Oksfordzie ma sprawić, że Šimečka rzekomo nie rozumie potrzeb zwykłych Słowaków.

Funkcja wiceprzewodniczącego, którą stracił wraz ze zrzeczeniem się mandatu europosła (zrobił to dopiero po ogłoszeniu wyników wyborów) miała być dowodem, że służy nie słowackim, a brukselskim elitom. Michal Šimečka jest synem aktywistki Marty Šimečkovej, która zakładała na Słowacji Amnesty International. Jego ojciec, Martin Milan Šimečka, to popularny słowacki dziennikarz, który obecnie publikuje w liberalnej gazecie „Denník N”. Warto może dodać, że jego książka „Słowacja. Dzieje obojętności” ukazała się po polsku nakładem wydawnictwa Universitas ze wstępem Adama Michnika. Jest wnukiem filozofa Milana Šimečki, który był bliskim współpracownikiem Václava Havla.

Po wyborach

W sobotę 30 września nie było niespodzianki. Co prawda sondaże po zamknięciu lokali wyborczych początkowo przepowiadały zwycięstwo Progresywnej Słowacji, ale sprawdziły się prognozy, które od miesięcy głosiły, że decyzję o składzie nowego rządu podejmie lider partii Hlas Peter Pellegrini. Jego partia, którą założył tuż po tym, jak przegrał z Ficem walkę o lidera SMERu, zajęła trzecie miejsce.

Michal Šimečka z PS (ugrupowanie zajęło drugie miejsce w wyborach) proponował Pellegriniemu funkcję premiera w koalicyjnym rządzie partii, które prawdopodobnie łączyłaby jedynie niechęć do SMERu. Jednak lider Hlasu dał władzę Robertowi Ficy. Sam wybrał fotel marszałka jednoizbowego parlamentu. Idealne miejsce przed startem w wyborach prezydenckich, które odbędą się na Słowacji wiosną 2024 roku. Nie będzie w nich bez szans, zwłaszcza, że – jak już pisałem – Zuzana Čaputová nie ubiega się o reelekcję.

SMER, Hlas i Słowacka Partia Narodowa (SNS) utworzyły koalicję rządzącą, czego dały wyraz w jawnej umowie koalicyjnej. W 15-stronicowym dokumencie czytamy m.in., że partie tworzące rząd opowiadają się za członkostwem Słowacji w Unii Europejskiej i NATO. Deklarują, że będą chronić mniejszości narodowe, walczyć z przejawami „nietolerancji etnicznej, rasowej i innej”. Głównym celem nowej władzy ma być podnoszenie poziomu życia. Jednocześnie nowy rząd zapowiada reformę systemu karnego. Decyzje w koalicji mają zapadać na zasadzie konsensusu. Dokument reguluje podział stanowisk.

Nazwiska kandydatów na ministrów szybko stały się przedmiotem kontrowersji. Prezydentka Zuzana Čaputová odmówiła nominacji Rudolfa Huliaka ze Słowackiej Partii Narodowej, denialisty klimatycznego, który miał w nowym rządzie Roberta Ficy pełnić funkcję ministra środowiska. Ostatecznie prezydentka nowy rząd mianowała 25 października. Miejsce Huliaka zajął ostatecznie Tomáš Taraba, który – jak twierdzą słowackie media – w swoich poglądach specjalnie nie różni się od Rudolfa Huliaka. Jednym z pierwszych pomysłów nowego rządu jest… obniżenie kar za korupcję.

Rozdwojenie jaźni

Pytanie, które zadają sobie Słowacy, brzmi, na ile Robert Fico będzie realizował swoje zapowiedzi z kampanii wyborczej. Słowacja to stosunkowo niewielki kraj gospodarczo uzależniony od Niemiec. Można mieć nadzieję, że – jak to było już w przeszłości – nowy rząd Roberta Ficy będzie trwał w rozdwojeniu jaźni. Z jednej strony może realizować politykę zagraniczną zgodną z unijnym konsensusem, a jednocześnie na potrzeby wewnętrzne przedstawiać się jako krytyczny wobec Brukseli. Jak to miało miejsce na pierwszym z udziałem Roberta Ficy szczycie przywódców państw UE.

Jeszcze przed spotkaniem w Brukseli słowackie media informowały, że Robert Fico ma się spotkać z Marošem Šefčovičem. Były kandydat Ficy na słowackiego prezydenta jest teraz wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej i odpowiada za Europejski Zielony Ład.

;

Udostępnij:

Łukasz Grzesiczak

Dziennikarz, publicysta. Nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się jego książka „Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki”

Komentarze