22 tys. wakatów, alarmujące statystyki samorządów i związkowców, świadectwa dyrektorów, nawet wewnętrzne dane MEiN o liczbie nauczycieli - nic nie jest w stanie przekonać ministra Czarnka, że brakuje pedagogów. Jak naprawdę wygląda ten "sporny" kryzys?
Kto spiera się o braki kadrowe w polskich szkołach? Po jednej stronie mamy związki zawodowe, dyrektorów i część samorządów, po drugiej — rząd z ministrem edukacji na czele.
We wtorek, 9 sierpnia, na antenie Polskiego Radia Przemysław Czarnek stwierdził, że nie widać żadnych anomalii w ruchu kadrowym w roku szkolnym 2022/2023.
"Fakty są takie, że wakatów jest tyle samo, co w roku ubiegłym, dwa lata temu, trzy lata temu, cztery lata temu. To jest dwa procent wszystkich nauczycieli. To tak jakby w szkole, w której uczy się 50 osób, brakowało jednego etatu. To sytuacja normalna"
Liczba wakatów w kuratoryjnych bankach pracy przebiła w sierpniu 22 tys. To o 9 tys. więcej niż rok temu o tej samej porze, gdy brakowało 13 tys. nauczycieli (z tym że nie każda oferta to pełny etat, czyli 18 godzin tablicowych).
Także część samorządów potwierdza, że sytuacja jest napięta.
Największe braki deklaruje Warszawa, gdzie dziś do obsadzenia jest 3 381 wakatów, o 453 więcej niż jeszcze w maju 2022. Jak przekazała wiceprezydentka stolicy Renata Kaznowska, ponad 1,5 tys. etatów brakuje w szkołach ponadpodstawowych, ponad 600 w liceach ogólnokształcących, ponad 540 w technikach i ponad 400 w przedszkolach, mniej w szkołach branżowych I stopnia (ponad 120 etatów). Do obsadzenia są też specjalistyczne etaty pedagogiczne: 40 w poradniach psychologicznych, 36 w internatach, a także po kilka w ogniskach pracy pozaszkolnej, czy domach kultury.
Przeliczając zgodnie z kalkulatorem ministra, przy 31 tys. warszawskich nauczycieli, liczba wakatów w skali miasta sięga 11 proc.
Takie rachunki pokazują skalę problemu, ale musimy pamiętać, że każda szkoła to odrębny mikroświat. Od lat najtrudniejsza sytuacja jest w warszawskich technikach, gdzie brakuje średnio 12 nauczycieli. W szkołach podstawowych uśredniona liczba wakatów wynosi dziś siedem, w liceach — pięć.
Gdyby chodziło tylko o Warszawę, minister mógłby zastosować podobny chwyt, jak w przypadku trudności z rekrutacją 1,5 rocznika do szkół ponadpodstawowych: zwalić winę na rzekomo "nieudolny" samorząd.
Choć i tak byłoby to trudne, biorąc pod uwagę, że Warszawa w skali kraju jest rekordzistką w wypłacaniu dodatków motywacyjnych, wychowawczych, czy dyrektorskich. Cenę inwestycji w nauczycieli, którzy nie są w stanie utrzymać się z gołych pensji (wynagrodzenie zasadnicze najbardziej doświadczonych pedagogów, jeszcze nigdy nie było tak daleko od średnich zarobków w gospodarce narodowej) widać w miejskim budżecie.
Według wyliczeń wiceprezydentki Kaznowskiej, w roku 2022 wydatki na edukację pochłoną 5,3 mld zł, z czego tylko 2,5 mld zł pochodzi z subwencji oświatowej. Ponad połowę dołoży więc samorząd, a przecież utrzymanie szkół to nie tylko pensje nauczycieli. W tym roku olbrzymim wyzwaniem będzie ogrzanie infrastruktury (przy rosnących cenach energii), a także przyjęcie dodatkowych uczniów z Ukrainy (np. zatrudnienie asystentów międzykulturowych).
Pogłębianie się kryzysu kadrowego widać też w innych regionach. W całym województwie kujawsko-pomorskim liczba ofert pracy dla nauczycieli w ciągu roku wzrosła z 360 do 550. W Bydgoszczy brakuje ponad 100 pedagogów, w Toruniu 70, w Grudziądzu 15.
Nie wszystkie gminy podają uaktualnione dane, bo ruch kadrowy trwa od maja do końca września. Wiemy natomiast, że gorączkowe poszukiwania nauczycieli trwają m.in. w Łodzi, gdzie brakuje 300 nauczycieli, czy w Poznaniu - 270 wakatów.
Minister polemizuje jednak z tymi liczbami, twierdząc, że różnica w ilości wakatów wynika ze zwiększenia o 18 tys. liczby etatów specjalistów, głównie pedagogów i psychologów. Na antenie Polskiego Radia Przemysław Czarnek mówił tak: "15 tys. z nich zostało zatrudnionych, a trzy tysiące wciąż nie. Nie ma więc żadnej różnicy (...) to jest ten sam poziom co w zeszłym roku".
W tych wyliczeniach nie zgadza się nic, bo liczba wakatów to 22 tys., a nie 16 tys. Wystarczy też szybkie przejrzenie ofert w kuratoryjnych bankach pracy, by dowiedzieć się, że choć specjalistów - pedagogów, logopedów, psychologów - faktycznie trudno ściągnąć do edukacji, to równie źle jest z nauczycielami wychowania przedszkolnego, polonistami czy matematykami.
O tym, że nauczycieli ubywa, wie też samo ministerstwo.
Z oficjalnych danych wynika, że w zakończonym w czerwcu 2022 roku szkolnym było ich w sumie 689 076, o 6 163 mniej niż rok wcześniej.
Równolegle wzrasta liczba nauczycieli, którzy uczą na emeryturze. Z danych wyciągniętych przez "Dziennik Gazetę Prawną" wynika, że od 2019 roku liczba emerytowanych pedagogów, których do szkół ściągają zdesperowani dyrektorzy, wzrosła o 24 proc. W minionym roku szkolnym było ich ponad 45 tys., czyli już ponad 6,5 proc. w skali kraju.
Jak w rozmowie z OKO.press przyznał Sławomir Broniarz, część problemu jest też ukryta, bo nauczyciele masowo biorą dodatkowe godziny. Według wyliczeń ZNP może chodzić co najmniej o kolejne 20 tys. osób.
Do ogólnej narracji na temat kryzysu kadrowego należy dołożyć jedno "ale". Patrzenie na edukację z perspektywy dużych miast sprawia, że zapominamy o innych problemach, z którym mierzą się np. nauczyciele wiejscy.
Kwestie demograficzne, mniejsze roczniki i migracje do miast, a także przewrót w systemie edukacji, czyli likwidacja gimnazjów, sprawiły, że wielu z nich od lat funkcjonuje jako tzw. nauczyciele objazdowi. Codziennie pokonują kilkadziesiąt kilometrów, by w kilku szkołach uzbierać godziny do etatu.
O tych wszystkich zjawiskach, odpływie nauczycieli z zawodu, ratowaniu się emerytami, pracy ponad etat, a także nauczycielach objazdowych, faktycznie mówi się od kilku lat. Jeśli sytuacja się zmienia, to tylko na gorsze.
Już we wrześniu 2021, rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek w piśmie do ministra edukacji, Przemysława Czarnka apelował, by pilnie podjąć działania, które odwrócą negatywny trend w zatrudnieniu nauczycieli.
RPO argumentował, że obecna sytuacja zagraża realizacji prawa do nauki.
Według związkowców, w tym roku sytuacja jest podwójnie trudna, bo zawód-nauczyciel, nie tylko nie zachęca młodych, ale zniechęca też tych, którzy w tym systemie już pracują. Grupa "Nauczyciel zmienia zawód" założona w mediach społecznościowych gromadzi już 30 tys. osób. Codziennie ktoś prosi na niej o radę lub deklaruje chęć odejścia.
Po podjęciu decyzji, na zakończenie przygody ze szkołą, ex-nauczyciele nie szczędzą gorzkich słów. "Cieszę się na nadchodzącą zapaść ze względu na brak kadrowy. Mam nadzieję, że to otworzy ludziom oczy. Powinni dziękować tym, którym jeszcze chce się pracować w takich warunkach" — to tylko jeden z głosów, które można przeczytać na forum.
Dlaczego nauczyciele odchodzą?
Po pierwsze, zarobki. Wyższe wynagrodzenia to środowiskowy postulat, który w zasadzie nie zmienił się od czasów strajku nauczycieli w 2019 roku. W tym roku chude portfele szczególnie dały się nauczycielom we znaki ze względu na zamieszanie z Polskim Ładem (wielu nauczycieli przy nowym systemie rozliczeń traciła na nadgodzinach) i dynamicznie rosnącą inflację.
Nauczyciele, w ramach rekompensaty, dostali jedynie podwyżkę budżetową, w wysokości 4,4 proc. I to dopiero w maju 2022. Resort edukacji podniesie też wynagrodzenie najmłodszych nauczycieli, od września o 20 proc. Choć w praktyce to podwyżka, która próbuje dogonić wzrost płacy minimalnej w 2023 roku - 3 383 zł brutto od 1 stycznia, 3 450 zł – od 1 lipca.
Minister Czarnek wzbrania się przed dalszym podnoszeniem wynagrodzeń, dopóki związki zawodowe nie zgodzą się na demontaż Karty Nauczyciela. Ten szantaż na związkowców jednak nie działa, a centrale przygotowują się do "radykalnych" akcji protestacyjnych. ZNP planuje strajk, ale konkretne metody działania poznamy po 23 sierpnia. Protest chce też zorganizować oświatowa "Solidarność".
Po drugie, przenoszenie walk ideologicznych do szkół. Nauczyciele są zmęczeni zarówno próbami wprowadzenia Lex Czarnek, czyli kuratoryjnej kontroli nad szkołami, jak i wpychaniem treści katolicko-nacjonalistycznych do programów (patrz: podręcznik do nowego przedmiotu HiT).
Po trzecie, niekończący się chaos organizacyjny. Od reformy edukacji, przed pandemię, aż po kryzys uchodźczy i konieczność przyjęcia setek tysięcy uczniów z Ukrainy, szkoły pracują w trybie kryzysowym. A w tym wszystkim czują się osamotnieni, bo według środowiska oświatowego, ministerstwo umywa ręce od odpowiedzialności i realnego zarządzania oświatą.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze