„PiS ignoruje dyrektywę ojcowską PE, mimo że termin jej wdrożenia minął. Skupia się na opiece kobiet nad dziećmi. Dyskryminuje ojców. Nie mówi o rodzicielstwie, ale o macierzyństwie” - mówi OKO.press prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii
W "Strategii Demograficznej 2040" Rząd PiS pomija dyrektywę ojcowską, mimo zobowiązań w Unii Europejskiej. Nie dostrzega:
Przypomnijmy, że „Strategia Demograficzna 2040” to pomysł rządu, którego głównym celem jest „wyjście z pułapki niskiej dzietności i zbliżenie się do poziomu dzietności gwarantującego zastępowalność pokoleń” (str.6). (To cel nierealny do osiągnięcia, tłumaczymy to tutaj). Strategia powstała w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej. Nowa wersja nie została jeszcze opublikowana na rządowych stronach. Podczas konferencji „Uwarunkowania dzietności”, zaprezentowała ją Barbara Socha, pełnomocniczka rządu ds. polityki demograficznej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Konferencja została zorganizowana w ramach III Kongresu Demograficznego.
O tym, że w nowej wersji projektu PiS chce dzietność po prostu kupić za gotówkę i „poprawić stan zdrowia Polaków" bez leczenia niepłodności pisaliśmy tutaj:
Rząd pomija w niej też dzieci z niepełnosprawnościami i związki pozamałżeńskie. Widzi tylko to, co chce zobaczyć.
Zaglądamy do kolejnych części dokumentu i rozmawiamy z prof. Ireną E. Kotowską z Instytutu Statystyki i Demografii SGH, honorową przewodniczącą Komitetu Nauk Demograficznych PAN, która analizuje z nami przygotowany przez rząd dokument.
Rząd PiS, w części dotyczącej wyzwań, stawia sobie za cel łączenie pracy zawodowej z opieką nad dziećmi. Uzasadnia w niej, że społecznie preferowana jest rodzinna opieka nad dziećmi do lat trzech - najlepiej sprawowana "przez matkę". A znaczna część kobiet jest gotowa do "rezygnacji z pracy zawodowej na rzecz zajęcia się rodziną, gdyby dochody męża czy partnera były wystarczająco wysokie".
W dokumencie pojawia się opinia, że "Polki, pracujące głównie w pełnym wymiarze czasu, mogą dlatego odczuwać większe trudności łączenia pracy zawodowej z rodziną niż kobiety w innych krajach, gdzie bardziej jest popularna praca kobiet w niepełnym wymiarze czasu". A "zwiększenie dzietności nawet kosztem możliwego okresowego wycofania z rynku pracy części kobiet o preferencjach na dom i rodzinę w celu wychowania dzieci, może być inwestycją społeczną o istotnym znaczeniu dla długoterminowych możliwości rozwoju gospodarczego”.
W rozważaniach o preferencjach kobiet co do form opieki nad dziećmi autorzy dokumentu odwołują się do opublikowanego przez CBOS w 2018 roku badania o sytuacji rodzin w Polsce po wprowadzeniu programu "Rodzina 500 plus".
Jednak przytoczone wyniki tego badania, a także inne dane, PiS interpretuje tylko w jednym kierunku – jako uzasadnienie dla pozostawania kobiet w domu.
Tymczasem badanie pokazuje, że większość kobiet w wieku 18-45 lat, które planują dzieci w najbliższych 3-4 latach, jest gotowych do zajmowania się nimi w domu przez maksymalnie dwa lata (str. 43). Oznacza to, że po okresie pierwszych dwóch lat bycia z dzieckiem większość kobiet chce wrócić na rynek pracy. Rząd tego nie dostrzega.
Na pytanie, "Czy gdyby mąż lub partner zarabiał wystarczająco na utrzymanie rodziny na zadowalającym poziomie, to czy kobiety byłyby gotowe do rezygnacji z pracy zawodowej na rzecz zajmowania się w większym stopniu domem i dziećmi?" - odpowiedziało "nie" aż 55 proc. badanych. Mniej, bo 42 proc. uznało, że kobiety mogłyby zrezygnować z pracy.
"Z przytoczonych wyników widać, że większość uważa, że kobiety nie powinny zostawać w domu i rezygnować z rozwoju zawodowego na rzecz opieki nad dziećmi" - mówi prof. Irena E. Kotowska. "Zadziwiające jest jednak to, że brak jest informacji, jak na opiekę nad małymi dziećmi zapatrują się mężczyźni”.
Kolejne wyniki badań dotyczą form opieki nad dzieckiem do lat trzech preferowanych przez kobiety w wieku 18-45 lat wracające do pracy. Aż jedna trzecia z nich chce, by dzieckiem zajął mąż/partner. 37 proc. woli opiekę babci czy dziadka. Tylko 15 proc. kobiet preferuje żłobek publiczny, a 4 proc. - żłobek prywatny.
Ale dlaczego o formy opieki nad dziećmi nie pyta się... ojców?
"Uważam, że należy uwzględniać preferencje opiekuńcze kobiet i mężczyzn. Ponadto czemu pomija się to, iż znaczna część kobiet oczekuje zaangażowania się ojców w opiekę? Gdzie są ojcowie w tych rozważaniach o opiece nad dziećmi? Dziwi to tym bardziej, że rząd był zobowiązany w tym roku wdrożyć dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady Europy z czerwca 2019 roku” - mówi prof. Irena E. Kotowska.
Przypomnijmy, że do 2 sierpnia 2022 roku unijne państwa były zobowiązane do wdrożenia tzw. dyrektywy work-life balance. Chodzi w niej, między innymi, o wprowadzenie przynajmniej 4 miesięcy urlopu rodzicielskiego jako uprawnienia indywidualnego. Przy tym co najmniej 2 miesiące tego urlopu nie podlegają przeniesieniu pomiędzy rodzicami.
Urlop rodzicielski może być wykorzystany do 8. roku życia dziecka i łączony z pracą w niepełnym wymiarze. W Polsce oznacza to zagwarantowanie ojcu dziecka 2 miesięcy urlopu, który nie może być przeniesiony na matkę. Niewykorzystany urlop po prostu przepada.
Jego odpłatność wynosiłaby 80 proc. zarobków – tyle, ile w Polsce na zwolnieniu chorobowym. Ponadto dyrektywa zaleca, by zapewnić możliwość skorzystania z elastycznej organizacji pracy rodzicom wychowującym dzieci do co najmniej 8. roku życia (praca zdalna, elastyczny rozkład czasu pracy czy zmniejszenie wymiaru czasu pracy).
Miałoby to zwiększyć udział ojców w opiece nad dziećmi, ułatwić powrót matek na rynek pracy po urlopie macierzyńskim i rodzicielskim oraz wyrównać szanse kobiet na rynku pracy poprzez promowanie partnerskiego modelu rodziny.
Ale rząd nadal nie wprowadził dyrektywy unijnej w Polsce. Złamał tym samym zobowiązania wobec Parlamentu Europejskiego.
Tymczasem rząd lakonicznie traktuje ją również w „Strategii Demograficznej 2040”. W proponowanych działaniach służących realizacji celu - określonego jako „znoszenie barier dla rodziców chcących mieć dzieci” - dyrektywie poświęca tylko krótkie zdanie: „Rozwojowi opieki nad dziećmi będzie towarzyszyć wdrożenie dyrektywy Parlamentu Europejskiego..., szczególnie dzięki wprowadzeniu dwumiesięcznego urlopu dla ojców”.
"Nie mówi się nic o terminie wprowadzenia tej dyrektywy. Nie ma mowy o promowaniu większego zaangażowania się ojców w opiekę nad dzieckiem"
- mówi prof. Irena E. Kotowska. "Jest ono potrzebne, bo pomaga tworzyć bliskie relacje między dzieckiem a ojcem. Poza tym ułatwia kobietom kontynuację pracy zawodowej i łączenie jej z rodziną. Zaangażowanie ojca w opiekę nad małym dzieckiem jest ważnym elementem jakości związku, tworzenia relacji między partnerami a także między rodzicami i dziećmi”.
Zamiast tego w dokumencie podkreśla się, że kobiety głównie pracują w pełnym wymiarze, co może utrudniać im łączenie pracy zawodowej z rodziną i zniechęcać do zwiększenia liczby dzieci. Pomijając niedostatek miejsc w żłobkach, o którym świadczą przytoczone dane.
Ponad 60 proc. miejsc w żłobkach dostarczają placówki prywatne.
Jako działanie pronatalistyczne proponuje okresowe wycofanie kobiet z rynku pracy. Pisze, że "zwiększenie dzietności nawet kosztem możliwego okresowego wycofania z rynku pracy części kobiet o preferencjach na dom i rodzinę, w celu wychowania dzieci, może być inwestycją społeczną o istotnym znaczeniu dla długoterminowych rozwoju gospodarczego”.
"Nie mogę się z tym zgodzić. Jak można proponować dalsze zmniejszenie podaży pracy w warunkach jej narastającego niedoboru z powodu spadku liczby osób w wieku produkcyjnym? Przecież kluczowe dla ograniczenia negatywnego wpływu tej zmiany demograficznej na rozwój gospodarczy jest jak najlepsze wykorzystanie istniejących zasobów pracy, co oznacza konieczność działań na rzecz wzrostu aktywności zawodowej" - mówi demografka.
Ponadto przy tak szybko zmieniającym się rynku pracy okresowe wycofanie matek może skończyć się tym, że ich powrót do pracy będzie trudny, zwłaszcza dla kobiet z niższymi kompetencjami, o większej skłonności do rezygnacji z pracy. "A oczekiwany pronatalistyczny efekt wycofania kobiet z rynku pracy staje się jeszcze bardziej wątpliwy, gdy weźmie się pod uwagę przewidywania dotyczące wysokiej inflacji i sytuacji gospodarczej, a także sytuacji politycznej”.
Rozwój form opieki nad dziećmi jako działanie służące realizacji celu w postaci „znoszenie barier dla rodziców chcących mieć dzieci” ogranicza się do opieki nad dziećmi do lat trzech. Rząd pisze, że: "proponowane zmiany mają na celu uwzględnienie preferencji rodziców w zakresie form opieki nad dziećmi i zwiększenie możliwości wyboru sposobu opieki rodzicom dzieci w wieku 1 i 2 lata między opieką domową, łączoną domową/instytucjonalną i instytucjonalną. Rozwiązanie to zostanie wsparte przez zwiększenie możliwości pracy w elastycznych formach dla rodziców małych dzieci. Planowane działania mają także na celu wspierać solidarność międzypokoleniową z dziadkami i wzajemną wymianę usług" (s. 94).
„Nie dowiedziałam się o preferencjach rodziców, tylko o preferencjach kobiet. Uwaga jest skoncentrowana na kobietach i kierunku działań, który ma prowadzić do tego, aby to głównie one zajmowały się dziećmi. Nie ma dyskusji o rodzicach i rodzicielstwie, tylko o kobietach i macierzyństwie.
To jest dyskryminujące dla ojców"
- mówi OKO.press prof. Irena E. Kotowska.
Nie omawia się też w dokumencie rozwoju opieki i edukacji przedszkolnej. "Zajmowanie się dziećmi, to nie tylko opieka i wychowanie, ale także edukacja od najmłodszych lat. Nawiązywanie relacji przez bezpośrednie zajmowanie się dziećmi przez rodziców jest bardzo ważne. Ważne jest też, żeby rozwijać i dbać o lepszą jakość instytucjonalnych form opieki i edukacji dzieci, zanim rozpoczną naukę w szkole. W dokumencie nie dostrzegam docenienia tej formy inwestowania w kapitał ludzki dzieci i wyrównywania ich szans rozwojowych" - mówi prof. Kotowska.
Jako rozwiązania PiS wymienia:
Kierunki działań są dobre. Ale brakuje konkretnych szczegółowych rozwiązań. Najważniejsze powinno być podnoszenie jakości życia rodzin, co pośrednio może pomóc w podejmowaniu decyzji prokreacyjnych.
Nad nową strategią demograficzną rząd pracuje od ponad roku. Teraz przygotował nową wersję dokumentu. Projekt jest lepszy, ale cały czas trudny do zaakceptowania.
Wielokrotnie pisaliśmy w OKO.press, że PiS:
Pierwsza wersja Strategii Demograficznej 2040 została opublikowana w czerwcu 2021 roku i była ostro krytykowana przez naukowców. Prezydium Komitetu Nauk Demograficznych PAN opublikowało wtedy oficjalne stanowisko, w którym zarzuciło rządowi „myślenie życzeniowe” i „brak merytorycznej wiedzy” o procesach demograficznych. W dokumencie znajdowały się błędy – określenia naukowe mieszały się z kolokwialnym językiem i ideologiczną terminologią (określenie „ludność” zastępowało słowo „naród”). PiS zignorował całkowicie potrzeby kobiet i zmiany zachowań dotyczące tworzenia rodziny, a także dyskryminował związki pozamałżeńskie. Pisaliśmy o tym tutaj:
Kobiety
Polityka społeczna
Rząd Mateusza Morawieckiego
demografia
dyskryminacja
dzietność
kobiety
PiS
strategia demograficzna 2040
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze