0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plJakub Wlodek / Agenc...

"Strategia Demograficzna 2040" powstała w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej. Podczas konferencji "Uwarunkowania dzietności”, 19 września 2022 roku, zaprezentowała go Barbara Socha, pełnomocniczka rządu ds. polityki demograficznej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Konferencja została zorganizowana w ramach III Kongresu Demograficznego.

"Strategia Demograficzna 2040" to nowy pomysł rządu, którego głównym celem jest "wyjście z pułapki niskiej dzietności i zbliżenie się do poziomu dzietności gwarantującego zastępowalność pokoleń" (str.6). (O tym, że to cel nierealny do osiągnięcia piszemy niżej).

PiS w "Strategii" wyznaczył trzy cele szczegółowe (znajdują się na str.6):

  • wzmocnienie rodziny;
  • znoszenie barier decyzji prokreacyjnych dla rodziców chcących mieć dzieci,
  • a także podniesienie jakości zarządzania i wdrażania polityk dla rozwoju kompetencji administracyjnych.

„Uważamy, że wzmocnienie rodziny, która jest miejscem przychodzenia dzieci na świat, znoszenie barier dla potencjalnych rodziców i podniesienia jakości zarządzania i wdrażania polityk na szczeblu samorządowym i centralnym, to te czynniki, które należy rozwijać” – mówiła Marlena Maląg, szefowa ministerstwa rodziny i polityki społecznej cytując list, który premier Mateusz Morawiecki wysłał do uczestników konferencji.

Strategia (nie)demograficzna

Nad nową strategią demograficzną rząd pracuje od ponad roku. Jej pierwsza wersja została opublikowana w czerwcu 2021 roku i była ostro krytykowana przez naukowców. Prezydium Komitetu Nauk Demograficznych PAN opublikowało wtedy oficjalne stanowisko, w którym zarzuciło rządowi „myślenie życzeniowe” i „brak merytorycznej wiedzy” o procesach demograficznych. W dokumencie znajdowały się błędy - określenia naukowe mieszały się z kolokwialnym językiem i ideologiczną terminologią (określenie „ludność” zastępowało słowo „naród”). PiS zignorował całkowicie potrzeby kobiet i zmiany zachowań dotyczące tworzenia rodziny, a także dyskryminował związki pozamałżeńskie. Pisaliśmy o tym tutaj).

Teraz rząd przygotował nową wersję dokumentu. Poprawił błędy terminologiczne i zaproponował kilka korzystnych rozwiązań dla rodziców na rynku pracy. Projekt jest lepszy niż poprzednia wersja, ale cały czas nie jest do zaakceptowania. Bo PiS nadal:

  • nie dostrzega realnych barier w podejmowaniu decyzji o posiadaniu pierwszego lub kolejnego dziecka (źle identyfikuje bariery prokreacyjne);
  • stawia małżeństwo ponad związkami niemałżeńskimi;
  • pomija samodzielnych rodziców i rodziców dzieci z niepełnosprawnościami;
  • zapomina o zdrowiu prokreacyjnym.

Poza tym - mimo tego, że rząd nazywa dokument "Strategią Demograficzną" - według naukowców nie jest to... strategia demograficzna.

Nowa wersja dokumentu nie została jeszcze opublikowana na rządowych stronach. OKO.press rozmawia z prof. Ireną E. Kotowską z Instytutu Statystyki i Demografii SGH, honorową przewodniczącą Komitetu Nauk Demograficznych PAN, która analizuje z nami przygotowany przez rząd dokument.

Przeczytaj także:

Niska dzietność to nie zagłada

„Nowa wersja dokumentu jest lepiej napisana, ale... nadal nie jest to strategia demograficzna, bo zajmuje się tylko dzietnością. Pomija inne procesy demograficzne, które wymagają uważnego potraktowania" - mówi prof. Kotowska. Ten zarzut był sformułowany przez naukowców już przy ocenie projektu strategii demograficznej w 2021 roku.

"Autorzy podkreślają we wstępie, że Strategia Demograficzna 2040 »koncentruje się na obszarze dzietności, ze względu na szczególne znaczenie tej problematyki dla przeciwdziałania się starzeniu demograficznemu oraz spadkowi liczby ludności« (s.5). Takiego dokonali wyboru. Ale dokument powinien zostać nazwany zgodnie z jego treścią.

To program pronatalistycznej polityki rodzinnej.

[red. pronatalistyczna polityka rodzinna skupia się na propagowaniu rozrodczości, podnoszeniu dzietności rodzin]. Odczytuję to jako manipulację – tytuł sugeruje bowiem, że dokument zajmuje się także innymi procesami tworzącymi zmianę demograficzną w Polsce. Dyskutowaliśmy o nich w czerwcu 2022 roku na konferencji »Zrozumieć zmianę demograficzną«, zorganizowanej przez Komitet Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk w ramach III Kongresu Demograficznego”.

Dodatkowo rząd niską dzietność traktuje jako zagrożenie, a powrót do zastępowalności pokoleń jako jedyną szansę na uniknięcie głębokiej depopulacji.

„Tymczasem to, że nie mamy prostej zastępowalności pokoleń, nie oznacza zagłady dla populacji.

Potrzebna jest refleksja, jak dostosować się do tego, że reprodukcja ludności nie gwarantuje zastępowalności pokoleń. Przykładem w Europie mogą być Niemcy” - mówi demografka.

Nierealny cel

Główny cel rządowej strategii demograficznej to „wzrost dzietności w Polsce do 2040 roku zbliżony do poziomu zastępowalności pokoleń” (s.22). Tylko, że nie jest osiągalny. O tym, że sytuacja demograficzna w Polsce jest na tyle zła, że wzrost dzietności do poziomu bliskiego zastępowalności pokoleń jest niemożliwy pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie, m.in. tutaj.

Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego współczynnik dzietności w 2021 roku wynosił 1,32. Ten współczynnik to – według definicji GUS – „liczba dzieci, które urodziłaby przeciętnie kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego (15-49 lat) przy założeniu, że w poszczególnych fazach tego okresu rodziłaby z intensywnością obserwowaną w badanym roku”.

Oznacza to, że przy zachowaniu natężenia urodzeń według wieku z 2021 roku na 1000 kobiet w ciągu całego okresu rozrodczego przypada 1320 dzieci. O prostej zastępowalności pokoleń mówimy, gdy przy braku migracji i stałej umieralności poziom płodności gwarantuje, iż liczba ludności się nie zmienia. Wówczas współczynnik dzietności wynosi 2,1. To oznacza, że kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego powinna rodzić średnio więcej niż dwójkę dzieci.

Do tego nam daleko.

„Musimy oswoić się z dzietnością poniżej prostej zastępowalności pokoleń, co nie oznacza, że wzrost dzietności ma być nam obojętny.

Jednak oczekiwanie, że dzietność w Polsce wzrośnie do poziomu bliskiego zastępowalności pokoleń w ciągu dwóch najbliższych dekad wskutek określonych działań rządu, są nierealne”

– mówi OKO.press prof. Irena E. Kotowska. “Wskazuje na to nasza dotychczasowa wiedza na temat wpływu polityki rodzinnej na decyzje prokreacyjne".

Podczas ministerialnej konferencji mówił o tym prof. Tomas Sobotka z Vienna Institute of Demography, Austrian Academy of Sciences i Wittgenstein Centre for Demography and Global Human Capital. Podkreślał "znaczenie działań na rzecz poprawy warunków i jakości życia rodzin, uwzględniając ich różne formy i różnorodność potrzeb”.

Źle zidentyfikowane bariery prokreacyjne

Oczywiście dążenie do poprawy dzietności to dobry kierunek. Przywoływana w dokumencie luka między idealną i rzeczywistą liczbą dzieci świadczy o tym, że dzietność mogłaby być wyższa. Tu pojawia się przestrzeń przestrzeń dla konkretnych działań rządu.

„Ale te zaproponowane w Strategii Demograficznej 2040 nie rozwiążą problemu”.

Powód?

Po pierwsze, w dokumencie zostały źle zidentyfikowane bariery w podejmowaniu decyzji o dziecku. Decyzja o posiadaniu dziecka jest wynikiem mniej lub bardziej świadomego szacowania zysków i strat, jakich oczekuje kobieta – sama lub wspólnie z partnerem czy innymi członkami rodziny. Za dzieckiem przemawiają potrzeby, pragnienia i wartości. Przedstawimy je na wykresie poniżej:

Tym większe zatem szanse na załamanie udanego rodzicielstwa, im:

  • mniejsze wsparcie finansowe państwa;
  • gorsze warunki mieszkaniowe;
  • większy stres związany z utratą pracy czy zakłóceniem kariery zawodowej;
  • mniejsze wsparcie ze strony instytucji opiekuńczych i rodziny.

Według prof. Ireny E. Kotowskiej teraz największą barierą w podejmowaniu decyzji o dziecku stał się czynnik ekonomiczny:

„Młodzi ludzie od lat mają niezaspokojone potrzeby samodzielnego życia i mieszkania. Znacznie pogorszyły się więc warunki dla usamodzielniania się młodych pokoleń. Przede wszystkim ze względu na inflację, ograniczone możliwości kredytowe i dostęp do mieszkań”. Młode osoby często nie mogą wziąć kredytu, bo je na to nie stać (jak pisaliśmy w OKO.press, przyczynia się do tego także — konwencjonalna w takich okolicznościach — antyinflacyjna polityka NBP). Bez tych zaspokojonych potrzeb nie myślą nawet o pierwszym dziecku. Nie mówiąc o planowaniu kolejnego.

Jak dziecko, to w małżeństwie

Po drugie, PiS pomija fakt, że coraz więcej dzieci pojawia się i wychowuje w związkach niemałżeńskich. Nie dostrzega potrzeb rodziców - w zdecydowanej większości matek, wychowujących samodzielnie dzieci.

"Diagnoza sytuacji - nadal - jest podporządkowana tezie, że najlepszym miejscem powoływania do życia dzieci są związki małżeńskie. Tymczasem nie tylko wzrasta częstość urodzeń pozamałżeńskich, ale także

coraz częściej decyzja o zostaniu rodzicem wyprzedza decyzję o małżeństwie.

W 2020 roku średni wiek Polek w momencie rodzenia pierwszego dziecka był taki sam jak wiek zawarcia pierwszego małżeństwa, choć wcześniej ta różnica była dodatnia (blisko 5 mies. w 2010 roku), ale nadal wskazywała na to, iż poczęcie dziecka poprzedza zawarcie pierwszego małżeństwa przez kobiety. W innych krajach europejskich średni wiek zostania matką był niższy niż średni wiek zawarcia pierwszego małżeństwa - mówi prof. Kotowska" - mówi prof. Kotowska.

"Rząd nie dostrzega, że rosnąca część osób, która chce mieć dzieci, nie chce zawierać związku małżeńskiego.

Deklarowanie, że w programie działań na rzecz wzrostu dzietności rząd chce »uwzględnić w systemie wsparcia finansowego konstytucyjny obowiązek szczególnej ochrony małżeństwa«, oznacza dyskryminację innych form życia rodzinnego i pomijanie możliwego wkładu tych rodzin w kształtowanie dzietności".

Problem jest, diagnozy nie ma

Rząd identyfikuje główne wyzwania rozwoju demograficznego Polski. Twierdzi, że odpowiedź na nie umożliwi wzrost dzietności (s.30). Chodzi o:

  • przeciwdziałanie obniżaniu standardu życia rodziny wraz z urodzeniem kolejnych dzieci;
  • zwiększenie stopnia zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych;
  • ułatwianie łączenia pracy z opieką nad dziećmi;
  • podniesienie jakości edukacji;
  • poprawa stanu zdrowia Polaków;
  • zwiększenie kapitału społecznego, w tym wzmacnianie więzi rodzinnych;
  • rozwój infrastruktury i usług przyjaznych rodzinie;
  • efektywniejsze wykorzystanie potencjału samorządów i organizacji sektora obywatelskiego;
  • przeciwdziałania nierównościom regionalnym;
  • zapewnienie stabilnych, spójnych i efektywnych polityk.

“Trudno polemizować z tymi wyzwaniami, gdy poprzestajemy na ich nazwaniu. Zaskoczenie i sprzeciw pojawiają się przy ich bliższym opisie, a także przy określonych później kierunkach interwencji, czyli proponowanych rozwiązaniach. Ograniczę się do skomentowania, jak potraktowano dwa wyzwania – edukację i zdrowie" - mówi prof. Irena E. Kotowska.

To prawda - jakość edukacji jest ważna, ale w omówieniu tego wyzwania nie ma diagnozy obecnego stanu systemu oświaty.

A w tym odniesienia się do konieczności włączenia do edukacji dzieci uchodźców ukraińskich.

Jak poprawić edukację, bez realnej diagnozy problemów? Rząd całkowicie pomija ten problem.

Co z leczeniem niepłodności?

"Sugerowane w kolejnej części dokumentu działania mają charakter kierunkowy (np. dopasowanie ścieżek edukacji do rynku pracy, profilaktyka zachowań ryzykownych). Znaczna część omawianych działań dotyczy edukacji prorodzinnej i prozdrowotnej. Pierwsza ma "rozwijać kompetencje rodzinne i wspomagać rodziców w przygotowaniu dzieci i młodzieży do zakładania i tworzenia trwałych i szczęśliwych rodzin" (s.97). Druga - przekazywać "wiedzę o własnym ciele, fizjologii i zdrowym stylu życia dostosowaną do wieku oraz poziomu rozwoju dzieci i młodzieży".

"Działania te nie odnoszą się do najbardziej dotkliwych problemów systemu oświaty, dyskutowanych szeroko zagrożeń zdrowia i rozwoju dzieci i młodzieży. A także narastających nierówności edukacyjnych wśród dzieci” – mówi prof. Kotowska.

Podobnie wygląda sprawa z wyzwaniem określonym jako "poprawa stanu zdrowia Polaków". "W opisie zajęto się profilaktyką zdrowotną, pomijając dostęp do usług zdrowotnych. Nie ma wzmianki o sytuacji rodzin z przewlekle chorymi dziećmi" - mówi demografka.

Rząd widzi tylko to, co chce

We fragmencie tekstu pod tytułem: "Odpowiedź na wyzwanie niepłodności" (s.57) pojawia się stwierdzenie , że „częstą przyczyną trudności z poczęciem jest brak świadomości odnośnie do optymalnego wieku kobiety do zajścia w ciążę i odkładanie urodzeń na później". Rząd zamieścił tam tylko informację, że "w Polsce niepłodność dotyczy około 20 proc. par w wieku prokreacyjnym, czyli około 1,5 mln par".

"W części dokumentu omawiającej działania nie proponuje konkretnych rozwiązań, poprzestając na stwierdzeniu »rosnące znaczenie dla potencjału prokreacyjnego ma wczesna diagnoza, profilaktyka i wysokospecjalistyczne leczenie niepłodności leżącej zarówno po stronie kobiet, jak i mężczyzn«” - mówi prof. Kotowska.

Przypomnijmy, że rząd usunął leczenie niepłodności z listy celów Narodowego Programu Zdrowia na najbliższe lata. Diagnostyka niepłodności - nawet jeżeli jest wykonywana w systemie usług publicznych, choć na ogół sięga się też do usług prywatnych - kończy się na ustaleniu, czy występuje niepłodność. "Jak jest zdiagnozowane zapalenie płuc, to następnym krokiem jest leczenie. Tymczasem w publicznym systemie zdrowia w Polsce nie leczy się niepłodności" - mówi demografka.

Jedną z najbardziej efektywnych metod leczenia niepłodności jest metoda in vitro. PiS nie wspomina o tym w dokumencie.

Nieskuteczna polityka rodzinna

Jak rząd chce "wzmacniać rodzinę" i znosić bariery w podejmowaniu decyzji o pierwszym lub kolejnym dziecku? Tu pojawia się następny problem. Według rządu rozwiązaniem w zakresie “przeciwdziałanie obniżeniu standardu życia rodziny wraz z urodzeniem kolejnych dzieci” jest zabezpieczenie finansowe rodzin.

“Nie zgadzam się z tym, że obniżenie standardu życia rodziny wynika tylko z tego, że dochody są wydawane na większą liczbę osób w rodzinie. Obniżanie standardu życia wiąże się też z tym, że pojawiają się nowe potrzeby, które nie są zaspokajane przez usługi publiczne.

Przeciwdziałanie obniżeniu standardu życia nie może ograniczać się do transferów finansowych.

Zwłaszcza w warunkach znacznego pogorszenia się dostępu do usług publicznych i ich jakości” - mówi prof. Irena E. Kotowska.

Wielokrotnie pisaliśmy w OKO.press, że pieniędzmi rząd PiS nie kupi dzietności. A także o tym, że program 500 plus to demograficzna porażka. Rząd przespał lata koniunktury, w których mógł stworzyć sensowną politykę rodzinną, rozwijając sieć żłobków i przedszkoli, uelastyczniając urlopy rodzicielskie czy wspierając program in vitro.

Co z dziećmi z niepełnosprawnościami?

"Z punktu widzenia oddziaływania na świadomość i decyzje rodzicielskie, ta polityka rodzinna nie będzie skuteczna. Uważam, że nie zostanie osiągnięty główny cel, czyli wzrost dzietności do poziomu zbliżonego do zastępowalności pokoleń do 2040 roku" - mówi demografka.

"Podstawowym grzechem tego dokumentu jest pomijanie znacznej części rodzin (związki niemałżeńskie, samodzielni rodzice), niedostrzeganie potrzeb rodzin z dziećmi z niepełnosprawnością. A przede wszystkim

skupienie uwagi na zachętach do prokreacji, zamiast na wspieraniu warunków i jakości życia wszystkich form rodziny".

Brakuje też rozpoznania ich zróżnicowanych i zmieniających się podczas potrzeb. Rząd wyznacza w Strategii Demograficznej 2040 również korzystne dla rodziców rozwiązania. Chodzi m.in. o rynek pracy, na którym rząd zamierza m.in. zwiększyć elastyczność pracy, dążyć do stabilności zatrudnienia rodziców czy wspierać pracodawców zatrudniających kobiety, które wracają do pracy po urodzeniu dziecka.

Ale lista priorytetów jest inna.

Co na początek?

Rząd w pierwszej kolejności powinien:

  • Ulepszyć i rozbudować infrastruktury dotyczącą zdrowia prokreacyjnego. Chodzi zarówno o lepszą diagnostykę, jak i oferowanie sprawdzonych metod leczenia niepłodności w systemie usług publicznych.
  • Poprawić jakość edukacji - dofinansowanie nauczycieli i uzupełnić braki kadrowe. Skupić się na rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach.
  • Wysłuchać rodziców osób z niepełnosprawnościami, którzy od lat walczą o godne życie.
  • Poprawić stan psychiatrii dziecięcej.
  • Zmienić trudną dla prokreacji atmosferę (już teraz widzimy skutki drakońskiego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który sprawia, że kobiety boją się rodzić. Pisaliśmy o tym tutaj).

"Rząd nie skupia się na poprawie jakości życia rodziców i ich dzieci, żyjących w różnych rodzinach. Pokazanie, że Polska jest krajem, w którym dobrze się żyje posiadając dziecko, a jego choroba nie pozbawia rodziców szans na godne życie, miałoby najlepszy efekt dla dzietności.

Tymczasem rząd stawia cel sam w sobie - żeby dzietność rosła.

A potem ogólnikowo rozważa, co zrobić, żeby to się wydarzyło odwołując się do własnej percepcji, która jest niezgodna z realnymi zmianami zachowań dotyczących rodziny".

;

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze